Promocje
*******
Aiden W. Tozer
Boży podbój
Dodano 1.3.2014.
Rozdział:
„NAPEŁNIJCIE SIĘ DUCHEM”
(List do Efezjan 5,18)
"ŻYCIE WYPEŁNIONE DUCHEM"
Trudno byłoby pomyśleć, że napełnienie Duchem Świętym może być przedmiotem dyskusji między chrześcijanami, gdyż dobrze oni wiedzą, że każdy z nich może i powinien być napełniony Nim.
Znajdą się jednak tacy, którzy powiedzą, że Duch Święty nie jest dla zwykłych chrześcijan, lecz dla osób służących w Kościele i dla misjonarzy. Jeszcze inni będą utrzymywać, że miara Ducha otrzymanego przy odrodzeniu jest równa doświadczeniu napełnienia w Dniu Pięćdziesiątnicy i że błędem jest żywić nadzieję na dodatkowe napełnienia.
Niektórzy zaś wyrażą tęskną nadzieję, że może któregoś dnia zostaną napełnieni, a jeszcze inni będą unikać tego tematu z racji skromnej wiedzy, chcąc w ten sposób uniknąć zakłopotania.
Chcę tutaj śmiało stwierdzić, że zgodnie z radosną wiarą, jaką posiadam, istnieje możliwość obfitego wylania Ducha Świętego na każdego wierzącego, daleko przekraczająca to, co otrzymaliśmy przy nawróceniu.
Chciałbym jeszcze dodać, że doświadczenie to zdecydowanie przekracza wszystkie doznania ogromnej liczby zachowawczych chrześcijan naszych czasów. Musimy skorygować nasze myślenie na ten temat.
Dopóki wątpliwości nie zostaną usunięte, wiara jest niemożliwa.
Bóg nie będzie zaskakiwał wątpiącego serca wylaniem Swojego Świętego Ducha.
Nie napełni też nikogo, kto stawia doktrynalne pytania odnośnie do możliwości bycia napełnionym.
W celu usunięcia wątpliwości i wzbudzenia ufnych oczekiwań zalecałbym wyłącznie pełne szacunku studium Słowa Bożego. Chętnie oprę moje rozważania na tekście Nowego Testamentu. Jeżeli staranne i pokorne zbadanie słów Chrystusa i słów Jego apostołów nie doprowadzi nas do uwierzenia w możliwość bycia napełnionym Duchem Świętym, to nie widzę, żadnych powodów do szukania odpowiedzi gdzie indziej.
Nie na wiele się przyda poznanie przekonań tego lub innego nauczyciela wiary na ten temat.
Jeżeli Pismo nie naucza doktryny o napełnieniu Duchem Świętym, to żadne inne argumenty nie są w stanie jej potwierdzić, a wszelkie wezwania do bycia napełnionym są bezwartościowe.
Nie chcę niczego udowadniać osobom zgadzającym się z tym nauczaniem. Niech ten, kto szuka informacji, sam zbada wszystkie dowody.Jeśli zaś zdecyduje, że Nowy Testament nie uzasadnia wiary w możliwość bycia napełnionym Duchem Świętym, niech zamknie tę książkę i oszczędzi sobie trudu dalszej lektury.
Rzeczy, o których chcę tutaj mówić, przeznaczone są dla uszu mężczyzn i kobiet, mających za sobą czas stawania pytań i którzy doszli już do pełnego przekonania, że z chwilą spełnienia odpowiednich warunków, zostaną rzeczywiście napełnieni Duchem Świętym.
Zanim człowiek może zostać napełniony Duchem, musi najpierw być całkowicie pewien, że chce tego.
Należy to potraktować z całą powagą.
Wielu chrześcijan chce być napełnionych, lecz ich pragnienie ma niesprecyzowany, romantyczny charakter i trudno jest nawet nazwać je pragnieniem. Nie wiedzą prawie nic o kosztach, które napełnienie za sobą pociąga.
Wyobraźmy sobie, że rozmawiamy z osobą zainteresowaną napełnieniem Duchem Świętym. Tą osobą jest młody chrześcijanin. Powiedzmy, że spotkał się z nami w celu dowiedzenia się czegoś więcej o życiu wypełnionym Duchem Świętym. W odpowiedzi na jego prośbę, z całą delikatnością staramy się zbadać jego duszę, stawiając na przykład pytania:
„Czy jesteś pewien, że naprawdę chcesz być wypełniony Duchem, który rzeczywiście jest jak Jezus – łagodny i pełen miłości, lecz który zażąda, abyś uczynił go Panem nad całym swoim życie?
Czy zgadzasz się, aby ktoś inny zawładną twoją osobowością, nawet jeżeli jest to Duch samego Boga?
Z chwilą, gdy Duch obejmuje władzę nad twoim życiem, będzie oczekiwał od ciebie bezwarunkowego posłuszeństwa we wszystkim.
Nie będzie tolerował w tobie żadnych grzechów płynących z egoizmu, chociaż inni chrześcijanie się ich dopuszczają i znajdują dla nich wytłumaczenie.
Mówiąc o tych grzechach egoizmu mam na myśli samolubstwo, użalanie się nad sobą, pokładanie ufności w sobie, liczenie na własną sprawiedliwość, wywyższanie się, samo usprawiedliwianie.
Poznasz, że Duch ostro przeciwstawia się łatwym drogom tego świata, którymi chodzą wielkie tłumy pielgrzymujące w granicach religii.
Duch, dla twojego dobra będzie o ciebie zazdrosny.
Nie pozwoli ci chwalić się przed innymi, zadzierać nosa czy popisywać się.
Przejmie od ciebie kierowanie twoim życiem.
Zarezerwuje sobie prawo do wypróbowania cię, wychowywania i karcenia – dla dobra twojej duszy.
Pozbawi cię wszystkich graniczących z grzechem przyjemności, którymi cieszą się inni chrześcijanie, które jednak dla ciebie stałyby się źródłem podstępnego zła.
I w tym wszystkim ogarnie cię miłością tak ogromną, tak potężną, tak wszechobejmującą i niebywała, ze wszelkie twoje straty wydadzą ci się zyskiem, a wszelki ból – przyjemnością.
Oczywiście ciało będzie skamleć pod jego jarzmem i będzie się skarżyć, że ten ciężar jest nie do zniesienia.
Ty jednak zostaniesz dopuszczony do uczestniczenia w świętym przywileju i będziesz mógł powiedzieć «w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół»
Patrząc na przedstawione ci warunki, czy nadal chcesz być napełniony Duchem Świętym?”
Jeżeli te słowa wydają się nam surowe, nie zapominajmy, że droga krzyża nigdy nie należała do łatwych. Czar i blask towarzyszące popularnym ruchom religijnym są tak fałszywe, jak fałszywa jest jasność skrzydeł anioła ciemności przybierającego postać anioła światłości.
Duchowa lękliwość, obawiająca się przedstawić prawdziwy charakter krzyża, nie ma nic na swoją obronę, gdyż prowadzi wyłącznie do rozczarowań i tragedii.
Zanim zostaniemy napełnieni Duchem, musimy najpierw osiągnąć taki stopień pragnienia, który nas całkowicie pochłonie. Na jakiś czas to pragnienie musi stać się najważniejszą rzeczą naszego życia, musi być tak ostre i natarczywe, aby wyprzeć wszystko inne.
Pełnia osiągania w życiu ludzkim odzwierciedla zawsze intensywność słusznych pragnień.
Boga mamy tyle, ile aktualnie Go pragniemy.
Na drodze do życia wypełnionego Duchem Świętym stoi jeszcze jedna poważna przeszkoda: teologia samozadowolenia, akceptowana w szerokich kręgach ewangelicznych chrześcijan naszych czasów. Zgodnie z nią mocne pragnienie jest znakiem niewiary i dowodem nieznajomości Pisma.
Jednak samo Słowo Boże dostarcza wystarczających dowodów do obalenia tej teorii, a faktem jest, że postawa samozadowolenia nigdy nie doprowadziła swoich wyznawców do rzeczywistej świętości życia.
Osobiście wątpię, czy kiedykolwiek ktoś otrzymał niebiańskie natchnienie, o którym tu mowa, bez wcześniejszego okresu doświadczania głębokich obaw i wewnętrznych niepokojów.
Religijne zadowolenie zawsze było wrogiem życia duchowego.
Biografie świętych pokazują, że droga do duchowej wielkości zawsze wiodła przez wiele cierpień i wewnętrzny ból.
Sformułowanie „droga krzyża”, chociaż w pewnych kręgach rozumiane, jako coś pięknego i miłego, sercu człowieka, dla prawdziwego chrześcijanina ciągle oznacza odrzucenie i stratę.
Nikt nigdy jeszcze nie ciszył się z krzyża, tak jak nikt nigdy nie cieszył się z gilotyny.
Chrześcijanin szukający lepszych rzeczy, gdy doszedł do przerażającego odkrycia, że jego stan jest absolutnie rozpaczliwy, nie musi się zniechęcać. Rozpacz z powodu swojego stanu, gdy towarzyszy jej wiara, jest dobrym przyjacielem człowieka, ponieważ niszczy najpotężniejszego wroga naszego serca i przygotowuje duszę na działanie Pocieszyciela.
Poczucie całkowitej pustki, rozczarowania, ciemności może (gdy będziemy czujni i dobrze zrozumiemy sens tego) być cieniem w dolinie cieni, który poprowadzi nas do owocnych pól, leżących poza nią.
Jeśli natomiast nie zrozumiemy tego właściwie i będziemy stawiać opór przychodzącemu do nas Bogu, pozbawimy się całkowicie wszystkich dobrodziejstw przygotowanych dla nas przez niebiańskiego Ojca.
Gdy będziemy współpracować z Bogiem, wówczas On zabierze nam wszelką naturalną pociechę, służącą nam od dawna jako matka-karmicielka i postawi nas w miejscu, gdzie nie znajdziemy oprócz Pocieszyciela żadnej pomocy.
On zedrze nam maskę i pokaże, jak naprawdę mali jesteśmy.
Gdy zakończy Swą pracę w nas, poznamy, co miał na myśli nasz Pan mówiąc:
„Błogosławieni ubodzy w duchu”.
Miejcie całkowitą pewność, że wśród tych bolesnych karceń nasz Bóg nigdy nas nie opuści.
Nie zostawi nas ani nas nie porzuci, nie będzie się gniewał na nas, ani nie będzie nas gromił.
Nie zerwie Swojego przymierza, ani nie zmieni słów, które wyszły z Jego ust.
Będzie nas strzegł jak źrenicy Swego oka, będzie czuwał nad nami, jak matka czuwa nad swym dzieckiem.
Jego miłość nie zawiedzie nas, nawet gdy będziemy przez Niego prowadzeni do samo ukrzyżowania tak rzeczywistego i tak straszliwego, że możemy je wyrazić tylko w wołaniu:
„Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?”
Wyprostujemy więc naszą teologię w tej kwestii. To bolesne odarcie nie ma nic wspólnego z ludzkimi zasługami. „Ciemna noc duszy” nie zna ani jednego, choćby maleńkiego podstępnego promyka sprawiedliwości opartej na własnych zasługach.
Przez cierpienie nie wypracowujemy sobie namaszczenia, za którym tęsknimy.
Przez oczyszczenie duszy nie stajemy się Bogu drożsi ani nie zyskujemy w Jego oczach dodatkowych łask.
Wartość tego doświadczenia kryje się w jego mocy odcięcia nas od spraw tego życia i pochłonięcia na powrót do wieczności. Służy ono opróżnienia naszych ziemskich naczyń i przygotowania ich na napełnienie Duchem Świętym.
Wypełnienie Duchem wymaga od nas poddania wszystkiego, przejścia przez wewnętrzną śmierć, wyrwanie z serca zgromadzonego w nim od wieków Adamowego śmietniska i otwarcia wszystkich pomieszczeń dla niebiańskiego Gościa.
Duch Święty jest żywą Osobą i tak powinien być traktowany. Nigdy nie wolno nam myśleć o Nim jako o ślepej energii czy bezosobowej mocy.
Duch słyszy, widzi czuje, tak jak każda osoba.
Duch mówi i słyszy, tak jak my mówimy i słyszymy.
Możemy Mu się podobać lub Go zasmucać, spowodować Jego zamilkniecie – tak jak w przypadku każdej innej osoby.
On na pewno odpowie na nasze lękliwe wysiłki poznania Jego Osoby i On sam wyjdzie nam naprzeciw.
Musimy pamiętać, że niezależnie od swojej wspaniałości, wypełnienie Duchem, będąc z całą pewnością doświadczeniem przełomowym, jest tylko środkiem służącym czemuś większemu.
Tą większą rzeczą jest chodzenie w Duchu Świętym przez wszystkie dni naszego życia, gdy Jego potężna Osoba mieszka w nas, kieruje nami, poucza i wyposaża w moc.
Nieustanne chodzenie w Duchu wymaga od nas spełnienia pewnych warunków, jasno wyłożonych w Piśmie Świętym, aby każdy mógł je poznać.
Chodzenie w Duchu wymaga od nas między innymi życia Słowem Bożym – które będzie dla nas tak konieczne, jak powietrze.
Nie mam tu wcale na myśli studiowanie wykładów o biblijnych doktrynach. Myślę natomiast o rozważaniu Słowa „dzień i noc”. Mamy je kochać i karmić się nim, rozmyślać o nim w każdej godzinie dnia i nocy.
Jeżeli sprawy życia wymagają od nas skupionej uwagi, to nawet wtedy, dzięki błogosławionym myślom, możemy nieustannie zachowywać Słowo Prawdy w umyśle.
Jeżeli chcemy się podobać zamieszkującemu w nas Duchowi, musimy być całkowicie pochłonięci Chrystusem.
Teraźniejsze dzieło Ducha polega na oddawaniu czci Jezusowi, tak więc wszystkie Jego poczynania są ostatecznie podporządkowane temu celowi.
Musimy uczynić z naszych myśli czystą świątynię, aby On mógł tam zamieszkać.
Duch mieszka w naszych myślach.
Splamione myśli są dla Niego tak samo odrażające, jak zabrudzone szaty dla króla.
Ponad to wszystko mamy mieć wiarę pełną otuchy i trwać w niej niezależnie od zmienności naszych stanów emocjonalnych.
Życie wypełnione przez Ducha nie jest luksusowym wydaniem chrześcijaństwa, którym cieszy się niewielka liczba uprzywilejowanych wierzących, stworzonych z delikatniejszej gliny.
Jest ono raczej normalnym stanem każdego odkupionego mężczyzny i kobiety żyjących na całym świecie.
Gdyż „tajemnica ta, ukryta od wieków i pokoleń, teraz została objawiona Jego świętym, którym Bóg zechciał oznajmić, jak wielkie jest bogactwo chwały tej tajemnicy pośród pogan. Jest nią Chrystus pośród nas – nadzieja chwały”.
Faber, w jednym ze swoich pełnych słodyczy i czci hymnów, zwrócił się do Ducha Świętego tymi słowami:
„O ty – coś oceanem wielkim
Wód Twej miłości niestworzonej
Wewnątrz mej duszy rozlał się –
Drży cały – kiedy czuję Cię.
Morzem bez brzegów jesteś Ty –
Straszny, nieogarniony Pan –
Co w wąskie moje serce wlał
Ogrom swych wód bez miar”.
http://www.youtube.com/watch?list=RDTVBdfitJ-ZI&v=NvTUrZrIMrY
Ofiaruje Tobie Panie Mój
http://www.youtube.com/watch?v=TVBdfitJ-ZI
Duchu Święty przyjdź
http://www.youtube.com/watch?v=ezUkr0Ec7_o&list=RDTVBdfitJ-ZI
Chwale Ciebie Panie
http://www.youtube.com/watch?v=FrylCMk4XUw&list=RDTVBdfitJ-ZI
Deus Meus - Pan Jest Pasterzem Moim
http://www.youtube.com/watch?v=b9Cc1UDGZug&list=RDTVBdfitJ-ZI
Duchu Święty Ogarnij Mnie
Dodano 26.2.2014.
Rozdział:
„DUCHA PRAWDY, KTÓREGO ŚWIAT PRZYJĄC NIE MOŻE”
(Ewangelia wg św. Jana 14,17)
"DLACZEGO ŚWIAT NIE MOŻE PRZYJĄĆ"
Wiara chrześcijańską oparta na Nowym Testamencie uczy, ze pomiędzy światem a Kościołem zachodzi całkowita sprzeczność. Zwróciłem na to uwagę we wcześniejszym rozdziale, lecz sprawa ta ma tak ogromne znaczenie dla poszukującej duszy, że czuję się zobowiązany wyłożyć ją obszerniej.
Stwierdzenie, że próby porzucenia mostu nad przepaścią oddzielająca świat od Kościoła są powodem problemów obecnego chrześcijaństwa, jest czymś więcej niż tylko religijnym banałem. Przeprowadziliśmy nielegalne małżeństwo, do zawarcia którego Biblia nie daje żadnych podstaw. Tak naprawdę niemożliwa jest jakakolwiek autentyczna jedność między światem a Kościołem. Z chwilą, gdy Kościół łączy się ze światem, przestaje być prawdziwym Kościołem, a staje się żałosną hybrydą, obiektem uśmiechniętej pogardy świata o obrzydliwością przed Panem.
Półmrok, w którym przebywa wielu (może powinniśmy powiedzieć większość?) wierzących nie jest spowodowany niejasnością Biblii. Nie ma nic bardziej przejrzystego od wypowiedzi Pisma na temat stosunku chrześcijaństwa do świata. Zamieszanie wokół tej sprawy bierze się z niechęci zdeklarowanych chrześcijan do poważnego traktowania Słowa Bożego. Chrześcijaństwo jest tak bardzo wplątane w świat, że miliony wierzących nie domyślają się nawet, jak bardzo są oddaleni od wzoru Nowego Testamentu. Wszędzie widzimy kompromisy. Świat prezentuje się po odpowiednim wybieleniu, aby tylko udało mu się przejść pod okiem inspekcji ślepców udających wierzących, odwiecznie szukających uznania otaczającego świata. Dzięki wzajemnym ustępstwom ludzie, którzy nazywają siebie chrześcijanami, i ludzie, którzy wobec rzeczy Bożych odczuwają jedynie cichą pogardę dochodzą do porozumienia.
A dotyczy to wszystko sfery duchowej. Człowiek staje się chrześcijaninem nie dzięki przynależności kościelnej, lecz dzięki nowemu narodzeniu. Człowiek jest chrześcijaninem dlatego, że zamieszkał w nim Duch. Tylko to, co narodziło się z Ducha, jest duchem. Ciała nigdy nie można przekształcić w ducha, bez względu na liczbę dostojników kościelnych, którzy by się przy tym trudzili Konfirmacja, chrzest, komunia święta, wyznanie wiary: żadna z tych rzeczy osobno czy wszystkie razem nie zmienią ciała w ducha, ani nie uczynią z syna Adama syna Boga.
„Na dowód tego, ze jesteście synami – pisał św. Paweł do Galatów – Bóg wysłał do serc naszych Ducha Syna Swego, który woła: Abba, Ojcze!”
Do Koryntian napisał: „Siebie samych badajcie, czy trwacie w wierze; siebie samych doświadczajcie! Czyż nie wiecie o samych sobie, że Jezus Chrystus jest w was? Chyba żeście odrzuceni”.
Do Rzymian: „Wy jednak nie żyjecie według ciała, lecz według Ducha, jeśli tylko Duch Boży, w was mieszka. Jeżeli zaś kto nie ma Ducha Chrystusowego, ten do Niego nie należy”.
Gdyby naśladowcy Chrystusa zaczęli rzeczywiście iść za Nim, zamiast naśladować siebie nawzajem, wówczas to straszne zamieszanie, widocznie powszechnie w życiu chrześcijan, ustąpiłoby w ciągu jednego dnia. Nasz Pan był bardzo radykalny w Swoim nauczaniu odnośnie do wierzących i świata.
Przy pewnej okazji nasz Pan odpowiedział na pewną spontaniczną, lecz cielesna radę Swojego brata w ten sposób:
„Dla Mnie stosowny czas, jeszcze nie nadszedł, ale dla was zawsze jest do rozporządzenia. Was świat nie może nienawidzić, ale mnie nienawidzi, bo Ja o nim świadczę, że złe sa jego uczynki”.
Jezus utożsamiał swoich cielesnych braci ze światem i stwierdził, że należą oni do innego ducha, niepodobnego Jego duchowi. Świat Go nienawidził, ale nie mógł nienawidzić Jego braci, gdyż nie mógł nienawidzić siebie samego. Dom podzielony nie może się ostać. Dom Adama musi pozostać lojalny wobec siebie samego, gdyż w przeciwnym razie mógłby się rozpaść. Chociaż cieleśni synowie spierają się ze sobą, to w gruncie rzeczy istnieje między nimi jedność. Wraz z przyjściem Ducha Świętego zostaje tu wprowadzony obcy element
„Jeżeli was świat nienawidzi – powiedział Pan do Swoich uczniów – wiedzcie, że Mnie pierwej znienawidził. Gdybyście byli ze świata, świat by was kochał jako swoją własność. Ale ponieważ nie jesteście ze świata, bo Ja was wybrałem sobie ze świata, dlatego was świat nienawidzi”.
Apostoł Paweł wyjaśniał Galatom różnicę pomiędzy dzieckiem niewolnicy a dzieckiem kobiety wolnej: „Ale jak wówczas ten, który się urodził tylko według ciała, prześladował tego, który się urodził według ducha, tak dzieje się i teraz”.
Tak więc widzimy, że przez cały Nowy Testament została przeprowadzona wyraźna linia oddzielająca Kościół od świata. Nie ma ziemi neutralnej. Pan nie uznaje żadnego dobra pochodzącego „ze zgadzania się na niezgodę”, aby naśladowcy Baranka mogli adaptować drogi tego świata do swojego życia i podróżować jego ścieżkami.
Przepaść pomiędzy prawdziwym chrześcijaninem a światem jest tak samo wielka, jak ta pomiędzy bogaczem a Łazarzem. I jeszcze coś, ta sama przepaść oddziela świat ludzi odkupionych od świata ludzi upadłych.
Dobrze to wiem i głęboko odczuwam, że nauczanie to jest bardzo obraźliwe dla wielkiej rzeszy światowców, którzy drepcą wewnątrz tradycyjnej owczarni. Nie mam żadnej nadziei, że mógłbym uniknąć posądzenia o bigoterię czy nietolerancję, które z pewnością podniosą przeciwko mnie ludzie religijni, niezadowoleni i pragnący stac się owcami dzięki samemu przebywaniu.
Lecz my musimy również stawić czoła twardej prawdzie: człowiek nie staje się chrześcijaninem wskutek obcowania z ludźmi chodzącymi do kościoła ani dzięki religijnym spotkaniom ani tez religijnej edukacji.
Człowiek staje się chrześcijaninem tylko dzięki wtargnięciu Ducha Bożego do ludzkiej natury, co owocuje nowym narodzeniem.
Chrześcijanin zrodzony w ten sposób staje się natychmiast członkiem nowej rasy: „Wy zaś jesteście wybranym plemieniem, królewskim kapłaństwem, narodem świętym, ludem Bogu na własność przeznaczonym […] którzyście byli nie-ludem, teraz zaś jesteście ludem Bożym, którzyście nie dostąpili miłosierdzia, teraz zaś jako ci, którzy miłosierdzia doznali”.
Przytoczone wersety nie zostały wyrwane z kontekstu ani też nie koncentrują się na jednej tylko stronie prawdy. Nauczanie tego fragmentu zgadza się z nauką ca slego Nowego Testamentu. Jest to niczym zaczerpnięcie kubka wody z morza. Woda w kubku nie jest całym morzem, lecz jego wiarygodną próbką, doskonale odpowiada jego reszcie.
Problem współczesnych chrześcijan nie polega na niewłaściwym rozumieniu Biblii, trudność leży w doprowadzeniu naszych krnąbrnych serc do przyjęcia jej prostych wskazówek. Naszym problemem jest skłonienie naszych umysłów rozkochanych w świecie do uczynienia rzeczywiście Jezusa Panem, zarówno w czynach, jak i w słowach. Bo co innego jest mówić: „Panie, Panie”, a zupełnie czymś innym jest posłuszeństwo Jego Przykazaniom. Możemy śpiewać „Ukoronujmy Go na Króla wszystkiego” i możemy radować się brzmieniem głośnych organów i piękną harmonią głosów, ale nie będzie to miało żadnego znaczenia, dopóki nie porzucimy świata i nie zwrócimy naszych twarzy w kierunku miasta Bożego w twardych realiach życia. Gdy wiara staje się posłuszeństwem, wówczas dopiero staje się prawdziwą wiarą.
Duch świata jest mocny i przenika nas tak skutecznie, jak zapach dymu wnika w ubranie. Jest on w stanie zmienić swoją twarz stosownie do okoliczności i zwieść wielu prostolinijnych chrześcijan, których zmysły nie są jeszcze wyćwiczone w odróżnianiu dobra od zła. Może on również bawić się w religię i mieć wszelkie zewnętrzne pozory szczerości. Może doświadczać wyrzutów sumienia (zwłaszcza podczas Wielkiego Postu) i może nawet kajać się z powodu swoich złych dróg i wyznawać je publicznie. Będzie umiał wysławiać wiarę i korzyć się przed Kościołem w celu osiągnięcia swoich zamiarów. Będzie łożył na cele charytatywne i promował kampanię zbierania odzieży dla ubogich.
Tylko Chrystus musi pozostać na uboczu i nie wolno Mu ubiegać się o panowanie.
Tego bowiem duch świata nie zniesie. Wobec prawdziwego Ducha Chrystusowego okaże on zawsze sprzeciw. Opinia publiczna (która zawsze ma na względzie jego korzyści) rzadko potraktuje uczciwie dziecko Boże. Jeżeli fakty będą się domagały łaskawego sprawozdania, uczyni to w tonie protekcjonalizmu i ironicznym, przepojonym pogardą.
Zarówno synowie świata, jak i synowie Boży zostali ochrzczeni duchem. Lecz duch świata i Duch zamieszkały w sercach ludzi wierzących, dwukrotnie narodzonych, są od siebie tak odległe, jak odległe jest niebo od piekła.
Nie tylko, że pozostają w całkowitej opozycji wobec siebie, to występują również między nimi ostre konflikty.
Dla syna ziemskiego rzeczy Ducha są albo śmieszne, i wtedy się dobrze bawi, albo pozbawione sensu, a wówczas jest znudzony.
„Człowiek zmysłowy bowiem nie pojmuje tego, co jest z Bożego Ducha. Głupstwem mu się to wydaje i nie może tego poznać, bo tylko duchem można to rozsądzić”.
W Pierwszym Liście św. Jana ciągle powtarzane są słowa: oni i wy, wskazujące na dwa zupełnie różne światy. Oni odnosi się do mężczyzn i kobiet z upadłego świata Adama; wy wskazuje na wybranych, którzy poszli za Chrystusem, zostawiając wszystko. Apostoł nie pada na kolana przed małym bogiem Tolerancji (czczenie którego stało się wtórną i pustą religią Ameryki); lecz jest otwarcie nietolerancyjny. Dobrze wie, że tolerancja może być tylko inną nazwą obojętności.
Aby zaakceptować nauczanie takiego człowieka jak św. Jan, potrzebna zdecydowana wiara.
O wiele łatwiej przyjdzie zamazanie linii granicznych i nieznieważanie innych.
Pobożne ogólniki i użycie słówka my w odniesieniu do chrześcijan i niewierzących wydają się o
wiele bezpieczniejsze. Bożym Ojcostwem próbuje się otoczyć Kubę Rozpruwacza i proroka Daniela. Nikt nie czuje się dotknięty, każdy jest mile połechtany i gotowy wstąpić do nieba. Jednak apostoł
Jam, który skłaniał głowę na piersi Jezusa, nie da się łatwo zwieść. Ten właśnie człowiek narysował linię dzielącą rasę ludzką na dwa obozy, oddzielając zbawionych od zgubionych.
Tych, którzy powstaną odebrać wieczną nagrodę od tych, którzy zapadną się w otchłań ostatecznej rozpaczy. Z jednej strony stoją oni, którzy Boga nie znają, z drugiej wy (można to zamienić na my), a pomiędzy nimi znajduje się przepaść moralna – zbyt rozległa, aby jakikolwiek człowiek mógł ją przekroczyć.
Apostoł Jan ujmuje to w ten sposób: „Wy dzieci, jesteście z Boga i zwyciężyliście ich, ponieważ większy jest Ten, Który w was jest, od tego, który jest w świecie. Oni są ze świata, dlatego mówią tak, jak mówi świat, a świat ich słucha. My jesteśmy z Boga. Ten, Który zna Boga, słucha nas. Kto nie jest z Boga, nas nie słucha. W ten sposób poznajemy ducha prawdy i ducha fałszu”.
Wyrazistość tego języka nie zaniepokoi nikogo, kto szczerze pragnie poznać prawdę. Naszym problemem nie jest rozumienie, ale (powtórzę jeszcze raz) wiara i posłuszeństwo. Nie jest to również problem natury teologicznej.
O czym więc to świadczy?
Że mamy do czynienia z problemem moralnym: czy jestem gotowy zaakceptować to, co usłyszałem i wytrwać w tym, ponosząc konsekwencje swojego wyboru?
Czy zniosę zimne spojrzenia?
Czy mam odwagę wystawić się na zaciekłe ataki liberalnych chrześcijan?
Czy gotów jestem narazić się na nienawiść obrażonych moją postawą ludzi?
Czy mój umysł jest na tyle niezależny, aby podważając popularne opinie religijne wytrwać przy boku apostoła?
Krótko mówiąc, czy mogę wziąć na siebie krzyż wraz z jego krwią i hańbą?
Chrześcijanin jest wezwany do oddzielenia się od świata, lecz musimy wiedzieć, co rozumiemy przez słowo świat (chociaż właściwie ważniejsze jest, co Bóg przez to rozumie).
Dla nas świat często jest tylko czymś zewnętrznym, i dlatego gubimy prawdziwe jego znaczenie. Teatr, karty, likier, hazard – to nie świat, lecz uboga i zewnętrzna jego manifestacja.
Nasza walka nie dotyczy tylko światowych dróg. Nasza walka skierowana jest przeciwko duchowi tego świata.
Wiemy, że zarówno człowiek zbawiony, jak też zgubiony jest w swej naturze istotą duchową.
Świat według Nowego Testamentu oznacza nie odrodzoną ludzką naturę gdziekolwiek się ona znajduje: w knajpie czy w kościele.
„Świat” oznacza wszystkie rzeczy, które z tej natury wyrastają, są na niej budowane, niezależnie od tego, czy są moralnie nikczemne, czy godne szacunku.
Faryzeusze z czasów Jezusa, chociaż byli bardzo gorliwymi wyznawcami swojej religii, w swej najgłębszej naturze mieli ducha tego świata.
Zasady duchowe, na których budowali swój system, pochodziły z niskości, nie zaś z wysokości.
Występując przeciwko Jezusowi stosowali ludzkie metody.
Przekupywali ludzi, aby kłamali w obronie „prawdy”.
Broniąc Boga postępowali jak Szatan.
Potwierdzali nauczanie Biblii, jednocześnie się jej sprzeciwiając.
Deptali wiarę w imię ratowania jej.
Dawali upust ślepej nienawiści w imię religii miłości.
Jest to obraz świata w całym jego zawzięty buncie wobec Boga.
Duch świata był tak zaciekły, że nie spoczął, dopóki nie zabił Syna Bożego.
Duch fałszywy działał z zawziętością i złośliwością, i był wrogi Duchowi Jezusa, ponieważ każdy z tych duchów był jakby reprezentantem świata, z którego pochodził.
Nauczyciele naszych czasów, którzy przedstawiają Kazania na Górze jako nieadekwatne do teraźniejszości i w ten sposób zwalniają Kościół z wypełniania jego przesłania, nie uświadamiają sobie wyrządzonego przez to zła.
Kazanie na Górze daje nam krótką charakterystykę Królestwa ludzi odnowionych. To właśnie ci błogosławieni ubodzy, którzy płaczą nad swoimi grzechami i pragną sprawiedliwości, są prawdziwymi synami Królestwa.
W łagodności świadczą swoim wrogom miłosierdzie, z otwartą szczerością patrzą na Boga, otoczeni prześladowcami błogosławią, a nie przeklinają.
Przez skromność ukrywają swoje dobre czyny.
Wychodzą naprzeciw swoim przeciwnikom, aby się z nimi pojednać i przebaczają tym, którzy zgrzeszyli przeciwko nim.
Służą Bogu w skrytości swego serca, ukryci przed ludzkim wzrokiem i cierpliwie oczekują na jawne udzielenie im przez Niego zapłaty.
Wolą raczej oddać swoje ziemskie dobro, niż stosować przemoc dla ich utrzymania.
Swoje skarby gromadzą w niebie.
Unikają chwały i czekają na dzień końcowego sądu, by się dowiedzieć, kto jest największy w Królestwie Niebios.
Jeżeli tak istotnie jest, to co mamy powiedzieć o chrześcijanach rywalizujących ze sobą o miejsca i pozycje?
Co mamy odpowiedzieć widząc, jak nerwowo poszukują chwały i zaszczytów?
Jak możemy wytłumaczyć żądzę rozgłosu, jaskrawo widoczną w śród przywódców chrześcijańskich?
A co z ambicjami politycznymi w kręgach Kościoła?
A co z rozgorączkowanymi dłońmi wyciągniętymi po jeszcze więcej i jeszcze większe „ofiary miłości”?
Co mamy powiedzieć w obliczu zawstydzającego egotyzmu chrześcijan?
Jak wytłumaczyć rażące oddawanie czci człowiekowi, które notorycznie nadyma popularnych przywódców do rozmiarów kolosa?
Jak zrozumieć służalcze uściski rąk majętnych ludzi przez rzekomo wiarygodnych głosicieli Ewangelii?
Na te pytania istnieje tylko jedna odpowiedź: są to zjawiska manifestujące charakter tego świata i nic poza tym.
Żadne gorące wyznawanie miłości wobec „dusz ludzkich” nie zmieni zła w dobro.
To właśnie te grzechy ukrzyżowały Jezusa.
Prawda jest, że królestwo tego świata manifestuje w jeszcze ordynarniejszy sposób upadła ludzką naturę.
Zorganizowany przemysł rozrywkowy, kładący nacisk na puste przyjemności, będący już całym cesarstwem zbudowanym na zdeprawowanych i niezgodnych z naturą zwyczajach, na niepohamowanych nadużyciach normalnych apetytów ludzkich, cały ten sztuczny światek nazwany „śmietanką towarzyską”.
Wszystko to pochodzi z tego świata posiada naturę ciała, jest budowane na ciele i zginie razem z ciałem. Chrześcijan musi uciekać od tych rzeczy. Musi je i odrzucić i nie mieć w nich udziału. Musi przeciwstawiać się im spokojnie i stanowczo, bez strachu, lecz też bez kompromisów.
Tak więc niezależnie od sposobu , w jaki świat zaprezentuje siebie: czy to w formie rażącej czy subtelniejszej i bardziej wyrafinowanej, naszym zadaniem jest rozpoznanie go i bezwarunkowe odrzucenie. Nie mamy innego wyboru, jeżeli chcemy tak jak Enoch chodzić z Bogiem pośród naszego pokolenia. Otwarte zerwanie ze światem jest konieczne.
„Cudzołożnicy, czy nie wiecie, że przyjaźń ze światem jest nieprzyjaźnią z Bogiem? Jeżeli więc ktoś zamierzałby być przyjacielem świata, staje się nieprzyjacielem Boga.”
„Nie miłujcie świata ani tego, co jest na świecie! Jeśli kto miłuje świat, nie ma w nim miłości Ojca. Wszystko bowiem, co jest na świecie, a więc pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pycha tego życia nie pochodzi od Ojca, lecz od świata.”
Tych słów Bóg nie podał nam do przemyślenia, lecz chce, abyśmy byli im posłuszni. Nie mamy prawa nazywać siebie chrześcijanami, dopóki nie będziemy ich wypełniać.
Osobiście obawiam się pojawić w śród chrześcijan z ruchów religijnych, które nie prowadzą do pokuty i ostrego podziału na wierzących i świat. Jestem podejrzliwy wobec każdego zorganizowanego przebudzenia, które rozwadnia prawdy Królestwa. Jeżeli taki ruch nie jest oparty na sprawiedliwości i nie jest karmiony pokorą – nie jest od Boga., niezależnie od swojej atrakcyjności. Jeżeli zaś wykorzystuje zdolności ludzkie, to jest tylko religijnym szalbierstwem i nie powinien być wspomagany przez żadnego bogobojnego chrześcijanina.
Tylko to, co oddaje cześć Duchowi i rozwija się kosztem ego, pochodzi od Boga.
„Aby, jak to jest napisane, w Panu się chlubił ten, kto się chlubi.”
http://www.youtube.com/watch?v=TVBdfitJ-ZI
Duchu Święty przyjdź
http://www.youtube.com/watch?v=8do_6ilawiA&list=RDTVBdfitJ-ZI
Uwielbiam imie Twoje Panie
UA-46283632-1