Opowiadania
*******
Dodano 1.2.2014.
http://www.zosia.piasta.pl/krotkie-opowiadania.htm
"Gdyby
nuta powiedziała: jedna nuta nie czyni muzyki
...nie było by symfonii
Gdyby słowo powiedziało: jedno słowo nie tworzy stronicy
...nie było by książki
Gdyby cegła powiedziała: jedna cegła nie czyni muru
...nie było by domu
Gdyby kropla powiedziała: jedna kropla wody nie może utworzyć rzeki
...nie było by oceanu
Gdyby ziarno zboża powiedziało: jedno ziarno nie może obsiać pola
...nie było by żniwa
Gdyby człowiek powiedział: jeden gest miłości nie ocali ludzkości
...nie byłoby nigdy na ziemi sprawiedliwości i pokoju, godności i szczęścia".
Michel Quoist
Zwolnij swoje tempo.
Czy widziałeś już kiedyś dzieci bawiące się na karuzeli lub słuchające deszczu? Skaczące po dachu?
Tropiłeś radośnie fruwającego motyla albo obserwowałeś zachód słońca?
Powinieneś się zatrzymać.
Nie tańcz za szybko, bo życie jest zbyt krótkie, muzyka nie trwa wiecznie.
Czy jesteś zabiegany całymi dniami, wiecznie zajęty?
Jeśli zadajesz pytanie "Co słychać?", czy masz chwilę żeby usłyszeć odpowiedź?
A gdy wyciągasz się w łóżku po całym dniu, czy myślisz o 1.000 różnych rzeczach, które plączą ci się po głowie?
Powinieneś zwolnić tempo.
Czy mowiłeś już do swojego dziecka "zrobimy to jutro" i przekładałeś to na pojutrze?
Czy straciłeś już kontakt z przyjacielem, pozwoliłeś umrzeć przyjaźni, bo nigdy nie miałeś czasu żeby zadzwonić i spytać jak leci?
Byłoby lepiej gdybyś zwolnił tempo, nie tańcz zbyt szybko, bo pewnego dnia muzyka ucichnie, życie jest takie krótkie.
Gdy biegasz gdzieś tak szybko żeby gdzieś zdążyć, tracisz połowę przyjemności bycia tam dokąd biegniesz.
Gdy zawracasz sobie głowę i zbyt się codziennie przejmujesz, to tak jakbyś wyrzucał prezent którego nawet nie otworzyłeś.
Życie to nie wyścig, powinieneś zwolnić tempo, znajdź chwilę na wysłuchanie muzyki zanim się skończy piosenka.
autor nieznany
Anioły śniegu
... To była moja pierwsza w życiu burza śniegowa. Chociaż widziałam śnieg podczas rzadkich wizyt w tych górach, nigdy przedtem nie widziałam jak pada. A padał jak noc długa. W końcu wszyscy
zasnęliśmy. Spałam niezbyt mocno z powodu gwałtownych porywów wiatru, które trochę mnie niepokoiły.
Rano uświadomiliśmy sobie powagę naszej sytuacji. Chata była położona powyżej terenu regularnie oczyszczanego przez pługi śnieżne. Na naszym odizolowanym odcinku drogi padający gęsto śnieg pokrył
wszystkie samochody i jezdnię białą kołdrą, piękną, lecz lodowatą.
Nawet my nowicjusze, wiedzieliśmy, że niemożliwe jest oczyszczenie drogi. Mężczyźni przekopali ścieżkę do samochodów i omietli je, lecz byliśmy beznadziejnie daleko, odcięci od drogi. Lękliwie
spoglądaliśmy po sobie. A co, jeśli ...? Mieliśmy dość żywności na jeszcze jeden posiłek, lecz nie więcej. Myśl o tym, że moglibyśmy zostać zasypani przez śnieg, przeraziła nas.
Byłam jedyną chrześcijanką w naszej grupie. Dlatego zaczęłam się cicho modlić o Bożą opiekę i o to, by przysłał pług do naszego obozu. Biorąc pod uwagę odosobnienie, spełnienie mojej modlitewnej
prośby byłoby naprawdę zdumiewające, lecz nie ustawałam aż do chwili, gdy poczułam spokój, który może dać tylko Bóg.
Pozostali niepokoili się coraz bardziej i zerkali nerwowo na zachmurzone niebo i nieprzejezdną drogę. Śnieg wciąż padał równomiernie i cicho. Zajęliśmy się oczyszczaniem i pakowaniem rzeczy do
odśnieżonych samochodów, którymi mieliśmy nadzieję zjechać w dół. Jakiś czas potem usłyszeliśmy cudowny dźwięk, który wesoło przebijał się w ciszy padającego śniegu. Ciężki pług wtaczał się,
sapiąc, na nasze wzgórze.
Kierowca powiedział do nas:
- Nigdy wcześniej nie wjeżdżałem tak wysoko, lecz ciągle słyszałem, jak coś w głowie mówi mi: "Jedź dzisiaj na szczyt". No i jestem.
Słowo "anioł" oznacza "zwiastun wysłany, by spełnić wolę Boga". Nigdy nie widziałam anioła, lecz czułam, że kierowca, który przybył do nas na polecenie Boże, jest naszym osobistym śnieżnym
aniołem. To Ojciec Niebieski, który widzi wszystko i odpowiada na wszystkie potrzeby z cierpliwością i wielką troską.
Kiedy liderki naszego obozu pakowały artykuły kuchenne, jedna z nich zagadnęła mnie:
- Zastanawia mnie, co sprawiło, że kierowca pojechał tak daleko? Uśmiechnęłam się tylko i powiedziałam:
- Modliłam się o to.
Linda Claire Scott
Liczy się każdy talent
Miała prostą, gładka, niebieską sukienkę, ciemne buty i blond włosy upięte w kok. Kiedy wsiadała do autobusu, od razu ją sobie przypomniałem. Nie byłem w tych stronach od ośmiu lat, ale wciąż
pamiętałem jej nieśmiałość. Rozmowa w cztery oczy była dla niej prawdziwą udręką.
Kiedy mijała mnie przechodząc do tyłu autobusu, ona również mnie rozpoznała. Uśmiechnęliśmy się do siebie.
Zastanawiałem się, dokąd jedzie.
Piętnaście kilometrów dalej moja ciekawość została zaspokojona. Wychodząc z autobusu na następnym przystanku, na każdym wolnym siedzeniu zostawiła złożoną kartkę. Wziąłem jedną z nich i
przeczytałem krótki tekst o zbawczej misji Chrystusa i o tym, w jaki sposób możemy mieć w niej udział.
Pomyślałem: "A więc w ten sposób daje świadectwo wiary w Zbawiciela. Zna radość codziennej wędrówki z Chrystusem, ale nieśmiałość nie pozwala jej na osobisty kontakt z ludźmi. Ma jednak tak
głęboką wiarę, że używa innych talentów, jakimi obdarzył ją Bóg, aby dzielić się miłością Chrystusa z innymi".
Wiedziałem, że wracając do domu, znowu będzie rozkładać ulotki, modląc się do Ducha Św., aby oświecił tych, którzy je przeczytają.
Dick Hagerman
Czego nauczyłam się od gazeli
To był wymarzony dzień na pobyt w zoo, szczególnie w uroczym towarzystwie mojego pięcioletniego wnuka. Podczas spaceru weszliśmy na wzgórze, skąd patrzyliśmy w dół na przyjemny, porośnięty trawą
park. Mieszkało tam stado gazeli. Ich pełne gracji piękno doskonale komponowało się z atmosferą spokoju tego miejsca. Lecz nagle w kępie krzewów zauważyliśmy zamieszanie. Jedno z delikatnych
stworzeń pasło się nieopodal nich i nie zauważyło, że w pogoni za pożywieniem wsunęło łeb pod gałęzie. Kiedy gazela chciała się wyprostować , jej rogi zahaczyły o nie. Walczyła, skakała, szarpała
się i kluczyła z jednej strony na drugą. Lecz z każdą chwilą jej rogi coraz bardziej się wplątywały. Jak bardzo chcielibyśmy jej pomóc! Szepnęłam:
- Gdybyśmy tylko mogli powiedzieć jej: "Zniż głowę mocno do ziemi i wycofaj się delikatnie", znowu byłaby wolna.
Ostatecznie gazela uwolniła się gwałtownym szarpnięciem, lecz w jej rogach pozostała ogromna kępa gałęzi. Wydawała się mówić: "Ten żenujący incydent w rzeczywistości się nie wydarzył. To była po
prostu wasza wyobraźnia". Lecz wielka korona liści jakoś nie dodawała jej powagi.
Nasz szczęśliwy dzień skończył się zbyt szybko. We wspomnieniach tamtych chwil opowiadanie o gazeli było naszym ulubionym. Dla mnie miało szczególne znaczenie, gdy zdałam sobie sprawę, że
podpowiada mi, jak w najlepszy sposób rozwiązać dokuczliwy problem mojego życia.
Pozostawałam z pewną osobą w dość trudnym związku, lecz nie chciałam go zrywać. Najpierw chciałam wygarnąć całą prawdę i powiedzieć swoje zdanie. Lecz to by tylko pogorszyło sprawy. Gdy gazela
walczyła, wyrwała część krzewu. Wygrała bitwę, lecz pozostawiła bliznę. Nie chciałam postępować w ten sam sposób. Zamiast tego skłoniłam głowę, modląc się, a potem delikatnie się wycofałam.
Od tamtego czasu minęły lata. Bóg odpowiedział, wzbogacając nas oboje. Most, który mógł ulec zniszczeniu za sprawą ostatniego słowa, obecnie się umacnia. Jestem zadowolona, ze schyliłam głowę i
wycofałam się delikatnie.
Ruthie Lindal Swain
Fatalne Dni
Jakie to dziwne, że jedna chwila może być przepełniona miłością, intensywnością doznań i ... codziennymi zmartwieniami. Jeśli dorastanie jest procesem tworzenia wyobrażeń i marzeń o tym, jak
powinno wyglądać życie, to dojrzałość jest akceptacją życia takim, jakie ono jest.
Wciąż od nowa przekonuję się, że nie jestem wystarczająco do czegoś zdolna, twórcza, czy wnikliwa. Nie potrafię znaleźć pocieszenia i spokoju tak, jak sobie wyobrażałam.
Czasem rezygnujemy z pewnych codziennych czynności lub przyjemności. Mamy wtedy trochę czasu, by napisać list do przyjaciela, upiec ciasto dla ( zmarłej ) babci, takie samo, jak kiedyś piekła Ona
sama ... Trudno nam jednak cieszyć się tym wszystkim. A życie nadal się toczy.
Skoro chorzy i umierający godzą się w końcu ze swą śmiercią, my postanowiliśmy zrezygnować z prawa do spokojnych nocy i niczym nie zmąconych dni. Być może dzięki tym, którzy od nas odeszli,
potrafimy zrozumieć, że przez szczeliny takich fatalnych dni prześwieca promień miłości, życia i wspólnych, niezapomnianych chwil.
nieco zmieniony fragment Mary Beth Danielson
Ideał doskonałości
Moja przyjaciółka pracowała w pobliskim butiku o nazwie: "Listek Figowy". Pewnego sobotniego popołudnia do sklepu weszła mała dziewczynka ze skarbonką - świnką pod pachą i oświadczyła, że
chciałaby za całe swoje pieniądze kupić jakiś prezent na Dzień Matki. Moja przyjaciółka pomogła jej wydłubać wszystkie monety ze "świnki" i powiedziała, że wystarczy ich na ładną bluzkę.
- Czy Twoja mama chciałaby mieć taką bluzkę?
- O tak! Bluzka to fajny pomysł - ucieszyła się dziewczynka.
- Jaki rozmiar ma Twoja mama? - zapytała sprzedawczyni.
- Ma rozmiar w sam raz - oznajmiła dziecko.
Tak więc moja przyjaciółka poradziła jej, żeby wzięła rozmiar 34.
W poniedziałek po Dniu Matki dziewczynka wróciła do sklepu ze swoją mamą, żeby wymienić bluzkę na rozmiar 42. Ideał doskonałości obowiązujący w świecie mody różnił się od tego, który nosiła w
sercu mała dziewczynka. Różnica polegała właśnie na sercu - pełnym dziecięcej miłości.
Nancy L. Dorner
Anioł
Nikomu bym się do tego nie przyznała, lecz kiedy siedziałam w kawiarni naprzeciwko kliniki Mayo, byłam naprawdę przestraszona. Następnego dnia miałam się stać jej pacjentką i przejść tam operację
kręgosłupa. Operacja należała do bardzo ryzykownych, ale moja wiara w jej powodzenie była niezwykle silna. Zaledwie kilka tygodni wcześniej przeżyłam pogrzeb ojca - moja gwiazda przewodnia
powróciła do nieba.- Ojcze Niebieski, ześlij mi anioła w tej godzinie próby - modliłam się.
Kiedy podniosłam wzrok, zbierając się do odejścia, ujrzałam starszą panią, która wolno zmierzała w kierunku kasy. Stanęłam tuż za nią, pełna podziwu dla przebijającego w jej stroju wytwornego
gustu - miała na sobie szkarłatnoczerwoną, wzorzystą suknię, szal, broszkę i wspaniały pąsowy kapelusz.
- Bardzo panią przepraszam. Chciałabym pani powiedzieć, że jest pani niezwykle piękną kobietą. Pani widok od razu poprawił mi humor
Kobieta ujęła mnie za rękę i powiedziała:
- Moje drogie dziecko, niech cię Bóg błogosławi za twoje dobre słowa, bo widzisz, mam sztuczną rękę, metalową wkładkę w drugiej ręce, a do tego nie mam jednej nogi. Ubieranie się zajmuje mi
mnóstwo czasu. Staram się wyglądać jak najlepiej, jednak z upływem lat przestaje to robić na kimkolwiek wrażenie. Dzięki tobie poczułam się dzisiaj naprawdę szczególnie. Niech Pan chroni cię i
obdarza błogosławieństwem, gdyż z pewnością musisz być jednym z Jego małych aniołów.
Gdy kobieta odeszła, nie mogłam wydobyć z siebie nawet słowa, ponieważ dotknęła mojej duszy w taki sposób, że to ona nie mogła być nikim innym, tylko aniołem.
Tami Fox
Najwspanialsza wiadomość
Robert De Vincenzo, słynny argentyński gracz w golfa, wygrał kiedyś turniej, otrzymał stosowny czek, po czym obdzielił uśmiechami fotoreporterów i zaczął szykować się do odejścia. Kiedy samotnie
kierował się w stronę ustawionego na parkingu samochodu, podeszła do niego młoda kobieta, która pogratulowała mu zwycięstwa i powiedziała, że jej dziecko cierpi na śmiertelną chorobę. Rzecz
jasna, nie miała środków na zapłacenie rachunków za usługi lekarskie i szpital.
Poruszony jej opowieścią De Vincenzo wyjął pióro i wypisał swój będący nagrodą czek na nazwisko tej kobiety.
- Niech pani zapewni dziecku wszystko, co najlepsze - powiedział, wsuwając do w jej dłoń.
W następnym tygodniu podczas lunchu w klubie podszedł do niego członek władz Zrzeszenia Profesjonalnych Graczy w Golfa i powiedział:
- W zeszłym tygodniu chłopcy z parkingu mówili mi, że po turnieju spotkał pan młodą kobietę. - De Vincenzo przytaknął. - Cóż! - westchnął mężczyzna. - Mam dla pana kiepską wiadomość. To wariatka.
Ona nie ma żadnego dziecka. Nawet nie jest mężatką. Zwyczajnie pana nabrała, przyjacielu.
- Chce pan powiedzieć, że nie ma żadnego umierającego dziecka? - spytał De Vincenzo.
- Właśnie.
- Ależ to najwspanialsza wiadomość, jaką usłyszałem w tym tygodniu!
The Best of Bits & Pieces
Ból przemija, piękno pozostaje
Mimo iż Henri Matisse był blisko dwadzieścia osiem lat młodszy niż Auguste Renoir, obaj wielcy artyści byli serdecznymi przyjaciółmi i często spędzali razem czas. Kiedy Renoir prawie nie
opuszczał domu w ostatnich latach swego życia, Matisse odwiedzał go codziennie. Niemal sparaliżowany artretyzmem Renoir mimo swej choroby nie przestawał malować. Pewnego razu Matisse obserwował,
jak starszy kolega maluje w swojej pracowni, zmagając się ze straszliwym bólem utrudniającym każde pociągnięcie pędzla. W końcu nie wytrzymał i poruszony wykrzyknął:
- Auguste, dlaczego nadal malujesz, gdy dręczy Cię tak okropny ból?
Renoir odrzekł z prostotą:
- Ból przemija, a piękno pozostaje.
I tak, prawie do dnia swojej śmierci Renoir nakładał farbę na płótno. Jeden ze swoich najsłynniejszych obrazów: Kąpiące się artysta ukończył na dwa lata przed śmiercią, czternaście lat po tym,
jak zaatakowała go bolesna choroba.
The Best of Bits & Pieces
Mądrość życiowa
Znany amerykański doradca inwestycyjny siedział na przybrzeżnej skałce w małej meksykańskiej wiosce, gdy do brzegu przybiła skromna łódka z rybakiem. W łódce leżało kilka wielkich tuńczyków.
Amerykanin, podziwiając ryby, spytał Meksykanina:
- Jak długo je łowiłeś?
- Tylko kilka chwil.
- Dlaczego nie łowiłeś dłużej - złapałbyś więcej ryb?
- Te, które mam całkiem wystarczą na potrzeby mojej rodziny.
Amerykanin pytał dalej:
- Na co więc poświęcasz resztę czasu?
- Śpię długo, trochę połowię, pobawię się z dziećmi, spędzę sjestę z moją żoną, wieczorem wyskoczę do wioski, gdzie siorbię wino i gram na gitarze z moimi amigos - pędzę wypełnione zajęciami i
szczęśliwe życie.
Amerykanin zaśmiał się ironicznie i rzekł:
- Jestem absolwentem Harvardu i mogę ci pomóc. Powinieneś spędzać więcej czasu na łowieniu, wtedy będziesz mógł kupić większą łódź, dzięki niej będziesz łowił więcej i będziesz mógł kupić kilka
łodzi. W końcu dorobisz się całej flotylli. Zamiast sprzedawać ryby za bezcen hurtownikowi, będziesz mógł je dostarczać bezpośrednio do sklepów, potem założysz własną sieć sklepów. Będziesz
kontrolował połowy, przetwórstwo i dystrybucję. Będziesz mógł opuścić tę małą wioskę i przeprowadzić się do Mexico City, później Los Angeles, a nawet do Nowego Jorku, skąd będziesz zarządzał
swoim wciąż rosnącym biznesem.
Meksykański rybak przerwał:
- Jak długo to wszystko będzie trwało?
- 15, może 20 lat.
- I co wtedy?
Amerykanin uśmiechnął się i stwierdził:
- Wtedy stanie się to, co najprzyjemniejsze. W odpowiednim momencie będziesz mógł sprzedać swoją firmę na giełdzie i stać się strasznie bogatym, zarobisz wiele milionów.
- Milionów? I co dalej?
- Wtedy będziesz mógł iść na emeryturę, przeprowadzić się do małej wioski na meksykańskim wybrzeżu, spać długo, trochę łowić, bawić się z dziećmi, spędzać sjestę ze swoją żoną, wieczorem
wyskoczyć do wioski, gdzie będziesz siorbał wino i grał na gitarze ze swoimi amigos...
autor anonimowy
Chciałabym urodzić się niewidoma!
Kompozytorka hymnów, Fanny Crosby, dała nam ponad 6000 pieśni gospel. Chociaż jako sześciotygodniowe niemowlę na skutek choroby straciła wzrok, nigdy nie stała się zgorzkniała .
Pewnego razu kaznodzieja współczująco zauważył:
- Myślę, że to wielka szkoda, że Mistrz nie dał Ci wzroku, gdy obsypał Cię tyloma innymi darami.
Wtedy ona odpowiedziała szybko: - Czy wiesz, że gdybym przy urodzeniu mogła poprosić o jedno życzenie, to brzmiałoby ono: chciałabym urodzić się niewidoma!
- Dlaczego? - spytał zaskoczony duchowny.
- Ponieważ kiedy pójdę do nieba, pierwszą twarzą, jaka uraduje moje oczy, będzie twarz mojego Zbawiciela!
Jeden z hymnów panny Crosby był tak osobisty, że przez lata zachowywała go dla siebie.
Kenneth Osbeck, autor kilku książek na temat hymnów, tak opowiada o ujawnieniu go publiczności: - Pewnego dnia podczas konferencji biblijnej w Northfield w stanie Massachusetts Moody poprosił
pannę Crosby o danie osobistego świadectwa. W pierwszej chwili zawahała się, następnie spokojnie wstała i powiedziała:
- Jest jeden hymn, który napisałam i który nigdy nie został ujawniony. Nazywam go poematem mojej duszy . Czasami, kiedy jestem zmartwiona, powtarzam go sobie, gdyż przynosi pociechę mojemu
sercu.
Kiedy go wyrecytowała, wiele osób płakało: "Pewnego dnia srebrny sznur zostanie przerwany i nie będę więcej śpiewać tak jak dzisiaj; lecz jakże będę się cieszyć, gdy zbudzę się w pałacu Króla!
Stanę przed Nim twarzą w twarz i powiem Mu uratowana przez
łaskę!"
W wieku dziewięćdziesięciu pięciu lat Fanny Crosby przeszła do chwały i zobaczyła twarz Jezusa.
To jest pewna nadzieja każdego dziecka Boga!
autor anonimowy
"CEGŁA"
Młody odnoszący sukces kierownik jechał sąsiednią ulicą, jadąc odrobinę za szybko swoim nowym Jaguarem. Uważał na dzieciaki wyskakujące zza zaparkowanych samochodów i zwalniał jak tylko mu się
wydawało, że coś zobaczył. Auto przejechało, żadne dziecko się nie pojawiło. Zamiast tego, cegła uderzyła w boczne drzwi Jaguara. Dał po hamulcach i zawrócił Jaguara do miejsca z którego rzucono
cegłę.
Zezłoszczony kierowca wyskoczył z samochodu, złapał najbliższego dzieciaka i pchnął go na zaparkowany samochód krzycząc:
-Co to było i kim Ty jesteś?....I co do licha robisz. To jest nowym samochód, a ta rzucona cegła będzie Cię kosztować kupę kasy!!....Dlaczego to zrobiłeś??
Młody chłopak bronił się:
-Proszę Pana...Proszę, Przepraszam, ale nie wiedziałem, co innego mogę zrobić-błagał.
Rzuciłem cegłą, bo nikt inny by się nie zatrzymał...
Zez łzami spływającymi po twarzy i po brodzie chłopaczek wskazał na miejsce obok zaparkowanego samochodu.
-To jest mój brat-powiedział. Zjechał z krawężnika i spadł z wózka inwalidzkiego, a ja nie potrafię go podnieść....
Teraz szlochając chłopiec poprosił oszołomionego kierowcę:
-Czy mógłby Pan mi pomóc podnieść Go na wózek?? Jest poraniony i za ciężki dla mnie...
Poruszony kierowca próbował przełknąć gwałtownie pojawiającą się kluskę w gardle. Szybko podniósł chłopca na wózek, potem wyciągnął chusteczki i oczyścił ranki i przecięcia.
-Dziękuję i niech Cię Bóg błogosławi-wdzięczne dziecko odpowiedziało nieznajomemu.
Zbyt zszokowany aby powiedzieć słowo mężczyzna po prostu patrzył jak chłopiec popychał swojego przywiązanego do wózka brata w kierunku domu...To był długi i wolny spacer z powrotem do
Jaguara...
Uszkodzenie było bardzo widoczne, ale mężczyzna nigdy nie zajął się naprawieniem uszkodzonych drzwi...Zostawił je w takim stanie aby przypominały mu wiadomość...
"Nie idź przez życie tak szybko, aby ktoś musiał rzucać w Ciebie cegłą, by zwrócić na siebie Twoją uwagę".
"Ani ja"
Pewnego dnia, kiedy laureatka Pokojowej Nagrody Nobla, Matka Teresa, pracowała w slumsach, opatrując rany umierającego, trędowatego, amerykański turysta obserwujący tę scenę zapytał, czy może
zrobić zdjęcie. Uzyskał pozwolenie, ale widząc czułość, z jaką świątobliwa kobieta nakładała bandaże na krwawą, cuchnącą ranę w miejscu, w którym kiedyś znajdował się nos trędowatego, powiedział
z mieszaniną grozy i wstrętu:
- Siostro, nie zrobiłbym tego za dziesięć milionów dolarów!
- Ani ja, mój przyjacielu - odparła Matka Teresa - ani ja.
( Nancy L. Dorner)
Bliżej niż myślałam
W niedzielę w kościele siedziałam obok pewnej starszej kobiety. Jej pokryta zmarszczkami twarz była tak pogodna, jak gdyby kobieta od lat podążała za Jezusem. Na moje powitanie odpowiedziała
promiennym uśmiechem.
W czasie nabożeństwa pastor poprosił nas, żebyśmy opowiedzieli, w jakich sytuacjach najsilniej odczuwamy obecność Boga.
Padały różne odpowiedzi: "kiedy modlę się w swoim pokoju"; "kiedy uświadamiam sobie, że zrobiłam coś złego"; "kiedy uczestniczę w nabożeństwie w kościele".
Potem pastor poprosił abyśmy podzielili się doświadczeniami w tym zakresie z osobą, która siedzi obok nas. Zaczęłam intensywnie szukać w pamięci wydarzeń, które byłyby dostatecznie niezwykłe i
podniosłe.
Odwracając się do mojej sąsiadki, powiedziałam coś tak okropnie napuszonego, że zaraz wyrzuciłam to ze swej pamięci. Nigdy jednak nie zapomnę tego, co ona powiedziała do mnie: "Wiem, że Bóg jest
przy mnie, kiedy patrzę na zachód słońca". - I to wszystko. Żadnych trzęsień ziemi, żadnych anielskich trąb. Możliwe, że staruszka też kiedyś była taka jak ja- że zajęta poszukiwaniem Boga nie
zauważała Jego dotyku w rozwijającym się różanym płatku, ani Jego pocałunku w kropli rosy. Postanowiłam wziąć z niej przykład. Wiedziałam, że On jest bardzo blisko.
(Julie Carobine)
Brzydka narzuta
Narzuta była wstrętna. Zdesperowana, kupiłam ją na wyprzedaży za pięć dolarów. Krzywiłam się za każdym razem, gdy słałam łóżko.
Potem któregoś dnia przerzucałam katalog u mojej siostry Penny. Znalazłam w niej identyczną narzutę z nazwiskiem znanego projektanta. Za osiemdziesiąt pięć dolarów!
Nagle moja narzuta nabrała nowych barw - gdy tylko odkryłam, jaka jest droga.
Kiedyś nie myślałam o sobie zbyt dobrze. Krzywiłam się za każdym razem, gdy spoglądałam w lustro.
Potem któregoś dnia usłyszałam historię Odkupienia, o tym, jak Chrystus oddał Swoje życie na Kalwarii - za mnie. I nagle moje życie nabrało nowych barw - gdy tylko odkryłam, jakie jest
drogie.
(Donna Clark Goodrch)
Ciągle pada ... Może nie jest to jeden z tych przelotnych deszczy, które szybko przemijają i ustępują miejsca następnym, jak zuchwale zakładałem. W końcu życie jest samo w sobie pasmem takich
deszczowych dni. Ale czasami tak się zdarza, że nie wszyscy mamy parasole, pod którymi moglibyśmy się schronić. Wtedy potrzebujemy kogoś, kto w deszczowy dzień będzie chciał użyczyć swego
parasola przemoczonemu nieznajomemu. Myślę, że wybiorę się na spacer ze swoim parasolem.
( Sun - Young Park )
Czym jest szczęście!
Pewien człowiek, który był wciąż smutny i nie potrafił odnaleźć w życiu radości, usłyszał podczas przechadzki w parku śpiewającego cudnie ptaka:
- Zazdroszczę Ci - powiedział, stanąwszy pod drzewem - Musisz być bardzo szczęśliwy, skoro tak pięknie wyśpiewujesz swoja radość.
- Ale ja nie dlatego śpiewam, że jestem szczęśliwy - odpowiedział ptak - jestem szczęśliwy, dlatego że śpiewam.
Dar dla Boga
Wiele lat temu był zwyczaj, że ludzie przynosili swoje dary przed ołtarz. Pewien znany kaznodzieja zaapelował do ludzi, aby złożyli ofiary na dobry cel. Wielu przyszłoby złożyć swoje dary
miłości. Wśród nich znalazła się mała ułomna dziewczynka, która przyszła, utykając, i stanęła na końcu kolejki. Zdjąwszy z palca pierścionek, położyła go na stole i poszła z powrotem w górę
nawy.
Po nabożeństwie posłano szwajcara, aby przyprowadził ją do pokoju kaznodziei. Ten powiedział:
- Moja droga, widziałem, co zrobiłaś. To było piękne. Lecz ludzie okazali tak wielką hojność, że mamy wystarczająco dużo, by zaradzić potrzebie. Czujemy, że nie mamy prawa zatrzymać twojego
cennego pierścionka, więc zdecydowaliśmy się dać ci go z powrotem.
Ku jego zdumieniu mała dziewczynka energicznie potrząsając głową, odmówiła:
- Ty nie rozumiesz - powiedziała. - Nie dałam mojego pierścionka wam, dałam go Bogu!
(Joe R.Barnett)
Dwaj mnisi
Dwóch pielgrzymujących mnichów dotarło do brzegu rzeki. Ujrzało tam młodą, pięknie ubraną kobietę, która najwyraźniej nie wiedziała, co począć. Chciała bowiem przejść na drugą stronę, lecz woda w
rzece była wysoka, a ona obawiała się zniszczyć swój strój. Jeden z mnichów bez większych ceregieli wziął ją na plecy i przeniósł przez rzekę na drugi brzeg.
Mnisi ruszyli w dalszą drogę. Drugi z mnichów po długich przemyśleniach zaczął narzekać:
- Przecież nie należy dotykać kobiety, to niezgodne z naszymi zasadami. Jak mogłeś postąpić wbrew regule?
Mnich, który przeniósł młodą kobietę przez potok, milczał przez chwilę.
- Ja pozostawiłem ją nad rzeką jakąś godzinę temu - odezwał się w końcu - czemu ty wciąż ją ze sobą niesiesz?
(Irmgard Schloegl)
Idę powoli w rytm marsza pogrzebowego..
Kolejny przyjaciel odszedł i znów nie miałem czasu go pożegnać i powiedzieć mu ile dla mnie znaczył.
Kroczę powoli i przypominam te liczne chwile z nim spędzone, biedne wiejskie podwórze, najprostsze zabawki, porwone porcięta i bose nogi a jednak w naszej wyobraźni wielki, wielki świat
z masą swoich tajemnic...
Potem pogoń za forsą, kobietą, sukcesem, lepszym samochodem, kafelkami w ładne wzorki i ......pustka.
Gdzie się podziała radość dziecka ? Gdzie życie chwil?, gdzie prawdziwi przyjaciele? Spotykam was tylko na ostatniej drodze, gdy już jest zbyt późno na słowa i śmiech tak szczery jak w
dzieciństwie.
Jeszcze jeden przyjaciel idzie obok mnie, też pewnie myśli o tobie, wspomina wspólną zabawę i żałuje straconego czasu.
Niestety po pogrzebie powiemy sobie "cześć" i będziemy czekali na następnego. Zostało nas tylko dwóch, a nie umiemy uchwycić ostatnich chwil, otworzyć się przed sobą. Który teraz będzie szedł, a
który będzie smutnym bohaterem tego przemarszu? Jak wychować dzieci by potrafiły znaleźć sedno sensu życia. Pewnie kiedyś też będą szły za czyjąś (może moją) trumną płacząc nad straconym czasem.
Wycieram łzę.
Zrobię wszystko by wyrwać jak najwięcej z tego co zostało. Do zobaczenia przyjacielu, szykuj mi miejsce, przyjdę gdy nadejdzie mój czas, teraz mam jeszcze coś do zrobienia, może zdążę.
Dłoń i piasek
Trzynastoletni Tomek spacerował plażą razem ze swą matką.
W pewnej chwili zapytał:
- Mamo, jak można zatrzymać przyjaciela, kiedy w końcu uda się go zdobyć?
Matka zastanowiła się przez chwilę, potem schyliła się i wzięła dwie garście piasku.
Uniosła obie ręce do góry; zacisnęła mocno jedną dłoń: piasek uciekał jej między palcami i im bardziej ściskała pięść, tym szybciej wysypywał się piasek.
Druga dłoń była otwarta: został na niej cały piasek.
Tomek patrzył zdziwiony, potem zawołał:
- Rozumiem!
A gdy jest naprawdę źle, pod dach przyjaciół sie schowaj.
Od dzisiaj:
1. Pamiętaj, że od twojego wyboru zależy, co widzisz, co myślisz i co słyszysz. Jedna osoba
widzi filiżankę do połowy pustą, a druga do połowy pełną. Jedna osoba widzi piękny ogród za
oknem, a druga brudną szybę.
2. Codziennie sobie przypominaj, że TO ŻYCIE TO JEST TO, że masz ograniczony czas i chcesz
jak najlepiej go wykorzystać.
3. Codziennie potwierdzaj doskonałość wszechświata:
NIECHAJ BĘDZIE POZDROWIONA DOSKONAŁOŚĆ WSZECHŚWIATA!!
4. Codziennie przypomnij sobie, że świat już jest piękny i nie trzeba go zmieniać. Możesz
natomiast zmienić siebie.
5. Jeżeli dopadnie cię chandra - jak najszybciej znajdź sobie jakieś zajęcie. Zajmij się czymś
przez 5 minut, inwestując całą swoją energię. Po tych pięciu minutach poczujesz się lepiej.
6. Wiedz, że najlepszym sposobem na polepszenie własnego samopoczucia jest zrobienie
czegoś dla kogoś innego.
7. Jeżeli dopadnie cię pokusa bycia nieszczęśliwym przeczytaj poniższe słowa umierającego
starca:
Gdybym jeszcze raz miał przeżyć moje życie, tym razem usiłowałbym popełniać więcej błędów.
Nie starałbym się być taki doskonały. Więcej bym odpoczywał. Rozluźniałbym się, byłbym bardziej
beztroski i wiele spraw traktował poważniej. Byłbym bardziej szalony.
Wykorzystywałbym więcej szans, więcej bym podróżował, przewędrował więcej gór,
przypłynął więcej rzek, odwiedził więcej nie znanych mi miejsc. Jadłbym więcej lodów, a mniej
sałaty.
Miałbym więcej prawdziwych, a mniej wydumanych zmartwień!
Prawda jest taka, że byłem jednym z ludzi, którzy godzina za godziną, dzień za dniem,
pędzili asekuracyjny tryb życia, roztropny i przemyślany. Och, gdybym znowu mógł przeżyć moje
życie, delektowałbym się każdą chwilą.
Byłem jednym z tych, którzy nigdzie nie ruszają się bez termometru, termoforu, wody do
płukania gardła, płaszcza przeciwdeszczowego i spadochronu. Gdybym miał jeszcze raz przeżyć
moje życie, tym razem podróżowałbym z małym bagażem.
Gdybym miał jeszcze raz przeżyć życie, wiosną wyskakiwałbym boso z łóżka, a jesienią
wstawał później, więcej bym jeździł na karuzeli, obejrzał więcej wschodów słońca i więcej bym
się bawił z dziećmi. Gdybym miał przeżyć życie od nowa...
Ale nie przeżyję.
(Andrew Matthews - Bądź szczęśliwy!)
"Czy
przesiałeś przez trzy sita?"
Do mądrego Sokratesa przybiegł ktoś wzburzony i rzekł: "Posłuchaj Sokratesie, tego, co ci muszę powiedzieć jako twój przyjaciel..." "Stój, zaczekaj - przerwał mędrzec. - Czyś przesiał to, co mi
chcesz powiedzieć przez trzy sita?" "Jakie to sita?" - zapytał przybyły ze zdziwieniem. "Tak, drogi przyjacielu, przez trzy sita! Zobaczymy, czy to, co mi zamierzasz oznajmić, przejdzie przez te
trzy sita. Pierwszym sitem jest prawda. Czy sprawdziłeś, czy to, co chcesz mi opowiedzieć, jest prawdą?" "Nie, tego nie sprawdziłem, ja tylko słyszałem i..." "A więc tak. W takim razie może
sprawdziłeś to sitem dobroci? Skoro nie wiadomo, czy to prawda, może jest to przynajmniej dobre?" Rozmówca stwierdził, ociągając się: "Nie mogę powiedzieć, aby to było dobre, przeciwnie".
"Hm, hm! - przerwał mu mędrzec. - Skoro tak, to zastosujemy trzecie sito: czy uważasz za konieczne opowiadać mi o czymś, co ciebie samego tak podnieca?" "Nie, nie uważam tego za konieczne..." "W
takim razie - uśmiechnął się mędrzec - skoro to, co chcesz mi opowiedzieć, nie jest ani prawdziwe, ani dobre, ani konieczne, zapomnij o tym i nie obciążaj samego siebie ani mnie takimi rzeczami."
Ilu nieprawdziwymi, niedobrymi i niepotrzebnymi sprawami obciążamy siebie, a nieraz tez innych..."
(Autor nieznany)
Czy ktoś
słucha?
Każdego roku Jones spędzał dwa tygodnie, podróżując po Indiach od miasta do miasta i zbierając fundusze na swoją misję. Planował każdego dnia wygłosić trzy odczyty dla zamożnych obywateli, aby
uzyskać ich wsparcie finansowe. Do jednej grupy zwracał się w porze śniadania, do drugiej podczas lunchu, a do trzeciej podczas obiadu. Następnego dnia powtarzał swoje apele do trzech grup w
innym mieście.
Pewnego wieczoru, po trzeciej prezentacji, pośpieszył na lotnisko, gdzie zarezerwował miejsce na ostatni lot tego dnia do miejsca przeznaczenia na dzień następny. Gdy stał w kolejce, ogłoszono,
że jego lot ma nadsprzedaż i poproszono pasażerów, żeby zrezygnowali z miejsc w zamian za bezpłatny bilet powrotny do miasta, które wybiorą.
Gdy przedstawiciel skończył swoją zapowiedź, Jonesowi wydało się, że słyszy, jak Pan szepcze do niego: "Wyjdź z kolejki". Zawahał się. Jeśli nie poleci tym samolotem. To straci co najmniej dwa ze
spotkań zaplanowanych na następny dzień - i pieniądze, które spodziewał się tam zebrać. Czekał nadal.
Kiedy już prawie miał kupować bilet, znowu poczuł, że Bóg nalega, by zrezygnował i wyszedł z kolejki. Ponownie się zawahał, niepewny czy mówi do niego Bóg, czy tylko jego wyobraźnia. Lecz kiedy
od przedstawiciela linii lotniczych dzieliła go już tylko jedna osoba, jeszcze raz usłyszał głos Boga i tym razem nie miał już wątpliwości: "WYJDŹ Z KOLEJKI". Jones posłuchał i ktoś inny zajął
jego miejsce.
Tamten samolot rozbił się i wszyscy pasażerowie zginęli. Na wieść o tym, że Jones nie wsiadł do samolotu, chociaż tak było zaplanowane, dziennikarze pospieszyli, by przeprowadzić z nim wywiad.
Kiedy wyjaśnił im, dlaczego nie było go na pokładzie fatalnego samolotu, byli rozdrażnieni.
- Chce pan nam powiedzieć, że był pan jedyną osobą, którą Bóg kocha wystarczająco, by ją ostrzec? - zapytali, nie dowierzając.
- Och nie! - szybko odpowiedział Jones. - Wcale tak nie myślę! Wiem, że każdego z tych ludzi na pokładzie Bóg kocha CO NAJMNIEJ tak bardzo jak mnie. Lecz ja byłem jedynym, który go
słuchał.
(Nancy L.
Dorner )
Po modlitwie za wszystkich znajomych, krewnych I swoje ulubione zwierzątko dziewczynka dodała:
- I, drogi Boże, dbaj też o siebie. Jeśli Tobie coś się stanie, to wszyscy zginiemy!
Spojrzenie
na niebo
W moim programie telewizyjnym "Klub 700" przeprowadzałem wywiad z dr Richardem E. Ebym, znanym kalifornijskim położnikiem i ginekologiem. Doktor Eby opowiadał, że w 1972 roku spadł z balkonu
drugiego piętra i doznał urazu pęknięcia czaszki. Powiedział mi, iż umarł (na minuty czy godziny tego nie wie), lecz cudownie powrócił do życia. Gdy przeprowadzałem z nim wywiad, był zupełnie
zdrowy. Podczas tego doświadczenia - relacjonował dr Elby - jego dusza opuściła ciało i najwyraźniej poszła do nieba lub raju. Stwierdził, że było to, jak należało się spodziewać, cudownie piękne
miejsce. W pewnym momencie napotkał pole kwiatów, których piękno całkowicie go urzekło. Pomyślał: "Czy nie byłoby cudownie, gdybym miał bukiet tych kwiatów i mógł je wąchać?" Wystarczyło, że się
pochylił, a już ujrzał je w swoich rękach.
W innym miejscu pomyślał, jak dobrze byłoby iść do odległej doliny, i nagle tam się znalazł.
Jako naukowiec oczywiście dokładnie przeanalizował te doświadczenia i stwierdził, że w niebie najmniejsza myśl powoduje działanie. Jak powiedział psalmista: "Raduj się w Panu, a On spełni
pragnienia twego serca. Powierz Panu swoją drogę i zaufaj Mu: On sam będzie działał" (Ps. 37, 4-5).
Podczas swojego krótkiego pobytu w niebie dr Elby radował się w Panu, spełniając Jego doskonałą wolę, a tęsknoty jego serca były natychmiast zaspokajane. Nie musiał wyrażać ich słowami. Na ziemi
niezbędne jest tłumaczenie, lecz nie w królestwie ostatecznym. Pewnego dnia nie będziemy potrzebowali telefonów, transportu publicznego lub komputerów; prędkość myśli przekroczy prędkość światła.
Teraz jednak potrzebujemy słowa mówionego.
(Pat Robertson)
Róża
Niemiecki poeta Reiner Maria Rilke mieszkał przez pewien czas w Paryżu. Aby dojść na uniwersytet, codziennie przechodził w towarzystwie swej francuskiej przyjaciółki bardzo ruchliwą ulicą. Na
rogu tej ulicy mijali żebraczkę, proszącą przechodniów o jałmużnę. Kobieta zawsze siedziała w tym samym miejscu, nieruchomo jak posąg, z wyciągniętą ręką i oczami wbitymi w ziemię. Rilke nigdy
jej nic nie dawał, podczas gdy jego przyjaciółka czasem rzucała jakąś monetę. Pewnego dnia zdziwiona młoda Francuzka zapytała poetę:
- Dlaczego nigdy nic nie dajesz tej biedaczce?
- Powinniśmy podarować coś jej sercu, a nie jej dłoniom - odparł.
Następnego dnia Rilke przyniósł przepiękną, zaledwie rozkwitłą różę, włożył ją w ręce żebraczki i chciał pospiesznie odejść. Wtedy zdarzyło się coś nieoczekiwanego: żebraczka podniosła oczy,
popatrzyła na poetę, podniosła się z ziemi, ujęła jego dłoń i ucałowała ją. Potem odeszła, przyciskając do piersi różę.
Przez cały tydzień nikt jej nie widział. Lecz po ośmiu dniach znowu powróciła na swoje miejsce. Cicha i nieruchoma jak zwykle.
- Ciekawa jestem, z czego żyła przez te wszystkie dni? - spytała młoda przyjaciółka poety.
- Żyła różą - odparł Rilke.
Kiedy
zaczyna się dzień
Pewien filozof pytał swoich uczniów:
- Powiedzcie mi, w jaki sposób można rozpoznać godzinę, w której kończy się noc i rozpoczyna dzień?
Jeden z jego uczniów odpowiedział:
- Jest to godzina, w której z daleka można odróżnić owcę od pana.
Nauczyciel mądrości nie był zadowolony z tej odpowiedzi.
Inny uczeń twierdził:
- Kiedy z daleka potrafimy odróżnić dąb od sosny, wtedy dnieje, wtedy zaczyna się dzień.
Ale i z tej odpowiedzi filozof nie był zadowolony.
Wreszcie ktoś niecierpliwy poprosił:
- Powiedz nam, mistrzu...
Nastała chwila ciszy, chwila wyczekiwania.
- Dopiero gdy popatrzysz w twarz jakiegoś człowieka i zobaczysz w tej twarzy twojego brata, lub twoją siostrę, wtedy zaczyna się dzień w tobie. Jak długo w drugim człowieku nie widzisz swego
bliźniego, tak długo panuje w tobie noc - mówił nauczyciel mądrości.
Niespodzianka
dla swoich
Znanego francuskiego pisarza F. Mauriaca (1885 - 1970) zagadnął kiedyś ironicznie pewien dziennikarz:
- Panie Mauriac, szanuję pana jako człowieka wykształconego i mądrego. Stoi pan mocno w świecie. Ale jednego nie mogę zrozumieć: tego, że pan jest katolikiem. Jak może pan wierzyć w życie po
śmierci? Jak pan sobie to wyobraża? Jak ma ono - pańskim zdaniem - wyglądać?
Laureat literackiej nagrody Nobla (1952) odpowiedział zaskakująco:
- Ja sobie w ogóle niczego nie wyobrażam. Zostawiam tę sprawę Panu Bogu i nie mieszam się w to, jaką niespodziankę chce On zgotować dla swoich.
Kiedy
codziennie wstajesz z łóżka i patrzysz na te same ściany nie
widzisz nic nadzwyczajnego. Po prostu wstajesz i idziesz do kuchni zrobić
sobie jak zawsze ten sam posiłek. Wszystko ciągle jest takie same, wręcz
identyczne. Idziesz do sklepu bez uśmiechu na twarzy. Stajesz w kolejce i
niecierpliwisz się że tylu ludzi przed Tobą, a przecież tak bardzo Ci się
śpieszy. Masz jeszcze 15 minut do autobusu. Wszystko Cię denerwuje począwszy
od porannego ścielenia łóżka, po oglądanie ciągle tych samych reklam.
A teraz wyobraź sobie jak czuje się osoba która od wielu, wielu lat nie może
chodzić. Pomyśl ile dałaby ta osoba by przejść się do sklepu i stanąć w tej
kolejce która tak bardzo Tobie się dłuży. Pomyśl jak wiele dałaby osoba
niewidoma by zobaczyć jedną z tych reklam których tak bardzo nienawidzisz.
Jak myślisz - co by zrobiła osoba bezrobotna która właśnie od kilku dni
chodzi do pracy na Twoim miejscu? Jęczała że znowu idzie do pracy?
Narzekałaby że nie chce jej się śpieszyć na autobus? Nie. Taki człowiek
dałby wszystko by tą pracę utrzymać.
A ktoś kto ma niedowład rąk czy tak jak Ty wstawałby z niechęcią gdyby miał
zdrowe ręce? Czy tak jak Ty klął by i wzywał wszystkich świętych dlatego bo
nie chce mu się zrobić śniadania i pościelić łóżka? NIE!
Kiedy następnym razem będziesz wykonywać te same czynności pomyśl o tych
którzy właśnie teraz robią coś w z ogromnym trudem, marząc że jutro będzie
im lżej.
Monika
Babcia
Ruby
Moi dwaj niezmiernie żywiołowi synowie, z których jeden ma siedem lat,
a drugi zaledwie roczek, potrafią czasem przewrócić nasz starannie udekorowany dom do góry nogami.
Zdarza się, że w trakcie jakiejś niewinnej zabawy rozbiją moją ulubioną lampę albo burzą dopieszczone ustawienia mebli.
W takich chwilach, kiedy żadna świętość zdaje się dla nich nie istnieć, przypominam sobie lekcję, jakiej udzieliła mi moja mądra teściowa, Ruby.
Ruby ma w sumie sześcioro dzieci i trzynaścioro wnucząt. Jest uosobieniem delikatności, cierpliwości i miłości.
Podczas pewnych świąt Bożego Narodzenia wszystkie pociechy Ruby zebrały się jak zwykle w jej domu.
Zaledwie miesiąc przedtem Ruby kupiła sobie piękny, biały dywan i pozbyła się wreszcie tego "starego straszydła",
z którym spędziła ponad dwadzieścia pięć lat swojego życia. Kipiała wręcz radością na widok tak odświeżonego pokoju.
Mój szwagier, Arnie, rozdał wszystkim siostrzeńcom i bratankom swoje prezenty gwiazdkowe - doskonałej jakości miód ze swoich uli.
Dzieci były wprost zachwycone. Ale jak na złość, ośmioletnia Sheena rozlała swoją porcję miodu na nowy nabytek babci i rozniosła go na całe schody.
Następnie wpadła do kuchni i z płaczem rzuciła się w ramiona Ruby.
- Babciu, babciu, rozlałam swój miodek na twój nowiusieńki dywan.
Babcia Ruby przyklękła i spojrzała z czułością w zapłakane oczy Sheeny.
- Nie martw się, kochanie, zaraz przyniosę ci więcej miodku.
(Lynn Robertson)
NIBY
NIEWAŻNE
Kiedy czujesz się zraniony, czasami próbujesz wmówić sobie, że cię to nie obchodzi: osoba, która cię skrzywdziła, nagroda, której nie wygrałeś, okrutny uczynek lub słowo, które zostało bezmyślnie
wypowiedziane.
Udawanie, że nic się nie stało, to w pewien sposób unikanie prawdziwego życia, bo próbując udawać, że coś cię nie obchodzi, niepostrzeżenie odcinasz także swoje uczucia. Więc nie odczuwasz
szczęścia, smutku, złości, nie czujesz się kochany i nie czujesz, że kochasz.
Sposób na przebrnięcie przez to, co cię boli, polega na zbliżeniu się do tego, pozwoleniu sobie poczuć, pozwoleniu sobie na płacz, który cię oczyści i zmyje ból. Udawanie, że nic się nie stało,
prowadzi do tego, że tak naprawdę przestajesz w ogóle cokolwiek odczuwać i w rezultacie przestajesz tak naprawdę żyć. Tak więc pozwól sobie to poczuć! Czuj, płacz i zdrowiej. Tak, abyś znowu mógł
czuć, że coś się dzieje. Abyś mógł żyć. Abyś mógł kochać.
Daphne
Rose Kingma
Tłumaczenie: MARTA WOŹNIAK
Dodano 1.2.2014.
http://www.zosia.piasta.pl/krotkie-opowiadania.htm
Życie
jest...
Życie jest szansą, schwyć ją.
Życie jest pięknem, podziwiaj je.
Życie jest radością, próbuj ją.
Życie jest snem, uczyń je prawdą.
Życie jest wyzwaniem, zmierz się z nim.
Życie jest obowiązkiem, wypełnij go.
Życie jest grą, zagraj w nią.
Życie jest cenne, doceń je.
Życie jest bogactwem, strzeż go.
Życie jest miłością, ciesz się nią.
Życie jest tajemnicą, odkryj ją.
Życie jest obietnicą, spełnij ją.
Życie jest smutkiem, pokonaj go.
Życie jest hymnem, wyśpiewaj go.
Życie jest walką, podejmij ją.
Życie jest tragedią, pojmij ją.
Życie jest przygodą, rzuć się w nią.
Życie jest szczęściem, zasłuż na nie.
Życie jest życiem, obroń je.
(Matka Teresa z Kalkuty)
Kwiat
Przez jakiś czas co niedziela otrzymywałem od pewnej osoby różę do butonierki. Działo się tak każdego niedzielnego poranka, toteż wkrótce przestałem zwracać na kwiat uwagę. Oczywiście był to miły
gest, za który byłem wdzięczny, lecz z czasem stał się rutyną. Jednakże pewnej niedzieli coś, co zacząłem uważać za naturalne, nabrało nowej, niecodziennej treści.
Wychodziłem właśnie z nabożeństwa, gdy podszedł do mnie dziarski chłopczyk.
- Pastorze, co zamierza pan zrobić z tym kwiatem? - spytał.
Z początku nie wiedziałem, o co mu chodzi, dopiero po chwili się domyśliłem.
- Ach! Masz na myśli tę różę? - Wskazałem kwiat w butonierce.
- Tak. Wziąłbym ją sobie, gdyby pastor miał zamiar ją wyrzucić - odparł.
Uśmiechnąłem się i odrzekłem, że z radością ofiaruję mu moją różę. Od niechcenia zapytałem też, co chce z nią zrobić.
- Chcę ją podarować mojej babci - odpowiedział. chyba nie miał nawet dziesięciu lat. - W zeszłym roku rozwiedli się moi rodzice. Na początku mieszkałem z mamą, ale gdy wyszła ponownie za mąż,
odesłała mnie do ojca. Mieszkałem u niego przez jakiś czas, lecz on także stwierdził, że nie mogę z nim być, i zawiózł mnie do babci. Ona jest taka dobra, gotuje mi i troszczy się o mnie... Jest
tak dobra, że chciałbym podarować jej ten piękny kwiat.
Chłopiec umilkł, a ja nie potrafiłem wydobyć z siebie głosu. Moje oczy napełniły się łzami. Ten malec ujął mnie za serce. Odpiąłem szybko różę i trzymając ją przed nim, rzekłem:
- Chłopcze, to najpiękniejsze słowa, jakie kiedykolwiek słyszałem. Nie dostaniesz tej róży, to byłoby za mało. Spójrz tam, przed amboną stoi ogromny bukiet. Parafianie co tydzień kupują kwiaty do
kościoła. Weź je dla twojej babci, ona zasługuje na nie w całej pełni.
I jakby nie dość było mego wzruszenia, chłopiec powiedział coś, co na zawsze pozostanie w mym sercu:
- Co za wspaniały dzień! Prosiłem o jeden kwiat, a dostałem cały bukiet!
(Pastor John R. Ramsey)
Sekret
szczęścia
Jest to cudowna opowieść o małej sierotce, która nie miała rodziny i nie zaznała miłości. Pewnego dnia dziewczynka czuła się wyjątkowo samotna i smutna. Szła właśnie przez łąkę, gdy ujrzała
małego motyla uwięzionego przez bezlitośnie kłujące ciernie. Im bardziej motyl się szarpał, tym bardziej ciernie wbijały się w jego delikatne ciało. Sierotka ostrożnie uwolniła go z tej
śmiertelnej pułapki. Motyl nie odfrunął jednak, lecz zmienił się w piękną, dobrą wróżkę. Dziewczynka przetarła oczy z niedowierzania.
- Dziękuję ci za twoją dobroć - rzekła wróżka - Spełnię za to każde twoje życzenie. Sierotka pomyślała przez chwilę, a potem powiedziała:
- Chcę być szczęśliwa!
- Bardzo dobrze - odparła wróżka i szepnęła coś do ucha dziewczynki, a potem zniknęła. Dziewczynka dorosła. Nigdy nie było na ziemi szczęśliwszej istoty od niej. Wszyscy pytali ją o sekret
szczęścia, ale ona tylko uśmiechała się i odpowiadała:
- Gdy byłam małą dziewczynką posłuchałam rady dobrej wróżki. Gdy była już bardzo stara i leżała na łożu śmierci, zebrali się wokół niej wszyscy sąsiedzi, gdyż obawiali się, że wraz z nią odejdzie
również sekret szczęścia.
- Zdradź nam go - prosili - powiedz, co doradziła ci dobra wróżka. Urocza starsza pani uśmiechnęła się tylko i rzekła:
- Powiedziała mi, że każdy, bez względu na to, jak pewny siebie, jak młody czy stary, jak bogaty czy biedny mnie potrzebuje.
(Autor nieznany)
Twój
czas
Życie to dar czasu. Czasu ziemskiego, czasu na posiadanie ciała, osobowości, na doświadczanie tysięcy pięknych oraz trudnych chwil zwanych egzystencją. W istocie, to, jak spędzisz swój czas,
stanowi o jakości twego życia.
Dlatego też ważne jest to, co robisz ze swoim czasem. Istnieje różnica między wykorzystywaniem go w celu nakarmienia twej duszy, a bezmyślnym marnotrawieniem go. U schyłku życia przekonasz się,
czy dobrze się bawiłeś, czy też zmarnotrawiłeś czas i chciałbyś mieć go więcej.
Zatroszcz się więc o swój czas, o ten drogocenny, wspaniały dar i traktuj go jak skarb, bo nim jest. Dziś sercem, umysłem zaplanuj, co dokładnie chcesz zrobić z każdą godziną, która jest ci
dana.
(Daphne Rose Kingma)
Flet i
osioł
Na polu leżał porzucony od dłuższego czasu Flet, na którym nikt już nie grał.
Aż pewnego dnia przechodzący obok Osioł dmuchnął w niego z całej siły. Wyzwolił dźwięk piękniejszy niż jakiekolwiek inny, który kiedykolwiek słyszał w swoim życiu. I nie tylko w swoim oślim
życiu, ale również w życiu Fletu.
Nie mogąc zrozumieć tego, co się stało (obaj nie byli roztropni, a jedynie wierzyli w roztropność) - oddalili się natychmiast od siebie, zawstydzeni tym, co wydarzyło się najpiękniejszego w ich
życiu.
A ileż w naszym życiu porzuconych fletów, osłów? Wielu z nas nie poznało nigdy samych siebie, ukrywają kim są, oczekując miłości od innych nieznanych sobie osób, które również chowają się przed
samymi sobą. A przecież czasami może jakieś odkrycie, jakaś niespodzianka, jakaś iskra... I wszystko znowu się kończy.
Wszystko dlatego, że brakuje nam odwagi, aby kogoś pokochać. Trzeba mieć jej tyle samo, jak do tego, aby pokochali nas inni.
(Autor nieznany)
O widoku z
murów miasta
- Kim jestem? - spytał kiedyś starca pewien młodzian.
- Jesteś tym, za kogo się uważasz - odrzekł starzec - wyjaśni ci to taka historyjka...
Zachodziło słońce. Z murów miasta można było zobaczyć na linii horyzontu dwie obejmujące się sylwetki.
"To jakiś tatuś i mamusia" - pomyślała niewinna dziecinka.
"To kochankowie" - pomyślał mężczyzna ze złamanym sercem.
"To dwaj przyjaciele, co spotkali się po wielu latach" - pomyślał człowiek samotny. "To dwaj kupcy, co dobili targu" - pomyślał skąpiec.
"To ojciec obejmuje syna wracającego z wojny" - pomyślała pewna pani o tkliwej duszy.
"To córka ściska ojca, który wraca z dalekiej podróży" - pomyślał człowiek pogrążony w bólu po śmierci córki.
"To para zakochanych" - pomyślała dziewczyna marząca o miłości.
"To dwaj ludzie walczą do ostatniej kropli krwi" - pomyślał morderca.
"Kto wie, dlaczego się obejmują" - pomyślał człowiek o oschłym sercu.
"Jaki to piękny widok; dwoje obejmujących się ludzi" - pomyślał duchowny.
- W każdej myśli - zakończył starzec - widzisz siebie samego takim, jakim jesteś. Analizuj często swoje myśli; mogą ci one powiedzieć o wiele więcej o tobie samym niż jakikolwiek
nauczyciel.
(Pier D'Aubrigy)
Patrzymy
przez te same kraty; jedni widzą tylko błoto, a inni gwiazdy.
Frederick Langbridge
Mały chłopiec poprosił swoją mamę, by przyszła do szkoły na pierwsze spotkanie rodziców pierwszej klasy. Ku jego przerażeniu mama
powiedziała, ze pójdzie. Nauczycielka i koledzy po raz pierwszy zobaczą jego matkę, a on był bardzo zakłopotany jej wyglądem. Była piękną
kobietą, lecz jej prawy policzek w całości pokryty był straszna blizną. Chłopiec nigdy nie chciał rozmawiać o tym, skąd się tam wzięła.
W trakcie zebrania wszyscy byli zauroczeni dobrocią i naturalnym pięknem jego mamy, lecz mały chłopiec był ciągle zawstydzony i chował
się przed wzrokiem innych ludzi. W pewnej chwili usłyszał jednak rozmowę między swoją mamą a nauczycielka.
- Skąd ma pani tę bliznę? - zapytała nauczycielka.
- Gdy mój synek był maleńki - powiedziała mama - w jego pokoju wybuchł pożar. Nikt nie odważył się wejść do środka ponieważ ogień
wymknął się spod kontroli. Weszłam więc ja i gdy biegłam w stronę kołyski, zobaczyłam spadającą belkę. Przykryłam synka własnym ciałem,
by go ochronić. Straciłam przytomność, ale na szczęście przybyła straż pożarna i uratowała nas oboje.
Mama dotknęła spalonej części swojej twarzy.
- Ta blizna pozostanie już na zawsze - powiedziała - ale nigdy nie żałowałam tego, co zrobiłam.
W tym momencie mały chłopiec podbiegł do niej ze łzami w oczach. Przytulił się i poczuł wszechogarniające poświęcenie swojej matki.
Przez resztę dnia trzymał ją mocno za rękę.
(Lih Yuh Kuo)
Pewien człowiek zagadnął kiedyś Boga o niebo i piekło.
- Chodź, pokażę ci piekło - powiedział Bóg i zaprowadził go do sali, w której wielu ludzi siedziało wokół ogromnego kociołka z gulaszem. Wszyscy biesiadnicy wyglądali na wynędzonych i
zrozpaczonych i wydawali się głodni jak wilk. Każdy też trzymał łyżkę, jednak rączka tej łyżki była o wiele dłuższa od ramion biesiadników, toteż żaden z nich nie mógł trafić do swoich ust.
Cierpienie wygłodzonych było straszliwe.
- A teraz - odezwał się Bóg po chwili - pokażę ci niebo.
Wkroczyli do drugiej sali, identycznej z pierwszą: był kociołek z gulaszem, byli i biesiadnicy, i te same łyżki z długachnymi rączkami...Lecz tutaj wszyscy byli szczęśliwi i dobrze
odżywieni.
- Nie rozumiem - powiedział człowiek - Skoro obie sale są identyczne, jak to możliwe, że tu każdy tryska radością, gdy tam wszyscy ledwo się trzymają?
- Ach, to proste - odrzekł Bóg, uśmiechając się - Tutaj nauczyli się karmić nawzajem.
(Ann Landers)
http://www.zosia.piasta.pl/krotkie-opowiadania.htm
"Gdyby
nuta powiedziała: jedna nuta nie czyni muzyki
...nie było by symfonii
Gdyby słowo powiedziało: jedno słowo nie tworzy stronicy
...nie było by książki
Gdyby cegła powiedziała: jedna cegła nie czyni muru
...nie było by domu
Gdyby kropla powiedziała: jedna kropla wody nie może utworzyć rzeki
...nie było by oceanu
Gdyby ziarno zboża powiedziało: jedno ziarno nie może obsiać pola
...nie było by żniwa
Gdyby człowiek powiedział: jeden gest miłości nie ocali ludzkości
...nie byłoby nigdy na ziemi sprawiedliwości i pokoju, godności i szczęścia".
Michel Quoist
Zwolnij swoje tempo.
Czy widziałeś już kiedyś dzieci bawiące się na karuzeli lub słuchające deszczu? Skaczące po dachu?
Tropiłeś radośnie fruwającego motyla albo obserwowałeś zachód słońca?
Powinieneś się zatrzymać.
Nie tańcz za szybko, bo życie jest zbyt krótkie, muzyka nie trwa wiecznie.
Czy jesteś zabiegany całymi dniami, wiecznie zajęty?
Jeśli zadajesz pytanie "Co słychać?", czy masz chwilę żeby usłyszeć odpowiedź?
A gdy wyciągasz się w łóżku po całym dniu, czy myślisz o 1.000 różnych rzeczach, które plączą ci się po głowie?
Powinieneś zwolnić tempo.
Czy mowiłeś już do swojego dziecka "zrobimy to jutro" i przekładałeś to na pojutrze?
Czy straciłeś już kontakt z przyjacielem, pozwoliłeś umrzeć przyjaźni, bo nigdy nie miałeś czasu żeby zadzwonić i spytać jak leci?
Byłoby lepiej gdybyś zwolnił tempo, nie tańcz zbyt szybko, bo pewnego dnia muzyka ucichnie, życie jest takie krótkie.
Gdy biegasz gdzieś tak szybko żeby gdzieś zdążyć, tracisz połowę przyjemności bycia tam dokąd biegniesz.
Gdy zawracasz sobie głowę i zbyt się codziennie przejmujesz, to tak jakbyś wyrzucał prezent którego nawet nie otworzyłeś.
Życie to nie wyścig, powinieneś zwolnić tempo, znajdź chwilę na wysłuchanie muzyki zanim się skończy piosenka.
autor nieznany
Anioły śniegu
... To była moja pierwsza w życiu burza śniegowa. Chociaż widziałam śnieg podczas rzadkich wizyt w tych górach, nigdy przedtem nie widziałam jak pada. A padał jak noc długa. W końcu wszyscy
zasnęliśmy. Spałam niezbyt mocno z powodu gwałtownych porywów wiatru, które trochę mnie niepokoiły.
Rano uświadomiliśmy sobie powagę naszej sytuacji. Chata była położona powyżej terenu regularnie oczyszczanego przez pługi śnieżne. Na naszym odizolowanym odcinku drogi padający gęsto śnieg pokrył
wszystkie samochody i jezdnię białą kołdrą, piękną, lecz lodowatą.
Nawet my nowicjusze, wiedzieliśmy, że niemożliwe jest oczyszczenie drogi. Mężczyźni przekopali ścieżkę do samochodów i omietli je, lecz byliśmy beznadziejnie daleko, odcięci od drogi. Lękliwie
spoglądaliśmy po sobie. A co, jeśli ...? Mieliśmy dość żywności na jeszcze jeden posiłek, lecz nie więcej. Myśl o tym, że moglibyśmy zostać zasypani przez śnieg, przeraziła nas.
Byłam jedyną chrześcijanką w naszej grupie. Dlatego zaczęłam się cicho modlić o Bożą opiekę i o to, by przysłał pług do naszego obozu. Biorąc pod uwagę odosobnienie, spełnienie mojej modlitewnej
prośby byłoby naprawdę zdumiewające, lecz nie ustawałam aż do chwili, gdy poczułam spokój, który może dać tylko Bóg.
Pozostali niepokoili się coraz bardziej i zerkali nerwowo na zachmurzone niebo i nieprzejezdną drogę. Śnieg wciąż padał równomiernie i cicho. Zajęliśmy się oczyszczaniem i pakowaniem rzeczy do
odśnieżonych samochodów, którymi mieliśmy nadzieję zjechać w dół. Jakiś czas potem usłyszeliśmy cudowny dźwięk, który wesoło przebijał się w ciszy padającego śniegu. Ciężki pług wtaczał się,
sapiąc, na nasze wzgórze.
Kierowca powiedział do nas:
- Nigdy wcześniej nie wjeżdżałem tak wysoko, lecz ciągle słyszałem, jak coś w głowie mówi mi: "Jedź dzisiaj na szczyt". No i jestem.
Słowo "anioł" oznacza "zwiastun wysłany, by spełnić wolę Boga". Nigdy nie widziałam anioła, lecz czułam, że kierowca, który przybył do nas na polecenie Boże, jest naszym osobistym śnieżnym
aniołem. To Ojciec Niebieski, który widzi wszystko i odpowiada na wszystkie potrzeby z cierpliwością i wielką troską.
Kiedy liderki naszego obozu pakowały artykuły kuchenne, jedna z nich zagadnęła mnie:
- Zastanawia mnie, co sprawiło, że kierowca pojechał tak daleko? Uśmiechnęłam się tylko i powiedziałam:
- Modliłam się o to.
Linda Claire Scott
Liczy się każdy talent
Miała prostą, gładka, niebieską sukienkę, ciemne buty i blond włosy upięte w kok. Kiedy wsiadała do autobusu, od razu ją sobie przypomniałem. Nie byłem w tych stronach od ośmiu lat, ale wciąż
pamiętałem jej nieśmiałość. Rozmowa w cztery oczy była dla niej prawdziwą udręką.
Kiedy mijała mnie przechodząc do tyłu autobusu, ona również mnie rozpoznała. Uśmiechnęliśmy się do siebie.
Zastanawiałem się, dokąd jedzie.
Piętnaście kilometrów dalej moja ciekawość została zaspokojona. Wychodząc z autobusu na następnym przystanku, na każdym wolnym siedzeniu zostawiła złożoną kartkę. Wziąłem jedną z nich i
przeczytałem krótki tekst o zbawczej misji Chrystusa i o tym, w jaki sposób możemy mieć w niej udział.
Pomyślałem: "A więc w ten sposób daje świadectwo wiary w Zbawiciela. Zna radość codziennej wędrówki z Chrystusem, ale nieśmiałość nie pozwala jej na osobisty kontakt z ludźmi. Ma jednak tak
głęboką wiarę, że używa innych talentów, jakimi obdarzył ją Bóg, aby dzielić się miłością Chrystusa z innymi".
Wiedziałem, że wracając do domu, znowu będzie rozkładać ulotki, modląc się do Ducha Św., aby oświecił tych, którzy je przeczytają.
Dick Hagerman
Czego nauczyłam się od gazeli
To był wymarzony dzień na pobyt w zoo, szczególnie w uroczym towarzystwie mojego pięcioletniego wnuka. Podczas spaceru weszliśmy na wzgórze, skąd patrzyliśmy w dół na przyjemny, porośnięty trawą
park. Mieszkało tam stado gazeli. Ich pełne gracji piękno doskonale komponowało się z atmosferą spokoju tego miejsca. Lecz nagle w kępie krzewów zauważyliśmy zamieszanie. Jedno z delikatnych
stworzeń pasło się nieopodal nich i nie zauważyło, że w pogoni za pożywieniem wsunęło łeb pod gałęzie. Kiedy gazela chciała się wyprostować , jej rogi zahaczyły o nie. Walczyła, skakała, szarpała
się i kluczyła z jednej strony na drugą. Lecz z każdą chwilą jej rogi coraz bardziej się wplątywały. Jak bardzo chcielibyśmy jej pomóc! Szepnęłam:
- Gdybyśmy tylko mogli powiedzieć jej: "Zniż głowę mocno do ziemi i wycofaj się delikatnie", znowu byłaby wolna.
Ostatecznie gazela uwolniła się gwałtownym szarpnięciem, lecz w jej rogach pozostała ogromna kępa gałęzi. Wydawała się mówić: "Ten żenujący incydent w rzeczywistości się nie wydarzył. To była po
prostu wasza wyobraźnia". Lecz wielka korona liści jakoś nie dodawała jej powagi.
Nasz szczęśliwy dzień skończył się zbyt szybko. We wspomnieniach tamtych chwil opowiadanie o gazeli było naszym ulubionym. Dla mnie miało szczególne znaczenie, gdy zdałam sobie sprawę, że
podpowiada mi, jak w najlepszy sposób rozwiązać dokuczliwy problem mojego życia.
Pozostawałam z pewną osobą w dość trudnym związku, lecz nie chciałam go zrywać. Najpierw chciałam wygarnąć całą prawdę i powiedzieć swoje zdanie. Lecz to by tylko pogorszyło sprawy. Gdy gazela
walczyła, wyrwała część krzewu. Wygrała bitwę, lecz pozostawiła bliznę. Nie chciałam postępować w ten sam sposób. Zamiast tego skłoniłam głowę, modląc się, a potem delikatnie się wycofałam.
Od tamtego czasu minęły lata. Bóg odpowiedział, wzbogacając nas oboje. Most, który mógł ulec zniszczeniu za sprawą ostatniego słowa, obecnie się umacnia. Jestem zadowolona, ze schyliłam głowę i
wycofałam się delikatnie.
Ruthie Lindal Swain
Fatalne Dni
Jakie to dziwne, że jedna chwila może być przepełniona miłością, intensywnością doznań i ... codziennymi zmartwieniami. Jeśli dorastanie jest procesem tworzenia wyobrażeń i marzeń o tym, jak
powinno wyglądać życie, to dojrzałość jest akceptacją życia takim, jakie ono jest.
Wciąż od nowa przekonuję się, że nie jestem wystarczająco do czegoś zdolna, twórcza, czy wnikliwa. Nie potrafię znaleźć pocieszenia i spokoju tak, jak sobie wyobrażałam.
Czasem rezygnujemy z pewnych codziennych czynności lub przyjemności. Mamy wtedy trochę czasu, by napisać list do przyjaciela, upiec ciasto dla ( zmarłej ) babci, takie samo, jak kiedyś piekła Ona
sama ... Trudno nam jednak cieszyć się tym wszystkim. A życie nadal się toczy.
Skoro chorzy i umierający godzą się w końcu ze swą śmiercią, my postanowiliśmy zrezygnować z prawa do spokojnych nocy i niczym nie zmąconych dni. Być może dzięki tym, którzy od nas odeszli,
potrafimy zrozumieć, że przez szczeliny takich fatalnych dni prześwieca promień miłości, życia i wspólnych, niezapomnianych chwil.
nieco zmieniony fragment Mary Beth Danielson
Ideał doskonałości
Moja przyjaciółka pracowała w pobliskim butiku o nazwie: "Listek Figowy". Pewnego sobotniego popołudnia do sklepu weszła mała dziewczynka ze skarbonką - świnką pod pachą i oświadczyła, że
chciałaby za całe swoje pieniądze kupić jakiś prezent na Dzień Matki. Moja przyjaciółka pomogła jej wydłubać wszystkie monety ze "świnki" i powiedziała, że wystarczy ich na ładną bluzkę.
- Czy Twoja mama chciałaby mieć taką bluzkę?
- O tak! Bluzka to fajny pomysł - ucieszyła się dziewczynka.
- Jaki rozmiar ma Twoja mama? - zapytała sprzedawczyni.
- Ma rozmiar w sam raz - oznajmiła dziecko.
Tak więc moja przyjaciółka poradziła jej, żeby wzięła rozmiar 34.
W poniedziałek po Dniu Matki dziewczynka wróciła do sklepu ze swoją mamą, żeby wymienić bluzkę na rozmiar 42. Ideał doskonałości obowiązujący w świecie mody różnił się od tego, który nosiła w
sercu mała dziewczynka. Różnica polegała właśnie na sercu - pełnym dziecięcej miłości.
Nancy L. Dorner
Anioł
Nikomu bym się do tego nie przyznała, lecz kiedy siedziałam w kawiarni naprzeciwko kliniki Mayo, byłam naprawdę przestraszona. Następnego dnia miałam się stać jej pacjentką i przejść tam operację
kręgosłupa. Operacja należała do bardzo ryzykownych, ale moja wiara w jej powodzenie była niezwykle silna. Zaledwie kilka tygodni wcześniej przeżyłam pogrzeb ojca - moja gwiazda przewodnia
powróciła do nieba.- Ojcze Niebieski, ześlij mi anioła w tej godzinie próby - modliłam się.
Kiedy podniosłam wzrok, zbierając się do odejścia, ujrzałam starszą panią, która wolno zmierzała w kierunku kasy. Stanęłam tuż za nią, pełna podziwu dla przebijającego w jej stroju wytwornego
gustu - miała na sobie szkarłatnoczerwoną, wzorzystą suknię, szal, broszkę i wspaniały pąsowy kapelusz.
- Bardzo panią przepraszam. Chciałabym pani powiedzieć, że jest pani niezwykle piękną kobietą. Pani widok od razu poprawił mi humor
Kobieta ujęła mnie za rękę i powiedziała:
- Moje drogie dziecko, niech cię Bóg błogosławi za twoje dobre słowa, bo widzisz, mam sztuczną rękę, metalową wkładkę w drugiej ręce, a do tego nie mam jednej nogi. Ubieranie się zajmuje mi
mnóstwo czasu. Staram się wyglądać jak najlepiej, jednak z upływem lat przestaje to robić na kimkolwiek wrażenie. Dzięki tobie poczułam się dzisiaj naprawdę szczególnie. Niech Pan chroni cię i
obdarza błogosławieństwem, gdyż z pewnością musisz być jednym z Jego małych aniołów.
Gdy kobieta odeszła, nie mogłam wydobyć z siebie nawet słowa, ponieważ dotknęła mojej duszy w taki sposób, że to ona nie mogła być nikim innym, tylko aniołem.
Tami Fox
Najwspanialsza wiadomość
Robert De Vincenzo, słynny argentyński gracz w golfa, wygrał kiedyś turniej, otrzymał stosowny czek, po czym obdzielił uśmiechami fotoreporterów i zaczął szykować się do odejścia. Kiedy samotnie
kierował się w stronę ustawionego na parkingu samochodu, podeszła do niego młoda kobieta, która pogratulowała mu zwycięstwa i powiedziała, że jej dziecko cierpi na śmiertelną chorobę. Rzecz
jasna, nie miała środków na zapłacenie rachunków za usługi lekarskie i szpital.
Poruszony jej opowieścią De Vincenzo wyjął pióro i wypisał swój będący nagrodą czek na nazwisko tej kobiety.
- Niech pani zapewni dziecku wszystko, co najlepsze - powiedział, wsuwając do w jej dłoń.
W następnym tygodniu podczas lunchu w klubie podszedł do niego członek władz Zrzeszenia Profesjonalnych Graczy w Golfa i powiedział:
- W zeszłym tygodniu chłopcy z parkingu mówili mi, że po turnieju spotkał pan młodą kobietę. - De Vincenzo przytaknął. - Cóż! - westchnął mężczyzna. - Mam dla pana kiepską wiadomość. To wariatka.
Ona nie ma żadnego dziecka. Nawet nie jest mężatką. Zwyczajnie pana nabrała, przyjacielu.
- Chce pan powiedzieć, że nie ma żadnego umierającego dziecka? - spytał De Vincenzo.
- Właśnie.
- Ależ to najwspanialsza wiadomość, jaką usłyszałem w tym tygodniu!
The Best of Bits & Pieces
Ból przemija, piękno pozostaje
Mimo iż Henri Matisse był blisko dwadzieścia osiem lat młodszy niż Auguste Renoir, obaj wielcy artyści byli serdecznymi przyjaciółmi i często spędzali razem czas. Kiedy Renoir prawie nie
opuszczał domu w ostatnich latach swego życia, Matisse odwiedzał go codziennie. Niemal sparaliżowany artretyzmem Renoir mimo swej choroby nie przestawał malować. Pewnego razu Matisse obserwował,
jak starszy kolega maluje w swojej pracowni, zmagając się ze straszliwym bólem utrudniającym każde pociągnięcie pędzla. W końcu nie wytrzymał i poruszony wykrzyknął:
- Auguste, dlaczego nadal malujesz, gdy dręczy Cię tak okropny ból?
Renoir odrzekł z prostotą:
- Ból przemija, a piękno pozostaje.
I tak, prawie do dnia swojej śmierci Renoir nakładał farbę na płótno. Jeden ze swoich najsłynniejszych obrazów: Kąpiące się artysta ukończył na dwa lata przed śmiercią, czternaście lat po tym,
jak zaatakowała go bolesna choroba.
The Best of Bits & Pieces
Mądrość życiowa
Znany amerykański doradca inwestycyjny siedział na przybrzeżnej skałce w małej meksykańskiej wiosce, gdy do brzegu przybiła skromna łódka z rybakiem. W łódce leżało kilka wielkich tuńczyków.
Amerykanin, podziwiając ryby, spytał Meksykanina:
- Jak długo je łowiłeś?
- Tylko kilka chwil.
- Dlaczego nie łowiłeś dłużej - złapałbyś więcej ryb?
- Te, które mam całkiem wystarczą na potrzeby mojej rodziny.
Amerykanin pytał dalej:
- Na co więc poświęcasz resztę czasu?
- Śpię długo, trochę połowię, pobawię się z dziećmi, spędzę sjestę z moją żoną, wieczorem wyskoczę do wioski, gdzie siorbię wino i gram na gitarze z moimi amigos - pędzę wypełnione zajęciami i
szczęśliwe życie.
Amerykanin zaśmiał się ironicznie i rzekł:
- Jestem absolwentem Harvardu i mogę ci pomóc. Powinieneś spędzać więcej czasu na łowieniu, wtedy będziesz mógł kupić większą łódź, dzięki niej będziesz łowił więcej i będziesz mógł kupić kilka
łodzi. W końcu dorobisz się całej flotylli. Zamiast sprzedawać ryby za bezcen hurtownikowi, będziesz mógł je dostarczać bezpośrednio do sklepów, potem założysz własną sieć sklepów. Będziesz
kontrolował połowy, przetwórstwo i dystrybucję. Będziesz mógł opuścić tę małą wioskę i przeprowadzić się do Mexico City, później Los Angeles, a nawet do Nowego Jorku, skąd będziesz zarządzał
swoim wciąż rosnącym biznesem.
Meksykański rybak przerwał:
- Jak długo to wszystko będzie trwało?
- 15, może 20 lat.
- I co wtedy?
Amerykanin uśmiechnął się i stwierdził:
- Wtedy stanie się to, co najprzyjemniejsze. W odpowiednim momencie będziesz mógł sprzedać swoją firmę na giełdzie i stać się strasznie bogatym, zarobisz wiele milionów.
- Milionów? I co dalej?
- Wtedy będziesz mógł iść na emeryturę, przeprowadzić się do małej wioski na meksykańskim wybrzeżu, spać długo, trochę łowić, bawić się z dziećmi, spędzać sjestę ze swoją żoną, wieczorem
wyskoczyć do wioski, gdzie będziesz siorbał wino i grał na gitarze ze swoimi amigos...
autor anonimowy
Chciałabym urodzić się niewidoma!
Kompozytorka hymnów, Fanny Crosby, dała nam ponad 6000 pieśni gospel. Chociaż jako sześciotygodniowe niemowlę na skutek choroby straciła wzrok, nigdy nie stała się zgorzkniała .
Pewnego razu kaznodzieja współczująco zauważył:
- Myślę, że to wielka szkoda, że Mistrz nie dał Ci wzroku, gdy obsypał Cię tyloma innymi darami.
Wtedy ona odpowiedziała szybko: - Czy wiesz, że gdybym przy urodzeniu mogła poprosić o jedno życzenie, to brzmiałoby ono: chciałabym urodzić się niewidoma!
- Dlaczego? - spytał zaskoczony duchowny.
- Ponieważ kiedy pójdę do nieba, pierwszą twarzą, jaka uraduje moje oczy, będzie twarz mojego Zbawiciela!
Jeden z hymnów panny Crosby był tak osobisty, że przez lata zachowywała go dla siebie.
Kenneth Osbeck, autor kilku książek na temat hymnów, tak opowiada o ujawnieniu go publiczności: - Pewnego dnia podczas konferencji biblijnej w Northfield w stanie Massachusetts Moody poprosił
pannę Crosby o danie osobistego świadectwa. W pierwszej chwili zawahała się, następnie spokojnie wstała i powiedziała:
- Jest jeden hymn, który napisałam i który nigdy nie został ujawniony. Nazywam go poematem mojej duszy . Czasami, kiedy jestem zmartwiona, powtarzam go sobie, gdyż przynosi pociechę mojemu
sercu.
Kiedy go wyrecytowała, wiele osób płakało: "Pewnego dnia srebrny sznur zostanie przerwany i nie będę więcej śpiewać tak jak dzisiaj; lecz jakże będę się cieszyć, gdy zbudzę się w pałacu Króla!
Stanę przed Nim twarzą w twarz i powiem Mu uratowana przez
łaskę!"
W wieku dziewięćdziesięciu pięciu lat Fanny Crosby przeszła do chwały i zobaczyła twarz Jezusa.
To jest pewna nadzieja każdego dziecka Boga!
autor anonimowy
"CEGŁA"
Młody odnoszący sukces kierownik jechał sąsiednią ulicą, jadąc odrobinę za szybko swoim nowym Jaguarem. Uważał na dzieciaki wyskakujące zza zaparkowanych samochodów i zwalniał jak tylko mu się
wydawało, że coś zobaczył. Auto przejechało, żadne dziecko się nie pojawiło. Zamiast tego, cegła uderzyła w boczne drzwi Jaguara. Dał po hamulcach i zawrócił Jaguara do miejsca z którego rzucono
cegłę.
Zezłoszczony kierowca wyskoczył z samochodu, złapał najbliższego dzieciaka i pchnął go na zaparkowany samochód krzycząc:
-Co to było i kim Ty jesteś?....I co do licha robisz. To jest nowym samochód, a ta rzucona cegła będzie Cię kosztować kupę kasy!!....Dlaczego to zrobiłeś??
Młody chłopak bronił się:
-Proszę Pana...Proszę, Przepraszam, ale nie wiedziałem, co innego mogę zrobić-błagał.
Rzuciłem cegłą, bo nikt inny by się nie zatrzymał...
Zez łzami spływającymi po twarzy i po brodzie chłopaczek wskazał na miejsce obok zaparkowanego samochodu.
-To jest mój brat-powiedział. Zjechał z krawężnika i spadł z wózka inwalidzkiego, a ja nie potrafię go podnieść....
Teraz szlochając chłopiec poprosił oszołomionego kierowcę:
-Czy mógłby Pan mi pomóc podnieść Go na wózek?? Jest poraniony i za ciężki dla mnie...
Poruszony kierowca próbował przełknąć gwałtownie pojawiającą się kluskę w gardle. Szybko podniósł chłopca na wózek, potem wyciągnął chusteczki i oczyścił ranki i przecięcia.
-Dziękuję i niech Cię Bóg błogosławi-wdzięczne dziecko odpowiedziało nieznajomemu.
Zbyt zszokowany aby powiedzieć słowo mężczyzna po prostu patrzył jak chłopiec popychał swojego przywiązanego do wózka brata w kierunku domu...To był długi i wolny spacer z powrotem do
Jaguara...
Uszkodzenie było bardzo widoczne, ale mężczyzna nigdy nie zajął się naprawieniem uszkodzonych drzwi...Zostawił je w takim stanie aby przypominały mu wiadomość...
"Nie idź przez życie tak szybko, aby ktoś musiał rzucać w Ciebie cegłą, by zwrócić na siebie Twoją uwagę".
"Ani ja"
Pewnego dnia, kiedy laureatka Pokojowej Nagrody Nobla, Matka Teresa, pracowała w slumsach, opatrując rany umierającego, trędowatego, amerykański turysta obserwujący tę scenę zapytał, czy może
zrobić zdjęcie. Uzyskał pozwolenie, ale widząc czułość, z jaką świątobliwa kobieta nakładała bandaże na krwawą, cuchnącą ranę w miejscu, w którym kiedyś znajdował się nos trędowatego, powiedział
z mieszaniną grozy i wstrętu:
- Siostro, nie zrobiłbym tego za dziesięć milionów dolarów!
- Ani ja, mój przyjacielu - odparła Matka Teresa - ani ja.
( Nancy L. Dorner)
Bliżej niż myślałam
W niedzielę w kościele siedziałam obok pewnej starszej kobiety. Jej pokryta zmarszczkami twarz była tak pogodna, jak gdyby kobieta od lat podążała za Jezusem. Na moje powitanie odpowiedziała
promiennym uśmiechem.
W czasie nabożeństwa pastor poprosił nas, żebyśmy opowiedzieli, w jakich sytuacjach najsilniej odczuwamy obecność Boga.
Padały różne odpowiedzi: "kiedy modlę się w swoim pokoju"; "kiedy uświadamiam sobie, że zrobiłam coś złego"; "kiedy uczestniczę w nabożeństwie w kościele".
Potem pastor poprosił abyśmy podzielili się doświadczeniami w tym zakresie z osobą, która siedzi obok nas. Zaczęłam intensywnie szukać w pamięci wydarzeń, które byłyby dostatecznie niezwykłe i
podniosłe.
Odwracając się do mojej sąsiadki, powiedziałam coś tak okropnie napuszonego, że zaraz wyrzuciłam to ze swej pamięci. Nigdy jednak nie zapomnę tego, co ona powiedziała do mnie: "Wiem, że Bóg jest
przy mnie, kiedy patrzę na zachód słońca". - I to wszystko. Żadnych trzęsień ziemi, żadnych anielskich trąb. Możliwe, że staruszka też kiedyś była taka jak ja- że zajęta poszukiwaniem Boga nie
zauważała Jego dotyku w rozwijającym się różanym płatku, ani Jego pocałunku w kropli rosy. Postanowiłam wziąć z niej przykład. Wiedziałam, że On jest bardzo blisko.
(Julie Carobine)
Brzydka narzuta
Narzuta była wstrętna. Zdesperowana, kupiłam ją na wyprzedaży za pięć dolarów. Krzywiłam się za każdym razem, gdy słałam łóżko.
Potem któregoś dnia przerzucałam katalog u mojej siostry Penny. Znalazłam w niej identyczną narzutę z nazwiskiem znanego projektanta. Za osiemdziesiąt pięć dolarów!
Nagle moja narzuta nabrała nowych barw - gdy tylko odkryłam, jaka jest droga.
Kiedyś nie myślałam o sobie zbyt dobrze. Krzywiłam się za każdym razem, gdy spoglądałam w lustro.
Potem któregoś dnia usłyszałam historię Odkupienia, o tym, jak Chrystus oddał Swoje życie na Kalwarii - za mnie. I nagle moje życie nabrało nowych barw - gdy tylko odkryłam, jakie jest
drogie.
(Donna Clark Goodrch)
Ciągle pada ... Może nie jest to jeden z tych przelotnych deszczy, które szybko przemijają i ustępują miejsca następnym, jak zuchwale zakładałem. W końcu życie jest samo w sobie pasmem takich
deszczowych dni. Ale czasami tak się zdarza, że nie wszyscy mamy parasole, pod którymi moglibyśmy się schronić. Wtedy potrzebujemy kogoś, kto w deszczowy dzień będzie chciał użyczyć swego
parasola przemoczonemu nieznajomemu. Myślę, że wybiorę się na spacer ze swoim parasolem.
( Sun - Young Park )
Czym jest szczęście!
Pewien człowiek, który był wciąż smutny i nie potrafił odnaleźć w życiu radości, usłyszał podczas przechadzki w parku śpiewającego cudnie ptaka:
- Zazdroszczę Ci - powiedział, stanąwszy pod drzewem - Musisz być bardzo szczęśliwy, skoro tak pięknie wyśpiewujesz swoja radość.
- Ale ja nie dlatego śpiewam, że jestem szczęśliwy - odpowiedział ptak - jestem szczęśliwy, dlatego że śpiewam.
Dar dla Boga
Wiele lat temu był zwyczaj, że ludzie przynosili swoje dary przed ołtarz. Pewien znany kaznodzieja zaapelował do ludzi, aby złożyli ofiary na dobry cel. Wielu przyszłoby złożyć swoje dary
miłości. Wśród nich znalazła się mała ułomna dziewczynka, która przyszła, utykając, i stanęła na końcu kolejki. Zdjąwszy z palca pierścionek, położyła go na stole i poszła z powrotem w górę
nawy.
Po nabożeństwie posłano szwajcara, aby przyprowadził ją do pokoju kaznodziei. Ten powiedział:
- Moja droga, widziałem, co zrobiłaś. To było piękne. Lecz ludzie okazali tak wielką hojność, że mamy wystarczająco dużo, by zaradzić potrzebie. Czujemy, że nie mamy prawa zatrzymać twojego
cennego pierścionka, więc zdecydowaliśmy się dać ci go z powrotem.
Ku jego zdumieniu mała dziewczynka energicznie potrząsając głową, odmówiła:
- Ty nie rozumiesz - powiedziała. - Nie dałam mojego pierścionka wam, dałam go Bogu!
(Joe R.Barnett)
Dwaj mnisi
Dwóch pielgrzymujących mnichów dotarło do brzegu rzeki. Ujrzało tam młodą, pięknie ubraną kobietę, która najwyraźniej nie wiedziała, co począć. Chciała bowiem przejść na drugą stronę, lecz woda w
rzece była wysoka, a ona obawiała się zniszczyć swój strój. Jeden z mnichów bez większych ceregieli wziął ją na plecy i przeniósł przez rzekę na drugi brzeg.
Mnisi ruszyli w dalszą drogę. Drugi z mnichów po długich przemyśleniach zaczął narzekać:
- Przecież nie należy dotykać kobiety, to niezgodne z naszymi zasadami. Jak mogłeś postąpić wbrew regule?
Mnich, który przeniósł młodą kobietę przez potok, milczał przez chwilę.
- Ja pozostawiłem ją nad rzeką jakąś godzinę temu - odezwał się w końcu - czemu ty wciąż ją ze sobą niesiesz?
(Irmgard Schloegl)
Idę powoli w rytm marsza pogrzebowego..
Kolejny przyjaciel odszedł i znów nie miałem czasu go pożegnać i powiedzieć mu ile dla mnie znaczył.
Kroczę powoli i przypominam te liczne chwile z nim spędzone, biedne wiejskie podwórze, najprostsze zabawki, porwone porcięta i bose nogi a jednak w naszej wyobraźni wielki, wielki świat
z masą swoich tajemnic...
Potem pogoń za forsą, kobietą, sukcesem, lepszym samochodem, kafelkami w ładne wzorki i ......pustka.
Gdzie się podziała radość dziecka ? Gdzie życie chwil?, gdzie prawdziwi przyjaciele? Spotykam was tylko na ostatniej drodze, gdy już jest zbyt późno na słowa i śmiech tak szczery jak w
dzieciństwie.
Jeszcze jeden przyjaciel idzie obok mnie, też pewnie myśli o tobie, wspomina wspólną zabawę i żałuje straconego czasu.
Niestety po pogrzebie powiemy sobie "cześć" i będziemy czekali na następnego. Zostało nas tylko dwóch, a nie umiemy uchwycić ostatnich chwil, otworzyć się przed sobą. Który teraz będzie szedł, a
który będzie smutnym bohaterem tego przemarszu? Jak wychować dzieci by potrafiły znaleźć sedno sensu życia. Pewnie kiedyś też będą szły za czyjąś (może moją) trumną płacząc nad straconym czasem.
Wycieram łzę.
Zrobię wszystko by wyrwać jak najwięcej z tego co zostało. Do zobaczenia przyjacielu, szykuj mi miejsce, przyjdę gdy nadejdzie mój czas, teraz mam jeszcze coś do zrobienia, może zdążę.
Dłoń i piasek
Trzynastoletni Tomek spacerował plażą razem ze swą matką.
W pewnej chwili zapytał:
- Mamo, jak można zatrzymać przyjaciela, kiedy w końcu uda się go zdobyć?
Matka zastanowiła się przez chwilę, potem schyliła się i wzięła dwie garście piasku.
Uniosła obie ręce do góry; zacisnęła mocno jedną dłoń: piasek uciekał jej między palcami i im bardziej ściskała pięść, tym szybciej wysypywał się piasek.
Druga dłoń była otwarta: został na niej cały piasek.
Tomek patrzył zdziwiony, potem zawołał:
- Rozumiem!
A gdy jest naprawdę źle, pod dach przyjaciół sie schowaj.
Od dzisiaj:
1. Pamiętaj, że od twojego wyboru zależy, co widzisz, co myślisz i co słyszysz. Jedna osoba
widzi filiżankę do połowy pustą, a druga do połowy pełną. Jedna osoba widzi piękny ogród za
oknem, a druga brudną szybę.
2. Codziennie sobie przypominaj, że TO ŻYCIE TO JEST TO, że masz ograniczony czas i chcesz
jak najlepiej go wykorzystać.
3. Codziennie potwierdzaj doskonałość wszechświata:
NIECHAJ BĘDZIE POZDROWIONA DOSKONAŁOŚĆ WSZECHŚWIATA!!
4. Codziennie przypomnij sobie, że świat już jest piękny i nie trzeba go zmieniać. Możesz
natomiast zmienić siebie.
5. Jeżeli dopadnie cię chandra - jak najszybciej znajdź sobie jakieś zajęcie. Zajmij się czymś
przez 5 minut, inwestując całą swoją energię. Po tych pięciu minutach poczujesz się lepiej.
6. Wiedz, że najlepszym sposobem na polepszenie własnego samopoczucia jest zrobienie
czegoś dla kogoś innego.
7. Jeżeli dopadnie cię pokusa bycia nieszczęśliwym przeczytaj poniższe słowa umierającego
starca:
Gdybym jeszcze raz miał przeżyć moje życie, tym razem usiłowałbym popełniać więcej błędów.
Nie starałbym się być taki doskonały. Więcej bym odpoczywał. Rozluźniałbym się, byłbym bardziej
beztroski i wiele spraw traktował poważniej. Byłbym bardziej szalony.
Wykorzystywałbym więcej szans, więcej bym podróżował, przewędrował więcej gór,
przypłynął więcej rzek, odwiedził więcej nie znanych mi miejsc. Jadłbym więcej lodów, a mniej
sałaty.
Miałbym więcej prawdziwych, a mniej wydumanych zmartwień!
Prawda jest taka, że byłem jednym z ludzi, którzy godzina za godziną, dzień za dniem,
pędzili asekuracyjny tryb życia, roztropny i przemyślany. Och, gdybym znowu mógł przeżyć moje
życie, delektowałbym się każdą chwilą.
Byłem jednym z tych, którzy nigdzie nie ruszają się bez termometru, termoforu, wody do
płukania gardła, płaszcza przeciwdeszczowego i spadochronu. Gdybym miał jeszcze raz przeżyć
moje życie, tym razem podróżowałbym z małym bagażem.
Gdybym miał jeszcze raz przeżyć życie, wiosną wyskakiwałbym boso z łóżka, a jesienią
wstawał później, więcej bym jeździł na karuzeli, obejrzał więcej wschodów słońca i więcej bym
się bawił z dziećmi. Gdybym miał przeżyć życie od nowa...
Ale nie przeżyję.
(Andrew Matthews - Bądź szczęśliwy!)
"Czy
przesiałeś przez trzy sita?"
Do mądrego Sokratesa przybiegł ktoś wzburzony i rzekł: "Posłuchaj Sokratesie, tego, co ci muszę powiedzieć jako twój przyjaciel..." "Stój, zaczekaj - przerwał mędrzec. - Czyś przesiał to, co mi
chcesz powiedzieć przez trzy sita?" "Jakie to sita?" - zapytał przybyły ze zdziwieniem. "Tak, drogi przyjacielu, przez trzy sita! Zobaczymy, czy to, co mi zamierzasz oznajmić, przejdzie przez te
trzy sita. Pierwszym sitem jest prawda. Czy sprawdziłeś, czy to, co chcesz mi opowiedzieć, jest prawdą?" "Nie, tego nie sprawdziłem, ja tylko słyszałem i..." "A więc tak. W takim razie może
sprawdziłeś to sitem dobroci? Skoro nie wiadomo, czy to prawda, może jest to przynajmniej dobre?" Rozmówca stwierdził, ociągając się: "Nie mogę powiedzieć, aby to było dobre, przeciwnie".
"Hm, hm! - przerwał mu mędrzec. - Skoro tak, to zastosujemy trzecie sito: czy uważasz za konieczne opowiadać mi o czymś, co ciebie samego tak podnieca?" "Nie, nie uważam tego za konieczne..." "W
takim razie - uśmiechnął się mędrzec - skoro to, co chcesz mi opowiedzieć, nie jest ani prawdziwe, ani dobre, ani konieczne, zapomnij o tym i nie obciążaj samego siebie ani mnie takimi rzeczami."
Ilu nieprawdziwymi, niedobrymi i niepotrzebnymi sprawami obciążamy siebie, a nieraz tez innych..."
(Autor nieznany)
Czy ktoś
słucha?
Każdego roku Jones spędzał dwa tygodnie, podróżując po Indiach od miasta do miasta i zbierając fundusze na swoją misję. Planował każdego dnia wygłosić trzy odczyty dla zamożnych obywateli, aby
uzyskać ich wsparcie finansowe. Do jednej grupy zwracał się w porze śniadania, do drugiej podczas lunchu, a do trzeciej podczas obiadu. Następnego dnia powtarzał swoje apele do trzech grup w
innym mieście.
Pewnego wieczoru, po trzeciej prezentacji, pośpieszył na lotnisko, gdzie zarezerwował miejsce na ostatni lot tego dnia do miejsca przeznaczenia na dzień następny. Gdy stał w kolejce, ogłoszono,
że jego lot ma nadsprzedaż i poproszono pasażerów, żeby zrezygnowali z miejsc w zamian za bezpłatny bilet powrotny do miasta, które wybiorą.
Gdy przedstawiciel skończył swoją zapowiedź, Jonesowi wydało się, że słyszy, jak Pan szepcze do niego: "Wyjdź z kolejki". Zawahał się. Jeśli nie poleci tym samolotem. To straci co najmniej dwa ze
spotkań zaplanowanych na następny dzień - i pieniądze, które spodziewał się tam zebrać. Czekał nadal.
Kiedy już prawie miał kupować bilet, znowu poczuł, że Bóg nalega, by zrezygnował i wyszedł z kolejki. Ponownie się zawahał, niepewny czy mówi do niego Bóg, czy tylko jego wyobraźnia. Lecz kiedy
od przedstawiciela linii lotniczych dzieliła go już tylko jedna osoba, jeszcze raz usłyszał głos Boga i tym razem nie miał już wątpliwości: "WYJDŹ Z KOLEJKI". Jones posłuchał i ktoś inny zajął
jego miejsce.
Tamten samolot rozbił się i wszyscy pasażerowie zginęli. Na wieść o tym, że Jones nie wsiadł do samolotu, chociaż tak było zaplanowane, dziennikarze pospieszyli, by przeprowadzić z nim wywiad.
Kiedy wyjaśnił im, dlaczego nie było go na pokładzie fatalnego samolotu, byli rozdrażnieni.
- Chce pan nam powiedzieć, że był pan jedyną osobą, którą Bóg kocha wystarczająco, by ją ostrzec? - zapytali, nie dowierzając.
- Och nie! - szybko odpowiedział Jones. - Wcale tak nie myślę! Wiem, że każdego z tych ludzi na pokładzie Bóg kocha CO NAJMNIEJ tak bardzo jak mnie. Lecz ja byłem jedynym, który go
słuchał.
(Nancy L.
Dorner )
Po modlitwie za wszystkich znajomych, krewnych I swoje ulubione zwierzątko dziewczynka dodała:
- I, drogi Boże, dbaj też o siebie. Jeśli Tobie coś się stanie, to wszyscy zginiemy!
Spojrzenie
na niebo
W moim programie telewizyjnym "Klub 700" przeprowadzałem wywiad z dr Richardem E. Ebym, znanym kalifornijskim położnikiem i ginekologiem. Doktor Eby opowiadał, że w 1972 roku spadł z balkonu
drugiego piętra i doznał urazu pęknięcia czaszki. Powiedział mi, iż umarł (na minuty czy godziny tego nie wie), lecz cudownie powrócił do życia. Gdy przeprowadzałem z nim wywiad, był zupełnie
zdrowy. Podczas tego doświadczenia - relacjonował dr Elby - jego dusza opuściła ciało i najwyraźniej poszła do nieba lub raju. Stwierdził, że było to, jak należało się spodziewać, cudownie piękne
miejsce. W pewnym momencie napotkał pole kwiatów, których piękno całkowicie go urzekło. Pomyślał: "Czy nie byłoby cudownie, gdybym miał bukiet tych kwiatów i mógł je wąchać?" Wystarczyło, że się
pochylił, a już ujrzał je w swoich rękach.
W innym miejscu pomyślał, jak dobrze byłoby iść do odległej doliny, i nagle tam się znalazł.
Jako naukowiec oczywiście dokładnie przeanalizował te doświadczenia i stwierdził, że w niebie najmniejsza myśl powoduje działanie. Jak powiedział psalmista: "Raduj się w Panu, a On spełni
pragnienia twego serca. Powierz Panu swoją drogę i zaufaj Mu: On sam będzie działał" (Ps. 37, 4-5).
Podczas swojego krótkiego pobytu w niebie dr Elby radował się w Panu, spełniając Jego doskonałą wolę, a tęsknoty jego serca były natychmiast zaspokajane. Nie musiał wyrażać ich słowami. Na ziemi
niezbędne jest tłumaczenie, lecz nie w królestwie ostatecznym. Pewnego dnia nie będziemy potrzebowali telefonów, transportu publicznego lub komputerów; prędkość myśli przekroczy prędkość światła.
Teraz jednak potrzebujemy słowa mówionego.
(Pat Robertson)
Róża
Niemiecki poeta Reiner Maria Rilke mieszkał przez pewien czas w Paryżu. Aby dojść na uniwersytet, codziennie przechodził w towarzystwie swej francuskiej przyjaciółki bardzo ruchliwą ulicą. Na
rogu tej ulicy mijali żebraczkę, proszącą przechodniów o jałmużnę. Kobieta zawsze siedziała w tym samym miejscu, nieruchomo jak posąg, z wyciągniętą ręką i oczami wbitymi w ziemię. Rilke nigdy
jej nic nie dawał, podczas gdy jego przyjaciółka czasem rzucała jakąś monetę. Pewnego dnia zdziwiona młoda Francuzka zapytała poetę:
- Dlaczego nigdy nic nie dajesz tej biedaczce?
- Powinniśmy podarować coś jej sercu, a nie jej dłoniom - odparł.
Następnego dnia Rilke przyniósł przepiękną, zaledwie rozkwitłą różę, włożył ją w ręce żebraczki i chciał pospiesznie odejść. Wtedy zdarzyło się coś nieoczekiwanego: żebraczka podniosła oczy,
popatrzyła na poetę, podniosła się z ziemi, ujęła jego dłoń i ucałowała ją. Potem odeszła, przyciskając do piersi różę.
Przez cały tydzień nikt jej nie widział. Lecz po ośmiu dniach znowu powróciła na swoje miejsce. Cicha i nieruchoma jak zwykle.
- Ciekawa jestem, z czego żyła przez te wszystkie dni? - spytała młoda przyjaciółka poety.
- Żyła różą - odparł Rilke.
Kiedy
zaczyna się dzień
Pewien filozof pytał swoich uczniów:
- Powiedzcie mi, w jaki sposób można rozpoznać godzinę, w której kończy się noc i rozpoczyna dzień?
Jeden z jego uczniów odpowiedział:
- Jest to godzina, w której z daleka można odróżnić owcę od pana.
Nauczyciel mądrości nie był zadowolony z tej odpowiedzi.
Inny uczeń twierdził:
- Kiedy z daleka potrafimy odróżnić dąb od sosny, wtedy dnieje, wtedy zaczyna się dzień.
Ale i z tej odpowiedzi filozof nie był zadowolony.
Wreszcie ktoś niecierpliwy poprosił:
- Powiedz nam, mistrzu...
Nastała chwila ciszy, chwila wyczekiwania.
- Dopiero gdy popatrzysz w twarz jakiegoś człowieka i zobaczysz w tej twarzy twojego brata, lub twoją siostrę, wtedy zaczyna się dzień w tobie. Jak długo w drugim człowieku nie widzisz swego
bliźniego, tak długo panuje w tobie noc - mówił nauczyciel mądrości.
Niespodzianka
dla swoich
Znanego francuskiego pisarza F. Mauriaca (1885 - 1970) zagadnął kiedyś ironicznie pewien dziennikarz:
- Panie Mauriac, szanuję pana jako człowieka wykształconego i mądrego. Stoi pan mocno w świecie. Ale jednego nie mogę zrozumieć: tego, że pan jest katolikiem. Jak może pan wierzyć w życie po
śmierci? Jak pan sobie to wyobraża? Jak ma ono - pańskim zdaniem - wyglądać?
Laureat literackiej nagrody Nobla (1952) odpowiedział zaskakująco:
- Ja sobie w ogóle niczego nie wyobrażam. Zostawiam tę sprawę Panu Bogu i nie mieszam się w to, jaką niespodziankę chce On zgotować dla swoich.
Kiedy
codziennie wstajesz z łóżka i patrzysz na te same ściany nie
widzisz nic nadzwyczajnego. Po prostu wstajesz i idziesz do kuchni zrobić
sobie jak zawsze ten sam posiłek. Wszystko ciągle jest takie same, wręcz
identyczne. Idziesz do sklepu bez uśmiechu na twarzy. Stajesz w kolejce i
niecierpliwisz się że tylu ludzi przed Tobą, a przecież tak bardzo Ci się
śpieszy. Masz jeszcze 15 minut do autobusu. Wszystko Cię denerwuje począwszy
od porannego ścielenia łóżka, po oglądanie ciągle tych samych reklam.
A teraz wyobraź sobie jak czuje się osoba która od wielu, wielu lat nie może
chodzić. Pomyśl ile dałaby ta osoba by przejść się do sklepu i stanąć w tej
kolejce która tak bardzo Tobie się dłuży. Pomyśl jak wiele dałaby osoba
niewidoma by zobaczyć jedną z tych reklam których tak bardzo nienawidzisz.
Jak myślisz - co by zrobiła osoba bezrobotna która właśnie od kilku dni
chodzi do pracy na Twoim miejscu? Jęczała że znowu idzie do pracy?
Narzekałaby że nie chce jej się śpieszyć na autobus? Nie. Taki człowiek
dałby wszystko by tą pracę utrzymać.
A ktoś kto ma niedowład rąk czy tak jak Ty wstawałby z niechęcią gdyby miał
zdrowe ręce? Czy tak jak Ty klął by i wzywał wszystkich świętych dlatego bo
nie chce mu się zrobić śniadania i pościelić łóżka? NIE!
Kiedy następnym razem będziesz wykonywać te same czynności pomyśl o tych
którzy właśnie teraz robią coś w z ogromnym trudem, marząc że jutro będzie
im lżej.
Monika
Babcia
Ruby
Moi dwaj niezmiernie żywiołowi synowie, z których jeden ma siedem lat,
a drugi zaledwie roczek, potrafią czasem przewrócić nasz starannie udekorowany dom do góry nogami.
Zdarza się, że w trakcie jakiejś niewinnej zabawy rozbiją moją ulubioną lampę albo burzą dopieszczone ustawienia mebli.
W takich chwilach, kiedy żadna świętość zdaje się dla nich nie istnieć, przypominam sobie lekcję, jakiej udzieliła mi moja mądra teściowa, Ruby.
Ruby ma w sumie sześcioro dzieci i trzynaścioro wnucząt. Jest uosobieniem delikatności, cierpliwości i miłości.
Podczas pewnych świąt Bożego Narodzenia wszystkie pociechy Ruby zebrały się jak zwykle w jej domu.
Zaledwie miesiąc przedtem Ruby kupiła sobie piękny, biały dywan i pozbyła się wreszcie tego "starego straszydła",
z którym spędziła ponad dwadzieścia pięć lat swojego życia. Kipiała wręcz radością na widok tak odświeżonego pokoju.
Mój szwagier, Arnie, rozdał wszystkim siostrzeńcom i bratankom swoje prezenty gwiazdkowe - doskonałej jakości miód ze swoich uli.
Dzieci były wprost zachwycone. Ale jak na złość, ośmioletnia Sheena rozlała swoją porcję miodu na nowy nabytek babci i rozniosła go na całe schody.
Następnie wpadła do kuchni i z płaczem rzuciła się w ramiona Ruby.
- Babciu, babciu, rozlałam swój miodek na twój nowiusieńki dywan.
Babcia Ruby przyklękła i spojrzała z czułością w zapłakane oczy Sheeny.
- Nie martw się, kochanie, zaraz przyniosę ci więcej miodku.
(Lynn Robertson)
NIBY
NIEWAŻNE
Kiedy czujesz się zraniony, czasami próbujesz wmówić sobie, że cię to nie obchodzi: osoba, która cię skrzywdziła, nagroda, której nie wygrałeś, okrutny uczynek lub słowo, które zostało bezmyślnie
wypowiedziane.
Udawanie, że nic się nie stało, to w pewien sposób unikanie prawdziwego życia, bo próbując udawać, że coś cię nie obchodzi, niepostrzeżenie odcinasz także swoje uczucia. Więc nie odczuwasz
szczęścia, smutku, złości, nie czujesz się kochany i nie czujesz, że kochasz.
Sposób na przebrnięcie przez to, co cię boli, polega na zbliżeniu się do tego, pozwoleniu sobie poczuć, pozwoleniu sobie na płacz, który cię oczyści i zmyje ból. Udawanie, że nic się nie stało,
prowadzi do tego, że tak naprawdę przestajesz w ogóle cokolwiek odczuwać i w rezultacie przestajesz tak naprawdę żyć. Tak więc pozwól sobie to poczuć! Czuj, płacz i zdrowiej. Tak, abyś znowu mógł
czuć, że coś się dzieje. Abyś mógł żyć. Abyś mógł kochać.
Daphne
Rose Kingma
Tłumaczenie: MARTA WOŹNIAK
Dodano 1.2.2014.
http://www.zosia.piasta.pl/krotkie-opowiadania.htm
Życie
jest...
Życie jest szansą, schwyć ją.
Życie jest pięknem, podziwiaj je.
Życie jest radością, próbuj ją.
Życie jest snem, uczyń je prawdą.
Życie jest wyzwaniem, zmierz się z nim.
Życie jest obowiązkiem, wypełnij go.
Życie jest grą, zagraj w nią.
Życie jest cenne, doceń je.
Życie jest bogactwem, strzeż go.
Życie jest miłością, ciesz się nią.
Życie jest tajemnicą, odkryj ją.
Życie jest obietnicą, spełnij ją.
Życie jest smutkiem, pokonaj go.
Życie jest hymnem, wyśpiewaj go.
Życie jest walką, podejmij ją.
Życie jest tragedią, pojmij ją.
Życie jest przygodą, rzuć się w nią.
Życie jest szczęściem, zasłuż na nie.
Życie jest życiem, obroń je.
(Matka Teresa z Kalkuty)
Kwiat
Przez jakiś czas co niedziela otrzymywałem od pewnej osoby różę do butonierki. Działo się tak każdego niedzielnego poranka, toteż wkrótce przestałem zwracać na kwiat uwagę. Oczywiście był to miły
gest, za który byłem wdzięczny, lecz z czasem stał się rutyną. Jednakże pewnej niedzieli coś, co zacząłem uważać za naturalne, nabrało nowej, niecodziennej treści.
Wychodziłem właśnie z nabożeństwa, gdy podszedł do mnie dziarski chłopczyk.
- Pastorze, co zamierza pan zrobić z tym kwiatem? - spytał.
Z początku nie wiedziałem, o co mu chodzi, dopiero po chwili się domyśliłem.
- Ach! Masz na myśli tę różę? - Wskazałem kwiat w butonierce.
- Tak. Wziąłbym ją sobie, gdyby pastor miał zamiar ją wyrzucić - odparł.
Uśmiechnąłem się i odrzekłem, że z radością ofiaruję mu moją różę. Od niechcenia zapytałem też, co chce z nią zrobić.
- Chcę ją podarować mojej babci - odpowiedział. chyba nie miał nawet dziesięciu lat. - W zeszłym roku rozwiedli się moi rodzice. Na początku mieszkałem z mamą, ale gdy wyszła ponownie za mąż,
odesłała mnie do ojca. Mieszkałem u niego przez jakiś czas, lecz on także stwierdził, że nie mogę z nim być, i zawiózł mnie do babci. Ona jest taka dobra, gotuje mi i troszczy się o mnie... Jest
tak dobra, że chciałbym podarować jej ten piękny kwiat.
Chłopiec umilkł, a ja nie potrafiłem wydobyć z siebie głosu. Moje oczy napełniły się łzami. Ten malec ujął mnie za serce. Odpiąłem szybko różę i trzymając ją przed nim, rzekłem:
- Chłopcze, to najpiękniejsze słowa, jakie kiedykolwiek słyszałem. Nie dostaniesz tej róży, to byłoby za mało. Spójrz tam, przed amboną stoi ogromny bukiet. Parafianie co tydzień kupują kwiaty do
kościoła. Weź je dla twojej babci, ona zasługuje na nie w całej pełni.
I jakby nie dość było mego wzruszenia, chłopiec powiedział coś, co na zawsze pozostanie w mym sercu:
- Co za wspaniały dzień! Prosiłem o jeden kwiat, a dostałem cały bukiet!
(Pastor John R. Ramsey)
Sekret
szczęścia
Jest to cudowna opowieść o małej sierotce, która nie miała rodziny i nie zaznała miłości. Pewnego dnia dziewczynka czuła się wyjątkowo samotna i smutna. Szła właśnie przez łąkę, gdy ujrzała
małego motyla uwięzionego przez bezlitośnie kłujące ciernie. Im bardziej motyl się szarpał, tym bardziej ciernie wbijały się w jego delikatne ciało. Sierotka ostrożnie uwolniła go z tej
śmiertelnej pułapki. Motyl nie odfrunął jednak, lecz zmienił się w piękną, dobrą wróżkę. Dziewczynka przetarła oczy z niedowierzania.
- Dziękuję ci za twoją dobroć - rzekła wróżka - Spełnię za to każde twoje życzenie. Sierotka pomyślała przez chwilę, a potem powiedziała:
- Chcę być szczęśliwa!
- Bardzo dobrze - odparła wróżka i szepnęła coś do ucha dziewczynki, a potem zniknęła. Dziewczynka dorosła. Nigdy nie było na ziemi szczęśliwszej istoty od niej. Wszyscy pytali ją o sekret
szczęścia, ale ona tylko uśmiechała się i odpowiadała:
- Gdy byłam małą dziewczynką posłuchałam rady dobrej wróżki. Gdy była już bardzo stara i leżała na łożu śmierci, zebrali się wokół niej wszyscy sąsiedzi, gdyż obawiali się, że wraz z nią odejdzie
również sekret szczęścia.
- Zdradź nam go - prosili - powiedz, co doradziła ci dobra wróżka. Urocza starsza pani uśmiechnęła się tylko i rzekła:
- Powiedziała mi, że każdy, bez względu na to, jak pewny siebie, jak młody czy stary, jak bogaty czy biedny mnie potrzebuje.
(Autor nieznany)
Twój
czas
Życie to dar czasu. Czasu ziemskiego, czasu na posiadanie ciała, osobowości, na doświadczanie tysięcy pięknych oraz trudnych chwil zwanych egzystencją. W istocie, to, jak spędzisz swój czas,
stanowi o jakości twego życia.
Dlatego też ważne jest to, co robisz ze swoim czasem. Istnieje różnica między wykorzystywaniem go w celu nakarmienia twej duszy, a bezmyślnym marnotrawieniem go. U schyłku życia przekonasz się,
czy dobrze się bawiłeś, czy też zmarnotrawiłeś czas i chciałbyś mieć go więcej.
Zatroszcz się więc o swój czas, o ten drogocenny, wspaniały dar i traktuj go jak skarb, bo nim jest. Dziś sercem, umysłem zaplanuj, co dokładnie chcesz zrobić z każdą godziną, która jest ci
dana.
(Daphne Rose Kingma)
Flet i
osioł
Na polu leżał porzucony od dłuższego czasu Flet, na którym nikt już nie grał.
Aż pewnego dnia przechodzący obok Osioł dmuchnął w niego z całej siły. Wyzwolił dźwięk piękniejszy niż jakiekolwiek inny, który kiedykolwiek słyszał w swoim życiu. I nie tylko w swoim oślim
życiu, ale również w życiu Fletu.
Nie mogąc zrozumieć tego, co się stało (obaj nie byli roztropni, a jedynie wierzyli w roztropność) - oddalili się natychmiast od siebie, zawstydzeni tym, co wydarzyło się najpiękniejszego w ich
życiu.
A ileż w naszym życiu porzuconych fletów, osłów? Wielu z nas nie poznało nigdy samych siebie, ukrywają kim są, oczekując miłości od innych nieznanych sobie osób, które również chowają się przed
samymi sobą. A przecież czasami może jakieś odkrycie, jakaś niespodzianka, jakaś iskra... I wszystko znowu się kończy.
Wszystko dlatego, że brakuje nam odwagi, aby kogoś pokochać. Trzeba mieć jej tyle samo, jak do tego, aby pokochali nas inni.
(Autor nieznany)
O widoku z
murów miasta
- Kim jestem? - spytał kiedyś starca pewien młodzian.
- Jesteś tym, za kogo się uważasz - odrzekł starzec - wyjaśni ci to taka historyjka...
Zachodziło słońce. Z murów miasta można było zobaczyć na linii horyzontu dwie obejmujące się sylwetki.
"To jakiś tatuś i mamusia" - pomyślała niewinna dziecinka.
"To kochankowie" - pomyślał mężczyzna ze złamanym sercem.
"To dwaj przyjaciele, co spotkali się po wielu latach" - pomyślał człowiek samotny. "To dwaj kupcy, co dobili targu" - pomyślał skąpiec.
"To ojciec obejmuje syna wracającego z wojny" - pomyślała pewna pani o tkliwej duszy.
"To córka ściska ojca, który wraca z dalekiej podróży" - pomyślał człowiek pogrążony w bólu po śmierci córki.
"To para zakochanych" - pomyślała dziewczyna marząca o miłości.
"To dwaj ludzie walczą do ostatniej kropli krwi" - pomyślał morderca.
"Kto wie, dlaczego się obejmują" - pomyślał człowiek o oschłym sercu.
"Jaki to piękny widok; dwoje obejmujących się ludzi" - pomyślał duchowny.
- W każdej myśli - zakończył starzec - widzisz siebie samego takim, jakim jesteś. Analizuj często swoje myśli; mogą ci one powiedzieć o wiele więcej o tobie samym niż jakikolwiek
nauczyciel.
(Pier D'Aubrigy)
Patrzymy
przez te same kraty; jedni widzą tylko błoto, a inni gwiazdy.
Frederick Langbridge
Mały chłopiec poprosił swoją mamę, by przyszła do szkoły na pierwsze spotkanie rodziców pierwszej klasy. Ku jego przerażeniu mama
powiedziała, ze pójdzie. Nauczycielka i koledzy po raz pierwszy zobaczą jego matkę, a on był bardzo zakłopotany jej wyglądem. Była piękną
kobietą, lecz jej prawy policzek w całości pokryty był straszna blizną. Chłopiec nigdy nie chciał rozmawiać o tym, skąd się tam wzięła.
W trakcie zebrania wszyscy byli zauroczeni dobrocią i naturalnym pięknem jego mamy, lecz mały chłopiec był ciągle zawstydzony i chował
się przed wzrokiem innych ludzi. W pewnej chwili usłyszał jednak rozmowę między swoją mamą a nauczycielka.
- Skąd ma pani tę bliznę? - zapytała nauczycielka.
- Gdy mój synek był maleńki - powiedziała mama - w jego pokoju wybuchł pożar. Nikt nie odważył się wejść do środka ponieważ ogień
wymknął się spod kontroli. Weszłam więc ja i gdy biegłam w stronę kołyski, zobaczyłam spadającą belkę. Przykryłam synka własnym ciałem,
by go ochronić. Straciłam przytomność, ale na szczęście przybyła straż pożarna i uratowała nas oboje.
Mama dotknęła spalonej części swojej twarzy.
- Ta blizna pozostanie już na zawsze - powiedziała - ale nigdy nie żałowałam tego, co zrobiłam.
W tym momencie mały chłopiec podbiegł do niej ze łzami w oczach. Przytulił się i poczuł wszechogarniające poświęcenie swojej matki.
Przez resztę dnia trzymał ją mocno za rękę.
(Lih Yuh Kuo)
Pewien człowiek zagadnął kiedyś Boga o niebo i piekło.
- Chodź, pokażę ci piekło - powiedział Bóg i zaprowadził go do sali, w której wielu ludzi siedziało wokół ogromnego kociołka z gulaszem. Wszyscy biesiadnicy wyglądali na wynędzonych i
zrozpaczonych i wydawali się głodni jak wilk. Każdy też trzymał łyżkę, jednak rączka tej łyżki była o wiele dłuższa od ramion biesiadników, toteż żaden z nich nie mógł trafić do swoich ust.
Cierpienie wygłodzonych było straszliwe.
- A teraz - odezwał się Bóg po chwili - pokażę ci niebo.
Wkroczyli do drugiej sali, identycznej z pierwszą: był kociołek z gulaszem, byli i biesiadnicy, i te same łyżki z długachnymi rączkami...Lecz tutaj wszyscy byli szczęśliwi i dobrze
odżywieni.
- Nie rozumiem - powiedział człowiek - Skoro obie sale są identyczne, jak to możliwe, że tu każdy tryska radością, gdy tam wszyscy ledwo się trzymają?
- Ach, to proste - odrzekł Bóg, uśmiechając się - Tutaj nauczyli się karmić nawzajem.
(Ann Landers)
UA-46283632-1