Promocje

*******

Aiden W. Tozer

Boży podbój


Dodano 1.3.2014.

Rozdział:

 

„NAPEŁNIJCIE SIĘ DUCHEM”

(List do Efezjan 5,18)

 

"ŻYCIE WYPEŁNIONE DUCHEM"

 

 

Trudno byłoby pomyśleć, że napełnienie Duchem Świętym może być przedmiotem dyskusji między chrześcijanami, gdyż dobrze oni wiedzą, że każdy z nich może i powinien być napełniony Nim.

 

Znajdą się jednak tacy, którzy powiedzą, że Duch Święty nie jest dla zwykłych chrześcijan, lecz dla osób służących w Kościele i dla misjonarzy. Jeszcze inni będą utrzymywać, że miara Ducha otrzymanego przy odrodzeniu jest równa doświadczeniu napełnienia w Dniu Pięćdziesiątnicy i że błędem jest żywić nadzieję na dodatkowe napełnienia.

 

Niektórzy zaś wyrażą tęskną nadzieję, że może któregoś dnia zostaną napełnieni, a jeszcze inni będą unikać tego tematu z racji skromnej wiedzy, chcąc w ten sposób uniknąć zakłopotania.

 

 

 

Chcę tutaj śmiało stwierdzić, że zgodnie z radosną wiarą, jaką posiadam, istnieje możliwość obfitego wylania Ducha Świętego na każdego wierzącego, daleko przekraczająca to, co otrzymaliśmy przy nawróceniu.

 

Chciałbym jeszcze dodać, że doświadczenie to zdecydowanie przekracza wszystkie doznania ogromnej liczby zachowawczych chrześcijan naszych czasów. Musimy skorygować nasze myślenie na ten temat.

 

Dopóki wątpliwości nie zostaną usunięte, wiara jest niemożliwa.

 

Bóg nie będzie zaskakiwał wątpiącego serca wylaniem Swojego Świętego Ducha.

 

Nie napełni też nikogo, kto stawia doktrynalne pytania odnośnie do możliwości bycia napełnionym.

 

 

 

W celu usunięcia wątpliwości i wzbudzenia ufnych oczekiwań zalecałbym wyłącznie pełne szacunku studium Słowa Bożego. Chętnie oprę moje rozważania na tekście Nowego Testamentu. Jeżeli staranne i pokorne zbadanie słów Chrystusa i słów Jego apostołów nie doprowadzi nas do uwierzenia w możliwość bycia napełnionym Duchem Świętym, to nie widzę, żadnych powodów do szukania odpowiedzi gdzie indziej.

 

Nie na wiele się przyda poznanie przekonań tego lub innego nauczyciela wiary na ten temat.

 

Jeżeli Pismo nie naucza doktryny o napełnieniu Duchem Świętym, to żadne inne argumenty nie są w stanie jej potwierdzić, a wszelkie wezwania do bycia napełnionym są bezwartościowe.

 

 

 

Nie chcę niczego udowadniać osobom zgadzającym się z tym nauczaniem. Niech ten, kto szuka informacji, sam zbada wszystkie dowody.Jeśli zaś zdecyduje, że Nowy Testament nie uzasadnia wiary w możliwość bycia napełnionym Duchem Świętym, niech zamknie tę książkę i oszczędzi sobie trudu dalszej lektury.        

 

   Rzeczy, o których chcę tutaj mówić, przeznaczone są dla uszu mężczyzn i kobiet, mających za sobą czas stawania pytań i którzy doszli już do pełnego przekonania, że z chwilą spełnienia odpowiednich warunków, zostaną rzeczywiście napełnieni Duchem Świętym.

 

 

 

Zanim człowiek może zostać napełniony Duchem, musi najpierw być całkowicie pewien, że chce tego.

 

Należy to potraktować z całą powagą.

 

Wielu chrześcijan chce być napełnionych, lecz ich pragnienie ma niesprecyzowany, romantyczny charakter i trudno jest nawet nazwać je pragnieniem. Nie wiedzą prawie nic o kosztach, które napełnienie za sobą pociąga.

 

 

 

Wyobraźmy sobie, że rozmawiamy z osobą zainteresowaną napełnieniem Duchem Świętym. Tą osobą jest młody chrześcijanin. Powiedzmy, że spotkał się z nami w celu dowiedzenia się czegoś więcej o życiu wypełnionym Duchem Świętym. W odpowiedzi na jego prośbę, z całą delikatnością staramy się zbadać jego duszę, stawiając na przykład pytania:

 

„Czy jesteś pewien, że naprawdę chcesz być wypełniony Duchem, który rzeczywiście jest jak Jezus – łagodny  i pełen miłości, lecz który zażąda, abyś uczynił go Panem nad całym swoim życie?

 

Czy zgadzasz się, aby ktoś inny zawładną twoją osobowością, nawet jeżeli jest to Duch samego Boga?

 

Z chwilą, gdy Duch obejmuje władzę nad twoim życiem, będzie oczekiwał od ciebie bezwarunkowego posłuszeństwa we wszystkim.

 

Nie będzie tolerował w tobie żadnych grzechów płynących z egoizmu, chociaż inni chrześcijanie się ich dopuszczają i znajdują dla nich wytłumaczenie.

 

Mówiąc o tych grzechach egoizmu mam na myśli samolubstwo, użalanie się nad sobą, pokładanie ufności w sobie, liczenie na własną sprawiedliwość, wywyższanie się, samo usprawiedliwianie.

 

Poznasz, że Duch ostro przeciwstawia się łatwym drogom tego świata, którymi chodzą wielkie tłumy pielgrzymujące w granicach religii.

 

Duch, dla twojego dobra będzie o ciebie zazdrosny.

 

Nie pozwoli ci chwalić się przed innymi, zadzierać nosa czy popisywać się.

 

Przejmie od ciebie kierowanie twoim życiem.

 

Zarezerwuje sobie prawo do wypróbowania cię, wychowywania i karcenia – dla dobra twojej duszy.  

 

Pozbawi cię wszystkich graniczących z grzechem przyjemności, którymi cieszą się inni chrześcijanie, które jednak dla ciebie stałyby się źródłem podstępnego zła.

 

I w tym wszystkim ogarnie cię miłością tak ogromną, tak potężną, tak wszechobejmującą i niebywała, ze wszelkie twoje straty wydadzą ci się zyskiem, a wszelki ból – przyjemnością.

 

Oczywiście ciało będzie skamleć pod jego jarzmem i będzie się skarżyć, że ten ciężar jest nie do zniesienia.

 

Ty jednak zostaniesz dopuszczony do uczestniczenia w świętym przywileju i będziesz mógł powiedzieć «w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół»

 

Patrząc na przedstawione ci warunki, czy nadal chcesz być napełniony Duchem Świętym?”      

 

 

 

Jeżeli te słowa wydają się nam surowe, nie zapominajmy, że droga krzyża nigdy nie należała do łatwych. Czar i blask towarzyszące popularnym ruchom religijnym są tak fałszywe, jak fałszywa jest jasność skrzydeł anioła ciemności przybierającego postać anioła światłości.

 

Duchowa lękliwość, obawiająca się przedstawić prawdziwy charakter krzyża, nie ma nic na swoją obronę, gdyż prowadzi wyłącznie do rozczarowań i tragedii.

 

 

 

Zanim zostaniemy napełnieni Duchem, musimy najpierw osiągnąć taki stopień pragnienia, który nas całkowicie pochłonie. Na jakiś czas to pragnienie musi stać się najważniejszą rzeczą naszego życia, musi być tak ostre i natarczywe, aby wyprzeć wszystko inne.

 

Pełnia osiągania w życiu ludzkim odzwierciedla zawsze intensywność słusznych pragnień.

 

Boga mamy tyle, ile aktualnie Go pragniemy.

 

Na drodze do życia wypełnionego Duchem Świętym stoi jeszcze jedna poważna przeszkoda: teologia samozadowolenia, akceptowana w szerokich kręgach ewangelicznych chrześcijan naszych czasów. Zgodnie z nią mocne pragnienie jest znakiem niewiary i dowodem nieznajomości Pisma.

 

Jednak samo Słowo Boże dostarcza wystarczających dowodów do obalenia tej teorii, a faktem jest, że postawa samozadowolenia nigdy nie doprowadziła swoich wyznawców do rzeczywistej świętości życia.

 

Osobiście wątpię, czy kiedykolwiek ktoś otrzymał niebiańskie natchnienie, o którym tu mowa, bez wcześniejszego okresu doświadczania głębokich obaw i wewnętrznych niepokojów.

 

Religijne zadowolenie zawsze było wrogiem życia duchowego.

 

Biografie świętych pokazują, że droga do duchowej wielkości zawsze wiodła przez wiele cierpień i wewnętrzny ból.

 

Sformułowanie „droga krzyża”, chociaż w pewnych kręgach rozumiane, jako coś pięknego i miłego, sercu człowieka, dla prawdziwego chrześcijanina ciągle oznacza odrzucenie i stratę.

 

Nikt nigdy jeszcze nie ciszył się z krzyża, tak jak nikt nigdy nie cieszył się z gilotyny.

 

 

 

Chrześcijanin szukający lepszych rzeczy, gdy doszedł do przerażającego odkrycia, że jego stan jest absolutnie rozpaczliwy, nie musi się zniechęcać. Rozpacz z powodu swojego stanu, gdy towarzyszy jej wiara, jest dobrym przyjacielem człowieka, ponieważ niszczy najpotężniejszego wroga naszego serca i przygotowuje duszę na działanie Pocieszyciela.

 

Poczucie całkowitej pustki, rozczarowania, ciemności może (gdy będziemy czujni i dobrze zrozumiemy sens tego) być cieniem w dolinie cieni, który poprowadzi nas do owocnych pól, leżących poza nią.          

 

Jeśli natomiast nie zrozumiemy tego właściwie i będziemy stawiać opór przychodzącemu do nas Bogu, pozbawimy się całkowicie wszystkich dobrodziejstw przygotowanych dla nas przez niebiańskiego Ojca.

 

Gdy będziemy współpracować z Bogiem, wówczas On zabierze nam wszelką naturalną pociechę, służącą nam od dawna jako matka-karmicielka i postawi nas w miejscu, gdzie nie znajdziemy oprócz Pocieszyciela żadnej pomocy.

 

On zedrze nam maskę i pokaże, jak naprawdę mali jesteśmy.

 

Gdy zakończy Swą pracę w nas, poznamy, co miał na myśli nasz Pan mówiąc:

 

„Błogosławieni ubodzy w duchu”.

 

 

 

Miejcie całkowitą pewność, że wśród tych bolesnych karceń nasz Bóg nigdy nas nie opuści.

 

Nie zostawi nas ani nas nie porzuci, nie będzie się gniewał na nas, ani nie będzie nas gromił.

 

Nie zerwie Swojego przymierza, ani nie zmieni słów, które wyszły z Jego ust.

 

Będzie nas strzegł jak źrenicy Swego oka, będzie czuwał nad nami, jak matka czuwa nad swym dzieckiem.

 

Jego miłość nie zawiedzie nas, nawet gdy będziemy przez Niego prowadzeni do samo ukrzyżowania tak rzeczywistego i tak straszliwego, że możemy je wyrazić tylko w wołaniu:

 

 

„Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?”

 

 

 

Wyprostujemy więc naszą teologię w tej kwestii. To bolesne odarcie nie ma nic wspólnego z ludzkimi zasługami. „Ciemna noc duszy” nie zna ani jednego, choćby maleńkiego podstępnego promyka sprawiedliwości opartej na własnych zasługach.

 

Przez cierpienie nie wypracowujemy sobie namaszczenia, za którym tęsknimy.

 

Przez oczyszczenie duszy nie stajemy się Bogu drożsi ani nie zyskujemy w Jego oczach dodatkowych łask.

 

Wartość tego doświadczenia kryje się w jego mocy odcięcia nas od spraw tego życia i pochłonięcia na powrót do wieczności. Służy ono opróżnienia naszych ziemskich naczyń i przygotowania ich na napełnienie Duchem Świętym.

 

 

 

Wypełnienie Duchem wymaga od nas poddania wszystkiego, przejścia przez wewnętrzną śmierć, wyrwanie z serca zgromadzonego w nim od wieków Adamowego śmietniska i otwarcia wszystkich pomieszczeń dla niebiańskiego Gościa.

 

 

 

Duch Święty jest żywą Osobą i tak powinien być traktowany. Nigdy nie wolno nam myśleć o Nim jako o ślepej energii czy bezosobowej mocy.

 

Duch słyszy, widzi czuje, tak jak każda osoba.

 

Duch mówi i słyszy, tak jak my mówimy i słyszymy.

 

Możemy Mu się podobać lub Go zasmucać, spowodować Jego zamilkniecie – tak jak w przypadku każdej innej osoby.

 

On na pewno odpowie na nasze lękliwe wysiłki poznania Jego Osoby i On sam wyjdzie nam naprzeciw.

 

 

 

Musimy pamiętać, że niezależnie od swojej wspaniałości, wypełnienie Duchem, będąc z całą pewnością doświadczeniem przełomowym, jest tylko środkiem służącym czemuś większemu.

 

Tą większą rzeczą jest chodzenie w Duchu Świętym przez wszystkie dni naszego życia, gdy Jego potężna Osoba mieszka w nas, kieruje nami, poucza i wyposaża w moc.

 

Nieustanne chodzenie w Duchu wymaga od nas spełnienia pewnych warunków, jasno wyłożonych w Piśmie Świętym, aby każdy mógł je poznać.

 

 

 

Chodzenie w Duchu wymaga od nas między innymi życia Słowem Bożym – które będzie dla nas tak konieczne, jak powietrze.

 

Nie mam tu wcale na myśli studiowanie wykładów o biblijnych doktrynach. Myślę natomiast o rozważaniu Słowa „dzień i noc”. Mamy je kochać i karmić się nim, rozmyślać o nim w każdej godzinie dnia i nocy.

 

Jeżeli sprawy życia wymagają od nas skupionej uwagi, to nawet wtedy, dzięki błogosławionym myślom, możemy nieustannie zachowywać Słowo Prawdy w umyśle.

 

 

 

Jeżeli chcemy się podobać zamieszkującemu w nas Duchowi, musimy być całkowicie pochłonięci Chrystusem.

 

Teraźniejsze dzieło Ducha polega na oddawaniu czci Jezusowi, tak więc wszystkie Jego poczynania są ostatecznie podporządkowane temu celowi.

 

Musimy uczynić z naszych myśli czystą świątynię, aby On mógł tam zamieszkać.

 

Duch mieszka w naszych myślach.

 

Splamione myśli są dla Niego tak samo odrażające, jak zabrudzone szaty dla króla.

 

Ponad to wszystko mamy mieć wiarę pełną otuchy i trwać w niej niezależnie od zmienności naszych stanów emocjonalnych.

 

 

 

Życie wypełnione przez Ducha nie jest luksusowym wydaniem chrześcijaństwa, którym cieszy się niewielka liczba uprzywilejowanych wierzących, stworzonych z delikatniejszej gliny.

 

Jest ono raczej normalnym stanem każdego odkupionego mężczyzny i kobiety żyjących na całym świecie.

 

Gdyż „tajemnica ta, ukryta od wieków i pokoleń, teraz została objawiona Jego świętym, którym Bóg zechciał oznajmić, jak wielkie jest bogactwo chwały tej tajemnicy pośród pogan. Jest nią Chrystus pośród nas – nadzieja chwały”.

 

Faber, w jednym ze swoich pełnych słodyczy i czci hymnów, zwrócił się do Ducha Świętego tymi słowami:

 

 

 

„O ty – coś oceanem wielkim

 

Wód Twej miłości niestworzonej

 

Wewnątrz mej duszy rozlał się –

 

Drży cały – kiedy czuję Cię.

 

Morzem bez brzegów jesteś Ty –

 

Straszny, nieogarniony Pan –

 

Co w wąskie moje serce wlał

 

Ogrom swych wód bez miar”.

 

 

 


http://www.youtube.com/watch?list=RDTVBdfitJ-ZI&v=NvTUrZrIMrY

Ofiaruje Tobie Panie Mój

 

http://www.youtube.com/watch?v=TVBdfitJ-ZI

Duchu Święty przyjdź

 

http://www.youtube.com/watch?v=ezUkr0Ec7_o&list=RDTVBdfitJ-ZI

Chwale Ciebie Panie


http://www.youtube.com/watch?v=FrylCMk4XUw&list=RDTVBdfitJ-ZI

Deus Meus - Pan Jest Pasterzem Moim

 

http://www.youtube.com/watch?v=b9Cc1UDGZug&list=RDTVBdfitJ-ZI

Duchu Święty Ogarnij Mnie

 

 

        
 

Dodano 26.2.2014.

Rozdział:

 „DUCHA PRAWDY, KTÓREGO ŚWIAT PRZYJĄC NIE MOŻE”

(Ewangelia wg św. Jana 14,17)

"DLACZEGO ŚWIAT NIE MOŻE PRZYJĄĆ"

 

Wiara chrześcijańską oparta na Nowym Testamencie uczy, ze pomiędzy światem a Kościołem zachodzi całkowita sprzeczność. Zwróciłem na to uwagę we wcześniejszym rozdziale, lecz sprawa ta ma tak ogromne znaczenie dla poszukującej duszy, że czuję się zobowiązany wyłożyć ją obszerniej.

Stwierdzenie, że próby porzucenia mostu nad przepaścią oddzielająca świat od Kościoła są powodem problemów obecnego chrześcijaństwa, jest czymś więcej niż tylko religijnym banałem. Przeprowadziliśmy nielegalne małżeństwo, do zawarcia którego Biblia nie daje żadnych podstaw. Tak naprawdę niemożliwa jest jakakolwiek autentyczna jedność między światem a Kościołem. Z chwilą, gdy Kościół łączy się ze światem, przestaje być prawdziwym Kościołem, a staje się żałosną hybrydą, obiektem uśmiechniętej pogardy świata o obrzydliwością przed Panem.

 

Półmrok, w którym przebywa wielu (może powinniśmy powiedzieć większość?) wierzących nie jest spowodowany niejasnością Biblii. Nie ma nic bardziej przejrzystego od wypowiedzi Pisma na temat stosunku chrześcijaństwa do świata. Zamieszanie wokół tej sprawy bierze się z niechęci zdeklarowanych chrześcijan do poważnego traktowania Słowa Bożego. Chrześcijaństwo jest tak bardzo wplątane w świat, że miliony wierzących nie domyślają się nawet, jak bardzo są oddaleni od wzoru Nowego Testamentu. Wszędzie widzimy kompromisy. Świat prezentuje się po odpowiednim wybieleniu, aby tylko udało mu się przejść pod okiem inspekcji ślepców udających wierzących, odwiecznie szukających uznania otaczającego świata. Dzięki wzajemnym ustępstwom ludzie, którzy nazywają siebie chrześcijanami, i ludzie, którzy wobec rzeczy Bożych odczuwają jedynie cichą pogardę dochodzą do porozumienia.

 

A dotyczy to wszystko sfery duchowej. Człowiek staje się chrześcijaninem nie dzięki przynależności kościelnej, lecz dzięki nowemu narodzeniu. Człowiek jest chrześcijaninem dlatego, że zamieszkał w nim Duch. Tylko to, co narodziło się z Ducha, jest duchem. Ciała nigdy nie można przekształcić w ducha, bez względu na liczbę dostojników kościelnych, którzy by się przy tym trudzili Konfirmacja, chrzest, komunia święta, wyznanie wiary: żadna z tych rzeczy osobno czy wszystkie razem nie zmienią ciała w ducha, ani nie uczynią z syna Adama syna Boga.

Na dowód tego, ze jesteście synami – pisał św. Paweł do Galatów – Bóg wysłał do serc naszych Ducha Syna Swego, który woła: Abba, Ojcze! 

Do Koryntian napisał: „Siebie samych badajcie, czy trwacie w wierze; siebie samych doświadczajcie! Czyż nie wiecie o samych sobie, że Jezus Chrystus jest w was? Chyba żeście odrzuceni”.

Do Rzymian: „Wy jednak nie żyjecie według ciała, lecz według Ducha, jeśli tylko Duch Boży, w was mieszka. Jeżeli zaś kto nie ma Ducha Chrystusowego, ten do Niego nie należy”.  

 

Gdyby naśladowcy Chrystusa zaczęli rzeczywiście iść za Nim, zamiast naśladować siebie nawzajem, wówczas to straszne zamieszanie, widocznie powszechnie w życiu chrześcijan, ustąpiłoby w ciągu jednego dnia. Nasz Pan był bardzo radykalny w Swoim nauczaniu odnośnie do wierzących i świata.

 

Przy pewnej okazji nasz Pan odpowiedział na pewną spontaniczną, lecz cielesna radę Swojego brata w ten sposób:

„Dla Mnie stosowny czas, jeszcze nie nadszedł, ale dla was zawsze jest do rozporządzenia. Was świat nie może nienawidzić, ale mnie nienawidzi, bo Ja o nim świadczę, że złe sa jego uczynki”.

Jezus utożsamiał swoich cielesnych braci ze światem i stwierdził, że należą oni do innego ducha, niepodobnego Jego duchowi. Świat Go nienawidził, ale nie mógł nienawidzić Jego braci, gdyż nie mógł nienawidzić siebie samego. Dom podzielony nie może się ostać. Dom Adama musi pozostać lojalny wobec siebie samego, gdyż w przeciwnym razie mógłby się rozpaść. Chociaż cieleśni synowie spierają się ze sobą, to w gruncie rzeczy istnieje między nimi jedność. Wraz z przyjściem Ducha Świętego zostaje tu wprowadzony obcy element

„Jeżeli was świat nienawidzi – powiedział Pan do Swoich uczniów – wiedzcie, że Mnie pierwej znienawidził. Gdybyście byli ze świata, świat by was kochał jako swoją własność. Ale ponieważ nie jesteście ze świata, bo Ja was wybrałem sobie ze świata, dlatego was świat nienawidzi”.

Apostoł Paweł wyjaśniał Galatom różnicę pomiędzy dzieckiem niewolnicy a dzieckiem kobiety wolnej: „Ale jak wówczas ten, który się urodził tylko według ciała, prześladował tego, który się urodził według ducha, tak dzieje się i teraz”.

 

Tak więc widzimy, że przez cały Nowy Testament została przeprowadzona wyraźna linia oddzielająca Kościół od świata. Nie ma ziemi neutralnej. Pan nie uznaje żadnego dobra pochodzącego „ze zgadzania się na niezgodę”, aby naśladowcy Baranka mogli adaptować drogi tego świata do swojego życia i podróżować jego ścieżkami.

Przepaść pomiędzy prawdziwym chrześcijaninem a światem jest tak samo wielka, jak ta pomiędzy bogaczem a Łazarzem. I jeszcze coś, ta sama przepaść oddziela świat ludzi odkupionych od świata ludzi upadłych.

 

Dobrze to wiem i głęboko odczuwam, że nauczanie to jest bardzo obraźliwe dla wielkiej rzeszy światowców, którzy drepcą wewnątrz tradycyjnej owczarni. Nie mam żadnej nadziei, że mógłbym uniknąć posądzenia o bigoterię czy nietolerancję, które z pewnością podniosą przeciwko mnie ludzie religijni, niezadowoleni i pragnący stac się owcami dzięki samemu przebywaniu.

Lecz my musimy również stawić czoła twardej prawdzie: człowiek nie staje się chrześcijaninem wskutek obcowania z ludźmi chodzącymi do kościoła ani dzięki religijnym spotkaniom ani tez religijnej edukacji.

Człowiek staje się chrześcijaninem tylko dzięki wtargnięciu Ducha Bożego do ludzkiej natury, co owocuje nowym narodzeniem.

Chrześcijanin zrodzony w ten sposób staje się natychmiast członkiem nowej rasy: „Wy zaś jesteście wybranym plemieniem, królewskim kapłaństwem, narodem świętym, ludem Bogu na własność przeznaczonym […] którzyście byli nie-ludem, teraz zaś jesteście ludem Bożym, którzyście nie dostąpili miłosierdzia, teraz zaś jako ci, którzy miłosierdzia doznali”.

 

Przytoczone wersety nie zostały wyrwane z kontekstu ani też nie koncentrują się na jednej tylko stronie prawdy. Nauczanie tego fragmentu zgadza się z nauką ca slego Nowego Testamentu. Jest to niczym zaczerpnięcie kubka wody z morza. Woda w kubku nie jest całym morzem, lecz jego wiarygodną próbką, doskonale odpowiada jego reszcie.

 

Problem współczesnych chrześcijan nie polega na niewłaściwym rozumieniu Biblii, trudność leży w doprowadzeniu naszych krnąbrnych serc do przyjęcia jej prostych wskazówek. Naszym problemem jest skłonienie naszych umysłów rozkochanych w świecie do uczynienia rzeczywiście Jezusa Panem, zarówno w czynach, jak i w słowach. Bo co innego jest mówić: „Panie, Panie”, a zupełnie czymś innym jest posłuszeństwo Jego Przykazaniom. Możemy śpiewać „Ukoronujmy Go na Króla wszystkiego” i możemy radować się brzmieniem głośnych organów i piękną harmonią głosów, ale nie będzie to miało żadnego znaczenia, dopóki nie porzucimy świata i nie zwrócimy naszych twarzy w kierunku miasta Bożego w twardych realiach życia. Gdy wiara staje się posłuszeństwem, wówczas dopiero staje się prawdziwą wiarą.

 

Duch świata jest mocny i przenika nas tak skutecznie, jak zapach dymu wnika w ubranie. Jest on w stanie zmienić swoją twarz stosownie do okoliczności i zwieść wielu prostolinijnych chrześcijan, których zmysły nie są jeszcze wyćwiczone w odróżnianiu dobra od zła. Może on również bawić się w religię i mieć wszelkie zewnętrzne pozory szczerości. Może doświadczać wyrzutów sumienia (zwłaszcza podczas Wielkiego Postu) i może nawet kajać się z powodu swoich złych dróg i wyznawać je publicznie. Będzie umiał wysławiać wiarę i korzyć się przed Kościołem w celu osiągnięcia swoich zamiarów. Będzie łożył na cele charytatywne i promował kampanię zbierania odzieży dla ubogich.

Tylko Chrystus musi pozostać na uboczu i nie wolno Mu ubiegać się o panowanie.

Tego bowiem duch świata nie zniesie. Wobec prawdziwego Ducha Chrystusowego okaże on zawsze sprzeciw. Opinia publiczna (która zawsze ma na względzie jego korzyści) rzadko potraktuje uczciwie dziecko Boże. Jeżeli fakty będą się domagały łaskawego sprawozdania, uczyni to w tonie protekcjonalizmu i ironicznym, przepojonym pogardą.  

 

Zarówno synowie świata, jak i synowie Boży zostali ochrzczeni duchem. Lecz duch świata i Duch zamieszkały w sercach ludzi wierzących, dwukrotnie narodzonych, są od siebie tak odległe, jak odległe jest niebo od piekła.

Nie tylko, że pozostają w całkowitej opozycji wobec siebie, to występują również między nimi ostre konflikty.

Dla syna ziemskiego rzeczy Ducha są albo śmieszne, i wtedy się dobrze bawi, albo pozbawione sensu, a wówczas jest znudzony.

„Człowiek zmysłowy bowiem nie pojmuje tego, co jest z Bożego Ducha. Głupstwem mu się to wydaje i nie może tego poznać, bo tylko duchem można to rozsądzić”.

 

W Pierwszym Liście św. Jana ciągle powtarzane są słowa: oni i wy, wskazujące na dwa zupełnie różne światy. Oni odnosi się do mężczyzn i kobiet z upadłego świata Adama; wy wskazuje na wybranych, którzy poszli za Chrystusem, zostawiając wszystko. Apostoł nie pada na kolana przed małym bogiem Tolerancji (czczenie którego stało się wtórną i pustą religią Ameryki); lecz jest otwarcie nietolerancyjny. Dobrze wie, że tolerancja może być tylko inną nazwą obojętności.

Aby zaakceptować nauczanie takiego człowieka jak św. Jan, potrzebna zdecydowana wiara. O wiele łatwiej przyjdzie zamazanie linii granicznych i nieznieważanie innych.
Pobożne ogólniki i użycie słówka my w odniesieniu do chrześcijan i niewierzących wydają się o wiele bezpieczniejsze. Bożym Ojcostwem próbuje się otoczyć Kubę Rozpruwacza i proroka Daniela. Nikt nie czuje się dotknięty, każdy jest mile połechtany i gotowy wstąpić do nieba. Jednak apostoł Jam, który skłaniał głowę na piersi Jezusa, nie da się łatwo zwieść. Ten właśnie człowiek narysował linię dzielącą rasę ludzką na dwa obozy, oddzielając zbawionych od zgubionych.

Tych, którzy powstaną odebrać wieczną nagrodę od tych, którzy zapadną się w otchłań ostatecznej rozpaczy. Z jednej strony stoją oni, którzy Boga nie znają, z drugiej wy (można to zamienić na my), a pomiędzy nimi znajduje się przepaść moralna – zbyt rozległa, aby jakikolwiek człowiek mógł ją przekroczyć.

 

Apostoł Jan ujmuje to w ten sposób: „Wy dzieci, jesteście z Boga i zwyciężyliście ich, ponieważ większy jest Ten, Który w was jest, od tego, który jest w świecie. Oni są ze świata, dlatego mówią tak, jak mówi świat, a świat ich słucha. My jesteśmy z Boga. Ten, Który zna Boga, słucha nas. Kto nie jest z Boga, nas nie słucha. W ten sposób poznajemy ducha prawdy i ducha fałszu”.      

Wyrazistość tego języka nie zaniepokoi nikogo, kto szczerze pragnie poznać prawdę. Naszym problemem nie jest rozumienie, ale (powtórzę jeszcze raz) wiara i posłuszeństwo. Nie jest to również problem natury teologicznej.

O czym więc to świadczy?

Że mamy do czynienia z problemem moralnym: czy jestem gotowy zaakceptować to, co usłyszałem i wytrwać w tym, ponosząc konsekwencje swojego wyboru?

Czy zniosę zimne spojrzenia?

Czy mam odwagę wystawić się na zaciekłe ataki liberalnych chrześcijan?

Czy gotów jestem narazić się na nienawiść obrażonych moją postawą ludzi?

Czy mój umysł jest na tyle niezależny, aby podważając popularne opinie religijne wytrwać przy boku apostoła?

Krótko mówiąc, czy mogę wziąć na siebie krzyż wraz z jego krwią i hańbą?

 

Chrześcijanin jest wezwany do oddzielenia się od świata, lecz musimy wiedzieć, co rozumiemy przez słowo świat (chociaż właściwie ważniejsze jest, co Bóg przez to rozumie).

Dla nas świat często jest tylko czymś zewnętrznym, i dlatego gubimy prawdziwe jego znaczenie. Teatr, karty, likier, hazard – to nie świat, lecz uboga i zewnętrzna jego manifestacja.

Nasza walka nie dotyczy tylko światowych dróg. Nasza walka skierowana jest przeciwko duchowi tego świata.

Wiemy, że zarówno człowiek zbawiony, jak też zgubiony jest w swej naturze istotą duchową.

Świat według Nowego Testamentu oznacza nie odrodzoną ludzką naturę gdziekolwiek się ona znajduje: w knajpie czy w kościele.

„Świat” oznacza wszystkie rzeczy, które z tej natury wyrastają, są na niej budowane, niezależnie od tego, czy są moralnie nikczemne, czy godne szacunku.

Faryzeusze z czasów Jezusa, chociaż byli bardzo gorliwymi wyznawcami swojej religii, w swej najgłębszej naturze mieli ducha tego świata.

Zasady duchowe, na których budowali swój system, pochodziły z niskości, nie zaś z wysokości.

Występując przeciwko Jezusowi stosowali ludzkie metody.

Przekupywali ludzi, aby kłamali w obronie „prawdy”.

Broniąc Boga postępowali jak Szatan.

Potwierdzali nauczanie Biblii, jednocześnie się jej sprzeciwiając.

Deptali wiarę w imię ratowania jej.

Dawali upust ślepej nienawiści w imię religii miłości.

Jest to obraz świata w całym jego zawzięty buncie wobec Boga.

Duch świata był tak zaciekły, że nie spoczął, dopóki nie zabił Syna Bożego.

Duch fałszywy działał z zawziętością i złośliwością, i był wrogi Duchowi Jezusa, ponieważ każdy z tych duchów był jakby reprezentantem świata, z którego pochodził.

 

Nauczyciele naszych czasów, którzy przedstawiają Kazania na Górze jako nieadekwatne do teraźniejszości i w ten sposób zwalniają Kościół z wypełniania jego przesłania, nie uświadamiają sobie wyrządzonego przez to zła.

Kazanie na Górze daje nam krótką charakterystykę Królestwa ludzi odnowionych. To właśnie ci błogosławieni ubodzy, którzy płaczą nad swoimi grzechami i pragną sprawiedliwości, są prawdziwymi synami Królestwa.  

W łagodności świadczą swoim wrogom miłosierdzie, z otwartą szczerością patrzą na Boga, otoczeni prześladowcami błogosławią, a nie przeklinają.

Przez skromność ukrywają swoje dobre czyny.

Wychodzą naprzeciw swoim przeciwnikom, aby się z nimi pojednać i przebaczają tym, którzy zgrzeszyli przeciwko nim.

Służą Bogu w skrytości swego serca, ukryci przed ludzkim wzrokiem i cierpliwie oczekują na jawne udzielenie im przez Niego zapłaty.

Wolą raczej oddać swoje ziemskie dobro, niż stosować przemoc dla ich utrzymania.

Swoje skarby gromadzą w niebie.

Unikają chwały i czekają na dzień końcowego sądu, by się dowiedzieć, kto jest największy w Królestwie Niebios.

 

Jeżeli tak istotnie jest, to co mamy powiedzieć o chrześcijanach rywalizujących ze sobą o miejsca i pozycje?

Co mamy odpowiedzieć widząc, jak nerwowo poszukują chwały i zaszczytów?

Jak możemy wytłumaczyć żądzę rozgłosu, jaskrawo widoczną w śród przywódców chrześcijańskich?

A co z ambicjami politycznymi w kręgach Kościoła?

A co z rozgorączkowanymi dłońmi wyciągniętymi po jeszcze więcej i jeszcze większe „ofiary miłości”?

Co mamy powiedzieć w obliczu zawstydzającego egotyzmu chrześcijan?

Jak wytłumaczyć rażące oddawanie czci człowiekowi, które notorycznie nadyma popularnych przywódców do rozmiarów kolosa?

Jak zrozumieć służalcze uściski rąk majętnych ludzi przez rzekomo wiarygodnych głosicieli Ewangelii?

 

Na te pytania istnieje tylko jedna odpowiedź: są to zjawiska manifestujące charakter tego świata i nic poza tym.

Żadne gorące wyznawanie miłości wobec „dusz ludzkich” nie zmieni zła w dobro.

To właśnie te grzechy ukrzyżowały Jezusa.         

 

Prawda jest, że królestwo tego świata manifestuje w jeszcze ordynarniejszy sposób upadła ludzką naturę.

Zorganizowany przemysł rozrywkowy, kładący nacisk na puste przyjemności, będący już całym cesarstwem zbudowanym na zdeprawowanych i niezgodnych z naturą zwyczajach, na niepohamowanych nadużyciach normalnych apetytów ludzkich, cały ten sztuczny światek nazwany „śmietanką towarzyską”.

Wszystko to pochodzi z tego świata posiada naturę ciała, jest budowane na ciele i  zginie razem z ciałem. Chrześcijan musi uciekać od tych rzeczy. Musi je i odrzucić i nie mieć w nich udziału. Musi przeciwstawiać się im spokojnie i stanowczo, bez strachu, lecz też bez kompromisów.

 

Tak więc niezależnie od sposobu , w jaki świat zaprezentuje siebie: czy to w formie rażącej czy subtelniejszej i bardziej wyrafinowanej, naszym zadaniem jest rozpoznanie go i bezwarunkowe odrzucenie. Nie mamy innego wyboru, jeżeli chcemy tak jak Enoch chodzić z Bogiem pośród naszego pokolenia. Otwarte zerwanie ze światem jest konieczne.

„Cudzołożnicy, czy nie wiecie, że przyjaźń ze światem jest nieprzyjaźnią z Bogiem? Jeżeli więc ktoś zamierzałby być przyjacielem świata, staje się nieprzyjacielem Boga.”

„Nie miłujcie świata ani tego, co jest na świecie! Jeśli kto miłuje świat, nie ma w nim miłości Ojca. Wszystko bowiem, co jest na świecie, a więc pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pycha tego życia nie pochodzi od Ojca, lecz od świata.”

Tych słów Bóg nie podał nam do przemyślenia, lecz chce, abyśmy byli im posłuszni. Nie mamy prawa nazywać siebie chrześcijanami, dopóki nie będziemy ich wypełniać.

 

Osobiście obawiam się pojawić w śród chrześcijan z ruchów religijnych, które nie prowadzą do pokuty i ostrego podziału na wierzących i świat. Jestem podejrzliwy wobec każdego zorganizowanego przebudzenia, które rozwadnia prawdy Królestwa. Jeżeli taki ruch nie jest oparty na sprawiedliwości i nie jest karmiony pokorą – nie jest od Boga., niezależnie od swojej atrakcyjności. Jeżeli zaś wykorzystuje zdolności ludzkie, to jest tylko religijnym szalbierstwem i nie powinien być wspomagany przez żadnego bogobojnego chrześcijanina.

Tylko to, co oddaje cześć Duchowi i rozwija się kosztem ego, pochodzi od Boga.

„Aby, jak to jest napisane, w Panu się chlubił ten, kto się chlubi.”  

 

 http://www.youtube.com/watch?v=TVBdfitJ-ZI

Duchu Święty przyjdź

 

http://www.youtube.com/watch?v=8do_6ilawiA&list=RDTVBdfitJ-ZI

Uwielbiam imie Twoje Panie

 

 

UA-46283632-1

 Promocje

*******

 Dodano: 7.2.2014.

 

 Aiden W. Tozer

Boży podbój

 

"DUCH JAKO MOC"

  ALE, GDY DUCH ŚWIETY ZSTĄPI NA WAS, OTRZYMACIE JEGO MOC.

 (Dzieje  Apostolskie 1,8).

 

Niektórzy chrześcijanie niewłaściwie zrozumieli ten tekst i doszli do wnioski, że Chrystus powiedział Swoimi uczniom, iż mieli otrzymać Ducha Świętego i moc oraz że moc ta miała przyjść dopiero po otrzymaniu Ducha. Pobieżna lektura tego tekstu rzeczywiście mogłaby doprowadzić do takich wniosków, jednak prawdą jest, że Chrystus nie uczył przyjścia Ducha Świętego i mocy, ale przyjścia Ducha Świętego jako mocy. Moc i duch są tym samym.

 

Język jest pięknem i giętkim instrumentem. Równie dobrze może jednak być podstępny i zwodniczy. Z tego też powodu, jeżeli chcemy uniknąć  wywołania bądź osiągnięcia fałszywego wrażenia, musimy używać go z największą starannością. Ma to szczególne znaczenie, gdy mówimy o Bogu, gdyż jest On całkowicie niepodobny do czegokolwiek i kogokolwiek w całym wszechświecie. Nasze myśli o Nim i nasze słowa dotyczące Jego Osoby są ustawicznie narażone na niebezpieczeństwo zejścia z właściwej drogi. Przykład tego znajdujemy choćby w słowach „moc Boża”.

 

Niebezpieczeństwo tego sformułowania polega na tym, że myślimy o „mocy” jako czymś, co do Boga należy; tak jak siła muskułów należy do człowieka. Myślimy, że Bóg ma moc i że ta moc może zostać od Niego oddzielona i zacząć istnieć samoistnie. Musimy pamiętać, że Boże atrybuty nie są elementami składowymi błogosławionego Bóstwa. Dający się złożyć z części bóg nie byłby wcale Bogiem, lecz jedynie dziełem czegoś lub kogoś, co jest od niego samego większe i dlatego jest w stanie „poskładać” go. Mielibyśmy wówczas jakiegoś sztucznego boga, zbudowanego z kawałków nazwanych przez nas „przymiotami". Lecz prawdziwy Bóg jest Istotą całkowicie inną. Jego myśli rzeczywiście sięgają dalej aniżeli wszystkie nasze myśli i wszelkie nasze pojmowanie.

 

Biblia i teologia chrześcijańska uczą, że Bóg jest Jednością niepodzielną, istniejącą w Swej nierozdzielnej jedności, nic nie można z Niego ująć i nic nie można do Niego dodać. Na przykład miłosierdzie, niezmienność, wieczność są tylko określeniami tego, co Bóg nazwał prawdą o Sobie. Wszystkie te „Boże przymioty” opisane w Biblii i dotyczące Jego Osoby należy rozumieć: kim Bóg w swojej niepodzielnej Jedności jest, a nie zaś: co Bóg posiada. Samo słowo „natura”, gdy odnosimy je do Boga, powinno być rozumiane, jako pewnego rodzaju dostosowanie tego określenia do naszego ludzkiego pojmowania, nie zaś jako dokładny opis prawdy o tajemnicy Bóstwa. Bóg powiedział: Jestem, który Jestem”, więc my możemy jedynie z szacunkiem powtórzyć: „O Boże, który Jesteś”.

 

Przed wniebowstąpieniem nasz Pan powiedział do Swoich uczniów: „Wy zaś pozostańcie w mieście, aż będziecie uzbrojeni mocą z wysoka”. Słówko dotyczy czasu i wskazuje na moment, w odniesieniu, do którego wszystkie rzeczy miały miejsce „przed” lub „po”. A więc doświadczenie tych uczniów można podsumować, jako: do tego momentu jeszcze nie utrzymywali mocy; w tym momencie moc otrzymali; od tej chwili mają moc. To są fakty historyczne. Kościół otrzymał moc, jaka nigdy wcześniej nie przekroczyła progu natury człowieka (z wyjątkiem potężnego namaszczenia, jakie spoczęło na Chrystusie w wodach Jordanu). Moc ta ciągle istnieje w życiu Kościoła i to ona uzdalnia Kościół do trwania na przestrzeni blisko dwudziestu wieków, chociaż przez cały ten czas skupiał on niepopularną mniejszość, zawsze był otoczony wrogami, którzy chętnie, jeśliby tylko mogli, zakończyliby jego istnienie.

 

„Otrzymacie moc.” Tymi słowami Pan pobudził oczekiwanie Swoich uczniów i pouczył ich, aby wyglądali nadejścia ponadnaturalnej potęgi oraz wkroczenia jej w ich ludzką naturę ze źródła znajdującego się na zewnątrz. Miało to być coś poprzez swą nowość całkowicie obce ich doświadczeniu, a też miało nadejść nagle, z innego świata. Oczywiście miał to być sam Bóg wchodzący w ich życie z zamiarem ostatecznego odnowienia Swojego obrazu w nich.

 

Tutaj przebiega linia graniczna oddzielająca chrześcijaństwo od wszelkich wierzeń okultystycznych i wszystkich wierzeń Wschodu – starożytnych czy współczesnych. Te bowiem skupiają się wokół wspólnych myśli, różniąc się tylko w niewielkich detalach, a każda z nich ma własny, specyficzny układ fraz, sprawiający wrażenie ich współzawodnictwa w nieuchwytności i niezrozumiałości wierzeń. Każda z nich radzi: „Zgraj się z Nieskończonością” lub „Wsłuchaj się w swoje ukryte możności” albo „Naucz się myśleć twórczo”. Wszystkie one mają pewną wartość, która jednak nie wytrzymuje próby czasu. Nie przynoszą jednak żadnych trwałych rezultatów, gdyż budują swoje nadzieje na upadłej naturze człowieka i nie znają podboju z wysokości. Można starać się mówić o nich przychylnie, ale z całą pewnością nie można powiedzieć, że są one chrześcijaństwem.

 

Chrześcijaństwo zakłada niemożność wszelkiej samopomocy, oferując za to moc samego Boga. Ta moc ma za zadanie przyjść do bezradnych ludzi w postaci inwazji z innego świata – delikatnej, lecz nie do odparcia, przynoszącej ze sobą moralną siłę nieskończenie potężniejszą od czegokolwiek, co człowiek może wzbudzić w sobie. Ta moc jest wystarczająca, nie potrzebuje pomocy ani innego źródła energii duchowej, gdyż jest to wejście Świętego Ducha Boga tam, gdzie rozlała się słabość, a celem jest udzielenie mocy i łaski niezbędnych do zaspokojenia moralnej potrzeby.

 

Porównując opisaną potęgę, wzbudzoną dla zaspokojenia ludzkiej potrzeby, z chrześcijaństwem etycznym (jeśli wolno mi użyć tego terminu), widzimy, że wcale nie jest ono chrześcijaństwem. Można je nazwać infantylną kopią „ideałów” Chrystusa, żałosnym wysiłkiem przestrzegania nauki Kazania na Górze! Jest to jedynie dziecinna zabawa w religię, nie zaś wiara w Chrystusa i Nowy Testament.

 

„Otrzymacie moc.” Ta moc była i jest tchnieniem wypełniającym człowieka i obleczeniem go w nadprzyrodzoną energię, która dosięga każdej dziedziny życia osoby wierzącej, pozostając w nim na zawsze. Nie jest to moc fizyczna i nie jest to moc umysłu, chociaż jej dobroczynne działanie dotyczy fizycznego, jak i umysłowego życia człowieka. Jest to rodzaj mocy odmienny od postrzeganej w naturze: w przeciąganiu księżycowym, powodującym przypływy i odpływy, lub w gniewnej błyskawicy, rozłupującej wielki dąb podczas burzy. Moc Boża działa na innym poziomie i dotyka innych obszarów swojego różnorodnego stworzenia. Ta moc to sam Bóg, to zdolność osiągania duchowych i moralnych celów. Jej szeroki zakres oddziaływania rodzi Boży charakter w mężczyznach i kobietach, którzy byli kiedyś całkowicie źli, co wynikało z natury, jak i osobistych wyborów.

 

Jak działa ta moc? Działa bez żadnego pośrednictwa, jako moc Ducha Świętego, objawiona bezpośrednio w duchu człowieka. Zapaśnik osiąga cel, naciskając swym ciałem na ciało przeciwnika, nauczyciel oddziałuje swymi myślami na umysł studenta, moralista wywiera wpływ swymi wskazaniami na sumienie swojego ucznia. Podobnie Duch Święty wykonuje Swoje błogosławione działo przez bezpośredni kontakt z duchem człowieka.

 

Nie będzie do końca prawdą stwierdzenie, że moc Boża zawsze jest doświadczana w sposób bezpośredni, gdyż, jeżeli taka jest Jego wola, Duch może użyć innych środków, podobnie jak Chrystus użył śliny, by uzdrowić ślepca. [Dziś też tak się dzieje. Ktoś używa „śliny”, by uzdrowić dorosłego ślepca - przyp. red.]. Duch może też w dowolny sposób błogosławić człowieka wierzącego, ale nie musi tego robić; gdyż są to tylko tymczasowe ustępstwa wywołane naszą ignorancją i niewiarą. Tam gdzie jest Jego moc, tam każdy sposób będzie wystarczający; tam gdzie zabraknie Jego mocy, tam żaden ze znanych na świecie środków nie pomoże. Duch Boga może użyć pieśni, kazania, dobrego czynu, tekstu lub tajemnicy i majestatu natury, ale dzieło końcowe dokona się zawsze dzięki wpływowi wywartemu na serce ludzkie przez Ducha mieszkającego w człowieku.

 

W świetle powyższego widzimy, jak puste i odarte z treści jest przeciętne nabożeństwo odprawiane w kościołach naszych czasów. Są w nim obecne wszystkie ludzkie środki, ale jest też złowieszczy brak mocy Ducha. Osiągnięto w jego trakcie formę pobożności wydoskonaloną do estetycznego triumfu. Muzyka, poezja, sztuka, kunszt oratorski, symboliczne szaty, namaszczone tony w dźwiękach urzekających umysł wyznawców, lecz nazbyt często nieobecne jest nadprzyrodzone tchnienie. Pastor i jego pomocnicy ani nie znają, ani nie pragną mocy z wysoka. Jest to tragiczne, tym bardziej że dotyczy to religii, tej sfery, gdzie zapadają decyzje o wiecznym przeznaczeniu ludzkich dusz.

 

Znakiem nieobecności Ducha jest również to trudne do określenia poczucie nierealności, które można d z i s i a j   s p o t k a ć   p r a w i e    w s z ę d z i e   w  r e l i g i i. Najbardziej realną rzeczą podczas nabożeństwa w przeciętnym kościele jest cienista nierealność wszystkiego. Wierny siedzi na takim nabożeństwie w stanie zawieszenia umysłowego, ogarnięty sennym otępieniem. Słyszy słowa, ale ich nie rejestruje i nie jest w stanie odnieść ich do czegokolwiek w swoim życiu. Jest świadomy tego, że wszedł w jakiś pseudoświat, jego umysł poddaje się mniej lub bardziej przyjemnemu nastrojowi, który przemija po końcowym błogosławieństwie, nie pozostawiając po sobie śladu. Wszystko to nie ma żadnego wpływu na jego codzienne życie. Jest on świadomy braku mocy, obecności i duchowej rzeczywistości. Nie doświadcza po prostu niczego, co by odpowiadało sprawom głoszonym w kazaniu bądź śpiewanych pieśniach.

 

Jednym ze znaczeń słowa „moc” jest „zdolność czynienia”. Podkreśla ono precyzyjnie cud działania Ducha w kościele i w życiu chrześcijanina, zdolność czynienia rzeczy duchowych rzeczywistością w duszy ludzkiej. Ta moc idzie prosto do celu z przeszywającą bezpośredniością, rozprzestrzenia się po umyśle jak cudowna lotna substancja, zapewniając dokonanie się rzeczy wykraczających poza granice intelektu. Głównym obszarem jej działania jest rzeczywistość: ta w niebie i ta na ziemi. Nie tworzy spraw nieistniejących, lecz odsłania sprawy istniejące uprzednio, lecz zakryte przed wzrokiem duszy. Pierwszym doświadczeniem tej mocy w życiu wierzącego człowieka może być silniejsze poczucie obecności Chrystusa. Chrystus odczuwany jest w sposób osobisty, jako Osoba realna i zachwycająco bliska. Wkrótce wszystko inne zaczyna w umyśle człowieka nabierać coraz ostrzejszych kształtów. Łaska, przebaczenie, oczyszczenie stają się wręcz cieleśnie wyraziste. Modlitwa traci swoją bylejakość, a staje się słodką rozmową z Kimś rzeczywiście obecnym. Duszę zaczyna ogarniać miłość do Boga i dzieci Bożych. Czujemy bliskość nieba, ziemia zaś i świat wydają się być nierealne i dalekie. Wiemy, czym są, wiemy, że istnieją rzeczywiście, ale odbieramy je jak dekorację teatralną, istniejącą tylko przez jedną krótką godzinę, która za chwilę przeminie. Nadchodzący świat staje się w naszym umyśle coraz bardziej wyrazisty i budzi nasze zainteresowanie oraz oddanie. Następnie całe życie zmienia się i przystosowuje do nowej rzeczywistości. Jest to zmiana całkowita. Wykres tego pokazywałby niewielkie wahania raz w górę, raz w dół, lecz kierunek „ku górze” jest widoczny, a teren zdobyty pozostaje utrzymany.

 

Nie jest to co prawda wszystko, ale obraz ten daje nam pewną jasność w zrozumieniu tego, co Nowy Testament nazywa mocą, i być może właśnie dzięki temu kontrastowi widzimy, jak mało tej mocy mamy.

 

Myślę, że nie powinno być najmniejszej trudności w określeniu, co jest największą potrzebą Kościoła Bożego dzisiaj. Jest nią oczywiście moc Ducha Świętego. Możemy pogłębić nauczanie, ulepszyć, organizację, uświetnić wyposażenie, zastosować lepsze metody, lecz wszystko to nie przyniesie żadnych korzyści. Będzie to niczym podłączenie aparatu podtrzymującego pracę serca po śmierci pacjenta. Rzeczy te same w sobie są dobre, ale nie sprowadzają mocy. „Bóg jest potężny”. Protestantyzm wszedł na fałszywą drogę, próbując przez „jednoczenie swoich frontów” zwyciężyć świat. Największą naszą potrzebą nie jest jedność organizacyjna, największą naszą potrzebą jest moc. Nagrobki cmentarzy też stoją równym frontem, milczące i bezradne wobec przemijającego świata.

 

Przypuszczam, że moje sugestie nie spotkają się z przychylnym przyjęciem, ale i tak powiem, że my, chrześcijanie wierzący Biblii, powinniśmy ogłosić moratorium na nasze religijne działania i uporządkować nasz dom w celu przygotowania go na przyjście tchnienia z wysokości. Patrząc, jak cielesne jest konserwatywne skrzydło Kościoła lub jak w niektórych ugrupowaniach nabożeństwa szokująco uchybiają Bogu, a jak gdzie indziej wartości religijne zostały zdegradowane, widzimy ogromną potrzebę przyjścia tej mocy – bardziej niż kiedykolwiek w przeszłości. Wierzę, że odnieślibyśmy niezmienne korzyści ogłaszając czas ciszy i badania sumienia, podczas którego każdy z nas sprawdziłby swoje serce i zapragnął sprostać wszystkim wymaganiom, co umożliwiłoby przyjęcie prawdziwego chrztu mocą z wysokości.

 

Jednego powinniśmy być pewni, że na nasze głębokie zmartwienie nie ma innego lekarstwa aniżeli wkroczenie, tak, inwazją mocy z wysokości. Tylko Duch Święty może pokazać, co nam dolega i tylko On może przepisać lekarstwo. Tylko Duch może nas ocalić od znieczulającej nierealności pozbawionego Ducha chrześcijaństwa. Tylko Duch może nam pokazać Ojca i Syna. Tylko działanie mocy Ducha w nas może odsłonić przed nami namaszczony majestat Trójjednego Boga i Jego porywającą serce tajemnicę.

 

UKAZAŁY SIĘ IM TEŻ JEZYKI JAKBY Z OGNIA,, KTÓRE SIĘ ROZDZIELIŁY I NA KAŻDYM Z NICH SPOCZĄŁ JEDEN.

                   (Dzieje Apostolskie 2,3)

 

 Aiden W. Tozer

 

"DUCH ŚWIĘTY   JAKO OGIEŃ"

 

 Teologia chrześcijańska stwierdza, że natura Boga jest nieodgadniona i niemożliwa do wypowiedzenia. Ta prosta definicja tłumaczy nam, że Boga nie można ani zbadać, ani zrozumieć, i że On sam nie może nam powiedzieć, kim jest. Ta niemożność ma swoją przyczynę w naszym ograniczeniu, gdyż jesteśmy tylko stworzeniem. „Dlaczego pytasz mnie o imię, bo jest ono tajemnie?” Tylko Bóg zna Boga w tym ostatecznym znaczeniu słowa znać. „Podobne i tego co Boskie, nie zna nikt, tylko Duch Boży.

 

Dla przeciętnego współczesnego chrześcijanina prawda ta dziwnie brzmi, a być może wprowadzi nawet zamieszanie w jego umyśle, gdyż dzisiejsze myślenie religijne z pewnością nie jest teologiczne. Jeżeli będziemy oczekiwać od Kościoła pobudzenia nas do rozmyślań o słodkiej tajemnicy Bóstwa, to możemy przeżyć całe życie i w końcu umrzeć nie będąc ani razu pobudzonym. Chrześcijanie są tak zajęci zabawą z cieniami, dostosowaniem się do coraz to nowszych rzeczy, że na rozmyślanie o Bogu nie pozostaje im zbyt wiele czasu. Dlatego też dobrze by było zastanowić się przez chwilę nad niemożnością zgłębienia Boga.

 

Bóg w Swojej istocie jest tak wyjątkowy, jak tylko znaczenie tego słowa może to oddać. To znaczy, że w całym kosmosie nie ma czegokolwiek, co byłoby do Niego podobne. Ludzki umysł nie jest w stanie pojąć, kim Bóg jest, gdyż jest On „całkowicie odmienny” od wszystkiego, czego wcześniej doświadczyliśmy. Umysł nasz nie ma danych umożliwiających opisanie Boga. Nie ma człowieka, o którym można by powiedzieć, że doszedł choćby do jednej myśli wyraźnej opisującej Boga, mniej zamglonej czy niedoskonałej. Jeżeli w ogóle można Boga poznać, to nie jest to możliwe dla rozumu istoty stworzonej.

 

Nowacjan napisał około połowy trzeciego wieku w swojej rozprawie o Trójcy: We wszystkich naszych rozmyślaniach o jakości atrybutów i istocie Boga, przekraczamy moce właściwe naszej zdolności pojmowania. Również ludzka elokwencja nie jest w stanie swoją mocą zmierzyć się z Jego wielkością. Rozważając Jego majestat i rozprawiając o Nim wszelka ludzka elokwencja ma prawo zaniemówić, wszelki wysiłek umysłu jest nazbyt słaby. Gdyż Bóg większy jest od ludzkiego umysłu. Jego wielkości pojąć nie sposób. Mało tego, jeżeli bowiem chcielibyśmy pojąć Jego wielkość, wtedy On sam stałby się mniejszy od naszego umysłu, który byłby w stanie sformułować pojęcie o Nim. On jest ponad wszystkimi językami i żadne stwierdzenie nie jest w stanie Go wyrazić. I naprawdę tak jest, bo jeżeli jakieś stwierdzenie mogłoby Go wyrazić, oznaczałoby to, że jest On mniejszy od mowy ludzkiej, która Go ujęła w słowach i zebrała w całość wszystko, kim On jest. Do pewnego momentu możemy go doświadczać, chcąc jednak opisać to, za pomocą słów człowiek musi się pogodzić, że nie jest w stanie wyrazić wszystkiego, czym On jest sam w Sobie. Przypuśćmy, że ktoś mówi o Nim, jako światłości, a jest to część Jego stworzenia, nie On zaś sam. Przypuśćmy, że ktoś mówi o Nim, jako mocy. To również jest cechą Jego siły, a nie Jego istoty. Przypuśćmy, że ktoś mówi o Nim, jako majestacie. I znowu widzimy tu oświadczenie dotyczące Jego chwały, która jest Jego własnością, ale nie jest Nim samym […] Podsumowując całą sprawę jednym zdaniem, każde możliwe stwierdzenie wypowiedziane na temat Boga wyraża przymioty posiadania przez Niego lub nazywa cnoty należące do Niego, a nie obejmuje Jego Osoby. Czy są myśli lub słowa, które byłyby godne Tego, który wznosi się nad wszystkie języki i myśli? Pojęcie Boga, to jaki jest, może zostać ujęte tylko w jeden sposób, dla nas niemożliwy do osiągnięcia, gdyż przekracza granice naszego postrzegania i pojmowania. Jak możemy nawet myśleć o Tym, którego przymioty i wielkość pozostają poza zasięgiem naszej mocy zrozumienia czy nawet pomyślenia?”

 

Bóg właśnie dlatego, że nie może nam powiedzieć, kim jest, bardzo często mówi, do czego jest podobny. Za pomocą tych małych obrazów „jak” podprowadza nasze chwiejne umysły tak blisko, jak to tylko możliwe, do Tego, który zamieszkuje światłość niedostępną, którego żaden z ludzi nie widział ani nie może zobacz”. Bóg używa również niedoskonałego narzędzia – ludzkiego intelektu, aby przygotować duszę, do tej chwili, gdy będzie mogła, dzięki działaniu Ducha Świętego, poznać Go takim, jaki jest. Bóg użył całego szeregu porównań, aby umożliwić nam choćby jedno krótkie spojrzenie na Swoją niepojętą Istotę. Czytając Pismo można wywnioskować, że jednym z Jego ulubionych porównań jest ogień. [Czasami księża modlą się o ugaszenie w kimś Świętego Ognia Ducha Bożego, jakby Go się bali, że zawładnie nimi i wypali w ich sercach grzechy pożądania, pychy, zawiści, nienawiści,  mściwości, manipulacji, klątw, chwiejności, chciejstwa, chciwości, wiecznych podejrzeń i domniemań, posądzeń, grożenia wciąż palcem w nie swoją stronę; grzechy braku pokory, by inni brali z nich przykład, odrzucania człowieka, wiecznego potępiania go za to, czego nie zrobił, pogardzania nim, poniżania, upokarzania, ośmieszania, ignorowania go, zupełnego nieliczenia się z biednymi, najchętniej by ich wywieźli ze swojej parafii, choć wcale nie wiedzą, nawet się nie domyślają, bo są tak daleko od Boga i tego, co nauczają, że Pan Bóg dał im biednych, jako błogosławieństwo, żeby mogli okazać swoje bezwarunkowe współczucie, miłosierdzie i miłość, (chyba, że na ich orbicie pojawi się nowa Wenus, albo zawiśnie na drucie jakaś nowa małpka dla zabawy); wreszcie grzechy nieokazywania bezwarunkowego przebaczenia, miłosierdzia i Bożej współczującej i wyrozumiałej Ojcowsko-Matczynej Miłości - wszelkie piętno grzechu, potem przyjdą kolejne święta, pograją na ludzkich uczuciach, dlatego skutki tego są takie, jakie są, i wielkie zdziwienie, skąd mają tyle wrogów, a nie wiedzą, że wrogami są ich własne grzechy, dotyczy to innych chrześcijan, ale miłosierny Bóg wciąż wyciąga do nich ręce i takich chce Swoimi sposobami oczyścić z grzechów, aby powrócili na Jego łono synowie marnotrawni, jakby o tym zapomnieli, że Ewangelia obowiązuje w pierwszym rzędzie hierarchów, kapłanów, każdego chrześcijanina - przyp. red.]. W pewnym miejscu Duch mówi wyraźnie:Bóg nasz bowiem jest ogniem pochłaniającym”. Jest to zgodne z objawieniem zapisanym w całej Biblii. Na przykład jako ogień rozmawiał z Mojżeszem z gorejącego krzewu; przebywał w ogniu ponad obozem Izraela podczas jego wędrówki po pustyni; jako ogień mieszkał między skrzydłami cherubinów w Miejscu Najświętszym; Ezechielowi objawił się jako dziwna jasność aniołów „ogień płonący (oraz blask dokoła niego)”. „Widziałem coś, co wyglądało jak ogień, a wokół niego promieniował blask. Jak pojawienie się tęczy na obłokach w dzień deszczowy, tak przedstawiał się ów blask dokoła. Taki był widok tego, co było podobne do chwały Pańskiej. Oglądałem ją. Następnie upadłem na twarz i usłyszałem głos Mówiącego”.

 

Przyjście Ducha Świętego w Dniu Pięćdziesiątnicy to dalszy ciąg tego samego obrazu. „Ukazały się im też języki jakby z ognia, którego się rozdzieliły, i na każdym z nich spoczął jeden.W pomieszczeniu na piętrze zstąpił na uczniów sam Bóg – nikt inny. Jako ogień pojawił się przed ich śmiertelnymi oczami. Czy nie możemy z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że zebrani tam wierzący, od lat znający Pismo Święte, natychmiast zrozumieli, co to oznacza? [Niektórzy do dziś nie rozumieją. I nadal grzeszą przeciwko Ogniowi Świętego Ducha, więc Bóg karze ich śmiercią za wypowiedziane Bogu posłuszeństwo, Duchowi Świętemu, ktorego dary, nie kto inny bardziej niż kapłani, powinni rozpoznać - przyp. red.]. Oto Bóg, który podczas ich długiej historii przychodził jako ogień, teraz zamieszkał, w nich jako ogień. Oto przyszedł z zewnątrz i wkroczył do ich życia. Szekina, która dawno temu płonęła nad przebłagalnią, teraz zajaśniała na ich czołach, jako zewnętrzny znak ognia wkraczającego w ich naturę. Oto Bóstwo udzieliło się odkupionemu człowiekowi. Płomień stał się pieczęcią nowej jedności [biada temu, który odmówił Płomieniowi, bowiem dzieje Boskie wciąż na naszych oczach się rozgrywają i są dosztrzegalne nieskończenie przez wszystkie czasy - przyp. red.]. Ci ludzie stali się teraz mężczyznami i kobietami Ognia.

 

Widzimy tutaj jasno ostatecznie przesłanie Nowego Testamentu: grzeszni ludzie mogą teraz stać się jednością z Bogiem dzięki pojednaniu z krwi Jezusa. Bóg zamieszkujący w człowieku! Oto chrześcijaństwo w pełni swojego ukończonego dzieła. A więc większa chwała, mająca nadejść wraz z przyjściem nowego świata, będzie w swej naturze tylko większym i bardziej doskonałym zjednoczeniem duszy ludzkiej z Bogiem.

 

Bóstwo zamieszkujące w człowieku! Oświadczam, że to jest właśnie chrześcijaństwo. Żaden człowiek nie doświadczył tak naprawdę mocy chrześcijańskiej wiary, jeżeli nie poznał tego sam, jeśli nie jest to doświadczenie jego życia. Wszystko inne jest tylko przygotowaniem do tego. Wcielenie, pojednanie, usprawiedliwianie, odrodzenie są jedynie dziełami Bożymi przygotowującymi wkroczenie i zamieszkanie Ducha Świętego w odkupionej duszy ludzkiej. Człowiek, który grzesząc porzucił Boże serce, powraca teraz do niego przez odkupienie. Bóg, który opuścił serce człowieka z powodu grzechu, teraz wschodzi weń ponownie, jak do Swego dawnego miejsca zamieszkania, wypędza zeń swoich wrogów i jeszcze raz wypełnia je chwałą.

 

Zstąpienie w widzialnym ogniu w Dniu Pięćdziesiątnicy miało dla Kościoła głębokie znaczenie. Ogień ten bowiem, spoczywając w postaci języków na głowach mężczyzn i kobiety, zaświadczał wszystkim wiekom, że są oni ludźmi oddzielonymi, że są istotami z ognia”, podobnymi do widzianych przez Ezechiela w wizji nad rzeką Kebar. Znak ognia był znakiem Boskości, zaś otrzymujący ten znak stawali się na zawsze ludem szczególnym, synami i córkami Płomienia.

 

Jednym z najcelniejszych ciosów, jakie wróg wymierzył w życie Kościoła, było wzbudzenie obaw wobec Osoby Ducha Świętego. Nikt znający dzisiejszych chrześcijan nie zaprzeczy istnienia tych obaw. Niewielu otwiera bez zahamowań całe swoje serce na przyjęcie błogosławionego Pocieszyciela. Duch był i jest powszechnie źle rozumiany, wystarczy więc tylko wymienić Jego Imię, a już w pewnych kręgach wielu wpada w przerażenie i przyjmuje postawę obronną. Źródło tego nieracjonalnego strachu może być z łatwością zbadane, lecz zbędne byłoby czynienie tego tutaj. Wystarczy powiedzieć, że obawy te są nieuzasadnione. Może przyczynilibyśmy się do zniweczenia mocy tego strachu panującego nad nami, gdybyśmy zbadali obraz ognia będącego symbolem Osoby i Obecności Ducha.

 

Duch Święty jest przede wszystkim moralnym Płomieniem. Nie jest to przypadek, że nazywamy Go Duchem Świętym. Słowo święty ma wielorakie znaczenie, lecz bez wątpienia łączy się również z czystością moralną. Duch ten będąc Bogiem musi być absolutnie i nieskończenie czysty. Nie ma On, w przeciwieństwie do ludzi, stopni i natężenia świętości. On jest świętością samą w sobie, On jest sumą i esencją wszystkiego, co jest niewypowiedzianie czyste.

 

Każdy, kto ma umysł wyćwiczony w rozróżnianiu dobra i zła, będzie bardzo zasmucony widokiem duszy, która gorliwie poszukuje napełnienia Duchem Świętym, żyjąc w stanie moralnego niedbalstwa lub na pograniczu grzechu. Coś takiego jest moralnym paradoksem. Ktokolwiek pragnie być napełniony i zamieszkany przez Ducha, musi najpierw osobiście osądzić wszystkie ukryte nieprawości swego życia i odważnie wyrzucić ze swego serca wszystko, co jest przeciwne objawionemu w Piśmie Świętym charakterowi Boga.

 

Fundamentem każdego prawdziwego chrześcijańskiego doświadczenia jest mocna moralność. Tam, gdzie pozwala się na grzech w życiu, tam żadna radość nie ma racji bytu, żadne szczęście nie ma prawa nawet zaistnieć. Nie wolno szukać usprawiedliwienia dla jakiegokolwiek pogwałcenia sprawiedliwości, wymawiając się wzniosłością przeżycia religijnego. Poszukiwanie wysublimowanych stanów emocjonalnych, gdy żyje się w grzechu, prowadzi do samozwiedzenia, a następnie na Boży sąd. „Świętymi bądźcie” nie jest mottem do oprawienia w ramki i zawieszenia na ścianie.To jest ważne przykazanie Pana, do którego należy cała Ziemia. „Oczyśćcie ręce, grzesznicy, uświęćcie serca, ludzie chwiejni. Uznajcie waszą nędzę, smućcie się i płaczcie! Śmiech wasz niech się obróci w smutek, a radość w przygnębienie.” Prawdziwym celem chrześcijaństwa jest bycie świętym, a nie szczęśliwym. Tylko święte serce może stać się mieszkaniem Ducha Świętego.

 

Duch Święty jest także duchowym płomieniem. Tylko On może wynieść nasze uwielbienie na prawdziwe duchowe wyżyny. Powinniśmy przyjąć raz na zawsze, że moralność i etyka, nawet najbardziej wzniosłe w swoich zasadach, nigdy nie staną się chrześcijaństwem. Wiara w Chrystusa ma za zadanie podnieść duszę do prawdziwej jedności z Bogiem, wprowadzić do naszego doświadczenia religijnego element ponadracjonalny, który przewyższa dobroć tak bardzo, jak niebiosa ziemię. Przyjście Ducha opisane w Dziejach Apostolskich wniosło ze sobą ponaddoczesność, tajemnicze podniesienie tronu, którego intensywności nie mają nawet Ewangelie. Dzieje Apostolskie są z całą pewnością napisane w kluczu majorowym. Nie można znaleźć w nich śladu smutku stworzenia, żadnych trwałych rozczarowań, żadnego drżenia z niepewności. Ich nastrój jest niebiański. Znajdujemy w nich ducha zwycięskiego, który nigdy nie będzie rezultatem religijności. Radość pierwszych chrześcijan nie wypływała z logicznego przeanalizowania faktów. Nie rozumieli, że: Chrystus zmartwychwstał, dlatego powinniśmy się cieszyć. Ich radość dorównywała wielkością cudów zmartwychwstania; bo rzeczywiście są one ze sobą organicznie związane. Pełne czystości moralnej szczęście Stwórcy zamieszkało w piersiach odkupionego stworzenia, więc nie mogli się nie radować.

 

Płomień Ducha ma charakter intelektualny. Teologowie mówią, że rozum jest jednym z atrybutów Boskości. Nie powinno być żadnej niezgodności między najgłębszymi doświadczeniami Ducha a najwyższymi osiągnięciami ludzkiego intelektu. Nic nie będzie w stanie ograniczyć intelektu chrześcijanina w przewidzianych dla niego ramach mocy i wielkości, jeśli zostanie on całkowicie poddany Bogu. Jakże zimny i martwy jest intelekt bez błogosławieństwa. Największy nawet umysł, lecz pozbawiony zbawczej pobożności, może obrócić się przeciwko rasie ludzkiej i zalać krwią świat [co już to się działo i dzieje – przyp. red.] lub, co jeszcze gorsze, wydać na świat myśli, które staną się przez wieki, i długo po tym jak sam obróci się w proch, nieustannym przekleństwem dla ludzkości [m.in. czy tylko gender? – przyp. red.]. Natomiast umysł wypełniony Duchem jest radością dla Boga i rozkoszą dla wszystkich ludzi dobrej woli. Jakże wiele straciłby świat, gdyby go pozbawić wypełnionego miłością umysłu Dawida czy apostoła Jana, czy Izaaka Wattsa.

 

Naturalnie unikamy wychwalania i porównań jednej cnoty kosztem drugiej, lecz mimo to zastanawiam się, czy jest na ziemi coś równie pięknego jak genialny umysł rozżarzony miłością Boga. Z niego wypływają łagodne i uzdrawiające promienie, które są dobrze wyczuwalne przez osoby będące wokół. Również cnota wychodzi z niego i błogosławi wszystkich ledwie dotykających rąbka jego szaty. Wystarczy na przykład przeczytać Niebiańską Krainę Bernarda z Cluny, aby zrozumieć, co mam na myśli. Gdy czytamy, z jak ogromną i czułą sympatią pisze o tęsknotach za nieśmiertelnością, poznajemy wrażliwość i promienność jego intelektu przenikniętego ciepłem zamieszkalnego w nim Ducha. Jest to ten sam Duch, który przebywał we wnętrzu pierwszego klęczącego na ziemi człowieka, którego pierś jednak opuścił i do którego piersi musi na nowo powrócić. Trudno byłoby znaleźć w dziełach literatury świeckiej coś dorównującego temu utworowi wzniosłością myśli, radosnym triumfem ducha chrześcijańskiego nad śmiertelnością, zdolności wprowadzenia duszy w odpocznienie i wzniesienie umysłu w porywające zachwytem uwielbienie. Zbadajcie sami moje stwierdzenie, czy ten jeden hymn nie ma w sobie większej mocy uzdrowienia zasmuconego ducha niż wszystkie pisma świeckich poetów i filozofów od czasu opanowania sztuki pisania. Żaden niepobłogosławiony intelekt, niezależnie od swego geniuszu, nie jest zdolny wydać takiego dzieła. Po przeczytaniu tej książki zamyka się ją z poczuciem, a nawet z całkowitym przekonaniem, że słyszało się głos cherubów i oddźwięk harf grających nad morzem Boga.

 

Tego samego uczucia, bliskiego uniesieniu, można doświadczyć przy lekturze listów Samuela Rutherforda, Te Deum, jest obecne w wielu hymnach Wattsa i Wesleya, jak i w niektórych utworach mniej znanych świętych, posiadających skromniejszy dar, który jednak w jakiejś radosnej chwili został rozżarzony ogniem zamieszkującego w nich Świętego Ducha.

 

Nieszczęście serca faryzeuszy polegało na wyznawaniu doktryny pozbawionej miłości. Chrystus nie tyle nie zgadzał się z nauczaniem faryzeuszy, ile prowadził nieustanną wojnę z ich duchem. To właśnie religia zaprowadziła Chrystusa na krzyż, religia bez Ducha. Nie ma sensu zaprzeczać, że Chrystus został ukrzyżowany przez ludzi mogących dziś uchodzić za chrześcijańskich fundamentalistów. To powinno przyprawić nas o największy niepokój, jeśli nie o smutek, gdyż my szczycimy się dzisiaj naszą prawowiernością. Niepobłogosławiona dusza wypełniona prawdą może okazać się gorsza od duszy poganina klęczącego przed fetyszem. Bezpieczni będziemy tylko wtedy, gdy Boża miłość zostanie rozlana przez ducha Świętego w naszych sercach, gdy w naszym umyśle zamieszka miłujący Płomień z Dnia Pięćdziesiątnicy. Gdyż Duch Święty nie jest luksusem ani dodatkiem zsyłanym raz na pokolenie do produkcji superświętych. Nie, Duch jest prawdziwie konieczny w życiu każdego dziecka Bożego. Wypełnienie i Jego zamieszkanie w ludzie Bożym jest czymś więcej niż tęskną nadzieją. Jest to imperatyw, którego nie da się uniknąć.

 

Duch to również płomień naszej woli. I znowu nie jest to obraz do końca adekwatny, mogący wyrazić całą prawdę. Musimy bardzo uważać, aby używając go nie wywołać niewłaściwych skojarzeń. Gdyż ogień widziany i znany nam na co dzień jest rzeczą, a nie osobą, i z tego powodu nie posiada własnej woli. Lecz Duch Święty jest Osobą i posiada wszystkie przymioty właściwe osobie, w wolą włącznie. Duch, wkraczając w ludzką duszę, nie rezygnuje z żadnego ze swych przymiotów ani też nie poddaje ich pod panowanie duszy, w którą wchodzi. Pamiętajmy, Duch Święty jest Panem.Pan zaś jest Duchem” – powiedział św. Paweł do Koryntian. Nicejskie Wyznanie Wiary mówi: „Wierzę w ducha Świętego, Pana i Ożywiciela”; Atanazjańskie Wyznanie Wiary oświadcza: „Tak też Panem jest Ojciec, Panem jest Syn, Panem i Duch Święty: A jednak nie trzej panowie, lecz jeden jest Pan”. Nasz rozum może odczuwać pewną bezradność, lecz wiara musi to przyjąć i uczynić częścią swojego wyznania wiary w Boga i Ducha. Należy tutaj z całym naciskiem powiedzieć, że suwerenny Pan nigdy nie porzuci Swoich przywilejów [ale Szatan wciąż w tym przeszkadza – przyp. red.]. Tam, gdzie jest, tam zawsze będzie działał w zgodzie ze Swoją Osobą. Każdy wkroczy do ludzkiego serca, zamieszka w nim, jako Pan, gdyż zawsze nim był i zawsze miał do tego prawo.

 

Głęboką chorobą ludzkiego serca jest jego wola, która wyrwała się ze swojej orbity i podobna planecie porzucającej swoje słońce krąży wokół jakiegoś obcego ciała z zewnętrznej przestrzeni, które podeszło na tyle blisko, że zdołała je przyciągnąć. W chwili, gdy Szatan powiedział: „Chcę”, wyrwał się ze swojej naturalnej orbity, a chorobą nieposłuszeństwa i buntu zaraził całą rasę ludzką. Plan odkupienia musiał przewidzieć ten bunt i przygotować drogę ponownego sprowadzenia woli ludzkiej na miejsce przeznaczone dla niej przez Boga. Zgodnie z zasadniczą potrzebą uzdrowienia woli, w chwili, gdy Duch Święty łaskawie podbija serce wierzące, musi je jednocześnie nauczyć dobrowolnego posłuszeństwa wobec całej woli Boga. Uzdrowienie zachodzi od wewnątrz, żadne zewnętrzne przystosowanie się nic nie pomoże. Dopóki wola ludzka nie zostanie uświęcona, dopóty człowiek ten pozostanie buntownikiem, jak złoczyńca, który buntuje się w swoim sercu, chociaż na zewnątrz ulega i niechętnie okazuje posłuszeństwo policjantowi prowadzącemu go do więzienia.

 

Duch Święty osiąga wewnętrzne uzdrowienie duszy poprzez stopnie woli odkupionego człowieka ze Swoją wolą. Nie dzieje się to w jednej chwili. Prawdą jest, że musi dojść do jednorazowego poddania się woli człowieka Chrystusowi, aby Ten mógł rozpocząć Swe błogosławione dzieło łaski. [Potrzeba tu dużej mądrości duchowej Kościoła, aby człowiekowi pomagał w rozpoczęciu tego procesu, a nie szkodził, od Niego oddalając – przyp. red.]. Jednak całkowite stopienie całego życia człowieka z życiem Bożym w Duchu jest dłuższym procesem niż my, poganiani niecierpliwością istot stworzonych, byśmy sobie życzyli. Dusze najbardziej poddane często szokuje i zasmuca odkrycie w swoim wnętrzu dziedzin, w których w zupełnej niewiedzy działały, jako pan i właściciel nad rzeczami uprzednio oddanymi Bogu (jak im się przynajmniej wydawało) [w Kościele nadal tak się dzieje bardziej świadomie niż nieświadomie, np.: gdy nie posłucha się księdza, mówią: nie posłuchało się Boga, a Duch przychodzi do każdego z osobna, i człowiek świecki może być czasami bardziej uduchowiony od niejednego księdza, który tego procesu nie może zrozumieć, albo nie chce, bo dla niego sprawy cielesne (materialne) są bardziej istotne od duchowych, choć duchowi nie jest obojętne ciało (materia), to ciału (materii) jest obojętny duch – przyp. red.]. Dziełem żyjącego w nas ducha jest wskazywanie tych niezgodności moralnych i korygowanie nas. Niektórzy mówią, że Duch „łamie” ludzką wolę, ale to nie jest prawda. [Mówi się: ktoś w nas łamie Ducha, jeśli prawdziwie jest w nas Duch, nie pozwoli On sobie złamać woli w człowieku – przyp. red.]. Duch wkracza w naszą wolę i delikatnie prowadzi ją do radosnej jedności z wolą Bożą.

 

Pragnienie woli Bożej to coś więcej niż brak protestu przy zgadzaniu się na nią [wolę Bożą wyczuwa intuicyjnie i natychmiast oraz całkowicie nasz czysty Duch, także wyczuwa On czystego Ducha z zewnątrz  w drugim czlowieku, natomiast może być protest na wolę ludzką – przyp. red.]. Pragnienie woli Bożej to chętne wybranie jej. [Czasem człowiek, który nadal sprzeciwia się woli Bożej, albo niecierpliwy, rezygnuje z woli Bożej, kieruje się własną wolą ludzką (cielesną - materialną), i przekonuje osobę, że to jest Boska, kłamie, nie pozwala drugiej osobie na wybranie woli Bożej, żyje w grzechu, nie dając jej szansy na świadomy wybór. I dlatego w tej osobie nie może dojść do spełnienia według woli Boskiej, bo albo skłamał, albo z czekania już zrezygnował. A bywa i tak, że jeśli wola Boża istnieje, ale on uważa, że skoro przyszła tak spontanicznie to musi być to tylko pożądanie, jest wtedy w niewedzy, myli to z własnym pożądaniem, bowiem do niego nie przyszła wola Boska, więc nie może wiedzieć. W ten sposób za każdym razem grzeszy przeciwko samemu Bogu i Duchowi Świętemu, ale tego nie rozumie, tej różnicy między wolą ludzką, a Boską. Protestuje przeciwko Boskiej, a poddaje się ludzkiej. I maszyna chciejstwa się u niego nakręca. Upiera się całkiem niesłusznie, niesprawiedliwie krzywdzi człowieka poddanego woli Boskiej - przyp. red.]. Wraz z rozwojem dzieła Bożego chrześcijanin ma coraz większe pragnienie wszystkiego, co Bóg dla niego przygotował, i radośnie decyduje się na wolę Bożą pojmowaną jako najwyższe dobro własne. Wówczas doświadcza on życia wolnego od małych rozczarowań, będących plagą reszty ludzi. Cokolwiek mu się przytrafia, odczytywane jest, jako wola Boża, a przecież to jej pragnie z największą żarliwością. [I za to, co jemu się przytrafia, spoczywa właśnie odpowiedzialność na tym człowieku (niecierpliwym, bądź nieświadomym wagi sprawy), który nie dał sobie tej szansy, aby wybrał zgodnie z wolą Bożą – przyp. red.]. Trzeba uczciwie jednak przyznać, że stan ten osiągany [zgodnie z wolą Bożą – przyp. red.] jest przez niewielu zabieganych chrześcijan naszych zapracowanych czasów. Dopóki się jednak go nie osiągnie, niemożliwe jest całkowite doświadczenie chrześcijańskiego pokoju. Bez tego będziemy mieć do czynienia z wewnętrzną walką, z poczuciem duchowego niepokoju, zatruwającego naszą radość i mocno ograniczającego naszą moc.

 

 Inną cechą zamieszkującego we wnętrzu Płomienia są emocje. Należy to rozumieć w świetle wcześniej omówionej nieodgadnionej natury Boga. Niemożliwe jest ogarnięcie umysłem lub wypowiedzenie ustami niepowtarzalnej Istoty Boga. Jednak Pismo Święte otwarcie mówi o pewnych cechach Boga, dających się racjonalnie określić i przyjąć rozumowo. Nie mówią nam one, kim Bóg jest, ale określają Go w podobieństwach, których suma składa się na pewien rozumowy obraz Boskiej Istoty, widzianej jakby z daleka i niewyraźnie.

 

Tak więc Biblia uczy, że w Bogu jest coś przypominającego ludzkie emocje. Doświadcza On czegoś zbliżonego do naszej miłości, naszego smutku, naszej radości. Nie musimy się lękać takiego pojmowania Boga. [Niektórzy mało wprawieni w Duchowości takie zbliżone do naszej miłości uczucia mylą często (i krzywdząco oceniają) z samym seksem, a to jest właśnie nieogarniona w nas - sercu, umyśle i ciele - działalność Ducha Świętego, który jednoczy nas całych (jakbyśmy stali się Jego naczyniem) i jeszcze spowija w jedno takie uczucie w sposób naturalny, zupełnie oczywisty, spontaniczny (bez żadnego afrodyzjaku) z drugim na przykład człowiekiem o przeciwnej płci, bez dotykania go nawet. Ale ten tylko to prawidłowo odczyta, kto jest bardzo uduchowiony i ten stan osobiście przeżył. I nie będzie się modlił o ugaszenie Ognia Ducha Świętego, gdyż natychmiast zrozumie, że jest to dar Miłości, otrzymany przez Ducha Świętego, której się nie zlęknie, nie przestraszy i przyjmie z całą odpowiedzialnością, jeżeli tylko rozpozna rownież w sobie Ducha Świętego. Jeśli będzie to rozpatrywał tylko w kategoriach woli ludzkiej, potraktuje ten dar jako sam seks, w oddzieleniu od miłości Bożej, bez wzięcia za nią całkowitej odpowiedzialności – przyp. red.]. Wiara z łatwością wyciągnie wniosek, że skoro zostaliśmy uczynieni na jego obraz, to znaczy, że Bóg posiada cechy podobne do naszych. Lecz choć wniosek taki zadowoliłby nasz umysł, nie on jest podstawą naszej wiary, lecz są nim stwierdzenia Boga o Sobie, doświadczające nam wszystkich niezbędnych dla wiary podstaw. [Mogą tylko być niedowiarkowie, tzw. malkontenci, niewierni Tomasze, którzy Boże sprawy i samego Boga chcą tłumaczyć, a nawet Jego poprawiać, decydować o Nim samym lub za Niego, interpretować Jego w nas działania ludzkim językiem, czego się nie da, o czym była już mowa na początku drugiego rozdziału w naszym obecnym wydaniu. Należy też dodać: pomimo popełnionych już wcześniej tego rodzaju błędów, z których niektórzy nie wyciągnęli żadnych na przyszłość wniosków, nadal je popełniają, idą tymi samymi swoimi wychodzonymi koleinami, kierują się tymi samymi myślowymi stereotypami, wyćwiczonymi schematami, bez odrobiny samokrytycyzmu i poszerzonej samoświadomości, co może tylko świadczyć o braku w tym samym stopniu ubóstwa intelektualnego, co i duchowego – przyp. red.]. Pan, twój Bóg jest pośród ciebie, Mocarz – On zbawi, uniesie się weselem nad tobą, odnowi swą miłość, wzniesie okrzyk radości.” Jest to jeden z tysięcy wersetów mających za zadanie pomóc nam zbudować prawdziwy obraz Boga. Wszystkie one uczą nas wyraźnie, że Bóg ma uczucia miłości, zbliżone do naszych uczuć, i że doznając ich zachowuje się jak my w takich okolicznościach, raduje się ze Swoich umiłowanych z weselem i śpiewem. [A oschły, cyniczny ksiądz bez Ducha Świętego w sercu, kierujący się w swoim życiu tylko ciałem (zmysłami, a więc pożądaniem sprowadzającym do hedonistycznych przyjemności), uniesienie kobiety w Duchu Świętym mylnie (bo sam tego nie przeżył, więc nie wie, jak to jest i nie rozumie) nazywa kuszeniem, i publicznie ośmiesza ten stan, drwi z takiego stanu, poniżając taką kobietę (ludzi) i ubliżajc jej, zamiast zadbać o jej duchowość i połączyć to z darami Ducha Świętego, otrzymanymi przez Kościół. Woli ją z nich "okaleczyć", nieodpowiedzialnie "ranić", godzić mieczem w samego Ducha, łamiąc Go w niej, przyspażając tym tylko jej cierpień, niż oddać w niej chwałę Duchowi Bożemu. Do takiego zimnego Kościoła, pozbawionego uduchowionych księży, którzy tylko czegoś żądają, krytykują, grożą (straszą), albo szantażują, niewiele dając z siebie, oprócz z urzędu w konfesjonale przebaczenia, żadnej prawdziwej bezwarunkowej miłości, zrozumienia oraz miłosierdzia, także zadośćuczynienia za swoje grzechy, którzy "załatwiają" chętniej tylko same swoje własne prywatne interesy, ludzie uduchowieni nie lgną, gdyż w pełni Ducha czują się tam wyobcowani, Duch w nich przybywając do takiego kościoła bez Ducha; księży bez Ducha,  za to pełnych fochów, czują się nie u siebie. Duchowi Świętemu bardziej to może przypominać przedsionki teatru, piekła niż nieba - jego święte miejsce, w kórym pragnie przebywać].    

 

Widzimy więc emocje wyniesione tak wysoko, że wyżej już nie można, emoje wypływające z serca samego Boga. Uczuciowość nie jest więc zdegenerowanym synem niewiary, jak to przedstawiają niektórzy nasi nauczyciele Biblii. Zdolność odczuwania przez nas emocji jest znakiem naszego pochodzenia od Boga. Nie musimy się wstydzić ani łez, ani śmiechu. Chrześcijanin – stoik, który zdeptał swoje uczucia, jest tylko w dwóch trzecich człowiekiem: gdyż ważna trzecia część została przez niego odrzucona.                                                       

Święte uczucia zajmowały ważne miejsce w życiu naszego Pana. „On to zamiast radości, którą Mu obiecywano, przecierpiał krzyż.” Zniósł krzyż i wzgardził jego hańbą. Mówił o sobie wołając: „Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła”. W dzień Swojej śmierci przed wyjściem na Górę Oliwną „śpiewał hymn”. Po Swoim zmartwychwstaniu śpiewał wraz z braćmi na wielkim zgromadzeniu (Psalm 22,22). Jeżeli Pieśń nad Pieśniami odnosi się do Chrystusa, (w co wierzy większość chrześcijan), to nie możemy nie zauważyć Jego radości z przyprowadzenia do domu swojej ukochanej, gdy noc się już skończyła i ustąpił mrok.

 

Jednym z największych nieszczęść wywołanych w nas przez grzech jest upodlenie naszych naturalnych emocji. Śmiejemy się z rzeczy, które wcale nie są zabawne; znajdujemy przyjemność w czynach będących poniżej naszej ludzkiej godności; cieszymy się z przedmiotów, które nie powinny być obiektem naszych zainteresowań. Cechą charakterystyczną prawdziwych świętych był zawsze sprzeciw wobec „grzesznych przyjemności”, będący w gruncie rzeczy protestem wobec degradacji ludzkich emocji. Przykładem tego może być hazard, będący wypaczeniem zdobywania dóbr przez człowieka, który powinien polegać na Bogu jako Tym, który zaspokoi jego potrzeby. Stymulowanie uczucia przyjemności alkoholem jest swoistą prostytucją. Zwracanie się ku teatrowi w celu znalezienia rozrywki jest afrontem wobec Boga, który umieścił nas we wszechświecie pełnym dramatycznych wydarzeń. Sztuczne przyjemności tego świata są dobitnym dowodem, że rasa ludzka straciła zdolność cieszenia się z prawdziwych przyjemności życia i została zmuszona do stosowania upadlających środków zastępczych.

 

Do dzieła Ducha Świętego należy również ocalenie emocji odkupionego człowieka, przestrojenie jego harfy i ponowne otwarcie źródeł uświeconej radości – zatamowanych przez grzech. Zgodne świadectwo świętych potwierdza to działanie Boga w jego stworzeniu. Uświecona przyjemność jest jednym z elementów życia i odgrywa w nim ważną rolę. Trudno byłoby usprawiedliwić istnienie ludzkiego życia, gdyby było jedynie egzystencją pozbawioną uczuć przyjemności.

 

Duch Święty chętnie wstawi w okno naszej duszy harfę eolską, aby niebiański wiatr mógł wygrywać na niej słodkie melodie, stwarzając dla nas muzyczny akompaniament, towarzyszący wykonywaniu z największą pokorą zadań, do których zostaliśmy powołani. Duchowa miłość Chrystusa wprowadzi do wnętrza naszych serc nieustającą muzykę i nauczy nas radości pośród smutków.

 

DUCHA PRAWDY, KTÓREGO ŚWIAT PRZYJĄĆ NIE MOŻE. 

(Ewangelia wg św. Jana 14, 17)

 

 

UA-46283632-1

 

 „COKOLWIEK UCZYNILIŚCIE JEDNEMU Z TYCH BRACI MOICH NAJMNIEJSZYCH, MNIEŚCIE UCZYNILI” (Mt 25,40).
– Naśladujemy Chrystusa Sługę z miłością służąc chorym i ubogim.

 

W każdym człowieku jest Jezus.

”Wierność misji”

<”Jezus świadomy swojej misji odważnie podąża do Jerozolimy, aby tam nie tylko słowami czy czynami, ale całym sobą ukazać nam nieskończoną miłość Ojca. W swojej wędrówce doświadcza odrzucenia, które budzi gniew apostołów, szczególnie Jana i Jakuba. Chcą zareagować mocno, stanowczo, od razu. Jezus jednak nie zezwala im na to. Ich reakcja pogłębiłaby jedynie krąg niezgody i wrogości. Jezus się nie narzuca, ale i nie odrzuca ludzi. Idzie dalej – wierny misji, którą otrzymał od Ojca.”>

 

„Jezu, proszę Cię, naucz mnie tej ufnej pokory i cierpliwości, bo dobro zwycięża zawsze, choć powoli.”

 

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 138,1-5)

Refren: Wobec aniołów psalm zaśpiewam Panu.

Będę Cię sławił, Panie, z całego serca, *
bo usłyszałeś słowa ust moich;
Będę śpiewał Ci psalm wobec aniołów, *
pokłon Ci oddam w Twoim świętym przybytku.

I będę sławił Twe imię za łaskę Twoją i wierność, *
bo ponad wszystko wywyższyłeś Twoje imię i obietnicę.
Wysłuchałeś mnie, kiedy Cię wzywałem, *
pomnożyłeś moc mojej duszy.

Wszyscy królowie ziemi będą dziękować Tobie, Panie, *
gdy usłyszą słowa ust Twoich,
i będą opiewać drogi Pana: *
„Zaprawdę, chwała Pana jest wielka”.


ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (Por. Ps 103,21)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Błogosławcie Pana, wszyscy Jego aniołowie,
wszyscy słudzy, pełniący Jego wolę.


Aklamacja:
Alleluja, alleluja, alleluja.

 

PSALM RESPONSORYJNY (Ps 25,4–5.6–7.8–9)

Refren:
Wspomnij, o Panie, na swe miłosierdzie.

Daj mi poznać Twoje drogi, Panie, *
naucz mnie chodzić Twoimi ścieżkami.
Prowadź mnie w prawdzie według Twych pouczeń, *
Boże i Zbawco, w Tobie mam nadzieję.

Wspomnij na swoje miłosierdzie, Panie, *
na swoją miłość, która trwa od wieków.
Nie pamiętaj mi grzechów i win mej młodości, +
lecz o mnie pamiętaj w swoim miłosierdziu, *
ze względu na dobroć Twą, Panie.

Dobry jest Pan i prawy, *
dlatego wskazuje drogę grzesznikom.
Pomaga pokornym czynić dobrze, *
uczy pokornych dróg swoich.

 

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (J 10, 27)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Moje owce słuchają mojego głosu,
Ja znam je, a one idą za Mną.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

 

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 59,2-3.4-5a.10-11.17)

Refren: Bóg jest ucieczką w dniu mego ucisku.

Od nieprzyjaciół moich wyzwól mnie, mój Boże,
*
broń mnie od tych, co na mnie
powstają.
Wybaw mnie od złoczyńców
*
i od mężów krwawych.

Bo oto czyhają na moje życie,
*
spiskują przeciw mnie mocarze,
a we mnie nie ma zbrodni ani grzechu, Panie,
*
bez mojej winy tu biegną, by mnie napastować.

Na Ciebie będę baczył, Mocy moja, *
bo Ty, o Boże, jesteś moją warownią.
Wychodzi mi naprzeciw Bóg w swej łaskawości,
*
Bóg sprawia, że mogę patrzeć na klęskę swych wrogów.

A ja opiewać będę Twoją potęgę
*
i rankiem będę się weselić z Twojej łaskawości.
bo stałeś się dla mnie warownią
*
i ucieczką w dniu mego ucisku.


ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (J 6,63b.68b)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Słowa Twoje, Panie, są duchem i życiem,
Ty masz słowa życia wiecznego
.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.



PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 59,2-3.4-5a.10-11.17)

Refren: Bóg jest ucieczką w dniu mego ucisku.

Od nieprzyjaciół moich wyzwól mnie, mój Boże,
*
broń mnie od tych, co na mnie powstają.
Wybaw mnie od złoczyńców
*
i od mężów krwawych.

Bo oto czyhają na moje życie,
*
spiskują przeciw mnie mocarze,
a we mnie nie ma zbrodni ani grzechu, Panie,
*
bez mojej winy tu biegną, by mnie napastować.

Na Ciebie będę baczył, Mocy moja, *
bo Ty, o Boże, jesteś moją warownią.
Wychodzi mi naprzeciw Bóg w swej łaskawości,
*
Bóg sprawia, że mogę patrzeć na klęskę swych wrogów.

A ja opiewać będę Twoją potęgę
*
i rankiem będę się weselić z Twojej łaskawości.
bo stałeś się dla mnie warownią
*
i ucieczką w dniu mego ucisku.


ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (J 6,63b.68b)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Słowa Twoje, Panie, są duchem i życiem,
Ty masz słowa życia wiecznego
.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.


 ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (Ps 84,5)

Aklamacja: Chwała Tobie, Królu wieków.

 

Szczęśliwi, którzy mieszkają w domu Twoim, Panie,
będą Ciebie wychwalali na wieki.

Aklamacja:
Chwała Tobie, Królu wieków.

 

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 50,8-9.16bc-17.21 i 23)


Refren: Temu, kto prawy, ukażę zbawienie.

„Nie oskarżam cię za twe ofiary, *
bo twoje całopalenia zawsze są przede Mną.
Nie przyjmę z twego domu cielca *
ani kozłów ze stad twoich”.

„Czemu wymieniasz Moje przykazania *
i na ustach masz Moje przymierze?
Ty, co nienawidzisz karności, *
a słowa Moje odrzuciłeś za siebie?

Ty tak postępujesz, a Ja mam milczeć? *
Czy myślisz, że jestem do ciebie podobny?
Kto składa ofiarę dziękczynną, ten cześć Mi oddaje, *
a tym, którzy postępują uczciwie, ukażę Boże zbawienie”.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (Ez 18,31)

Aklamacja:
Chwała Tobie, Królu wieków.

Odrzućcie od siebie wszystkie grzechy
i utwórzcie sobie nowe serca i nowego ducha.

Aklamacja: Chwała Tobie, Królu wieków.

 

 

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 103,1-2.3-4.9-10.11-12)

Refren: Pan jest łaskawy, pełen miłosierdzia.

Błogosław, duszo moja, Pana *
i wszystko, co jest we mnie, święte imię Jego.
Błogosław, duszo moja, Pana *
i nie zapominaj o wszystkich Jego dobrodziejstwach.

On odpuszcza wszystkie twoje winy *
i leczy wszystkie choroby,
On twoje życie ratuje od zguby, *
obdarza cię łaską i miłosierdziem.

Nie zapamiętuje się w sporze, *
nie płonie gniewem na wieki.
Nie postępuje z nami według naszych grzechów *
ani według win naszych nam nie odpłaca.

Bo jak wysoko niebo wznosi się nad ziemią, *
tak wielka jest łaska Pana dla Jego czcicieli.
Jak odległy jest wschód od zachodu, *
tak daleko odsunął od nas nasze winy.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (Łk 15,18)

Aklamacja:
Chwała Tobie, Królu wieków.

Powstanę i pójdę do mego ojca, i powiem:
„Ojcze, zgrzeszyłem przeciw niebu i względem ciebie”.

Aklamacja: Chwała Tobie, Królu wieków.

  

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 1,1-2.3.4.6)

Refren: Błogosławiony, kto zaufał Panu.

Błogosławiony człowiek, który nie idzie za radą występnych, *
nie wchodzi na drogę grzeszników *
i nie zasiada w gronie szyderców,
lecz w prawie Pańskim upodobał sobie *
i rozmyśla nad nim dniem i nocą.

On jest jak drzewo zasadzone nad płynącą wodą, *
które wydaje owoc w swoim czasie,
liście jego nie więdną, *
a wszystko, co czyni, jest udane.

Co innego grzesznicy: *
są jak plewy, które wiatr rozmiata.
Albowiem znana jest Panu droga sprawiedliwych, *
a droga występnych zaginie.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (J 8,12b)

Aklamacja:
Chwała Tobie, Królu wieków.

Błogosławieni, którzy w sercu dobrym i szlachetnym
zatrzymują słowo Boże
i wydają owoc przez swoją wytrwałość.

Aklamacja: Chwała Tobie, Królu wieków.

 

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 34,4-5.6-7.16-17.18-19)

Refren: Bóg sprawiedliwych uwolnił z ucisków.

Wysławiajcie ze mną Pana, *
wspólnie wywyższajmy Jego imię.
Szukałem pomocy u Pana, a On mnie wysłuchał *
i wyzwolił od wszelkiej trwogi.

Spójrzcie na Niego, a rozpromienicie się radością, *
oblicza wasze nie zapłoną wstydem.
Oto wołał biedak i Pan go usłyszał, *
i uwolnił od wszelkiego ucisku.

Oczy Pana zwrócone na sprawiedliwych, *
uszy Jego otwarte na ich wołanie.
Pan zwraca swe oblicze przeciw zło czyniącym, *
By pamięć o nich wymazać z ziemi

Pan słyszy wołających o pomoc *
i ratuje ich od wszelkiej udręki.
Pan jest blisko ludzi skruszonych w sercu, *
ocala upadłych na duchu.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (Mt 4,4b)

Aklamacja:
Chwała Tobie, Słowo Boże.

Nie samym chlebem żyje człowiek,
lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych.

Aklamacja: Chwała Tobie, Słowo Boże.

 

PSALM RESPONSORYJNY (Ps 33,4–5.18–19.20 i 22)

Refren:Mamy nadzieję w miłosierdziu Pana.

Słowo Pana jest prawe, *
a każde Jego dzieło godne zaufania.
On miłuje prawo i sprawiedliwość, *
ziemia jest pełna Jego łaski.

Oczy Pana zwrócone na bogobojnych, *
na tych, którzy czekają na Jego łaskę,
aby ocalił ich życie od śmierci *
i żywił ich w czasie głodu.

Dusza nasza oczekuje Pana, *
jest naszą pomocą i tarczą.
Panie, niech nas ogarnie Twoja łaska według nadziei, *
którą pokładamy w Tobie.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (2 Kor 6,2b)

Aklamacja:
Chwała Tobie, Słowo Boże.

Pan mówi: Nie chcę śmierci grzesznika,
lecz aby się nawrócił i miał życie.

Aklamacja: Chwała Tobie, Słowo Boże.

  

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 19,8.9.10.15)

Refren: Słowa Twe, Panie, dają życie wieczne.

Prawo Pańskie jest doskonałe i pokrzepia duszę, *
świadectwo Pana niezawodne, uczy prostaczka mądrości.
Jego słuszne nakazy radują serce, *
jaśnieje przykazanie Pana i olśniewa oczy.

Bojaźń Pana jest szczera i trwa na wieki, *
sądy Pana prawdziwe, a wszystkie razem słuszne.
Niech znajdą uznanie przed Tobą słowa ust moich i myśli mego serca, *
Panie, moja Opoko i mój Zbawicielu.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (Ps 51,12a.14a)


Aklamacja:
Chwała Tobie, Słowo Boże.

Stwórz, o Boże, we mnie serce czyste
i przywróć mi radość z Twojego zbawienia.

Aklamacja: Chwała Tobie, Słowo Boże.

  

 
PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 138,1-2a.2bc-3.7c-8)


Refren:Pan mnie wysłuchał, kiedy Go wzywałem.

Będę Cię sławił, Panie, z całego serca, *
bo usłyszałeś słowa ust moich.
Będę śpiewał Ci psalm wobec aniołów, *
pokłon Ci oddam w Twoim świętym przybytku.

I będę sławił Twe imię *
za łaskę Twoją i wierność.
Wysłuchałeś mnie, kiedy Cię wzywałem, *
pomnożyłeś moc mojej duszy.

Wybawia mnie Twoja prawica. *
Pan za mnie wszystkiego dokona.
Panie, Twa łaska trwa na wieki, *
nie porzucaj dzieła rąk Twoich.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (2 Kor 6,2b)

Aklamacja:
Chwała Tobie, Słowo Boże.

Oto teraz czas upragniony,
oto teraz dzień zbawienia.

Aklamacja: Chwała Tobie, Słowo Boże.
 

 

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 119,1-2.4-5.7-8)

 Refren: Błogosławieni słuchający Pana.

Błogosławieni, których droga nieskalana, *
którzy postępują zgodnie z prawem Pańskim.
Błogosławieni, którzy zachowują Jego upomnienia *
i szukają Go całym sercem.

Ty po to dałeś swoje przykazania, *
by przestrzegano ich pilnie.
Oby niezawodnie zmierzały me drogi *
ku przestrzeganiu Twych ustaw.

Będę Cię wysławiał prawym sercem *
gdy nauczę się Twych sprawiedliwych wyroków.
Przestrzegać będę Twoich ustaw, *
abyś mnie

nigdy nie opuścił

 Aklamacja: SłowaTwe, Panie, dają życie wieczne.
 

Dodano 13/4.3.2014. Źródła:

http://www.paulus.org.pl/czytania.html?data=2014-3-9

i następne…

***

Nie bójcie się słabości człowieka ani jego wielkości. Człowiek zawsze jest wielkim, także w słabości!"

 

Jan Paweł II

 

***

„Najgorzej jest być nikim dla kogoś, kto jest Dla Ciebie wszystkim…”

 

***

Tylko przyjaciel potrafi podnieść cię, gdy upadniesz..."

 

***

Twe Światło jest na drodze mej..."

 

Żródła: www.mojageneracja.pl

 http://www.youtube.com/watch?v=qibAjQaFS9w&list=RDTVBdfitJ-ZI

***

Miłość, Przyjacielu, to nie wyścig szczurów, kto prędzej, kto szybciej, kto więcej, kto gorzej, kto lepiej, byle pierwszy. Widocznie za mało jeszcze przeżyłeś męczarni, żebyś to zrozumiał. 

 

Maria Anna Żółtowska 

***

Nie sztuką jest kochać świętych, ale też tych, którzy sprawili nam ból, żebyśmy sami odczuli, jak to boli, gdy innych ranimy.

                              

Maria Anna

Żółtowska

***

Nie temu jest trudno przedostać się przez ucho igielne, kto nim jest, lecz temu,

kto nim nie jest

i lęka się przejść

z powodu swych grzechów. 

 

Maria Anna Żółtowska

Najukochańszy i Najszlachetniejszy

o Najpiękniejszym i Najwierniejszym

Sercu Chrystusowym 

Nasz Ojcze i Bracie

oraz Przewodniku Franciszku!

 

Niech będzie umiłowane Święte Twojej Imię przez wszystkich teraz i zawsze!

Niech będzie ukochane Święte Twoje Imię przez poszukujących i żyjących miłością Bożą teraz i zawsze!

Niech będzie uwielbione Święte Twoje Imię przez poszukujących i żyjących uwielbieniem świętości Bożej teraz i zawsze!

Niech będzie uszanowane Święte Twoje Imię przez poszukujących i żyjących uszanowaniem Bożym teraz i zawsze! 

Niech będzie z godnością czczone Święte Twoje Imię przez poszukujących i żyjących godnością i prawdą Bożą teraz i zawsze! 

Niech będzie błogosławione Święte Twoje Imię przez Boga Najwyższego,

Jezusa Chrystusa

i Ducha Świętego

oraz Wszystkich Jego Świętych,

tudzież poszukujących

i żyjących Bożą Świętością wiernych

teraz i zawsze. Amen

 

Maria Anna Żóltowska

 

„Według niezmiennego prawa Boskiej Opatrzności godność duszy jest jednak najbardziej chłostana przez bunt ciała. Człowiek, który udaje równego Bogu, upada niżej jeszcze, niźli bezrozumne zwierzę. Luter jest smutnym historycznym przykładem tej Boskiej kary. W 1521r…”   Marucha | 2014-03-22 (sobota) o 07:01:48 | Categories: Historia, Kościół | URL: http://wp.me/p1G3D-azs Rozpusta Marcina Lutra by Marucha

***

Mężczyźni zakompleksieni poszukują kwiatka do samochodu, byle się tylko dobrze układał w wazonie i prezentował gdzie i kiedy trzeba, by inni go zazdrościli.

 

Maria Anna Żółtowska

 

***

Toksyczny mężczyźna boi się miłości i z lęku nie zaryzykuje. Choć nie uznaje feministek, czeka jednak, kiedy go kobieta "poderwie". Zachowuje się jak tchórz, nie umie walczyć o miłość. Stąd bez odpowiedzialności woli przeskakiwać z kwiatka na kwiatek.


Maria Anna Żółtowska

 

***

To toksyczni mężczyźni robią z kobiet feministki.

 

Maria Anna Żółtowska

 

***

Świadoma kobieta swojej miłości wie kiedy mężczyzna ją kocha, a kiedy chce tylko wykorzystać instrumentalnie albo z braku laku, i w związku ze związkiem układa on sobie różne scenariusze, bawi się w reżysera, wymyśla różne sztuczki, które na nic i tak się zdadzą, bo nie ma w nim miłości. Wciąż tylko gra, gra, gra.

 

Maria Anna Żółtowska

 

***

Toksyczny mężczyzna boi się zaryzykować i zawalczyć o miłość lub chowa się przed miłością z obawy o utratę swej

maski aktora

i władzy nad kobietą, choć to wcale nie o władzę w miłości chodzi ani żadną grę.  

 

Maria Anna Żółtowska

 

***

Toksycznemu mężczyźnie nie chodzi o kobietę, lecz o walkę z nią, jako pozornie słabszą od niego istotą, by mógł światu udowodnić, że z nią wygrał, że jego jest na wierzchu, choć to nie takie mądre i nie takie dobre.

 

Maria Anna Żółtowska

 

***

Toksyczny mężczyzna zabija w kobiecie ducha, zamiast podnosić ją na duchu.

 

Maria Anna Żółtowska

 

 ***

Toksyczny mężczyzna nie jest zdolny stworzyć odpowiedzialnego związku opartego na miłości, szacunku, trwałości, wierności i poczuciu bezpieczeństwa. Zawsze trafia jak kulą w płot "przez chwilę". I jak ognia boi się tej prawdy, która by mogła go uzdrowić. 

 

Maria Anna Żółtowska 

 

***

Toksyczny mężczyzna nigdy nie zrobi z kobiety świętej. Wręcz przeciwnie, z jakiejś utajonej zawiści, pamiętliwości, zazdrości zabija w niej to, co najpiękniejsze, najszlachetniejsze, najcenniejsze - co w niej boskie i święte.

 

Maria Anna Żółtowska 

 

***

Toksyczny mężczyzna nie jest w stanie poznać świętości w kobiecie, gdyż patrząc przez pryzmat swojego egoizmu i próżności, widzi tylko blichtr, pozory, pogoń za zaspakajaniem swoich jedynie cielesnych potrzeb na poziomie zwierzęcym. I to według swoich cielesnych odczuć nazywa świętością, nie bacząc na to, co mówi Jezus w Ewangelii o niezakopywaniu ludzkich talentów, które każdy otrzymał od Boga i je w sobie rozpoznaje oraz pielęgnuje i rozwija. Zatem duchowy przywódca powinien jeszcze pomagać je rozwijać w wiernych w słusznym celu, a nie je uśmiercać, i życzyć, że Duch w tej osobie martwy, co wskazuje, iż głosi jakąs swoją wydumaną chyba herezję, niezgodną z Ewangelią Jezusa. A wyższe wartości takie, jak cierpliwość, zrozumienie, przebaczenie, poświęcenie, współczucie, bezinteresowna pomoc i wsparcie, miłosierdzie, subtelność, powściągliwość, szacunek, godność, uprzejmość, ofiarowanie siebie dla miłości są jemu zupełnie obce, widocznie jak sam Bóg, w którego pewnie też nie wierzy, bogiem nazywając siebie, zamiast bratem w Chrystusie Panu, który powinien służyć maluczkim, jak Chrystus służył i im pomagać nieść na ramionach swój krzyż, dawać im dobry przykład. A nie ich jak faryzeusz krzyżować jak Chrystusa. Na to nie może być zgody i nie będzie. Jezus po to umarł za grzechy wszystkich, żeby świat zbawić od wszelkiego zła, uciemiężenia, niesprawiedliwości, kłamstwa i wyzysku człowieka przez człowieka. Abyśmy stali się wolni od grzechu jak jedna Boża Rodzina wszystkich sióstr i braci Jezusa, a nie po uważaniu księży lub po osobistych z nimi  znajomościach.   

 

Maria Anna Żółtowska

 

***

Tokstyczny mężczyzna szuka zawsze stanów zakochania, czyli dobrych wrażeń, by było jedynie przyjemnie, co zaprowadza go za każdym razem w ślepy zaułek i przynosi kolejne rozczarowanie, gdyż na tym kończy się jego potrzeba cielesnej miłości i zaprzepaszczenie kolejnej  szansy na osobisty rozwój duchowy, psychiczny i intelektualny. 

 

Maria Anna Żółtowska

 

***

Toksyczny mężczyzna szuka wiecznie swojej ofiary, zaczynając od podporządkowania jej sobie. Gdy kobieta zachowuje się asertywnie, ten obraża ją i nieludzko z obsesyjną manią prześladowcy w najróżniejszy sposób nęka, bez realnych powodów mszcząc się na niej; angażuje w to nawet postronne osoby, poświęca na to całą swoją energię i czas, nie zdajac sobie sprawy, że potrzebuje fachowej pomocy. 

 

Maria Anna Żółtowska

 

***

Tylko ludzka ułomna, skarłowaciała  miłość jak zwykle zawodzi. Prawdziwa miłość jest za nic i nie ustaje, gdyż nosi się ją w sercu jak dziecko. Co może taka czy taki wiedzieć na temat miłości dziecka, nakazując dorosłym, by stali się jak dzieci, jeśli sami nigdy nie rodzili i nie mają pojęcia, jak zachowuje się dziecko. A tak a'propos - dziś dziecko tworzy programy komputerowe, to nie jest już dziecko Średniowiecza. Umie samodzielnie myśleć i wyciągać logiczne wnioski. Czy takie dziecko należy źle osądzać, podejrzewać o złe czyny, które czyni najprawdopodobieJ sam  podejrzewający, prowokując je do zwady, urazy, które nosi w sobie, jakby mało było zła wokół, a potem je karać? - Nie! Z takiego dziecka należy się cieszyć i docenić w nim to, co sobą reprezentuje, nie deptać go bezbronne! Nie zabijać, nawet słowem! A może jest to tresura zimnego chowu?  Więc najpierw trzeba zacząć ją od siebie! I samemu wprowadzić w życie! I wypełniać Dziesięć Przykazań Bożych! Nie zabijaj! Zachęcam z oskarżaniem przejść z innych na siebie - jeśli już. I nie stawać się powodem czyjegoś grzechu. Grzechu bezbronnego dziecka! 

Pozwolić dzieciom spokojnie i godnie żyć!  Również tym dojrzałym dzieciom! Albo wrócić do szkoły dobrego

      wychowania!?         

 

Maria Anna Żółtowska

 

***

Czy to nie wielki egoizm, przewrotność, rzucanie klątw i zaklęć  oraz zakłamanie niektórych "ludzi z powołaniem" (ciekawe do czego?), jeśli najpierw modlą się o Ducha miłości, a gdy przychodzi do wiernych, Go zabijają mówiąc, niech Duch stanie się w tej osobie martwy, czyli też osoba? Bo z Duchem się rodzimy. A potem znowu wzywają Go już tylko dla samych siebie, czyli "kapłanów królewskich", mając w poszanowaniu wiernych uczestniczących w kościele. Czy na tym polega mądrość prowadząca do zgody i miłość bliźniego naszych duchowych przywódców, byśmy nie zbądzili - jak oni to mówią - i zeszli z dobrej drogi, a weszli na złą, za ich przykładem? Czy może to przejaw egoizmu, egotyzmu, wyklinania ludzi ze spłeczności przez dokuczanie, krętactwa, przewrotność, różne podchody, gierki, zwodzicielstwo, podstępne, a więc falszywe podejścia do bliźniego? I podejrzewanie go o konszachty z Szatanem? Jeśli już - to może z nimi?  Może dlatego im tak bardzo na tym zależy, żeby jednak przestać do kościoła chodzić? Bo nie nadajemy się do zbiorowej szatańskiej hipnozy z piekła na ziemi rodem?

 

Maria Anna Żółtowska

 

***

Czy głośne i publiczne wypominanie w kościele przez księdza wiernym uczciwie zarobionych pieniędzy, innych dóbr materialnych oraz ich posądzanie o to, że zdobyli je po znajomości, nie jest większym grzechem tego kapłana niż każdy inny grzech maluczkiego, który mu sromotnie wypominają i przez to go piętnują i szykanują z zawiści i pomsty za coś tam "jeszcze" , co im się w głowach uroiło? A Pismo mówi, cokolwiek masz do brata swego, idź najpierw przeproś go, oddaj mu należną cześć, honor i godność, dopiero wróć, aby się modlić. Czy aby wszyscy kapłani przestrzegają tych Ewangelicznych reguł? W takim razie jakim prawem pouczają innych podczas Mszy świętej, sami nie czyniąc zawsze dobra i nie dając swoim zachowaniem dobrego przykładu? A może też sądzą innych według siebie? Sami wszystko załatwiają po znajomości? I komu chcą po znajomości? Może kościoły pobudowali po znajomośc? Jeśli chodzi o mnie, dla jasności, może wreszcie przewidzą, wszystko otrzymuję, co mi potrzeba do godnego życia, swoją pracą "otrzymaną po znajomośći" z Panem Bogiem. Bo Bóg mój jest Najpotężniejszy z potęg i jest mi twierdzą i warownym obronnym murem staje zawsze ze Swą mocą przede mną i za mną, z lewa i prawa, nade mną i pode mną. I nie brak mi niczego, a wszelkich moich nieprzyjaciół i wrogów w pył zetrze, i już ściera, i rozwiewa po pustyni, za te cięgi, co rzucają w murem otaczajacego mnie Boga, a Bóg im to oddaje co w Niego rzucają, oddala to ode mnie i mnie przed tym chroni, bo wie, że wierna Jemu jedynie jestem. A ja Bogu mojemu za to dziękuję codziennie, zaś wrogom i nieprzyjaciołom z góry przebaczam, żeby mieli sen spokojny, słodki sen!  

 

Maria Anna Żółtowska

***

Do stworzenia stałego związku kobiety z mężczyzną wg psychologów potrzebne są u mężczyzny cechy dobrego opiekuna takie jak: cierpliwość, samokontrola emocjonalna, szczerość, wyrozumiałość, odpowiedzialność, ufność, optymizm, czułość, potrzeba bliskości, kultura bycia.

 

Maria Anna Żółtowska
Dnia 6 marca 2014  

 

 

 „Zbyt silne emocje i presja, żeby już kogoś spotkać, często prowadzą do bólu i błędnych decyzji”.

 

Autor: Maria Rotkiel

wraz z zespołem Pracowni Poznawczo – Behawioralnej

[w:]

https://www.sympatiaplus.pl/artykul/1155,na-co-zwracam-uwage-i-co-pomijam.html

Dodtęp.: 24.3.2014.

 

Miłość od pierwszych chwil