Promocje
*******
Aiden W. Tozer
"Boży podbój"
Wstęp
Maria Anna Żółtowska
Kiedy żyjemy w zgodzie z Duchem Świętym?
Dodano: 28.1.2014.
Przedstawiamy Państwu lekturę „Boży podbój” Aidena W. Tozera, [Oficyna Wydawnicza „Vocatio”, Warszawa 1997]. Może zastanawiać fakt, jak Duch Święty współpracuje z nami na codzień, gdy tylko Go o to poprosimy. Na przykład: Rozważając usłyszaną kwestię, zaczynamy ni stad ni zowąd na nią reagować z mieszanymi uczuciami. Wyczuwamy, iż wypowiedź mija się z Prawdą, której w życiu poszukujemy. Coś nam mówi w środku: zrewiduj to w sobie, jaka jest tego przyczyna, tej nie całkowitej zgodności na czyjąś wypowiedź? I wtedy prosimy Świętego Ducha, aby znalazł drogę do owej przyczyny niegodzenia się na półprawdy, które nam oferują inni. Prosimy Go, aby to On, sam Duch Święty, w tym konkretnym przypadku, przyszedł nam z pomocą. Pomógł odnaleźć drogę do Jego własnej Prawdy, czyli paradoksalnie Samego Siebie. I cierpliwie czekamy na Jego ingerencję w tej sprawie.
Nagle, któregoś pięknego dnia, w którymś momencie, w swojej bibliotece szukamy dla własnego dziecka odpowiedniej książki, o którą nas prosiło, która pozwoliłaby mu pogłębić wiarę w Boga, może jakieś świadectwo ludzi? Wtedy nieoczekiwanie wpada nam w ręce coś, czego nie mieliśmy na uwadze mu zaproponować. Bo nawet zapomnieliśmy, że taką książkę posiadamy w swoich zbiorach. I to właśnie w takim momencie wpada nam w ręce, jakby prosiła o odkurzenie jej w naszej pamięci. Po chwili uświadamiamy sobie, że może ona być nie tylko dobrą na ten czas wskazówką dla naszego dziecka, ale również pomoże wyjaśnić usłyszaną dwa dni temu kwestię, z którą w 100 procentach nie mogliśmy się zgodzić.
Bowiem książka, która spada jakby „z nieba”, co ciekawe, nawet sama otworzyła się – jak się później okazało – na właściwej stronie, aż się prosi, by znajdujący się na niej fragment, przeczytać. Więc czytamy. I własnym oczom ani własnym myślom nie wierzymy, że są to akurat właściwe słowa, we właściwym momencie, skierowane właściwie do nas. Stanowią one doskonałą odpowiedź na zadane Duchowi Świętemu pytanie: skąd wziął się w nas brak akceptacji na usłyszaną kwestię? Okazuje się, że w ten, a nie inny, sposób zadziałał Duch Święty, by przyjść nam z pomocą. Odpowiedział na zadane Jemu pytanie. W takich chwilach chce się krzyknąć za papieżem Franciszkiem: Boże, jesteś. Czyż w tych i podobnych momentach życia można wątpić w Boga? W zdolności i moc Ducha Świętego oraz Jego sposoby przychodzenia nam z dobrą radą, jeśli o nią poprosimy, aby nas oświecił? W żadnym wypadku. Dla mnie jest to genialna metoda obcowania z Duchem Świętym na codzień i osobistej z Nim współpracy.
W związku z tym postanowiłam swym odkryciem podzielić się również z Państwem, może nawet nie tyle odkryciem, które stosuję od dziesięcioleci, choć nie bezustannie, i uważam, iż jest to niesamowita metoda, aby w swoim życiu nie popełniać po raz kolejny kardynalnych błędów, ale – aby podzielić się - przede wszystkim wiedzą o samym Duchu Świętym: Kim On tak naprawdę jest? Jak Go traktujemy w swoim życiu? Do czego nas sprowadza jedynie sama wiedza o Nim? - Stąd nasz pomysł na zaprezentowanie książki „Boży podbój” Aidena W. Tozera, w której odnajdziemy odpowiedzi na te i inne pytania. A jej treść, kto wie, może uznają i zadecydują już sami Państwo, warto wcielić we własne życie? Powodzenia! Owoce są tego wręcz nieprawdopodobne, kiedy żyjemy zgodnie z Duchem Świętym! Jeśli prawdziwie wstąpi w nas Duch, osobowość człowieka może pozostać niezmieniona. Jednak zło moralne będzie musiało się wtedy usunąć.
Mamy rozum po to, by nim się posługiwać w odczytywaniu darów Bożych danych przez Ducha Świętego, zawsze współpracując z Nim, nie tylko od święta, lub - bo dziś mamy taki kaprys. Dzięki ich rozpoznania w sobie możemy doświadczać wielu niesamowitych przeżyć. Jeśli jednak wewnątrz nas są moralne przeszkody, spowodowane cielesnymi tylko potrzebami; przeszkody, którym oddaliśmy naczelne miejsce w naszym życiu, i to one nami rządzą, nie Duch, najczęściej wtedy zbaczamy z obranej słusznie raz drogi, i wtedy mamy taki efekt, jaki mamy. Nie ma więc co dziwić się ludziom, którzy idą jednak zgodnie z Duchem Świętym. I są tej drodze wierni, gdyż tylko wtedy czują się bezpieczni i mogą się w pełni realizować. Wtedy każde zło odchodzi od nich. Omija ich szerokim łukiem. Jeśli ktoś bez zdalnej wyobraźni odstępuje z tej drogi, to znajduje taki efekt swojego odstępstwa, jaki znajduje. Ma to, czego szuka. I wtedy może nawet już nigdy nie powrócić na drogę, którą zdradził. Potrzeba z jego strony wielkiej pracy i wejrzenia głęboko w siebie, w swoje serce i duszę, by poznał przyczyny tego odstępstwa poprzez uświadomienie sobie swoich błędów i ich naprawienie. Musi jednak sam ze sobą być szczery aż do bólu. Musi wyrzec się siebie „starego”, by pozwolić Bogu uczynić się „nowym” człowiekiem, czystym szlachetnym naczyniem, aby Bóg mógł przelać do niego Swojego Świętego Ducha. I Nim wypełnić je aż po brzegi.
Z pewnością pomoże mu w tym Duch Święty,
jeśli tylko Jego o to poprosi. Wtedy może jeszcze wszystko się zdarzyć. Wszystko. Jeżeli ten ktoś tego prawdziwie chce, by się zdarzyło. Jeżeli przeanalizuje w sobie stare mechanizmy, które go
zwodzą i nakierowują z powrotem na ten sam „stary” tor myślenia i działania. Jeżeli nie odda tego, co w nim jest złe, Belzebubowi, a co dobre - Jezusowi. Albo wszystko Duchowi Świętemu, żeby z
tym zrobił Sam porządek, co On będzie chciał, nie egoistyczny ograniczony ludzki umysł, zdolny tylko do selektywnego przeglądania i przyjmowania darów Ducha Świętego. Należałoby wtedy odebrać
wolę swojemu egoistycznemu niskiemu „ego”, któremu przedtem dawał ktoś swoją moc, co w życiu takiego stawało się namiastką tego, co Bóg obiecał. Żeby przestał otrzymywać „to”, nad czym się tak
może niejednokrotnie mozolił i zawiódł, albo wzruszał, gdy śpiewała Geppert „Zamiast”, może jednak powinien podjęć decyzję przejścia z takiego toru
obrotu spraw na inny tor. By konsekwentnie i z odpowiedzialnością przyjąć Miłość otrzymaną od Ducha Świętego.
Na taką samą już myśl i propozycję, Belzebubi natychmiast zaczynają reagować, bo Duch Święty zaczyna poruszać ich piekłem, aż do trzewi. Wtedy z lęku o własne "piekło" uruchamiają wszystkie swoje szatańskie niegodziwe metody, łącznie z wykorzystywaniem najnowszych technik, by bronić swoich posad piekielnych, starych nawyków, trwania z złych zwyczajach i utrwalonych mechanizmach instrumentalnego podchodzenia do podwładnego im każdego człowieka, z racji przyznanej sobie bezkompromisowej władzy, ze wpajanymi ludziom przekonaniami, że to świat Belzebuba ma przecież władzę i według jego reguł gry wszystko, co jest na tym ziemskim świecie, ma się kręcić, i według jego manipulacjom podporządkować panującemu Belzebubowi, a nie żadnemu urojonemu Bogu czy Duchowi Świętemu, jak głoszą tylko ateiści, nawet w iluzjonisty przebraniu.
I dlatego ten ktoś woli uparcie i bezustannie wracać do swojego „zamiast”, gdyż to go przecież nic nie kosztuje, niż zrobić porządek ze swoim „ego”, które nakręca go, jak w diabelskim młynie, na te same „akcje” i „reakcje”, sprowadza na te same tory myślenia i działania, czyli wskakiwania z jednego błotka w drugie, przy czym wtedy nie uświadamia sobie nawet, że to tylko on sam siebie napędza przez swoje „ego”. I jest tego - „swojego świata” - wyłącznie reżyserem, scenopisem, scenografem i widzem. Widzem własnego domowego kina, na które zaprasza tych, co wspólnie z nim, głównym bohaterem własnego filmu, grają role jedynie drugo-, trzecio-, czwarto-planowe, a więc epizodyczne, którymi się zadawalają, a nawet szczycą, z powodu ateistycznego pojmowania siebie i zachowywania się w życiu, a nie teologicznego, jak powinno przystawać na chrześcijan. Z takiego obrotu sprawy może się cieszyć jedynie Diabeł Belzebub, i poszerzać grono swoich zwolenników i wielbicieli.
Jak może do takiego Belzebuba przyjść Duch Święty, jeśli w swoim życiu kieruje się wyłącznie swoją cielesnością, a więc pożądliwością ciała i umysłu, namiętnościami tego świata, hedonistycznymi przyjemnościami najróżniejszego kalibru, nie interesując się z goła człowiekiem opuszczonym przez możnych tego świata, głodującym dzieckiem z powodu braku pracy dla jego ojca, poniewieranym i pogardzanym ubogim przez bogatych, wyszydzanym pokątnie, do których to ludzi nie poszukuje się systematycznie drogi pełnej zrozumienia, miłosierdzia, czułości i współczucia oraz miłości Bożej, wynikającej z teologicznych dogmatów. Jedynie co, to stawia się przed takimi tylko nakazy, warunki w rodzaju „obiecanki cacanki”, bez podjęcia konkretnego w tym kierunku działania. Choć z racji uzurpowania sobie prawa do moralizowania świata, wypadałaby takim profesjonalistom od moralności dać sobą przykład, swoją postawą, jak należy to robić. Więc, może pojawiać się pytanie, jak ta moralność ma się do Bożej Prawdy? Czy nie powinno się wypełnić swojej pustki „zamiast” wolą Bożą i „nakazami” bezwarunkowej miłości bliźniego, ofiarując bezinteresownie swoje dary Ducha Świętego tego rodzaju bliźnim, czyli tym najniżej usytuowanym w życiu społecznym milionom ludzi?
Aby zmienić ten stan rzeczy - bezustannego
zapełniania w sobie pustki na coś w rodzaju „zamiast”, czym może być na przykład wielkie mniemanie o sobie, odrzucanie innych, pogardzanie nimi, mamienie pustosłowiem, którym ktoś w sposób
dowolny, wybiórczy, kłamliwy, manipulujący, uwłaczający godności człowieka, publicznie niesprawiedliwie go potępiającego, może rządzić i nim interpretować każdą swoją sytuację zachowania,
niezgodnego z wolą Bożą – ten ktoś powinien w pierwszym rzędzie podjąć decyzję, że chce tej zmiany w sobie dokonać naprawdę. Z całą odpowiedzialnością i konsekwencją raz podjętej decyzji. Bez
selektywnego egoistycznego wyboru, co „jemu” się wydaje dobre, a co złe. Jeśli jeszcze nie wie, jak to uczynić, z pewnością pomoże mu w tym bezustanna modlitwa do Świętego Ducha. To nic, że jakiś
Szatan będzie się z niego szyderczo śmiał. To nic, że jakiś Szatan będzie na niego pomstował. To nic, że jakiemuś Szatanowi może to się nie podobać, bo swoją modlitwą i niewzruszoną postawą
zjednoczenia z Duchem Świętym będzie przeszkadzał w jego planach szatańskich, albo nawet całej armii Szatanów. Duch Święty, jeśli Jemu w 100 procentach zaufamy, wie, co robi i dlaczego to robi.
Gdy będziemy w Jedności z Duchem Świętym, włos z głowy nam nie spadnie. I
będziemy niewzruszeni na piekielne moce Belzebuba, których skutkiem mogą być powtarzające się na okrągło te same działania, nawet przez kilka dekad. Bo Belzebub może być tym strąconym aniołem z
nieba, który przyszedł siać zamęt w duszy bogobojnego człowieka i łamać w nim nieśmiertelnego Ducha Prawdy, który pochodzi tylko bezpośrednio od samego
Boga.
Tylko w takiej modlitewnej atmosferze, wynikającej z obecności w nas Ducha Świętego, Którego łagodnymi tylko językami ognia, możemy zapalić inne serca, może nastąpić proces tak zwanego oczyszczenia, odnowienia i przeobrażenia z grzesznika w świętego. Stania się kimś „nowym”. Czego się boimy, że Bóg skroił dla nas nie na nasz rozmiar płaszcz? Że się pomylił, co do nas? Czego się wstydzimy, że jesteśmy tylko ludźmi? A właściwie wciąż dziećmi Bożymi, tego samego Ojca, Syna i Ducha Świętego w Trójcy Świętej Jedynego? Że jesteśmy od początków dziejów tą samą Jego Boską Rodziną? Wyrzeknijmy się pychy, lęku, małostkowości, wielomówności, osądzania, krytykanctwa, prowokacji do wywoływania negatywnych niepożądanych dla Miłości Bożej reakcji. Zaufajmy Bogu. Wtedy może nastąpić zjednoczenie dwóch serc w Jednym Duchu na stałe i zawsze, Ojca i Syna (uosobienie każdego człowieka), oraz Ducha Świętego. Ale wtedy już nie może być mowy o chwilowych przygodach i ewidentnym błądzeniu, jeśli prawdziwie, z rozmysłem podejmie ktoś decyzję przyjęcia Świętego Ducha, nie zachwieje się już nigdy, gdy od tej chwili cały Jemu się odda i zawierzy swoje życie, by nim rozporządzał, zawładnął i działał wszystko na chwałę Bożą.
Jeśli ktoś stanie się uległy Duchowi Świętemu, nie swojemu „ego”, wtedy jego życie stanie się proste, jak wyciągnięcie dłoni na powitanie, jak uśmiech do porannej rosy na rzęsie, jak ujrzenie Boga w naszym dotychczasowym wrogu, tak proste jak… wyrzeczenie się samego siebie. Nie ma nas, jest tylko Bóg, jest tylko jedna Prawda ta, która pochodzi od Boga. Innej prawdy nie ma i nie może być. Nie ma też innej miłości, oprócz Miłości Bożej. Nie ma. Wszystko, co poza Bogiem, jest krótkotrwałą iluzją. Bowiem Bóg oczekuje od nas tylko takiej postawy wyrzeczenia się samego siebie, w dosłownym znaczeniu. Zaufania Jego prowadzeniu i radowania się razem z Nim z tego, co dla nas dobrego przygotował, aby przez Niego w nas mogły wypełniać się obietnice Boże oraz realizował stwórczy Plan Boży. Bóg wciąż cierpliwie na nas takich czeka, by mógł pokazać światu to, co jest do pokazania, a ukryć, co jest do ukrycia. Aby nieskończenie w człowieku przez Ducha Świętego spełniało się wieczne Słowo Boże.
Zachętą do tego rodzaju rozmyślań, może znalezienia właściwej drogi w Duchu Świętym, niech będzie dla Państwa prezentowany tu rozdział książki, z tym fragmentem, który otworzył mi się dziś podczas szukania lektury dla mojego dziecka. Książka Aidena W. Tozera „Boży podbój” liczy 158 stron. Została wydana przez: Oficyna Wydawnicza „Vocatio”, Warszawa 1997. Składa się ze spisu treści (w tym stron): Wstęp 9, Przemowa 11. Oraz następujących rozdziałów: Odwieczne Trwanie 19, W słowie czy w mocy 35, Tajemnica powołania 51, Zwycięstwo poprzez klęskę 63, Zapomniany 77, Oświecenie Duchem 93, Duch jako moc 105, Duch Święty jako ogień 117, Dlaczego świat nie może przyjąć 135, Życie wypełnione Duchem 149.
Źródła: Biblioteka własna.
Aiden W. Tozer
„Boży podbój”ss.158,
„POCIESZYCIEL DUCH ŚWIĘTY”
(Ewangelia wg św. Jana 14,26)
ZAPOMNIANY ss.27-92.
Chrześcijańscy liberałowie popełnili tragiczny błąd nie doceniając bądź odrzucając bóstwo Chrystusa, a tym samym zostawili sobie jakiegoś Chrystusa – niedoskonałego, którego śmierć była tylko męczeństwem, a zmartwychwstanie mitem. Naśladujący wyłącznie Zbawiciela – dzieło człowieka, tak naprawdę żadnego Zbawiciela nie naśladują, a jedynie jakiś ideał, który nie może nic uczynić ponad wyśmianie ich słabości i grzechów. Jeżeli Syn Marii nie był Synem Boga, tak jak żaden człowiek nie mógłby być, to dla rasy ludzkiej nie ma jakiejkolwiek nadziei. Jeżeli Ten, który nazwał Siebie Światłością świata, był zaledwie tlącą się pochodnią, to ciemność spowijająca ziemię pozostanie tu na zawsze. Niektórzy pseudoprzywódcy chrześcijańscy wzruszą ramionami, lecz tym wzruszeniem ramion nie pozbędą się spoczywającej na nich odpowiedzialności za dusze będące pod ich opieką. Będą musieli zdać sprawę przed Bogiem za szkody wyrządzone tym wszystkim, którzy im zaufali, czyniąc ich swoimi duchowymi przywódcami.
Liberalni chrześcijanie popełnili karygodny czyn zapierając się bóstwa Chrystusa, lecz my, którzy szczycimy się prawowiernością, nie powinniśmy dopuścić, aby oburzenie przysłoniło nam własne braki. Z pewnością ich błąd nie jest dla nas okazją do składania sobie gratulacji, gdyż w ostatnich latach popełniliśmy równie poważną religijną pomyłkę, która może być przyrównana do ich błędu. Nasze niedociągnięcie (czy może powinniśmy nazwać to uczciwie grzechem?) polegała na zlekceważeniu doktryny o Duchu do t a k i e g o s t o p n i a, że właściwie odmówiliśmy Mu miejsca w Trójcy. Nie było to wynikiem otwartej wypowiedzi doktrynalnej, gdyż w kwestii naszych oświadczeń doktrynalnych mocno opieramy się na Biblii. Nasza teoria jest zdrowa, lecz dochodzi do załamania, gdy przechodzimy do praktyki.
Nie jest to jakaś drobna różnica. Praktyczną wartość każdej doktryny można wykazać analizując, czy znajduje odbicie w naszych myślach i czy zmienia nasze życie. Po zastosowaniu tego tekstu widać, że wyznawana przez Kościoły ewangeliczne doktryna o Duchu Świętym nie posiada w sobie żadnej praktycznej wartości. W większości Kościołów chrześcijańskich Duch pomijany jest prawie całkowicie. Nikt nie zwraca uwagi na to, czy Duch jest obecny, czy też Go nie ma. Jedynie doksologia i końcowe błogosławieństwo posiadają krótkie wzmianki dotyczące Osoby. Ignorujemy Go tak całkowicie, że właściwie tylko przez grzeczność można nas nazwać wyznawcami Trójcy. Chrześcijańska doktryna o Trójcy Świętej odważnie stwierdza równość Trzech Osób Boskich, jak i prawo Ducha Świętego do bycia czczonym i wielbionym. To jest trynitarianizm. Wszystko, co choćby w niewielkim stopniu zniekształca tę naukę, w tym samym stopniu przestaje być trynitarianizmem.
Zaniedbanie przez nas doktryny o błogosławionej Trójcy miało i ma poważne konsekwencje. Doktryna jest niczym dynamit. Doktryna zaś musi znaleźć ujście. Dzieje się to poprzez akcentowanie i uwydatnianie jej w sposób umożliwiający zdetonowanie umieszczonego w niej ładunku mocy.Jeżeli tego nie uczynimy, wtedy doktryna taka będzie spokojnie leżeć na uboczu naszego umysłu, pozostawiając niezmienione całe życie. Nauka o Duchu Świętym jest ukrytym dynamitem. Jego moc czeka na Kościół, aby ją odkrył i użył. Moc Ducha Świętego nie zostanie udzielona w wyniku jakiejś cichutkiej zgody na natchnioną prawdę o Nim. Duch Święty nie troszczy się o to, czy w naszych wyznaniach wiary lub na ostatniej stronie śpiewników piszemy o Nim. Duch Święty czeka na postawienie akcentu. Gdy wkroczy do myślenia nauczycieli, wówczas zaspokoi oczekiwania słuchaczy. Z chwilą, gdy Duch Święty przestanie być traktowany jak dodatek, a zacznie być fundamentem, wtedy Jego moc na nowo uwidoczni się pomiędzy ludźmi nazywającymi siebie chrześcijanami.
Myśli przeciętnego członka Kościoła o Duchu są tak niejasne, jakby w ogóle ich nie było. Jeżeli taki chrześcijanin zastanowi się przez chwilę, wówczas zapewne wyobrazi sobie Ducha, jako jakąś mglistą substancję, podobną do niewidzialnego obłoczka, obecną w kościele, a też unoszącą się nad dobrymi ludźmi w godzinie ich śmierci. Szczerze mówiąc, taki chrześcijanin nie wierzy nawet w te rzeczy, bardzo jednak chce w coś wierzyć. Nie czując się na siłach, by zbadać całą prawdę w świetle Pisma, idzie na kompromis i stara się usunąć wiarę w Ducha Świętego z centrum swojego życia, nie dopuszczając do jakichkolwiek praktycznych zmian w swojej osobie. Ten przykład opisuje myślenie zadziwiająco wielu szczerych ludzi, którzy z głębi serca pragną być chrześcijanami.
Jak więc powinniśmy myśleć o Duchu? Wyczerpująca odpowiedź na to pytanie może zająć wiele ksiąg. W najlepszym razie możemy wskazać na „namaszczenie od Świętego” i mieć jednocześnie nadzieję, że osobiste pragnienie czytelnika będzie wystarczającym bodźcem do poszukiwań i poznania Trzeciej Osoby Trójcy.
Uważnie czytając opisy przeżyć różnych chrześcijan na przestrzeni wieków doszedłem do wniosku, że bracia, którzy cieszyli się największą mocą Ducha, mieli o Nim najmniej do powiedzenie – zwłaszcza w postaci gotowej definicji. Święci opisani na kartach Biblii, a żyjący w mocy Ducha, nigdy nie starali się wyjaśnić, na czym takie życie polega. W czasach pobiblijnych wieluludzi było wypełnionych Duchem, tak, że On miał ich całkowicie w posiadaniu, jednak ograniczenia literackie powstrzymywały ich od podzielenia się z nami swoim doświadczeniem. Nie mieli daru samoanalizy, a ich życie wewnętrzne charakteryzowała niewypowiedziana prostota. Dla nich Duch był Osobą, którą kochali i z którą mieli taką samą społeczność, jak z Panem Jezusem. Ale jeśliby przyszło im zabrać glos na jakiejś metafizycznej dyspucie dotyczącej natury Ducha, byliby całkowicie zagubieni, chociaż nie mieli żadnych problemów w korzystaniu z mocy Ducha do świętego życia i owocnej służby.
I tak właśnie powinno być. Doświadczenie mocy Ducha w życiu osobistym jest rzeczą pierwszorzędną. Najważniejsze, abyśmy doświadczyli tej rzeczywistości w sposób jak najprostszy i najbardziej bezpośredni. Dziecko może jeść odżywki, nie wiedząc nic o chemii czy dietetyce. Chłopiec ze wsi może rozkoszować się miłością, nigdy nie słysząc o Zygmuncie Freudzie. Poznanie przez zawarcie znajomości jest zawsze lepsze od poznania przez przeczytanie opisu. Ten pierwszy rodzaj poznania ani nie zakłada, ani nie wymaga drugiego.
W religii, jeszcze bardziej niż w jakiejkolwiek dziedzinie ludzkiego doświadczenia, konieczne jest przeprowadzenie wyraźnego oddzielenia wiedzieć od znać. Różnica ta jest w istocie podobna do istniejącej między wiedzą o jedzeniu a jedzeniem. Człowiek może umrzeć z głodu wiedząc wszystko o chlebie, tak samo może pozostać duchowo martwy, znając przy tym wszystkie historyczne fakty dotyczące chrześcijaństwa. „A co jest życie wieczne, aby znali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga, oraz Tego, którego posłałeś, Jezusa Chrystusa.” Wystarczy, abyśmy zmienili jedno malutkie słówko w tym wersecie, a dostrzeżemy ogromną różnicę pomiędzy wiedzą a poznaniem. „A co jest życie wieczne, aby wiedzieli o Tobie, jedynym prawdziwym Bogu, oraz Tym, którego posłałeś, Jezusie Chrystusie.”Jedno małe słowo zamienia życie w śmierć, dlatego że wchodzi w sam korzeń wersetu i zmienia radykalnie jego teologię.
Mówiąc to wszystko, doceniamy znaczenie wiedzy. Jej wartość polega na pobudzaniu w nas pragnienia do rzeczywistego doświadczania tego, o czym wiemy. I w ten sposób poznanie dzięki opisowi może doprowadzić do poznania dzięki osobistemu spotkaniu. Muszę jednak powiedzieć, że nie zawsze tak jest. Dlatego też nie wyciągajmy wniosku, że skoro uczymy się o Duchu, to już Go poznaliśmy. Poznanie Ducha Świętego dzieje się tylko przez osobiste spotkanie z Nim samym.
Jak powinniśmy myśleć o Duchu? Bardzo dużo można się o Nim dowiedzieć studiując znaczenie słowa duch. Duch oznacza istnienie na poziomie ponad i poza poziomem materii; oznacza życie istniejące w inny sposób. Duch jest substancją, która nie ma ciężaru, objętości i nie można określić jej położenia. Te cechy należą do świata materii, lecz nie mają żadnego zastosowania wobec ducha. A jednak duch jest prawdziwym bytemi obiektywnie istnieje. Jeżeli trudno jest ci wyobrazić sobie, porzuć te próby. W najlepszym wypadku będą to tylko nieudolne wysiłki umysłu pochwycenia prawdy, będącej poza zasięgiem jego możliwości. Nie stanie się nic złego, jeśli będziemy myśleć o Duchu nadając mu znane nam formy materialne, a wszystko to z powodu naszych ograniczeń intelektualnych.
Jak powinniśmy myśleć o Duchu? Biblia i teologia chrześcijańska uczą nas zgodnie, że jest On Osobą obdarzoną każdą cechą przypisywaną istocie osobowej, a więc: emocjami, intelektem i wolą. Duch wie, Duch chce, Duch kocha, czuje sympatię, antypatię i współczucie. Duch myśli, widzi, słyszy, mówi i czyni wszystko, do czego zdolna jest każda osoba.
Duch Święty posiada jeszcze jedną cechę, która ma ogromne znaczenie dla każdego poszukującego serca: przenikliwość lub zdolność penetracji. Duch przenika materię, na przykład ludzkie ciało, przenika ludzki umysł, może przeniknąć innego ducha, na przykład ducha ludzkiego. Duch może całkowicie przeniknąć i połączyć się z duchem ludzkim. Duch może wtargnąć do ludzkiego serca i uczynić w nim miejsce dla siebie, bez wyrzucania czegokolwiek, co by należało do ludzkiej natury. Osobowość człowieka pozostanie niezmieniona. Jednak zło moralne będzie musiało się usunąć.
Stajemy tutaj przed metafizycznym problemem, którego ani nie można uniknąć, ani rozwiązać. W jaki sposób jedna osobowość może wejść w drugą? Szczera odpowiedź będzie po prostu brzmiała: nie wiemy. Ale można się postarać zrozumieć to dzięki prostemu porównaniu, zapożyczonemu od pisarza chrześcijańskiego tworzącego ponad kilkoma wiekami. Wkładamy kawałek żelaza do paleniska i rozpalamy węgiel. Na początku mam do czynienia z dwiema różnymi substancjami: żelazem i węglem. Wkładając żelazo do ognia osiągamy przenikanie żelaza przez ogień. Wkrótce po włożeniu ogień zaczyna przenikać żelazo, i jest już nie tylko żelazo w ogniu, ale i ogień w żelazie. Obydwie substancje są różne, lecz połączyły się tak ściśle i przeniknęły tak głęboko, że osiągnęły całkowite zespolenie.
W podobny sposób Duch Święty przenika naszego ducha. Przez cały czas doświadczania tego pozostajemy tą samą osobą. Nie dochodzi do naruszenia czy zmiany osobowości. Każdy pozostaje oddzieloną istotą, tak jak przedtem. Różnica jednak polega na tym, że Duch nas teraz przenika i wypełnia naszą osobowość, a dzięki temu doświadczamy jedności z Bogiem.
Jak powinniśmy myśleć o Duchu? Biblia oświadcza, że Duch jest Bogiem. Wszystkie atrybuty posiadane przez Boga przypisane są również Duchowi. Tym wszystkim, czym jest Bóg, jest również Duch Święty – uczy Biblia. Duch Boży stanowi jedność z Bogiem i jest równy Bogu, podobnie jak duch ludzki stanowi jedność z człowiekiem i jak duch ludzki stanowi jedność z człowiekiem i jest równy człowiekowi. Jest to prawda obecna w każdym miejscu Pisma, tak więc powstrzymamy się tutaj przed przytaczaniem poszczególnych wersetów. Nawet najbardziej przypadkowy czytelnik jest w stanie odkryć to sam.
Kościół formułujący zasady wiary odważnie zapisał swoją wiarę w Bóstwo Ducha Świętego. Wyznawanie Apostolskie daje świadectwo wiary w Ojca i Syna, i Ducha Świętego, nie czyniąc między nimi Trzema żadnej różnicy. Ojcowie Kościoła, którzy zostawili nam Nicejskie Wyznanie Wiary, w przepięknym fragmencie zaświadczyli o swojej wierze w Bóstwo Ducha:
Wierzę w Ducha Świętego,
Pana i Ożywiciela,
Który od Ojca i Syna pochodzi.
Który z Ojcem i Synem
Wspólnie odbiera uwielbienie i chwałę.
Konflikty z powodu arian, do jakich doszło w IV wieku, doprowadziły ojców Kościoła do przedstawienia swojej wiary z jeszcze większą jasnością. Pomiędzy ważnymi pismami tamtych czasów znajduje się credo Atanazego. Nie jest istotne, kto je zapisał. Powstało ono, jako prośba przekazywania nauczania Biblii o naturze Boga za pomocą możliwie niewielu słów. I rzeczywiście zostało ono zapisane z takim zrozumieniem i precyzją, jakich trudno by szukać w dziełach literatury światowej. Oto kilka fragmentów odnoszących się do Bóstwa Ducha Świętego.
Inna jest bowiem osoba Ojca, inna Syna, inna Ducha Świętego, lecz Ojca, Syna i Ducha Świętego jedno jest Bóstwo, równa chwała, współwieczny majestat.
I nic w tej Trójcy nie jest wcześniejsze lub późniejsze, nic większe lub mniejsze, lecz Trzy Osoby w całości są tak samo wieczne i zupełnie równe, tak iż we wszystkim – jak już wyżej wypowiedziano – trzeba czcić i jedność w Trójcy, i Trójcę w jedności.
Kościół w swoich świętych hymnach uznawał Bóstwo Ducha, a w swoich natchnionych pieśniach radośnie Mu się poddawał. Niektóre z naszych hymnów do Ducha tak nam spowszechniały, że gubimy ich prawdziwe znaczenie. Takim hymnem jest wzniosłe Holy Ghost, With Light Divene lub bardziej współczesny Breathe on Me, Breath of God, jak też wiele innych. Tak często były one śpiewane przez osoby, które osobiście nie doświadczyły ich treści, że dla większości zatraciły swoje znaczenie.
Frederick Faber w swoich utworach poetyckich zapisał hymn do Ducha Świętego, a ja zaliczyłbym go do najpiękniejszych spośród kiedykolwiek powstałych. O ile mi wiadomo, nie została ułożona do niego muzyka, a jeśli tak, to nie słyszałem, żeby był śpiewany w znanych mi Kościołach. Czy przyczyną tego milczenia jest fakt, że osobiste doświadczenie Ducha Świętego przez Fabera było tak głębokie, intymne i tak gorące, że w sercach dzisiejszych czcicieli Boga w Kościołach ewangelicznych podobnego doświadczenia nie można spotkać? Przytoczę kilka zwrotek:
Miłości Zdrój – Prawdziwy Bóg,
Co od wieczności dni
Z Ojca i Syna płynął sam –
Wśród niestworzonych dróg!
Przerażasz mnie – Miłości niepoczęta!
Prawdziwy Bóg! Jedyny Łaski Zdrój!
Upadam w proch widząc Twój święty tron,
W grzeszności mej przed Tobą korzę się.
Światłości i Miłości! Tyś jedyny Bóg!
Nie śmiem już dłużej patrzeć w Twoją twarz,
Na Twych przymiotów tak niezwykły cud,
Na tajemniczość Twoich wszelkich dróg.
Linijki te zawierają w sobie wszystko, co potrzebne, aby stać się wspaniałym hymnem: zdrową teologię, gładką strukturę, piękno liryczne, wysoką zwięzłość i głębię myśli, a też wielki ładunek podniosłych uczuć religijnych. A jednak są całkowicie zapomniane. Wierze, że z chwilą, gdy powróci do nas moc Ducha, otworzą się na nowo źródła pieśni dawno zapomnianych. Pieśni nigdy nie sprowadzą Ducha Świętego, ale Duch Święty niezmiennie sprowadza ze sobą pieśni.
Chrześcijańska doktryna o Duchu Świętym uczy, że jest On Bogiem przebywającym pomiędzy nami. Duch nie jest tylko posłańcem Bożym, ale sam jest Bogiem. Jest Bogiem, który ma społeczność ze Swoimi stworzeniami, sprawiając w nich zbawcze i odnawiające dzieło.
Osoby Trójcy Świętej nigdy nie działają osobno. Nie ośmielamy się też tak o nich myśleć, aby nie „rozdzielać Jedności”. Każdy czyn Boży dokonany jest przez wszystkie Trzy Osoby. Gdziekolwiek Bóg jest obecny w jednej Osobie, tam są obecne dwie pozostałe Osoby. Tam, gdzie jest Duch, tam są również Ojciec i Syn. „Przyjdziemy do Niego, i będziemy u niego przebywać.” Dla dokonania jakiegoś konkretnego dzieła jedna z Osób może być chwilowo bardziej widoczna od pozostałych, lecz nigdy nie działa w pojedynkę. Bóg, jeśli w ogóle jest obecny, przychodzi we wszystkich Osobach.
Na pełne szacunku pytanie: „Jaki jest Bóg?” właściwa odpowiedź zawsze będzie brzmiała: „Bóg jest jak Chrystus”. Gdyż Chrystus jest Bogiem i ten właśnie Człowiek, który chodził pomiędzy ludźmi w Palestynie, był Bogiem, który zachowywał się jak Bóg w sytuacjach, które przeznaczyło dla Niego Wcielenie. Na pytanie: „Jaki jest Duch?” zawsze jest jedna odpowiedź: „Duch jest jak Chrystus”, ponieważ Duch jest bytem i Ojca, i Syna. Uczucia, które mamy względem Chrystusa i naszego niebiańskiego Ojca, powinniśmy również odczuwać względem Ducha, który od Ojca i Syna pochodzi.
Duch Święty jest Duchem życia, światła i miłości. W Swojej nieogarnionej naturze jest bezgranicznym morzem ognia, płynącym i nieustannie się poruszającym, a w każdym Jego poruszeniu dokonują się odwieczne Boże zamiary. Wobec natury Duch wykonuje osobne działo, wobec świata jeszcze inne, i wobec Kościoła też inne. Każdy Jego czyn jest zgodny z wolą Trójjedynego Boga. Duch nie działa pod wpływem impulsu lub nieprzemyślanej decyzji. Skoro jest Duchem Ojca, to żywi te same Ojcowskie uczucia wobec Swojego ludu. Dlatego nie powinniśmy czuć się obco znajdując się w jego obecności. Duch będzie zawsze działał jak Jezus: wobec grzeszników będzie przepełniony współczuciem, wobec świętych będzie okazywał gorącą miłość, wobec ludzkiego cierpienia okaże najczulej współczucie i najcieplejsze uczucia.
Nadszedł czas naszego opamiętania, gdyż zgrzeszyliśmy wiele i ciężko przeciwko błogosławionej Trzeciej Osobie. Gorzko i wrogo traktowaliśmy Go w domu Jego przyjaciół.Ukrzyżowaliśmy Go we własnej świątyni, podobnie jak Żydzi ukrzyżowali Odwiecznego Syna na wzgórzu Jerozolimy. Gwoździe, jakich użyliśmy, nie były z żelaza, lecz z materiału doskonałego i cennego, z którego zbudowane jest ludzkie życie. Z naszych serc wyjęliśmy przetopiony metal woli, uczuć i myśli, i z nich ukuliśmy gwoździe podejrzliwości, buntu i nieposzanowania. Nasze niegodne myśli o Jego Osobie i nieprzyjazne postawy wobec Niego przez niezliczone dni sprawiały Mu smutek i tłumiły Jego ogień. Zmiana tych czynów i postaw będzie jedynym prawdziwym, możliwym do zaakceptowania nawróceniem. Nawet tysiące lat wyrzutów sumienia z powodu złych uczynków nie spodoba się Bogu tak bardzo, jak zmiana naszego zachowania i przemienione życie. „Niechaj bezbożny porzuci swą drogę i człowiek nieprawy swoje knowania. Niech się nawróci do Pana, a ten się nad nim zmiłuje, i do Boga naszego, gdyż hojny jest w przebaczaniu.”
Najlepiej odpokutujemy nasze zaniedbania, jeśli zaczniemy szanować Ducha Świętego. Zacznijmy myśleć o Nim jak o kimś, kogo należy czcić i komu należy być posłusznym. Odtwórzmy na oścież wszystkie drzwi i zaprośmy Go. Poddajmy mu każde pomieszczenie świątyni naszego serca I nakłaniajmy Go, aby wszedł i przejął władzę, jako Pan i Mistrz w swym własnym domu. Nie zapominajmy, że słodkie Imię Jezusa ma niezmienną moc przyciągania Jego Obecności, tak jak pszczoły są pociągane zapachem koniczyny. Tam, gdzie szanuje się Chrystusa, tam Duch z pewnością będzie się czuł witany z radością. Tam, gdzie Chrystus jest uwielbiany, tam Duch będzie nieskrępowany, tam będzie Mu się podobało i będzie się czuł jak w domu.
Aiden W. TOZER (1897-1963) był autorem książek i artykułów oraz kaznodzieją żyjącym i pracującym w Stanach Zjednoczonych. Jego publikacje wywierały i wywierają nadal wielki wpływ na chrześcijan szukających głębokości życia duchowego. Słowa A. W. Tozera są często twarde i trudne do przyjęcia, ale tak właśnie widział i przekazywał ten mąż Boży zagrożenie wkradające się do życia chrześcijańskiego. Piętnował sekularyzację i przykładanie większej wagi do sfery intelektualno-doktrynalnej niż duchowej. Zdecydowanie i z mocą nawoływał do prawdziwej pobożności. Choć zmarł ponad trzydzieści lat temu, to jego ostrzeżenie jest, niestety, nadal aktualne. Dlatego z radością i nadzieją przekazujemy książki jego autorstwa, mając nadzieję, że staną się one pomocne w duchowej odnowie i umocnieniu wiary. Źródła: Oficyna Wydawnicza „Vocatio”, Warszawa 1997. ISBN 83-7146-083-X
„CZŁOWIEK NIE MOŻE OTRZYMAĆ NICZEGO, CO BY MU NIE BYŁO DANE Z NIEBA”
(Ewangelia wg św. Jana 3,27)
UA-46283632-1