Krótkie opowiadania dla ducha - Bruno
Ferrero
FATHER FORGETS
Posłuchaj synu: mówię to, gdy śpisz, z rączką pod
policzkami
i z blond włoskami rozsypanymi na czole.
Sam wszedłem do twojego pokoju. Przed kilku minutami,
gdy usiadłem w bibliotece,
by poczytać, ogarnęła mnie fala wyrzutów i pełen winy
zbliżam się do twego łóżka.
Myślałem o swoim postępowaniu: dręczyłem ciebie,
robiłem ci wymówki,
gdy przygotowywałeś się, aby wyjść do szkoły, gdyż
zamiast umyć się wczoraj,
jedynie otarłeś sobie twarz ręcznikiem i zapomniałeś
wyczyścić sobie buty.
Zwymyślałem cię, gdy zrzuciłeś coś na podłogę.
W czasie śniadania też wytykałem ci twoje uchybienia,
że spadło ci coś na serwetkę,
że przełykałeś chleb niczym zagłodzony zwierzak, że
oparłeś się łokciami o stół,
że zbyt grubo posmarowałeś masłem chleb.
Gdy bawiłeś, ja przygotowywałem się do wyjścia na
pociąg.
Oderwałeś się od zabawy, pokiwałeś mi rączką i
zawołałeś:
Cześć tatulku! A ja zmarszczyłem brwi i powiedziałem:
Trzymaj się prosto.
Wszystko zaczęło się na nowo późnym popołudniem.
Gdy przyszedłem z pracy, bawiłeś się klęcząc na
ziemi.
Zobaczyłem wtedy dziury w twych skarpetkach.
Upokorzyłem cię przed kolegami , wysyłając cię do
domu.
Skarpety kosztują, mówiłem, gdybyś musiał je kupić je
sam,
obchodziłbyś się z nimi bardziej ostrożnie.
Przypominasz sobie, jak wszedłeś nieśmiało do
salonu,
ze spuszczonymi oczami, drżąc cały po przeżytym
upokorzeniu ?
Gdy uniosłem oczy znad gazet, zniecierpliwiony twym
wtargnięciem,
z wahaniem zatrzymałeś się przy drzwiach.
Czego chcesz? - zapytałem ostro.
Ty nic nie powiedziałeś, podbiegłeś do mnie,
zarzuciłeś mi ręce na szyję i ucałowałeś mnie,
a twoje rączki uścisnęły mnie z miłością, którą Bóg
złożył w twoim sercu,
a która - choćby i nie odwzajemniona - nigdy nie
więdnie.
Potem poszedłeś do swego pokoju, drepcząc wolno po
schodach.
Otóż synu, zaraz potem, gdy z ręki wysunęła mi się
gazeta,
ogarnął mnie wielki lęk.
Co się ze mną dzieje?
Przyzwyczajam się do wynajdowania win, do robienia
wymówek.
Czy to ma być nagroda za to,
że nie jesteś osoba dorosłą, że jesteś tylko dzieckiem
?
Dzisiejszej nocy tylko tyle.
Przyszedłem tu, do twojego łóżka i uklęknąłem pełen
wstydu.
Wiem, że to jest nędzne wynagrodzenie ,
że nie zrozumiałbyś tych spraw, gdybym ci o nich
powiedział, gdy się obudzisz.
Ale jutro będę dla ciebie prawdziwym tatusiem.
Będę ci towarzyszył w twoich zajęciach i zabawach
,
będę czuł się niedobrze, gdy tobie będzie źle
i śmiać się będę, gdy ty będziesz się śmiał.
Ugryzę się w język, gdy do ust cisnąć mi się będą słowa
zniecierpliwienia.
Będę ciągle powtarzał sobie:
" On jest jeszcze dzieckiem, małym chłopczykiem!
".
Boję się naprawdę, że dotąd traktowałem cię jak osobę
dorosłą .
Tymczasem, gdy teraz widzę cię, synu,
skulonego w łóżeczku, rozumiem że jesteś jeszcze
dzieckiem.
Wczoraj twoja główka spoczywała bezbronnie na ramieniu
mamusi.
Zawsze wymagałem od ciebie zbyt wiele
Wymagamy zawsze zbyt wiele...od
innych
KRĄG RADOŚCI
Któregoś ranka, a było to nie tak dawno temu,
pewien rolnik stanął przed klasztorną bramą i
energicznie zastukał.
Kiedy brat furtian otworzył ciężkie dębowe drzwi,
chłop z uśmiechem pokazał mu kiść dorodnych
winogron.
- Bracie furtianie, czy wiesz komu chcę podarować tę
kiść winogron,
najpiękniejszą z całej mojej winnicy? - zapytał.
- Na pewno opatowi lub któremuś z ojców
zakonnych.
- Nie. Tobie!
- Mnie? Furtian aż się zarumienił z radości. - Naprawdę
chcesz mi ją dać?
- Tak, ponieważ zawsze byłeś dla mnie dobry,
uprzejmy i pomagałeś mi, kiedy cię o to prosiłem.
Chciałbym, żeby ta kiść winogron sprawiła ci trochę
radości.
Niekłamane szczęście, bijące z oblicza furtiana,
sprawiło przyjemność także rolnikowi.
Brat furtian ostrożnie wziął winogrona i podziwiał je
przez cały ranek.
Rzeczywiście, była to cudowna, wspaniała kiść.
W pewnej chwili przyszedł mu do głowy pomysł:
- A może by tak zanieść te winogrona opatowi, aby i
jemu dać trochę radości?
Wziął kiść i zaniósł ją opatowi.
Opat był uszczęśliwiony.
Ale przypomniał sobie, że w klasztorze jest stary,
chory zakonnik i pomyślał:
- Zaniosę mu te winogrona, może poczuje się trochę
lepiej.
Tak kiść winogron znowu odbyła małą wędrówkę.
Jednak nie pozostała długo w celi chorego brata,
który posłał ją bratu kucharzowi pocącemu się cały
dzień przy garnkach.
Ten zaś podarował winogrona bratu zakrystianowi (aby i
jemu sprawić trochę radości),
który z kolei zaniósł je najmłodszemu bratu w
klasztorze,
a ten ofiarował je komuś innemu,
a ten inny jeszcze komuś innemu.
Wreszcie wędrując od zakonnika do zakonnika,
kiść winogron powróciła do furtiana (aby dać mu trochę
radości)
Tak zamknął się ten krąg.
Krąg radości.
Nie czekaj, aż rozpocznie kto inny.
To do ciebie dzisiaj należy zainicjowanie kręgu
radości.
Często wystarczy mała, malutka iskierka, by wysadzić w
powietrze ogromny ciężar.
Wystarczy iskierka dobroci, a świat zacznie się
zmieniać.
Miłość to jedyny skarb, który rozmnaża się poprzez
dzielenie:
to jedyny dar rosnący tym bardziej, im więcej się z
niego czerpie.
To jedyne przedsięwzięcie, w którym tym więcej się
zarabia,
im więcej się wydaje; podaruj ją, rzuć daleko od
siebie,
rozprosz ją na cztery wiatry, opróżnij z niej
kieszenie,
wysyp ją z koszyka, a nazajutrz będziesz miał jej
więcej niż dotychczas.
LAZUROWA GROTA
Był człowiekiem biednym i prostym.
Wieczorem po dniu ciężkiej pracy, wracał do domu
zmęczony i w złym humorze.
Patrzył z zazdrością na ludzi, jadących
samochodami
i na siedzących przy stolikach w kawiarniach.
- Ci to mają dobrze - zrzędził, stojąc w tramwaju w
okropnym tłoku.
- Nie wiedzą, co to znaczy zamartwiać się...
Mają tylko róże i kwiaty. Gdyby musieli nieść mój
krzyż!
Bóg z wielką cierpliwością wysłuchiwał narzekań
mężczyzny.
Pewnego dnia czekał na niego u drzwi domu.
- Ach to Ty, Boże - powiedział człowiek, gdy Go
zobaczył.
- Nie staraj się mnie udobruchać.
Wiesz dobrze, jak ciężki krzyż złożyłeś na moje
ramiona.
Człowiek był jeszcze bardziej zagniewany niż
zazwyczaj.
Bóg uśmiechnął się do niego dobrotliwie.
- Chodź ze Mną. Umożliwię ci dokonanie innego wyboru -
powiedział.
Człowiek znalazł się nagle w ogromnej lazurowej
grocie.
Pełno było w niej krzyży: małych, dużych, wysadzanych
drogimi kamieniami,
gładkich, pokrzywionych.
- To są ludzkie krzyże - powiedział Bóg. - Wybierz
sobie jaki chcesz.
Człowiek rzucił swój własny krzyż w kąt i zacierając
ręce zaczął wybierać.
Spróbował wziąć krzyż leciutki, był on jednak długi i
niewygodny.
Założył sobie na szyję krzyż biskupi,
ale był on niewiarygodnie ciężki z powodu
odpowiedzialności i poświęcenia.
Inny, gładki i pozornie ładny, gdy tylko znalazł się na
ramionach mężczyzny,
zaczął go kłuć, jakby pełen był gwoździ.
Złapał jakiś błyszczący srebrny krzyż, ale
poczuł,
że ogarnia go straszne osamotnienie i
opuszczenie.
Odłożył go więc natychmiast. Próbował wiele razy,
ale każdy krzyż stwarzał jakąś niedogodność.
Wreszcie w ciemnym kącie znalazł mały krzyż, trochę już
zniszczony używaniem.
Nie był ani zbyt ciężki ani zbyt niewygodny.
Wydawał się zrobiony specjalnie dla niego.
Człowiek wziął go na ramiona z tryumfalną miną.
- Wezmę ten! - zawołał i wyszedł z groty.
Bóg spojrzał na niego z czułością.
W tym momencie człowiek zdał sobie sprawę,
że wziął właśnie swój stary krzyż ten, który wyrzucił,
wchodząc do groty.
"Jak noc nad ranem, tak życie staje się
coraz jaśniejsze
w miarę, jak przeżywamy
a przyczyna każdej rzeczy wreszcie się
wyjaśnia" (Richter).
KRÓLEWSKI BŁAZEN
Pewien Król miał swego nadwornego błazna,
który umilał mu dni swoimi powiedzonkami i
żartami.
Któregoś dnia król powierzył błaznowi swe berło,
mówiąc:
- Zatrzymaj je do czasu, aż znajdziesz kogoś głupszego
od siebie.
Wtedy będziesz mógł mu je podarować.
Kilka lat później król poważnie zachorował.
Czując zbliżającą się śmierć, przywołał błazna,
do którego w gruncie rzeczy był bardzo przywiązany i
powiedział:
- Wyruszam w długą podróż.
- Kiedy wrócisz? Za miesiąc?
- Nie - odparł król. - Nie powrócę już nigdy.
- A jakie przygotowania poczyniłeś przed tą wyprawą? -
zapytał błazen.
- Żadnych - brzmiała smutna odpowiedź.
- Wyjeżdżasz na zawsze - powiedział błazen - i wcale
się do tego nie przygotowałeś?
Proszę, weź to berło.
Znalazłem wreszcie głupszego ode mnie!
Jest bardzo wielu ludzi, którzy nie
przygotowują się do tej "wielkiej podróży",
która czeka każdego z nas.
Dlatego ten moment wiąże się dla nich z wielką
trwogą.
"Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny", mówi
Jezus (Mt 25, 13).
Czy naprawdę przygotowujesz się do
tego?
Bruno Ferrero "40 opowiadań na pustyni"
PRZYGODA NA PUSTYNI
Pewien człowiek zabłądził na pustyni
i od dwóch dni wędrował wśród nie kończących się,
rozgrzanych słońcem piachów. Był już u kresu sił.
Niespodziewanie ujrzał przed sobą sprzedawcę
krawatów.
Nie miał on przy sobie nic innego - jedynie mnóstwo
krawatów.
I natychmiast próbował sprzedać jeden z nich
człowiekowi umierającemu z pragnienia.
Wyczerpanemu i spragnionemu wędrowcy handlarz wydał się
szalony:
Czyż ktoś przy zdrowych zmysłach
próbowałby sprzedać krawat człowiekowi łaknącemu
jedynie wody?
Sprzedawca wzruszył obojętnie ramionami i ruszył w
dalszą drogę.
Przed zapadnięciem zmroku znużony wędrowiec,
już z wielkim trudem poruszający zbolałymi nogami,
uniósł głowę i osłupiał:
znajdował się przed elegancką restauracją,
obok której stał szereg samochodów!
Budynek był okazały, a dookoła niego rozciągała się
pustynia.
Z trudem dowlókł się do drzwi restauracji i prawie
mdlejąc z pragnienia wyszeptał:
- Litości, wody!
- Przykro mi, proszę pana,
- rzekł ze współczuciem uprzejmy szwajcar
- nie przyjmujemy gości bez krawatów.
Są osoby przemierzające pustynię swego
życia
z ogromnym pragnieniem przyjemnych doznań.
Za głupców uważają tych, którzy chcą ich zapoznać z
Ewangelią.
Jest to posłanie zbyt zaskakujące dla ich
pustyni!
Lecz kiedy zapragną wejść do "Hotelu Pana", zostanie im
powiedziane:
"Przykro mi, tutaj nie można wstąpić bez odnowionego
serca".
Bruno Ferrero "40 opowiadań na pustyni"
SUKCES
Na pokładzie pewnego statku płynącego do Stanów
Zjednoczonych
wracał pewien misjonarz,
który spędził wiele lat w Chinach oraz znany
śpiewak,
który był tam tylko dwa tygodnie.
Kiedy dopłynęli do Nowego Jorku,
misjonarz ujrzał wielki tłum wielbicieli oczekujących
powrotu śpiewaka.
- Panie, nie pojmuję tego - mruknął rozgoryczony
nieco.
- Poświęciłem Chinom czterdzieści dwa lata mojego
życia,
a on tam był tylko przez dwa tygodnie
i jego witają serdecznie w domu tysiące ludzi,
a na mnie nie czeka absolutnie nikt.
Pan odpowiedział:
- Synu, skąd ta gorycz?
Przecież nie jesteś jeszcze w domu.
Któregoś dnia turysta odwiedził słynnego
rabina.
Zadziwił go niesłychanie widok domu rabina,
wszystkie pokoje wypełniały jedynie książki,
zaś całe umeblowanie stanowił stół i krzesło.
- Rabbi, gdzie są twoje meble? - spytał turysta.
- A gdzie są twoje? - zareplikował rabin.
- Moje? Ależ ja jestem tutaj jedynie przejazdem!
- Ja także - odparł rabin.
Bruno Ferrero "Ważna róża"
NAJPIĘKNIEJSZY ZE WSZYSTKICH
DARÓW
Każdego poranka bogaty i wszechpotężny król Bengodi
odbierał hołdy swoich poddanych.
W swoim życiu zdobył już wszystko to, co można było
zdobyć
i zaczął się trochę nudzić.
Pośród różnych poddanych zjawiających się codziennie na
dworze,
każdego dnia pojawiał się również punktualnie pewien
cichy żebrak.
Przynosił on królowi jabłko, a potem oddalał się równie
cicho jak wchodził.
Król, który przyzwyczajony był do otrzymywania
wspaniałych darów,
przyjmował dar z odrobiną ironii i pobłażania, a gdy
tylko żebrak się odwracał,
drwił sobie z niego, a wraz z nim cały dwór.
Jednak żebrak tym się nie zrażał.
Powracał każdego dnia, by przekazać królewskim dłoniom
kolejny dar.
Król przyjmował go rutynowo
i odkładał jabłko natychmiast do przygotowanego na tę
okazję koszyka
znajdującego się blisko tronu.
Były w nim wszystkie jabłka cierpliwie i pokornie
przekazywane przez żebraka.
Kosz był już prawie całkiem pełen.
Pewnego dnia ulubiona królewska małpa wzięła jedno
jabłko i ugryzła je,
po czym plując nim, rzuciła pod nogi króla.
Monarcha oniemiał z wrażenia, gdy dostrzegł wewnątrz
jabłka migocącą perłę.
Rozkazał natychmiast, aby otworzono wszystkie owoce z
koszyka.
W każdym z nich, znajdowała się taka sama perła.
Zdumiony król kazał zaraz przywołać do siebie żebraka i
zaczął go przepytywać.
"Przynosiłem ci te dary, panie -
odpowiedział człowiek - abyś mógł zrozumieć,
że życie obdarza cię każdego dnia niezwykłym
prezentem,
którego ty nawet nie dostrzegasz i wyrzucasz do
kosza.
Wszystko dlatego, że jesteś otoczony nadmierną ilością
bogactw.
Najpiękniejszym ze wszystkich darów jest każdy
rozpoczynający się dzień"
Bruno Ferrero "Kółka na wodzie"
KARAWANA NA PUSTYNI
Podróżował po pustyni pewien potężny monarcha,
a w ślad za nim postępowała długa karawana
przewożąca należące do niego niezliczone skrzynie złota
i drogocennych kamieni.
Podczas drogi jeden z wielbłądów oślepiony rozżarzonym
piskiem
runął z westchnieniem na kolana i więcej się już nie
podniósł.
Skrzynie, które dźwigał zsunęły się z jego boków na
ziemię roztrzaskując się
a perły i drogocenne kamienie zmieszały się z
piaskiem.
Król nie zatrzymał pochodu, bowiem nie miał już więcej
skrzyń
a wszystkie wielbłądy były i tak przeciążone.
Z gestem wyrażającym tyleż żalu, co i
wielkoduszności,
zezwolił swym paziom i giermkom pozbierać te cenne
kamienie, które zdołają odszukać.
Podczas, gdy poszukiwali chciwie łupu i przetrząsali
mozolnie piach,
król kontynuował swą podróż po pustyni.
Spostrzegł jednak, że ktoś postępuje nieustannie jego
śladem.
Odwrócił się i zobaczył, że biegnie za nim spocony i
zdyszany jeden z jego paziów.
- A ty - zapytał go monarcha - nie zatrzymałeś się, by
pozbierać bogactwa?
Młodzieniec odpowiedział mu z radością i dumą:
- Ja idę za moim królem!!!
A może i ty pozostajesz gdzieś na
pustyni?
Idź za Twoim Królem, bo w przeciwnym razie zostaniesz
sam na pustyni
- a wtedy bogactwa nic nie będą
znaczyć!
Bruno Ferrero "Czy jest tam ktoś?"
LIST MIŁOSNY
Pewna księżniczka dostała na urodziny od swego
narzeczonego ciężką,
choć niezbyt dużą paczkę, o dziwnym okrągłym
kształcie.
Zaciekawiona rozpakowała szybciutko i znalazła w
środku... kulę armatnią.
Rozczarowana, ze złością rzuciła ją na podłogę.
Wtedy pękła zewnętrzna czarna powłoka
i ukazała się mniejsza kula w pięknym srebrzystym
kolorze.
Księżniczka podbiegła i ujęła ją w dłonie.
Obracając ją, przypadkowo przycisnęła lekko w pewnym
punkcie jej powierzchnię.
I oto srebrna otoczka otworzyła się, odsłaniając
wspaniałą złotą szkatułkę.
Teraz księżniczka łatwo otworzyła złote
pudełeczko,
w środku którego na miękkiej czarnej materii spoczywał
cudowny pierścionek,
połyskujący brylancikami tworzącymi dwa słowa:
KOCHAM CIĘ.
Wielu ludzi myśli: Pismo święte to nie dla
mnie.
Jest zbyt trudne, nie potrafiłbym nic zrozumieć.
Lecz jeśli ktoś zdobędzie się na wysiłek zdarcia
pierwszej "warstwy"
poprzez skupienie i modlitwę,
za każdym razem odkryje nowe i zaskakujące
wspaniałości.
A przede wszystkim zostanie bezgranicznie zadziwiony
jednoznacznością
biblijnego boskiego posłania: BÓG CIĘ
KOCHA.
Bruno Ferrero "Czterdzieści opowiadań na pustyni"
DOBRY POWÓD
"Czy przypadkiem nie zostawiłam u pana
parasolki?"
- zapytała mnie kobieta mieszkająca w
sąsiedztwie.
Kilka dni wcześniej złożyła mi ona krótką wizytę.
"Owszem" - odparłem.
Podziękowała mi serdecznie, a potem z uśmiechem
dodała:
"Pan to przynajmniej jest uczciwy! Pytałam już chyba
tuzin osób,
czy zostawiłam u nich tę parasolkę i każdy odpowiadał,
że nie!"
Pewien żółw żył sobie spokojnie na
wsi.
Któregoś dnia kuzynka mieszkająca w mieście zaprosiła
go do siebie.
Ponieważ żółw bardzo pragnął zobaczyć trochę świata,
przyjął zaproszenie.
Odległość nie była duża - wynosiła nie więcej niż
kilometr,
lecz dla żółwia stanowiło to prawdziwą wyprawę.
Łudził się jednak, że dotrze w miarę prędko i dopiero
rankiem wyruszył w drogę.
"Idąc pewnym i niezmiennym krokiem - myślał
- dojdę na miejsce na pewno jeszcze przed
południem.
A więc w samą porę, by zasiąść do stołu".
Wyruszył podśpiewując... Szedł, szedł i szedł...
Do południa żółw przebył zaledwie kilkaset
metrów.
Gdy usłyszał dzwon bijący godzinę dwunastą, mruknął ze
złością:
"Co to za głupi dzwon!
Nie minęła jeszcze godzina od czasu, gdy wyszedłem z
domu,
a ten już wydzwania południe.
Ten zegar na pewno jest zepsuty".
Szedł, szedł...
Słońce już skryło się za horyzontem,
a na niebie zabłysły gwiazdy, lecz żółw nie przebył
jeszcze nawet połowy drogi.
Zdenerwowany jak nigdy dotąd zaczął pomstować:
"Świat nie jest już taki jak kiedyś!
Słońce zachodzi szybciej, gwiazdy pojawiają się za
wcześnie.
Zegary wciąż się psują.
A dni są krótsze niż te przepisowe dwadzieścia cztery
godziny!"
I tak złorzecząc pod nosem, podjął dalszą
wędrówkę,
nieustannie przeklinając drogę,
która wydawała mu się kręta i zbyt gęsto porośnięta
krzewami.
Zawsze znajdzie się dobry powód, aby źle myśleć o
innych.
Bruno Ferrero "Ważna róża"
MŁODZI
Pewien młody człowiek, uczestniczący w biegu przez
pustynię,
zagubił się pomiędzy niezliczonymi wydmami i
skałami.
Nie mógł odnaleźć właściwego kierunku.
Jednak nie upadł na duchu, lecz z odwagą podjął
wędrówkę.
Po kilku godzinach błądzenia słońce i upał zaczęły mu
dokuczać.
Siły go opuściły.
Osłabiony wsparł się na skałach obok skrzyżowania
trzech szlaków,
które znikały w oddali. "Wody!" zaczął szeptać
ochryple.
Przejeżdżał tam znany ze swych doświadczeń
lekarz.
Zmierzył chłopca wzrokiem i powiedział:
"Młodzieńcze pamiętaj,
że twój organizm potrzebuje dziennie przynajmniej dwóch
litrów wody.
Najważniejsza jest woda, a nie jakieś świństwa, które
wy pijecie".
Przejeżdżał naukowiec, który przystanął
i z satysfakcją wyjaśnił właściwości H2O oraz
cud,
dzięki któremu atomy łącząc się z sobą tworzą trzeci,
bardzo użyteczny element.
Jedną ze ścieżek przejeżdżał ksiądz i powiedział
chłopcu kazanie.
Wyjaśnił mu, że jego pragnienie wody jest całkiem
słuszne
i zrozumiałe oraz zaproponował,
by w oparciu o to doświadczenie pomyślał również o
pragnieniu wyższych rzeczy.
Przejeżdżał również pijak, który pokazał butelkę wódki
i kpiąco powiedział,
że to coś bardziej wartościowego od wody.
Wszyscy przejechali i oddalili się w swych
pojazdach,
wznosząc w powietrze tumany kurzu.
Młodzieniec pozostał na swoim miejscu, na
rozdrożu,
leżąc na piasku i prosząc coraz cichszym głosem:
"Wody!".
Drogi Ameryki Południowej przerywają pryzmy
kamieni, zwane "ceferinos".
Na każdej z tych pryzm znajduje się butelka z
wodą.
Butelki z wodą zostawiają kierowcy ciężarówek, na
pamiątkę pewnej historii.
Niegdyś na jednej z tych równin zbłądziła matka z
maleńkim dzieckiem.
Dziecko umierało z pragnienia, więc matka nakarmiła go
własną krwią.
Znalazł ich kierowca ciężarówki. Uratował dziecko,
matka już nie żyła.
Czy jest ktoś, kto buduje "ceferinos" na drogach
młodzieży naszych czasów?
Bruno Ferrero "Tajemnica czerwonych rybek"
SĄD OSTATECZNY
Po wypełnieniu prostego i pogodnego życia zmarła pewna
kobieta
i znalazła się natychmiast w długiej i uporządkowanej
procesji osób,
które przesuwały się powoli w stronę Najwyższego
Sędziego.
Przesunąwszy się do połowy kolejki coraz bardziej
przysłuchiwała się słowom Boga.
Słyszała jak Bóg mówił do kogoś:
-Ty, co pomogłeś, kiedy miałem wypadek na drodze i
zawiozłeś mnie do szpitala,
wstąp do mojego Raju.
Potem mówił do kogoś innego:
-Ty, co bez żadnego zysku pożyczyłeś wdowie
pieniądze,
wstąp, aby otrzymać wieczną nagrodę.
A potem znów:
-Ty, który wykonywałeś bezpłatnie bardzo skomplikowane
operacje chirurgiczne,
pomagając mi przynosić wielu ludziom nadzieję, wstąp do
mego Królestwa.
I tak dalej.
Uboga kobieta przeraziła się bardzo,
bowiem - choć wysilała się jak tylko mogła
- nie była w stanie przypomnieć sobie żadnego
szczególnego dokonania
czy czynu w swoim życiu.
Przepuściła nawet kolejkę, by mieć więcej czasu na
penetrowanie swojej pamięci,
ale nie wymyśliła niczego ważnego.
Pewien uśmiechnięty ale stanowczy anioł
nie pozwolił jej ponownie przepuścić długiej
kolejki.
Z bijącym sercem i z wielkim strachem dotarła przed
oblicze Boga.
Ogarnął ją natychmiast swoim uśmiechem.
-Ty, która prasowałaś wszystkie moje koszule... Dziel
się moją Radością!
Czasem jest nam bardzo trudno wyobrazić
sobie
rzeczy nadzwyczajne w sposób
zwyczajny.
Bruno Ferrero
JAK BÓG STWORZYŁ MAMĘ
Dobry Bóg zdecydował, że stworzy... MATKĘ.
Męczył się z tym już od sześciu dni, kiedy pojawił się
przed Nim anioł i zapytał:
- To na nią tracisz tak dużo czasu, tak?
Bóg rzekł:
- Owszem, ale czy przeczytałeś dokładnie to
zarządzenie?
Posłuchaj, ona musi nadawać się do mycia prania,
lecz nie może być z plastiku... powinna składać się ze
stu osiemdziesięciu części,
z których każda musi być wymienialna...
żywić się kawą i resztkami jedzenia z poprzedniego
dnia...
umieć pocałować w taki sposób, by wyleczyć wszystko
-
od bolącej skaleczonej nogi aż po złamane
serce...
no i musi mieć do pracy sześć par rąk.
Anioł z niedowierzaniem potrząsnął głową:
- Sześć par?
- Tak! Ale cała trudność nic polega na rykach
- rzekł dobry Bóg.
Najbardziej skomplikowane są trzy pary oczu, które musi
posiadać mama.
- Tak dużo?
Bóg przytaknął:
-Jedna para, by widzieć wszystko przez zamknięte
drzwi,
zamiast pytać: "Dzieci, co tam wyprawiacie?".
Druga para ma być umieszczona z tyłu głowy,
aby mogła widzieć to, czego nie powinna oglądać,
ale o czym koniecznie musi wiedzieć. I jeszcze jedna
para,
żeby po kryjomu przesłać spojrzenie synowi,
który wpadł w tarapaty: "Rozumiem to i kocham
cię".
- Panie - rzekł anioł, kładąc Boga rękę na ramieniu -
połóż się spać.
Jutro te jest dzień
- Nie mogę odparł Bóg a zresztą już prawie
skończyłem.
Udało mi się osiągnąć to, że sama zdrowieje, jeśli jest
chora,
że potrafi przygotować sobotnio-niedzielny obiad
na sześć osób z pół kilograma mielonego misa
oraz jest w stanie utrzyma pod prysznicem
dziewięcioletniego chłopca.
Anioł powoli obszedł ze wszystkich stron model
matki,
przyglądając mu się uważnie, a potem westchnął:
- Jest zbyt delikatna.
- Ale za to jaka odporna! - rzekł z zapałem Pan.
- Zupełnie nie masz pojęcia o tym,
co potrafi osiągnąć lub wytrzymać taka jedna
mama.
- Czy umie myśleć?
- Nie tylko. Potrafi także zrobić najlepszy użytek z
szarych komórek
oraz dochodzić do kompromisów.
Anioł pokiwał głową,
podszedł do modelu matki przesunął palcem po jego
policzku.
- Tutaj coś przecieka - stwierdził.
- Nic tutaj nie przecieka - uciął krótko Pan. - To
łza.
- A do czego to służy?
- Wyraża radość, smutek, rozczarowanie, ból, samotność
i dumę.
- Jesteś genialny! - zawołał anioł.
- Prawdę mówiąc, to nie ja umieściłem tutaj tę
łzę
- melancholijnie westchnął Bóg.
To nie Bóg stworzył łzy. Dlaczego zatem my
mielibyśmy to czynić?
Bruno Ferrero "Czterdzieści opowiadań na pustyni"
TAJEMNICA SZCZĘŚCIA
Pewien młodzieniec zapytał najmądrzejszego z ludzi o
tajemnicę szczęścia.
Mędrzec poradził młodzieńcowi,
by obszedł pałac i powrócił po dwóch godzinach.
Proszę cię jedynie o jedno - powiedział mędrzec,
wręczając mu łyżeczkę, na której umieścił dwie krople
oliwy.
W czasie wędrówki nieś tę łyżeczkę tak, by nie wylała
się oliwa.
Po dwóch godzinach młodzieniec wrócił i mędrzec zapytał
go:
Czy widziałeś wspaniale ogrody? Czy zauważyłeś piękne
pergaminy?
Młodzieniec ze wstydem wyznał, że nie widział
niczego.
Troszczył się jedynie o to, by nie wylać kropel
oliwy.
Wróć i spójrz na cuda mego świata -powiedział
mędrzec.
Młodzieniec wziął łyżeczkę i znów zaczął
wędrówkę,
ale tym razem obserwował wszystkie dzieła sztuki.
Zobaczył też ogrody, góry i kwiaty.
Powrócił do mędrca i szczegółowo zdał sprawę z tego, co
widział.
Gdzie są te dwie krople oliwy, które ci powierzyłem? -
spytał mędrzec.
Spojrzawszy na łyżeczkę, chłopak zauważył, że ich nie
ma.
Oto jedyna rada, jaką mogę ci dać, powiedział mędrzec
:
Tajemnica szczęścia tkwi w dostrzeganiu
wszystkich cudów świata,
przy jednoczesnej dbałości o dwie krople oliwy na
łyżeczce.
NAJPIĘKNIEJSZE SERCE
"Pewien młodzieniec chwalił się że ma najpiękniejsze
serce w dolinie.
Chwalił się nim na rynku
i zebrał się ogromny tłum by je podziwiać bowiem było w
swym kształcie perfekcyjne.
Nie miało żadnej skazy, było przepiękne, gładkie i
błyszczące.
Biło bardzo żywo.
Chłopak krzyczał na cały głos że nikt nie ma
piękniejszego serca od niego
i wszyscy mu potakiwali bowiem jego serce było
idealne.
Jednak w pewnym momencie jakiś strzec z tłumu
krzyknął:
Dlaczego twierdzisz że twoje serce jest
najpiękniejsze
skoro moje jest o wiele piękniejsze od twojego.
Młodzieniec bardzo się zdziwił słysząc te słowa
a potem spojrzał na serce starca i się zaśmiał.
Serce starca biło bardzo żywo,
być może nawet żywiej od serca młodzieńca
ale było to serce poorane rozlicznymi bruzdami,
serce w którym było wiele brakujących kawałków.
Wiele tez w nim było kawałków które do tegoż serca nie
pasowały.
Było to serce brzydkie które w żaden sposób nie mogło
się równać
z nieskazitelnym sercem młodzieńca.
Chłopak zapytał się dlaczego starzec uważa że jego
serce jest piękniejsze
skoro wszyscy widzą, że nie jest ono nawet w części tak
piękne
jak jego własne serce.
Wtedy starzec rzekł, że w życiu nie zamieniłby tego
serca na serce młodzieńca.
Powiedział też aby młodzieniec spojrzał na jego serce i
wskazując na blizny rzekł.
Widzisz te blizny i brakujące kawałki.
Nie ma ich tu dlatego, że ofiarowałem je z miłości dla
wielu osób
a niesie to ryzyko bo często się zdarza,
że sami ofiarowujemy uczucie dla innych ,
ale oni nie dają nam nic w zamian.
Stąd te blizny bo choć dałem im cześć swojego serca,
oni nie dali mi nic.
Jeśli natomiast spojrzysz uważnie dostrzeżesz,
że wiele kawałków do mojego serca niezupełnie
pasuje.
Są to kawałki serca innych, które oni mi
ofiarowali
i które znalazły stałe miejsce w moim sercu.
Dlatego moje serce jest piękniejsze od twojego.
Natomiast te bruzdy, które widzisz zrobili ludzie
nieczuli,
ludzie, którzy mnie zranili.
Wtedy młodzieniec spojrzał na starca, zrozumiał i
zapłakał.
Potem wziął kawałek swojego przepięknego serca i
ofiarował go starcowi,
a starzec zrobił to samo.
Padli sobie w ramiona i rozpłakali się po czym odeszli
razem w wielkiej przyjaźni.
Młodzieniec włożył część serca starca do swojego
serca
w miejsce brakującego kawałka który dał starcowi.
Ten nowy kawałek pasował tam, choć nie idealnie,
co zmąciło doskonałą harmonię serca młodzieńca.
Nigdy jednak wcześniej serce młodzieńca nie było tak
piękne jak w tym momencie
i młodzieniec dopiero teraz to zrozumiał
Pracuj tak, jakbyś nigdy nie potrzebował
pieniędzy,
tańcz tak jakby nikt na ciebie nie patrzył
i zawsze kochaj tak jakbyś nigdy wcześniej nie
kochał"
TATA POD ŁÓŻKIEM...
Kiedy byłam mała, ojciec był dla mnie czymś takim
jak światełko w lodówce.
I ojciec, i światełko było w każdym domu,
lecz w rzeczywistości nikt nie wiedział co robią,
zarówno jedno, jak i drugie, kiedy już drzwi zostały
zamknięte.
Mój ojciec wychodził z domu każdego ranka,
a wieczorem, gdy wracał, wydawał się szczęśliwy, że
znów nas widzi.
Jedynie on potrafił otworzyć słoik z ogórkami,
podczas gdy innym to się nie udawało. Tylko on nie bał
się chodzić sam do piwnicy.
Zacinał się przy goleniu, lecz nikt nie dawał mu
buzi,
aby uśmierzyć ból, ani się tym nie przejmował.
Kiedy padał deszcz, oczywiście on szedł po samochód i
ustawiał go przed wejściem.
Gdy ktoś zachorował, on wychodził kupić
lekarstwa.
Zastawiał pułapki na myszy, przycinał róże, aby można
było wejść do domu nie kłując się.
Kiedy dostałam w prezencie mój pierwszy rower,
przez wiele kilometrów pedałował obok mnie,
aż w końcu nauczyłam się radzić sobie sama.
Bałam się wszystkich innych ojców, ale nie
mojego.
Kiedyś przygotowałam mu herbatę. Była to tylko
osłodzona woda,
lecz on usiadł na dziecięcym krzesełku i popijał ją,
twierdząc,
że jest wyśmienita.
Za każdym razem, gdy bawiłam się lalkami,
lalka - mama miała zawsze mnóstwo rzeczy do
zrobienia.
Nie wiedziałam jednak, co kazać robić lalce - tacie,
więc mówiła ona tylko:
- Dobrze, no to idę do pracy, - a potem wrzucałam ją
pod łóżko.
Kiedy miałam dziewięć lat, któregoś ranka mój ojciec
nie wstał z łóżka,
by jak zwykle pójść do pracy.
Zabrano go do szpitala, gdzie umarł następnego
dnia.
Wówczas poszłam do swojego pokoju i wyciągnęłam spod
łóżka lalkę - tatę.
Odkurzyłam ją i posadziłam na łóżku.
Mój ojciec nigdy nic nie robił.
Nie wyobrażałam sobie, że jego odejście sprawi mi tyle
bólu.
Do dzisiaj nie wiem, dlaczego.
PRZEBACZENIE
Pewien dobry, aczkolwiek słaby chrześcijanin spowiadał
się,
jak zwykle, u swojego proboszcza. Jego spowiedzi
przypominały zepsutą płytę:
zawsze te same uchybienia, a przede wszystkim ten sam
poważny grzech.
- Koniec tego! - powiedział mu pewnego dnia
zdecydowanym tonem proboszcz.
- Nie możesz żartować sobie z Boga.
Naprawdę ostatni już raz rozgrzeszam cię z tego
przewinienia.
Pamiętaj o tym!
Ale po piętnastu dniach człowiek znów przyszedł do
spowiedzi wyznając ten sam grzech.
Spowiednik naprawdę stracił cierpliwość:
- Uprzedzałem cię, że nie dam ci rozgrzeszenia.
Tylko w ten sposób się nauczysz...
Poniżony i zawstydzony mężczyzna podniósł się z
klęczek.
Dokładnie nad konfesjonałem, zawieszony był na ścianie
wielki, gipsowy krzyż.
Człowiek wzniósł nań swe spojrzenie.
I właśnie w tym momencie gipsowy Chrystus z krzyża
ożywił się,
podniósł swoje ramię i uczynił znak przebaczenia:
"Rozgrzeszam cię z twojej winy..."
Każdy z nas związany jest z Bogiem, pewną
nitką.
Kiedy popełniamy grzech, ta nić się przerywa.
Ale kiedy ubolewamy nad naszą winą - Bóg zawiązuje na
nitce supełek
i w ten sposób staję się ona krótsza. Przebaczenie
zbliża nas do Boga.
WIZYTA
Codziennie w południe pewien młody człowiek zjawiał się
przy drzwiach kościoła
i po kilku minutach odchodził.
Nosił kraciastą koszulę i podarte dżinsy, tak jak
wszyscy chłopcy w jego wieku.
Miał w ręku papierową torebkę z bułkami na obiad.
Proboszcz, trochę nieufny zapytał go kiedyś, po co tu
przychodzi.
Wiadomo, że w obecnych czasach istnieją ludzie, którzy
okradają również kościoły.
Przychodzę pomodlić się - odpowiedział chłopak.
Pomodlić się... Jak możesz modlić się tak szybko?
Och... codziennie zjawiam się w tym kościele w południe
i mówię tylko:
"Jezu, przyszedł Jim", potem odchodzę.
To maleńka modlitwa, ale jestem pewien, że On
słucha.
W kilka dni później, w wyniku wypadku przy pracy,
chłopak został przewieziony do szpitala z bardzo
bolesnymi złamaniami.
Umieszczono go w pokoju razem z innymi chorymi.
Jego przybycie zmieniło oddział.
Po kilku dniach, jego pokój stał się miejscem spotkań
pacjentów
z tego samego korytarza.
Młodzi i starzy spotykali się przy jego łóżku,
a on miał uśmiech i słowo otuchy dla każdego.
Przyszedł odwiedzić go również proboszcz
i w towarzystwie pielęgniarki stanął przy łóżku
chłopaka.
Powiedziano mi, że jesteś cały pokiereszowany,
ale że pomimo to wszystkim dodajesz otuchy. Jak to
robisz?.
To dzięki Komuś, Kto przychodzi odwiedzić mnie w
południe.
Pielęgniarka przerwała mu: Tu nikt nie przychodzi w
południe...
O, tak! Przychodzi tu codziennie i stając w drzwiach
mówi:
"Jim, to Ja, Jezus"- i odchodzi.
SPOTKANIE
Byłem sam w całym przedziale pociągu.
Potem wsiadła jakaś dziewczyna - opowiadał pewien
niewidomy hinduski chłopiec.
- Mężczyzna i kobieta,
którzy ją odprowadzali, musieli być jej
rodzicami.
Dawali jej mnóstwo rad i wskazówek. Nie wiedziałem jak
wyglądała dziewczyna,
ale podobała mi się barwa jej głosu.
Czy jedzie do Dehra Dun? - pytałem się siebie, kiedy
pociąg ruszał ze stacji.
Zastanawiałem się, jak mogę nie dać po sobie
poznać,
że jestem niewidomym. Pomyślałem sobie:
jeśli nie będę się ruszał z mojego miejsca powinno mi
się to udać.
-Jadę do Saharanpur - powiedziała. - Tam wyjdzie po
mnie moja ciocia.
A pan dokąd jedzie, można wiedzieć?
- Dehra Dun, a potem do Mussoorie - odpowiedziałem. -
O, jaki pan szczęśliwy!
Pragnęłabym bardzo pojechać do Mussoorie. Uwielbiam
góry.
Szczególnie w październiku, kiedy jest tam
pięknie.
- Tak to najlepszy sezon - odpowiedziałem,
sięgając pamięcią do czasów, kiedy jeszcze
widziałem.
- Wzgórza usłane są dzikimi daliami, słońce jest
łagodne,
a wieczorem można sobie siedzieć wokół ogniska i
rozmyślać popijając brandy.
Większa część letników już wtedy odjeżdża, ulice są
bezludne i ciche.
Milczała, a ja zadawałem sobie pytanie czy moje
słowa
zrobiły na niej jakieś wrażenie,
czy też jedynie myślała, że jestem sentymentalny. Potem
popełniłem błąd i zapytałem:
- Jak jest na zewnątrz? Ona jednak w moim pytaniu nie
zauważyła nic dziwnego.
Czyżby już spostrzegła, że nie widzę? Jednak
słowa,
które zaraz po tym wypowiedziała, pozbawiły mnie
wszelkich wątpliwości.
- Dlaczego pan nie spojrzy w okno? - zapytała mnie z
największą naturalnością.
Przesunąłem się wzdłuż siedzenia, starając się z uwagą
odszukać okno.
Było otwarte, odwróciłem się w jego stronę, robiąc
wrażenie,
że przyglądam się mijanym widokom. Oczami wyobraźni
widziałem telegraficzne słupy,
które przesuwały się w biegu. - Zauważyła pani -
ośmieliłem się powiedzieć -
że te drzewa wydają się poruszać? - Zawsze tak się
wydaje - odpowiedziała.
Odwróciłem się znów w stronę dziewczyny i przez pewien
czas siedzieliśmy w milczeniu.
Potem powiedziałem - Ma pani bardzo interesującą
twarz.
Zaśmiała się miło wibrującym i jasnym głosem.
- Przyjemnie to usłyszeć - rzekła.
- Nudzą mnie ci, którzy mówią, że moja twarz jest
ładna!
Musisz mieć naprawdę ładną twarz pomyślałem
sobie,
a po chwili dodałem pewnym głosem: -
Hm, interesująca twarz może być również bardzo
piękna.
- Jest pan bardzo miły ? powiedziała.
- Ale dlaczego jest pan taki poważny?
- Już niedługo będzie pani na miejscu, stwierdziłem
dość nieoczekiwanie.
- Dzięki Bogu. Nie lubię długich podróży
pociągiem.
Ja natomiast byłbym gotów siedzieć tak nieskończenie
długo,
byleby tylko słyszeć jak ona mówi.
Jej głos posiadał tak srebrzysty dźwięk jak górski
strumień.
Zaraz po wyjściu z pociągu zapomni pewnie o naszym
spotkaniu;
ja jednak zachowam ją w swojej pamięci przez pozostałą
cześć podróży a może i dłużej.
Pociąg wjechał na stację. Ktoś zawołał i zabrał ze sobą
dziewczynę.
Pozostał po niej jedynie zapach.
Mrucząc coś pod nosem wszedł do przedziału jakiś
mężczyzna.
Pociąg ruszył ponownie. Odszukałem po omacku okno
i usadowiłem się naprzeciwko wpatrując się w
światło,
które było dla mnie ciemnością.
Jeszcze raz mogłem powtórzyć moją grę z nowym
towarzyszem podróży.
- Szkoda, że nie mogę być tak nęcącym towarzyszem w
podróży jak ta dziewczyna,
która dopiero wyszła ? powiedział do mnie, starając się
nawiązać rozmowę.
- To bardzo interesująca dziewczyna -
stwierdziłem.
- Czy mógłby mi pan powiedzieć... czy jej włosy były
długie czy krótkie?
- Nie pamiętam ? odpowiedział zdawkowym tonem.
- Przyglądałem się jedynie jej oczom a nie włosom. Były
rzeczywiście piękne!
Szkoda, że nie mogły jej do niczego służyć... Była
niewidoma.
Nie zauważył pan tego?
Dwoje niewidomych ludzi, którzy udają, że
widzą.
Ileż ludzkich spotkań jest podobnych do tego.
Ze strachu, by nie objawić tego, jacy jesteśmy
naprawdę
zaprzepaszczamy nieraz najważniejsze spotkania naszego
życia.
A niektóre spotkania zdarzają się jedynie raz w
życiu.
OSTATNIE MIEJSCE
Piekło było już prawie całkiem zapełnione,
a przed jego bramą oczekiwało jeszcze na wejście wiele
osób.
Diabeł nie miał innego rozwiązania sytuacji
jak tylko zablokować drzwi przed nowymi
kandydatami.
- Pozostało tylko jedno miejsce, i jak się rozumie,
może je zając tylko ktoś z was,
kto był największym grzesznikiem, powiedział.
- Czy jest wśród zgromadzonych jakiś zawodowy
morderca?, zapytał.
Ale nie słysząc pozytywnej odpowiedzi, zmuszony był
przystąpić do egzaminowania
wszystkich stojących w kolejce grzeszników.
W pewnym momencie swój wzrok skierował na jednego z
nich,
który umknął wcześniej jego uwadze.
- A ty, co zrobiłeś?, zapytał go.
- Nic. Jestem uczciwym człowiekiem a znalazłem się
tutaj jedynie przez przypadek.
- Niemożliwe. Musiałeś jednak coś zawinić.
- Tak. To prawda, powiedział zmartwiony człowiek
- starałem się być zawsze jak najdalej od
grzechu.
Widziałem jak jedni krzywdzili drugich ale sam nie
brałem w tym udziału.
Widziałem dzieci umierające z głodu i sprzedawane
a najsłabsze z nich traktowano jak śmieci.
Byłem świadkiem, jak ludzie czynili sobie wzajemne
świństwa i oskarżali się.
Jedynie ja wolny byłem od pokus i nic nie czyniłem.
Nigdy.
- Naprawdę nigdy?, zapytał z niedowierzaniem
diabeł
- Czy to rzeczywiście prawda, że widziałeś to wszystko
na swoje własne oczy?.
- Jak najbardziej!.
- I naprawdę nic nie zrobiłeś, powtórzył jeszcze raz
diabeł.
- Absolutnie nic!. Diabeł zaśmiał się ze
zdziwienia:
- Wejdź, mój przyjacielu. Ostatnie wolne miejsce należy
do ciebie!.
Pewien święty, przechodząc kiedyś przez miasto,
spotkał dziewczynkę w podartym ubranku, który prosiła o
jałmużnę.
Zwrócił się wtedy do Boga: - Panie, dlaczego pozwalasz
na coś takiego?
Proszę Cię, zrób coś.
Wieczorem w dzienniku telewizyjnym zobaczył mordujących
się ludzi,
oczy konających dzieci i ich biedne wycieńczone
ciała.
I znów zwrócił się do Boga: - Panie, zobacz ile biedy.
Zrób coś!.
Nocą, święty człowiek usłyszał głos Pana, który
mówił:
- Zrobiłem już coś: stworzyłem ciebie!
NIE BĄDŹ OBOJĘTNYM
Pewna dwunastoletnia dziewczynka napisała kiedyś w
swoim dzienniczku:
"Jesteśmy ludźmi przyszłości, to my musimy ulepszać
sytuację.
Najgorszą rzeczą jest nic nie robić i patrzeć,
jak ten biedny świat się rozpada.
Wołamy: niech żyje pokój : a prowadzimy wojnę.
Powtarzamy: precz z narkotykami : a zabijamy
sprawiedliwych.
A przecież nie jest postanowione, że nie można skończyć
z tym wszystkim.
Chciałabym Ci powiedzieć,
jeżeli jesteś smutny z powodu nienawiści w
świecie,
nie płacz i nie trać nadziei, ale zrób coś,
nawet coś małego!"
"Łańcuch i grzebień"
W pewnym zakątku świata żyło kiedyś dwoje
małżonków,
których miłość nie przestawała rosnąć od pierwszego
dnia ich ślubu.
Byli bardzo ubodzy i wiedzieli, że każdy z nich nosił w
swoim sercu niezaspokojone pragnienie:
on miał w swojej kieszeni złoty zegarek, który otrzymał
od swojego ojca.
Z całego serca marzył o złotym łańcuszku.
Ona posiadała długie, piękne i jasne włosy, a marzyła o
perłowym grzebieniu,
którym, niby diademem, mogłaby je ozdabiać.
Z biegiem lat mężczyzna coraz bardziej marzył o
grzebieniu,
kobieta natomiast robiła wszystko, aby móc zdobyć dla
męża złoty łańcuszek.
Od długiego czasu wcale o nich nie rozmawiali, ale ich
serca nie przestawały myśleć o tym ukrytym
marzeniu.
Rano w dziesiątą rocznice ich ślubu, małżonek
spostrzegł zbliżającą się w jego stronę uśmiechniętą
żonę.
Jej głowa była pięknie ostrzyżona i nie posiadała już
swoich lśniących i długich włosów.
- Co z nimi zrobiłaś, kochana? - zapytał pełen
zdziwienia.
Żona otworzyła swoje ręce, w których migotał złoty
łańcuszek.
- Sprzedałam je, aby móc kupić złoty łańcuszek do
twojego zegarka.
- Ach, kochanie, co ty zrobiłaś? - powiedział
mężczyzna, otwierając dłonie,
w których trzymał cudowny perłowy grzebień. - Ja
właśnie sprzedałem zegarek, aby ci móc kupić
grzebień.
I tak, wpadli sobie w objęcia, szczęśliwi z tego, że
mają siebie nawzajem.
"Połóż mnie jak pieczęć na twoim
sercu,
jak pieczęć na twoim ramieniu.
Bo jak śmierć potężna jest miłość.
Wody wielkie nie zdołają ugasić miłości,
nie zatopią jej rzeki.
Jeśliby kto oddał za miłość całe bogactwo swego
domu,
pogardzą nim tylko."
Dwa domki
Mały domek,
położony u podnóża wzgórza, był zrobiony cały z
soli.
W domku tym żyli: mężczyzna z soli i kobieta z
cukru.
Bywały dni, w których się kochali, i bywały dni, w
których się nie cierpieli.
Jednego dnia pokłócili się niesamowicie.
Mężczyzna chwycił gruby kij z soli i wyrzucił
kobietę.
Krzyczał jak opętany: - Idź i zbuduj sobie dom z
cegły!
Kobieta odeszła płacząc, ale niezbyt mocno, ponieważ
jej cukrowe policzki mogłyby się rozpłynąć.
Zbudowała sobie domek z cegieł niedaleko od domku z
soli.
Był to bardzo wdzięczny domek, z ukwieconymi balkonami,
kamiennym kominem - ale kobieta była smutna.
Myślała dniem i nocą o mężczyźnie z soli.
Pewnego dnia zdecydowała się.
Poszła do słonego domku i zapukała do drzwi. Poprosiła
człowieka o odrobinę soli do zupy.
Mężczyzna złapał swój gruby kij z soli i przegonił
kobietę: - Idź stąd natychmiast, bo będzie z tobą
źle!
Kobieta wróciła do swego domku płacząc, ale nie za
wiele, żeby nie rozpuścić swoich policzków z
cukru.
Niebo, wielkie i litościwe, obserwowało całe to
zajście, wzruszyło się i też zaczęło płakać.
Zaczął padać deszcz. Deszcz ulewny.
Mały domek z soli zaczął się rozpuszczać. Mężczyzna
szybciutko pobiegł do domku z cegieł.
Zapukał w okno: - Pozwól mi wejść, proszę, albo ten
deszcz całego mnie rozpuści.
- Ha, ha! Skończyło się święto! - triumfowała kobieta.
- Ty odmówiłeś mi odrobiny soli, teraz radź sobie
sam!
Ale mężczyźnie udało się delikatnymi, uprzejmymi
słowami wzruszyć kobietę, która zlitowała się i otwarła
drzwi.
Rzucili się w ramiona jedno drugiemu i ucałowali się
długim, słodko-słonym pocałunkiem.
A ponieważ człowiek z soli był mocno przemoczony,
przykleił się do kobiety z cukru.
Trzeba było sporo czasu na wyschnięcie i odzyskanie
swobody.
Od tamtego czasu człowiek z soli ma usta z cukru, a
kobieta z cukru ma usta słone.
I więcej już się nie kłócą.
To właśnie różnice stwarzają przecudne
bogactwo miłości.
"W życiu istnieje tylko jedno wielkie szczęście: kochać
i być kochanym"
|
JULIA (Saturday, 30 September 2023 13:05)
DZIĘKUJĘ PIĘKNIE