DUCHA PRAWDY, KTÓREGO ŚWIAT PRZYJĄĆ NIE MOŻE.
(Ewangelia wg św. Jana 14, 17)
Felietony
*******
Maria Anna Żółtowska
W oczekiwaniu na kanonizację Błogosławionego Jana Pawła II
UKAZAŁY SIĘ TEŻ IM JĘZYKI JAKBY Z OGNIA, KTÓRE SIĘ ROZDZIELIŁY I NA KAŻDYM Z NICH SPOCZĄŁ JEDEN.
(Dziej Apostolskie 2,3)
Wiele się pisze i mówi o zbliżającej się kanonizacji Błogosławionego Jana Pawła II. W tym celu uruchomiono w Krakowie przy Franciszkańskiej 3 zegar odliczający godziny od jej terminu. Wydano zapiski Ojca Świętego, na które składają się Jego świadectwa i przemyślenia o życiu i Kościele oraz osobiste zwierzenia i zawierzenia Bogu swojego ponad czterdziestoletniego życia, zapewne dzięki osobistym bardzo wyraźnym relacjom z Duchem Świętym i Jego działaniu, który ostateczne zamknął, nie tylko w sposób metaforyczny, ale dosłowny, Księgę Życia Naszego Umiłowanego Ojca Świętego podczas pożegnalnej - po ludzku mówiąc - Mszy Świętej Żałobnej na Placu Świętego Piotra w Rzymie na oczach wszystkich zgromadzonych. Te osobiste notatki udostępnione Wydawnictwu „Znak” i zatytułowane „Jestem bardzo w rękach Bożych” przez kardynała abpa Stanisława Dziwisza mają być niezbitym świadectwem osobistych relacji ks. Karola Wojtyły, kardynała arcybiskupa, następnie Papieża Jana Pawła II z Duchem Świętym i czerpania z Jego niewyczerpanej Boskiej Mocy.
W dotarciu do Ducha Świętego i korzystania z Jego darów, wydać się może prawdziwym domniemanie, iż Błogosławiony Jan Paweł II za swego życia korzystał z książki Aidena W. Tozera zatytułowanej „Boży podbój” (Oficyna Wydawnicza „Vocatio”, Warszawa 1997). Na to może wskazywać częste przywoływanie przez Jana Pawła II - zapamiętanych i zapisanych w naszych notatkach - fraz: „Wyruszmy na Boży podbój”, „Pozwólmy podbić się Bożemu sercu”, „Dołączmy do tych, co wyruszyli na Boży podbój”. Dziś frazy te wydać się nam mogą doskonałym narzędziem, którym posługiwał się, niemal przy każdej okazji głoszenia swoich homilii, Błogosławiony Jan Paweł II. Im częściej myślimy o zbliżającej się kanonizacji naszego ziomka Papieża Polaka, której uroczystości odbędą się 27 kwietnia 2014 roku, tym słuszniejszą rzeczą jest ich przypominanie.
Myślę, że na to jest zawsze dobry czas, a w szczególności teraz, w okresie oczekiwania na kolejne przyjście i rozlanie Ducha Świętego na nasz kraj, na Polskę, na naszą Ojczyznę i ją prawdziwie miłujących, na cały naród polski, jakim Bóg go zaszczycił, w postaci nadania mu tego kolejnego historycznego momentu, zbliżającego się faktu wpisania w grono świętych, naszego Rodaka, i nadania nam przez to kolejnego zobowiązania szukania drogi do naszej świętości. Przygotowywanie się do tego faktu za przyczyną darów Ducha Świętego niewątpliwie daje nam wszystkim kolejną szansę nawrócenia i przyjęcia do swoich oczyszczonych pokutą serc nowych Darów Ducha Świętego, ubogacenia się nimi, abyśmy ich tylko nie zmarnowali, nie zaprzepaścili.
W czasie oczekiwania na jeszcze jeden dar Ducha Świętego, jaki naród polski od Boga otrzyma, jak mówi poeta „ku pokrzepieniu serc”, uświadommy sobie wagę tego historycznego faktu i otrzymania kolejnej szansy danej nam ku osobistej poprawie. A poprzez świadomy wybór zweryfikowania swoje drogi zmierzającej ku świętości. Może też bardziej skupmy wokół siebie to, co dobre, leczy, wyzwala nowe moce Boskie poprzez niewypieranie do podświadomości bólu, trosk, zagrożeń, ale uświadommy sobie swoje błędy i grzechy i ich konsekwencje. Zwróćmy uwagę na naprawianie ich zadośćuczynieniem płynącym z obfitości naszych serc ludziom, których sromotnie skrzywdziliśmy, zraniliśmy, a wszystko to ku naprawie świata przez siebie samych. Może okres oczekiwania na kanonizację Błogosławionego Jana Pawła II powinien być dla nas wszystkich chrześcijan, zwłaszcza wyznawców wiary katolickiej okresem rekolekcji, abyśmy mogli z godnością i prawdziwą radością w sercach przeżyć to wzniosłe i odpowiedzialne dla nas wszystkich wydarzenie.
Zatem
słuszną niech będzie rzeczą coraz częstsze przypominanie słów obecnego Ojca Świętego Franciszka, zamiast się na nie obrażanie, to wdrażanie ich w życie. Nie godzi się i nie może tak być, aby
ksiądz za ołtarzem mówił do zgromadzonych, „teraz dzielcie się sami chlebem przy stole”, tak jakby przez to nie dopowiedział, bo nas księży wasz los nie obchodzi, ani wasz głód i wasze ubóstwo,
ani wasza bieda i wasze dotychczasowe krzywdy, jakie wam wyrządziliśmy, sami sobie z tym wszystkim radźcie. Takie mówienie księdza jest wbrew logice nauczania Jezusa Chrystusa oraz zaleceniom
Papieża Franciszka i Błogosławionego Jana Pawła II oraz Benedykta XVI, który tyle napisał pięknego o miłości. Czynienie i mówienie wbrew temu wszystkiemu można nazwać współczesnym barbarzyństwem
i pogwałceniem imperatiwu chrześcijaństwa oraz naigrywaniem się ze słów Chrystusa oraz Ewangelii i wszystkich doktryn Kościoła Katolickiego oraz ludzi tam przybyłych i dźwigających krzyż
Chrystusowy z powodu skazania ich na postępujące i niezawinione ubóstwo, a w konsekwencji tego morderczego społecznego zjawiska na głęboki bezustanny stres, utratę sił, zdrowia, a nawet wiary w
Boga, zatem wyalienowanie ich z życia społeczno-religijnego.
Drugim przykładem współczesnego barbarzyństwa może wypowiedź innego księdza, mianowicie w swojej publicznej modlitwie formułuje takie mniej więcej zdanie: Dla tych, co już poznali wszystkie pozycje na łóżku, Jezus, miej Miłosierdzie Swoje... Każdy mistyk powie, że modlitwa powinna być z głębi serca i prosta. Więc, czy nie słuszniej byłoby powiedzieć: Dla tych, co pracują w domach publicznych, albo Dla ludzi domów rozpusty, Jezu miej miłosierdzie swoje... Może według tego księdza, Bóg tak prostego sformułowania modlitwy by nie zrozumiał, więc trzeba ją uczynić bardziej zawiła, zakamuflowaną, zbyt skomplikowaną dla ludzi, by się w porę nie połapali, o co tak naprawdę temu księdzu chodziło. A i przed Jezusem żeby ukryć swoje zakłamanie i fałsz. Czy ten ksiądz nie wie, że przed Bogiem nic się nie ukryje, a zwłaszcza pod korcem światła. Więc, czy nie lepiej byłoby sformułować modlitwę w sposób jasny na przykład: „Módlmy się za domy publiczne" lub "domy rozpusty"? Pewnie Jezus mógłby mieć wtedy Miłosierdzie dla wszystkich domów, myślę, że takie Miłosierdzie Jezusa każdemu domowi polskiemu jest zawsze potrzebne, bo czasami są jak Sodoma i Gomora, czego najlepszym przykładem może być nasz Dom Ojczysty. Może więc jaśniejsze dla ludzi i prostsze oraz „czytelniejsze” dla Jezusa byłoby też wyrażenia w modlitwie: „Dla ludzi poszukujących czystości serca i duszy, Jezu miej Miłosierdzie Swoje...” „Dla ludzi poszukujących zgody i pojednania, Jezu miej Miłosierdzie Swoje... „Dla ludzi szukających godnych środków utrzymania, Jezu miej Miłosierdzie Swoje…” „Dla domów poszukujących rodzinnego ciepła i miłości, Jezu mniej Miłosierdzie Swoje..” itp.
Poza tym z tak zaproponowanego Jezusowi sformułowania modlitwy, jaką wyraził ów ksiądz, wynika pretensjonalność z powodu, że on jeszcze nie dostąpił tego "zaszczytu" poznania wszystkich pozycji na łóżku. Może zazdrość, że ktoś inny już to ma za sobą, a on nie. Przepraszam, ale odpowiednio do poziomu, odnosimy się, żeby zasygnalizować infantylność sformułowań modlitw oraz reagować na tego typu kamuflaż. Grzech trzeba nazywać grzechem, zwłaszcza tam, gdzie on faktycznie zaistniał i o jego odpuszczenie trzeba się modlić. Jednak modlitwa powinna być jasna, czysta, płynąca prosto z serca i współczucia, prawdziwego miłosierdzia wypływającego z serca osoby się modlącej za jakąkolwiek osobę się modlącą, grzeszącą czy chorą, aby modlitwa ta mogła przynieść oczekiwany efekt. Żadna modlitwa nie może wypływać z szyderstwa, ironii, kamuflażu, pogardy grzeszącym, wywyższania siebie ponad innych, obwiniania w podtekście innych swoimi domniemaniami niesłusznie kogokolwiek z ludzi osadzając, którzy tam przyszli prosić o miłosierdzie dla siebie i świata w najróżniejszych sprawach. I w tym momencie najmniej jest ważne dla Boga, czy ktoś już poznał wszystkie pozycje na łóżku, czy jeszcze mu brakuje do poznania jednej lub pięciu. Każdy człowiek myślący by się zastanowił nad takim sformułowaniem modlitwy, zwłaszcza ksiądz. Dla tych, co poznali już wszystkie pozycje na łóżku, Jezu, miej Miłosierdzie Swoje... Więc, co teraz? Czego ten ksiądz oczekuje od Jezusa, po tak sformułowanej modlitwie? Że po wysłuchaniu jej teraz Jezus wymyśli dla nich (czy dla jego osoby) nowe pozycje? Przecież to absurd. Czy o to chodziło na pewno księdzu? Pewnie nie. Ale jednak na to wyszło. Skuteczna modlitwa ma w swej prośbie mieć frazę spełnienia. Inaczej nigdy nie będzie skuteczną.
Taki ksiądz, który zbyt skomplikowanie i zawile formułuje modlitwy, mogą przynieść tylko odwrotny skutek. Powinien on bowiem przeczytać dzieło Świętego Loyoli, jak należy się modlić. Albo przeżyć "z Nim" rekolekcje. Przy okazji dowiedziałby się, że modlić można się też na stojąco, nie koniecznie na klęcząco, czynią to z reguły księża oraz obecny Papież Franciszek, co też Świątobliwości zarzucała w liście pewna meksykańska kobieta. Zwłaszcza, gdy ktoś ma problemy ze zdrowiem, nie ma obowiązku klękać, a nawet co niedziela uczestniczyć we Mszach Świętych. Więc nie bądźmy jak faryzeusze, skupmy się bardziej na meritum modlitwy, jej formie mentalnej i swojej duchowości niż jej fizycznym wyrażaniu. Jedno jest pewne, gdy człowiek jest prawdziwie uduchowiony, jest pod natchnieniem Ducha Świętego, tam nigdy nie wkradnie się do takiej duszy człowieka grzech. Więc i wtedy modlitwa będzie prosta, czysta i głęboka, płynąca prosto z serca. Tam też nie będzie miało miejsce żadne barbarzyństwo.
Trzeci przykład współczesnego barbarzyństwa ujawniającego się w Kościele jest wtedy, gdy księża modlą się najpierw o ugaszenie w kimś Świętego Ognia Ducha Bożego, jakby Go się bali, że zawładnie nimi i wypali w ich sercach grzechy. A za kilka miesięcy jeden z nich publicznie głosi na kazaniu, iż niektórzy z ludzi, (nawet nie używa już wyrażenia „z wiernych”), są jak „zwietrzała sól”, nawiązując do przepowiedni z Biblii. Przy okazji obrażając tych ludzi, jako gości Pana Boga, którzy przybyli do świątyni na Mszę Świętą, a więc i swoich współbraci w Jezusie Chrystusie. Czy to jest kolejny przykład barbarzyństwa czy może sadyzmu, albo to na jedno wychodzi? A może w tym zafałszowaniu prawdy tkwi postawa Bazyliszka? A nie wyznanie wiary w Jezusa Chrystusa? Bo jak można najpierw modlić się o ugaszenie w ludziach Świętego Bożego Ducha, Ducha Miłości, a potem oczekiwać od tych ludzi, aby On nadal w nich był, aby nie byli jak ta zwietrzała sól, czyli bez Ducha? Może ten ksiądz sam nie wierzy w sens swojej modlitwy, czego przykładem jest brak konsekwencji i stałości w głoszeniu Słowa Bożego w Kościele. Może nie wierzyć, skoro zdaje sobie sprawę, iż nie modli się żarliwie lub zbyt mało żarliwie, jakby bez udziału Ducha Świętego, czyli bez Jego natchnienia, zatem bez Ognia Ducha Miłości, którym jest sam Duch Boży. A może ten ksiądz modli się pod figurą, a diabła nosi za skóra? I nie wierzy w swoje modlitwy? Głosi je w zależności od pory roku i może układu swoich gwiazd? Często księża przytaczają, że wywodzą się z tych samych rodzin, co parafianie, wiec są narażeni tak samo na grzech. Zgoda, my to wiemy i możemy zawsze taką postawę zrozumieć i modlić się za swoich księży. Ale trudno jest zrozumieć, człowiekowi, że ten ksiądz może bardziej grzeszy, niż ten, kto nawet nie ma okazji do grzechu, ale nie ma odwagi się przyznać przed wiernymi i prosić ich o przebaczenie. Zadośćuczynić może niejednemu wyrządzone krzywdy, zaprosić do dialogu. Łatwiej bowiem jest wypominanie takiemu księdzu innym grzechów z drugiej strony ołtarza, niż wiernym, bez możliwości obrony się przed rzuconym oszczerstwem lub klątwą. Tam, gdzie nie ma Słów Bożych skierowanych do utrudzonych życiem i chorobami ludzi pewnych miłości, współczucia i miłosierdzia, tam nie może być mowy, że taki ksiądz wypowiada się w imieniu Boga, który jest według Nowego Testamentu sama miłością. Tam nie ma przykładu, jak odwzajemniać tę miłość i ubogacać się nią, zamiast skupiać się na osądach, podejrzeniach i potwarzach. Błogosławiony Jan Paweł II często przypominał: Zło dobrem zwyciężaj. I tego oczekuje się zawłaszcza od Kościoła i księży, żeby wciąż i nieustannie uczyli swoich wiernych jak to robić. Żeby byli w tym niezmordowani. Żeby się złu nie poddawali, żeby sami umieli z serca przebaczać, nie tylko służbowo. Żeby tworzyli atmosferę Domu Bożego pełnego zrozumienia, miłości, nie tylko aby tego oczekiwali sami od wiernych. I wiernych uzależniali od siebie. Miłość jest odpowiedzialna, ale i wolna. Tam, gdzie ona prawdziwie jest rozlana przez Ducha Świętego, tam ona przyciągnie tłumy spragnione tej miłości, której nie może nam dać świat. Ale Kościół może. I wierni chcą o tym rozmawiać.
Jeśli ksiądz nie uświadamia sobie zasadniczej Prawdy Bożej, czy może nie pojmuje z takim poziomem rozumowania tego, co głosi, zachodzi pytanie, kto takiemu księdzu mógł dać dyplom upoważniający go do wypowiadania się w imieniu „sędziego”, wyrokującemu komuś karę niemal moralnego dożywocia? Czy z tego nie widać, że ma on raczej wiedzę wróża, nie specjalisty od duchowości i moralności? I opowiada swoje wróżby jak chce i jak chce je interpretuje, tak jak czuje jego osoba w danym momencie czy chwili? Na przykład ukształtowany ksiądz przez ojca, który podawał mu zwietrzałe nieosolone ziemniaki, a wiec niesmaczne, widzi swoich wiernych przez pryzmat swojego ojca. I podświadomie uważa, że ci wierni są jak ten ojciec, który podawał mu niesmaczny pokarm. Więcej spostrzega ich też duchowość, zaangażowanie kategoriach zwietrzałej soli. Można zrozumcie alegorię, ale nie chodzi temu księdzu chyba, aby ich pomniejszyć, upokorzyć, oceniać według własnego punktu widzenia. Bowiem każdy człowiek jest zrozumiany tylko w kategoriach swojego Stwórcy, Boga Ojca, nigdy on nie będzie zrozumiany w kategoriach ludzkiego postrzegania, ponieważ nie ma i nie było na kuli ziemskiej podobnej do siebie ludzkiej istoty. Każdy dla każdego jest innym człowiekiem, jest Bożą tajemnicą rozpatrywaną tylko w kategoriach Boskich, bo ludzkich się nie da Go rozpatrzeć. I chodzi o to, że ksiądz, bardziej niż kto ktokolwiek, bardziej niż lekarz, psycholog, nawet psychiatra, powinien mieć w sobie te duchowe predyspozycje, jako człowiek powołany do służby Bożej, aby trafić do człowieka z Bożymi darami Ducha Świętego. Ale en ksiądz powinien najpierw sam nabyć owe dary Ducha Świętego i zatroszczyć się o nie sam z Bożą pomocą, aby nauczyć tego innych, i w ten sposób podjąć się Bożego podboju serc ludzkich, jak mawiał Jan Paweł II. Ksiądz powinien nabyć te umiejętności, by wiedzieć jak trafiać do serc ludzkich i je podbijać dla Bożej sprawy. Znaleźć w człowieku to, co go buduje, rozwija w każdej dziedzinie życia, pozwala wzrastać do miłości i odpowiedzialności, a nie podcina mu skrzydeł. To ksiądz powinien wiedzieć, co jest dla człowieka chlubą, znaleźć drogę do jego czystego serca i godności niewinnego dziecka Bożego, aby go nie splamić, nie skaleczyć, na trwałe nie zranić. To na księdzu ciąży nie tylko ta powinność, ale i obowiązek oraz moralna i duchowa odpowiedzialność.
Jeśli taki ksiądz, któremu każdy człowiek kojarzy się z jego ojcem, który podstawiał mu ziemniaki bez soli, widzi w drugim człowieku to samo, co widział w swoim ojcu, niesmaczne nieosolone ziemniaki. Oczywiście świadomie chodziło temu księdzu tylko o sól z przepowiedni Biblijnej, ale w swoim zakamuflowaniu powiedział coś jeszcze, co nie może się ludziom uduchowionym mieścić w głowie, słuchających takiego niewybrednego języka, że charakteryzuje on dziś poziom wiedzy i erudycji dzisiejszego księdza. Może taki ksiądz, który mógłby być dla niejednego tam znajdującego się w Kościele synem, a nawet wnukiem, powinien pracować przy ziemniakach, bo to też praca, a każda praca uszlachetnia, zamiast popisywać się przed tymi ludźmi takim poziomem erudycji. I to nie jest jedyny przykład takiego zakamuflowania w porównywaniu do kogokolwiek, zwłaszcza przychodzących do kościoła na Mszę świętą pobożnych ludzi. Kiedyś padło z jego ust porównanie osoby do „tirówki”, nie uwłaczając osobie, jako człowiekowi, której powszechnie przypisuje się to pejoratywne słowo. Co ci ludzie są winni, żeby zdani byli na słuchanie takiego księdza o „jego tirówce”, która na Mszy Świętej mu się uroiła w głowie? Może on miał jakieś osobiste doświadczenie z „tirówką”, z „tą, która poznała już wszystkie pozycje na łóżku”. Ale co to obchodzi ludzi, którzy przychodzą do kościoła porozmawiać z Bogiem w cichości swojego serca i duszy, odizolować się od tego świata, którego czasami na co dzień mają dość, zatopić się w modlitwie i upraszać dla siebie łaski u Boga? W kościele nikt nie oczekuje plotek, które są na języku u każdej dewotki wychodzącej z kościoła, bo i takie tam uczęszczają. W kościele nikt nie oczekuje świata, który dzieje się za oknem kościoła, ani wydarzeń wstrząsających, bo dość ich jest w mediach. Czy taki ksiądz zdaje sobie z tego sprawę? Przebiera w swoich słowach? I korzysta z natchnienia Ducha Świętego? Prosi o przyjście do niego Ducha Świętego? Przynajmniej na czas sprawowania Mszy Świętej i komentowania Słowa Bożego? Można w to bardzo wątpić.
Czego chce potem od innych taki niedouczony ksiądz? Z całym szacunkiem, jako do człowieka. Czego on może od nich oczekiwać, jeśli nic nie oczekuje od siebie? Żeby inny był na ten sam sposób ukształtowany, co on? Czego oczekuje od ludzi tam uczęszczających, uczestniczących we Mszach Świętych, którzy przybyli z potrzeby serca i ducha z całą żarliwością oddając się Bogu, Jezusowi Chrystusowi i Duchowi Świętemu? Jakiej większej on mocy oczekuje od nich, skoro sam nie ma w sobie tej mocy Ducha Świętego? Obrażony na Nią? Dąsający się, gniewający, czujący się opuszczonym? To jest tylko jego mniemanie o sobie samym, takie, a nie inne, ponieważ jest w nim brak wiary w Miłość Bożą, gdyż ufa i wierzy tylko w miłość ludzką, a więc wyłącznie cielesną, w swoje ludzkie siły. Więc jak może przyjść do niego Miłość Boża, jeśli jest przed nią zamknięty, a może pozamykany na wszystkie spusty? Jak ma rozlać się w nim Duch Święty, jeśli przed Nim zamknął swoje serca i umysł, swój intelekt? A otworzył tylko swoje ciało, zatem na to, co jest ulotne, nietrwałe, a więc zwietrzałe. Czy taki ksiądz, niekonsekwentny i niestały w głoszeniu swoich nauk, głoszący Słowo Boże bez natchnienia Ducha Świętego, może i ma prawo oczekiwać, aby zrozumiał i zobaczył w innych ludziach Ducha Świętego, patrząc tylko przez swoje zmysły, nie uwzględniając swojego jakiegokolwiek intelektu i przypominając sobie jakiejkolwiek wiedzy? Bo to, że Słowa Boże zostały napisane pod natchnieniem Ducha Świętego, nie świadczy, że zostaną przekazane pod natchnieniem Ducha Świętego. I nie jest to jeszcze prawdą, że do tych Słów będzie dodany jego komentarz, biorący się spod natchnienia Duch Świętego. I tu nie chodzi o krzyk, teatralność, modulację głosu, kolor szat. Czy też o przekazanie słów swojego komentarza w cyniczny sposób, mający na celu jedynie kogoś zranić, czy kogokolwiek skrzywdzić, pomniejszyć, wydrwić, ośmieszyć, głębiej do swojej podświadomości odrzucić, wyprzeć się, jak samego Jezusa wyparli faryzeusze. Bowiem to nie świadczy, że taki ksiądz kieruje się miłością bliźniego, Duchem Świętym, czyli wiernym zamysłem Boga. Bo Bóg jest samą Miłością. Tam, gdzie tej Bożej Miłości nie ma, tam jest fałsz, tam jest kłamstwo, tam jest zło. I tam nie ma i nie może być Boga. Więc jak taki ksiądz może profanować wtedy Słowa Boże? Sam będąc jak faryzeusz bez Ducha Świętego, czyli jak zwietrzała sól?
Czy taki Kościół nie
jest też zwietrzałą solą? Taki Kościół utrzymujący takiego księdza, a może księży, może być Kościołem Ducha Świętego? Czyli Kościołem Bożym? Świątynią Boga? Czy tylko miejscem do odreagowywania
swoich zastarzałych emocji na innych ludziach? Czy taki Kościół, w którym jest brak księży uduchowionych, modlących się i głoszących Słowo Boże bez mocy Ducha Świętego, może doprowadzić ludzi do
wiary? Czy raczej oddala ich od wiary lub też uczestniczenia we Mszach Świętych, podczas których obraża się jakiegokolwiek człowieka i godzi w jego godność dziecka Bożego? A więc i od Kościoła? A
Jezus mówi: Cokolwiek uczyniliście jednemu z braci Moich, mniecie uczynili. Najmniejszemu z braci moich. Dla myślącego i świadomie przyjmującego te Słowa Boże wydaje się to fundamentem wiary.
Jeśli cokolwiek jest głoszone wbrew tym słowom, to jest to co najmniej nielogiczne i niekonsekwentne z Prawdami Wiary w Kościele o Miłości Bożej. Bo jak można najpierw modlić się o zagaśnięcia w
kimś Ognia Ducha Świętego, a więc Ognia Jego darów Miłości, a potem oczekiwać, aby był w nim i trwał ten Duch Ognia nadal? Owszem, on trwa, ale ślepiec duchowy, kierujący się tylko swoją
cielesnością i rytualizmem, czyli powierzchownością, nie może i nigdy nie zobaczy w drugim człowieku Ducha Świętego. Albo gdy widzi w człowieku Ducha Świętego, ale nie widzi w nim swoich
przyjemności oraz samej cielesnej korzyści, takiego człowieka omijają szerokim łukiem. A Duch Święty od takiego księdza wymaga czasami ofiary, aby zdjął ze swoich oczu i serca bielmo, nie tylko
samej przyjemności, ale ujrzał też w człowieku krzyż Chrystusa, który człowiek dźwiga wytrwale w swoim życiu. I może by takiemu silniejszemu w słowach księdzu wypadało czasami z wielu powodów
podać pierwszemu swoją dłoń temu człowiekowi, być Szymonem z Cyreny. I nie dziwić się niczemu, nie zadawać głupich pytań, dlaczego i po co? Lub za co? Nie odpowiadać z góry, za Pana Boga
„przecież i tak z nas nic nie będzie”. Ksiądz, który jedynie w sposób urzędowy postrzega swoich wiernych lub w kategoriach subiektywnej korzyści, nigdy nie będzie w stanie zobaczyć w człowieku
Daru Ducha Świętego. Będzie widział on wszystko lepiej od samego Pana Boga. Będzie serwował wyroki, przepowiednie, opinie, wymierzał kary, będzie miał na wierzchu zawsze tylko swoje wyłącznie
potrzeby i sprawy.
Co powinni robić ksiądz, gdy od niego ten Duch Święty się oddalił? W takiej sytuacji powinien nieustannie się modlić o ponowny Jego powrót. I o swoje przejrzenie. I być w swoich modlitwach pokornym, wytrwałym i cierpliwym, aby Duch Święty mógł znów powrócić do jego serca i pochłonąć jego duszę i umysł. Oraz wtedy i jego ciało. Powinien się modlić, żeby Go znów w sobie ujrzał. I w drugim człowieku. Powinien najpierw modlić się o szczere oczyszczenie swojego serca i duszy, aby do takiego oczyszczonego pokutą serca mógł na nowo wstąpić Ogień Ducha Świętego. Aby mógł Go na nowo rozpalić, musi Go najpierw w sobie i innych rozpoznać. A nie wymawiać ludziom, że go teraz nie mają. Na jakim poziomie musi być taki ksiądz, żeby o tym nie wiedział, tego nie rozumiał, nie widział najpierw swoich błędów niekonsekwencji w głoszeniu komentarzy do Słowa Bożego z konfrontacją Prawd Wiary, a raczej według swojego widzimisię, niezgodnie z założeniami Jezusa Chrystusa, który nawoływał, aby wstąpił na was Duch Święty. Takimi jak ten ksiądz byli faryzeusze, którzy głosili Słowa Boże zgodnie z prawem, lecz bez natchnienia Ducha Świętego, którym to Jezus wypominał, i za co Jezusa ukrzyżowali.
Proszę Szanownych Hierarchów, ten świat, jaki nam obecnie proponują niektórzy księża, mamy poza kościołem i mamy go dość. Tyle jest szumu o GENDER, a może by przedstawiciele KK zweryfikowali w pierwszym rzędzie to, co podaje się obecnie do wierzenia ludziom w ich kościele? Bo jeśli naród, wierni Chrystusowi będą silni wiarą żywego Boga, to żadne bramy piekielne Go nie przemogą, ani Boga, ani prawd wiary, ani Kościoła, ani żadnego w Bogu żyjącym człowieka. Przychodzimy do Kościoła, bo chcemy przeżyć Słowo Boże w sposób duchowy, majestatyczny, uświęcić się w Nim, a nie bardziej się zezwierzęcić. Przychodzimy na spotkanie z Majestatem Bożym, samym Jezusem Chrystusem oddać cześć i chwałę, Duchowi Świętemu, powieczerzać z Nim, i nie potrzeba nam tam żadnych Bazyliszków, ani Judaszy. Chcemy prawdziwie uczestniczyć w kościele, jako wierzący w Boga Ojca Przedwiecznego, Stworzyciela nieba i ziemi, Jego Syna Jezusa Chrystusa i Ducha Świętego, doznać Jego miłosierdzia, miłości bez jakiegokolwiek zakłócania w kościele, uczty duchowej na spotkaniu z Bogiem, ani mącenia i zagłuszania umysłu i wkradał się do duszy jak złodziej kogoś ze „swoim workiem ziemniaków” czy „swoim tirem”, jaki ma w głowie. Może w ten sposób jego podświadomość mu podpowiada, że powinien być raczej kierowcą tirów, niż księdzem, i tam by nawracał swoje „tirówki”. Nikomu z przychodzących do kościoła nie potrzeba zagłuszania przeżywania spotkania z Bogiem. Te czasy już minęły. Bo taki ksiądz, sprawując Mszę Świętą i głosząc swój komentarz, jakby z góry zakłada, że przed nim stoją byki, których czerwoną płachtą należy rozjuszyć, aby nie stawali się obecni za nadto uświeceni, w każdym razie nie byli świętsi od niego-księdza.
Oczekiwanie na Kanonizację Błogosławionego Jana Pawła II, jest teraz dobrym czasem na pokutę wśród wszystkich chrześcijan, zwłaszcza katolików, w tym również hierarchów i wszystkich księży, abyśmy mogli godnie przeżyć Kanonizację Jana Pawła II, aby On nie zawstydził się za nas w niebie przed Najwyższym Majestatem Bożym, samym Bogu Ojcu Wszechmogącym, za swoich wiernych. Jeśli ktoś potraktuje te moje słowa, jako słowa krytyki lub napaści na Kościół, a mnie jako Jego wroga, to pytam się, czy matkę, która dba o dobre wychowanie swoich dzieci i zwraca im uwagę na niedociągnięcia, można nazwać wrogiem swoich dzieci? I czy powinna taka matka je opuścić i się od nich wyprowadzić? Zatem pisząc ten felieton, nie miałam na uwadze kogokolwiek urazić czy imiennie komukolwiek zaszkodzić. Dziękuję za cierpliwość i zrozumienie.
Płock, 11.2.2014.
Maria Anna Żółtowska
http://www.youtube.com/watch?v=wLkjMLdLf3s
Classical Music Mix - Best Classical Pieces Part I (1/2)
Boże Który Jesteś
Boże, jeżeli jesteś,
jeżeli widzisz nienawiść
braci Swoich w wierze
oraz w Swoich stworzeniach ludzkich,
poskromniej tych wszystkich,
których tak widzisz
swoim Miłosierdziem.
Powstrzymaj ich
od nieobliczalnego działania,
spowodowanego znalezieniem się
ich w ekstremalnej sytuacji,
utraty wiary w Ciebie i ufności
oraz utraty w Tobie nadziei,
wynikających z ich rozpaczy serca,
przygnębienia duszy
i braku samoświadomości wiary
w działanie Twojego Świętego Ducha.
Czego następstwem jest nierozpoznawanie
Prawdy Bożej od kłamstwa.
Nieodróżnianie Twojego
Boskiego dobra od ludzkiego zła.
Mylenie seksu z miłością,
i uzależnianie od seksu innych,
Oraz uzależnianie od seksu
Twojego Bożego
Bezgranicznego Miłosierdzia.
Oddzielanie go
od bezwarunkowej miłości Bożej,
Która JEST TERAZ I ZAWSZE bezgraniczna
i gotowa do sięgnięcia po nią.
Zaproszenia do swojego
życia.
Boże, wejrzyj na rozpacz serc
i przygnębienie dusz w czyśćcu
cierpiących na ziemi. I piekle za
życia.
Pełnego sztywnych bałwanów
wadzących się o władzę
Szatana.
I płaczących niemowląt jawnogrzesznic
wywodzących się ze ścian
szatańskich świątyń,
w których zabito dawno Boga.
A zabójców nagradza się na ołtarzach.
A świętych jak na lekarstwo
pali na stosach nadal,
podpalanych słomą i sianem,
czarnymi płytami z marmuru
podpartych z napisem "zamiast"
Miłości Twojej, Boże,
światu dwa razy w roku ofiarowanej.
Stosy zarażają swoją niemocą
popiołów. Ich duchy udają się
do katakumb wystawnych świątyń
zbudowanych na pustyni
umierających z głodu miłości
Twej, Panie i Boże,
Któremu Twoi słudzy od siedmiu boleści,
nic tylko grożą wciąż palcem,
że im piasek nawiewa do okien i drzwi.
I wypełnia po uszy, oczy i czubek głów
posadzki, poplamione krwią
rozdartego przez lwy
człowieka.
Daruj im, Boże, zachłanność
i niesprawiedliwość na sądzie,
który odbywasz na oczach strapionej
z głodu wydartej z serca dla psa
Twojej miłości.
Bowiem są to osoby chore i nieszczęśliwe,
pełne podstępu, agresji i
zemsty
z nienawiści do swoich bliźnich,
przelewającej się w kielichach
pełnych krwi Pańskiej, kolejny raz już
Ukrzyżowanego. Pomsty biorącej się z ich nieuleczonych serc uzależnionych od warunkowej miłości, przyczyny jakiegokolwiek grzechu zła, bezwstydu cynicznego i instrumentalnego traktowania
człowieka urodzonego do godności składania Bogu dziękczynienia za Jego dary otrzymywane
nieskończenie jako dług wdzięczności.
Zanoszenia Jemu wszelkich gróźb
przeciwko bliźniemu.
Oraz straszenia i wyklinania
ze społeczności ludzi pragnących
wspólnego Domu Bożego
pełnego dobra Bożej chwały
i potęgi Bożej Miłości.
Komunikacji międzyludzkiej
„z serca do serca”,
prawdziwego przebaczenia
tam,
gdzie do jej wzrastania jest nieodzowne.
By nie stała się przyczyną
tworzenia sztucznych podziałów
społecznych domu. I za wysokich progów
dla uczciwego człowieka.
Dzielenia włosa na czworo.
I szukania źdźbła w oku bliźniego
przez niewidzących
wideł we własnych
oczach,
z pogardą traktujących swych bliźnich.
Segregowania ich w sztywne segregatory
paragrafów za małych, aby przeżyć,
więc według własnego widzimisię kaprysu lub focha wyrzucania na śmietnik historii
z powodu jakiejkolwiek doktryny z podtekstem zła przesiąkniętego niechcianymi łzami krzywd
czynionych bliźniemu.
W celu powiększenia kręgu własnych piekieł, bez jakichkolwiek hamulców przeciwstawiania się temu.
Wszelkie zło i niemoc ludzka bierze się z małości serc
i dusz zamkniętych
na Twoje Boże Światło Wiekuiste.
Z przylgnięcia do skamieliny grzechu
o kruchości władzy ludzkiej.
Boże, rozewrzyj wrota Twojego Światła niebios!
Oświeć serca i umysły ludzkie
dla dobra wspólnego. Wszelkiego
Twojego
ludzkiego Stworzenia, Nieskalanej wiary
i ufności w Twoją moc i błogosławieństwa,
które czynisz od wieków.
Przychodź ze Swoimi darami Ducha Świętego
do każdego z osobna i razem!
Rozpal ogniem pokuty i wypal w ich sercach
śmiertelne grzechy na
duszy.
Aby z Twojej prawości czynili wszelkie dobro. I za Twoim przykładem niesienia wszelkiego Twojego dobra
i Miłosierdzia światu i innym
służyli nienagannie.
Dziękujemy Tobie, Najwyższy Boże,
Ojcze Przedwieczny!
Panie Wszechmogący,
Stworzycielu nieba i ziemi,
za Twoje dary narodzenia nas
ze Swojej Łaski Najświętszej Miłości.
Dziękujemy Ci z całego naszego serca,
ze wszystkich naszych myśli,
ze wszystkich sił naszych
oraz z całej naszej duszy,
za naszą niezłomną wiarę i dobrotliwą ufność w Ciebie, którą przelewasz w nas całych za przyczyną Najświętszego Ducha Świętego.
Dziękujemy Ci, Darczyńco Przedwieczny,
za przelane w nasze serca i umysły
Twoje dary Ducha Świętego.
I uświęcanie ich, ilekroć razy o to Ciebie
z ufnością i wiarą prosimy.
Dziękujemy Ci, Stworzycielu, za Twoje Najwyższe
i Najszlachetniejsze oraz Najpiękniejsze Dary Ducha Świętego cierpliwości i mądrości,
które zawsze otrzymujemy,
ilekroć Cię o to prosimy.
Bowiem tylko Twoja Anielska
Bezgraniczna cierpliwość
jest świadectwem Twojej Mądrości,
Przez którą jak przez Sokratejskie
trzy sita przesiewa się Twoje ziarno
Prawdy i Bezgranicznej Miłości.
Aby mogła ona w nas się ujawnić,
połączyć i do życia wzrastać.
Aby mogła ona nas prawdziwie zbawić
i uwolnić od wszelkiego grzechu
pychy i niesprawiedliwości.
Aby Twoje Słowo, które prawdziwie pochodzi od Ciebie, mogło się urzeczywistnić, zmaterializować,
stać się Twoim ciałem, Twoją własnością,
do której należeć chcemy.
Dziękujemy Ci, Ojcze nasz, Miłości
Nieogarniona w Swoim Miłosierdziu,
o które Cię bezustannie prosimy i otrzymujemy. Dziękujemy Tobie
o ogarnięcie nas Swoją
bezgraniczną Miłością.
Dziękujemy o powołanie nas do Twojej Wszechobecnej Miłości. Dziękujemy o przeniknięcie nas Twoimi Promykami Wszechuświęcającej nas Twojej współczującej i współrozumiejącej Miłości.
Dziękujemy Ci, Ojcze Przedwieczny,
Lekarzu dusz naszych i serc,
za przychodzenie do nas skruszonych,
zawsze wtedy, kiedy uważasz to za słuszne,
aby otworzyć nam oczy na Twoją Prawdę
i Miłość Bożą, aby nas wzmocnić
i ubogacić Swoją wiarą w słuszność
przez Ciebie wybranych decyzji,
które mają nas chronić i strzec
przed molami i wszelkim plugastwem.
Dziękujemy Ci Ojcze, zawsze przebaczający tym, o które to przebaczenie Ciebie prosimy.
I pogodzonych w duszy i ciele
Twoim wiekuistym przebaczeniem,
z którego jedynie wypływa prawdziwa światłość dla duszy i serca oraz umysłu.
Dziękujemy za Twoją siłę i Boską moc
Otrzymane od Ciebie, dla nas skruszonych
i otwartych prawdziwie na Twoją bezwarunkową przebaczającą miłość,
płynącą z przedwiecznego
Źródła
niekłamanej Miłości i Miłosierdzia,
opływajacego świat przez nas
bez żadnych ograniczeń.
Przebacz tym, którzy zawsze wszystko wiedzą najlepiej
i uważają się za mądrzejszych i bardziej wprawionych
oraz przebieglejszych w Piśmie i mowie swojej od innych. Jedynie co, to nie potrafią zrozumieć uczciwego
i rzetelnego w swym postępowaniu serca człowieka.
Dziękujemy Ci, Ojcze Najświętszy,
za czystość serc naszych,
przeniknionych Twoją Jasnością,
zawsze ufających Tobie dusz.
Z rozkoszą i ufnością przyjmujemy
każdy Twój dar Najświętszej łaski.
Z wiarą, że nas odrodziła chrztem
i rozlaniem w nas Ducha Świętego
Bożej Prawdy. Oraz oświeciła Twoją
od wieków otrzymaną Jedyną
od Ciebie Stałą i Stabilną
Bezwarunkową Miłością,
Której jedynie poszukujemy.
Bo jej można bezgranicznie zaufać,
rozpoznając w Niej Twoje działanie
zawsze zwyciężającego
Najświętszego Świętego Ducha.
I odnajdowania od zawsze w Tobie
Jedynego ratunku dla naszego
ocalenia i i wypełnianie nas
Swoją Odwieczną Prawdą Bożą
Najwyższego Dobra dla każdego człowieka,
Twojej odwiecznej Miłości, która może nas
jedynie zbawiać co dzień,
w Twojej bezgranicznej Łasce.
Dziękujemy Ci Wszechmogący Stwórco,
że w prawdziwej kruchości naszych serc
i dusz, tęskniących do Twojego
prawdziwego i nieskalanego piękna
I Twej mocy, Ciebie szukamy i Ciebie odnajdujemy, bo w nas jest Twoje niezgłębione i niepojęte dla żadnego człowieka Przedwieczne Źródło,
z którego co dzień czerpiemy potrzebne nam łaski siły do dźwigania w samotności swojego krzyża. Oraz zostajemy napełnieni Twoją mocą potrzebną nam do
uświecania każdego dnia naszego.
I wytrwania w Twojej bezwarunkowej Miłości oraz niesienia dobra, przed którym wszelkie zło łamie swego ducha. I ustępuje wszelka dominacja. Bo nas stworzyłeś do Miłości, w której Jesteś z nami. I w niej się zanurzać chcemy i zanurzamy po utrudzonym dniu,
kiedy opuści nas przyjaciel, opuszczą nas inni, Ty jedyny wtedy pozostajesz, Który nas nigdy nie zasmucasz, ani nie zawodzisz. W Tobie wtedy zostajemy Zbawieni.
Dziękujemy Ci, Ojcze Przedwiecznej Miłości,
że raz pokazałeś nam Światło naszego zbawienia, i nigdy nie chcemy od Niego się oddalać. Ufni w nie, nie odstępujemy Go ani na chwilę od Ciebie, trwamy w tej miłości i jesteśmy jej bezgranicznie wierni i ufni.
Żaden splendor tego świata nie może nas omamić; bo każdy fałsz zostaje natychmiast prześwietlony; wszystkie żądze tego świata są naszemu sercu i duszy natychmiast ujawnione; wszelkie krętactwa i niestałości ludzkich emocji wychodzą natychmiast
na Twoje dzienne światło nam
objawione,
dla naszej w porę otrzymywanej przestrogi
przed jakimkolwiek złem, zakłamaniem, fałszem, kłamstwem, wszelką krzywdą nam wyrządzających. Bo Jedynie Twoja Miłość, Boże, nas strzeże i prowadzi bezpieczną drogą ku naszemu zbawieniu i tego,
do czego nas nasza wiara powołała.
I prowadzą Twoje znaki na niebie i ziemi
przez otrzymane dary Ducha Świętego.
Ty nasz Boże Święty i niepojęty, ale
dający się nam codziennie doświadczać, pokazujesz Swoje Światło zbawienia, jak za nim tęsknimy. I widzimy Twój świat
W tym Przenajświętszym Świetle Prawdy
i Oświecenia Twojego naszych serc i dusz,
Jak teraz przebywamy w Tobie
i pragniemy przebywać i żyć wieki.
Bo nie ma innego zbawienia.
Tylko Twoja Najświętsza Miłość nas zbawiła.
I zbawia. Była jest i będzie zawsze z nami.
Ta Boża Miłość jest naszą drogą, prawdą i życiem.
Ta Prawda Boża wynikająca jedynie z Twojej Najświętszej Miłości Wszechmocnej, zawsze zwyciężającej wszelkie zło w nas i wokół nas,
oraz życia naszego drogi.
Jest ona we mnie i w Tobie.
I zwycięża teraz i zawsze.
Ubrana w Twoją miłość zła się nie ulęknę.
Godzi ona zwaśnione strony i osoby.
Pokonuje lwa pychy i przewrotne osoby.
Pokonuje podstępnych grzeszników jak lisy, świnie, wieprze i psie wymioty na ołtarzu światyni Najwyższego. Jedynie, Ty, Boże, Twoja Miłość, Stworzycielu nieba
i ziemi, Ojcze Przedwieczny, Boże Miłosierny, pokonujesz tych, którym brakuje pokory, prawdziwej skruchy za swoje grzechy, zadoścuczynienia dla skrzywdzionych, oraz prawdziwego w sercu swoim przebaczenia win, pojednania i miłosierdzia Bożego
oraz darowania swojego życia Jezusowi Chrystusowi,
aby nas prowdził.
A my rzetelnie za nim podążali z Mocą Bożą za przyczyną Ducha Świętego bezwarunkowej Miłości, która rozjaśnie nasze serca i umysły podczas drogi naszego życia, daje nam wszystkim potrzebne łaski
do prawdziwego zbawienia i świętości, którzy żyją tylko z grzechu i dla grzechu. I grzechem podpierają swoją pychę i fałsz, wypierając się go jak ognia, pozwalając mu na jego skamienienie w nieczułych i nieroztropnych
oraz któtkowzrocznych i zakłamanych sercach
i małostkowych umysłach, nakłaniających do zakłamania innych. Ty, Boże Najwyższy i Sprawedliwy pokonujesz tych, którzy nie potrafią mówić językami Ducha Świętego, bo nie dostąpili tej łaski jasnego widzenia i jasnego wyrażania swoich uczuć i emocji, oraz wizji życia z Bogiem i w Bogu, które nam objawiłeś,
które nam po to dałeś i kazałeś ujawniać,
abyśmy w Tobie cali i bezpieczni teraz i zawsze zamieszkali. Oraz czerpali z Twoich łask
i darów Ducha Świętego oraz dzielili się z innymi
jedynie Twoją nieogarnioną Miłością dla naszego wspólnego i razem osiąganego zbawienia.
Tak nam Boże dopmagaj w osiąganiu Twojego uświecanego zbwienia przez Ciebie, Boże, oraz pokonywaniu tego, czego się wyrzekają niegodni
Twych łask, gdy wolą swoje skamieniałości
i lakmusowe papierki, ckliwe wzdychania na nic się nie zdające Tobie. I mgliste stany duszy najemnych niewolników, niż Twoją światłość Prawdy Bożej,
ktora nas calkowicie zbawia i
uświęca.
Twoja Miłość, Ojcze Najświętszy,
nasz Zbawicielu, Boże Ukochany,
pokonuje tych, którzy wątpią
w Twoje, Boże, pojednanie.
Którym brakuje roztropności i cierpliwości,
Które są wyrazem Twojej łaski darów
Ducha Świętego. Z Twojej bezgranicznej
Jedynej Bożej Mądrości i Miłości.
Twoja Miłość, Ojcze nasz umiłowany,
pokonuje brak pokory oraz przejednania
zakłócające Twoje dzieło
Wszelkiego Stwarzania na nowo świata.
Jedynie Twoja Prawda Boża
jedynej Twojej Miłości godzi
zwaśnione społeczności i narody
oraz każde skłócone z bliżnim
serce człowieka.
Jedynie Prawda Bożej Miłości
bezustannie zmienia serca i umysły ludzkie
i nakłania w cichości serca wszystkie
stworzenia ludzkie, które stworzył Bóg,
nawet o najbardziej zatwardziałych sercach,
i niewprawionych cierpliwością i roztropnością
umysłach krótkowzrocznych ku Bożej Miłości,
która przyczynia się do całkowitego pokoju
ludzkich stworzeń w sercu każdego człowieka
i na świecie przez Chrystusa Pana naszego,
Który został ukrzyżowany dla naszego i świata zbawienia oraz każdego człowieka teraz i zawsze. Amen
Płock, 16/17.2.2014.
Maria
Anna Żółtowska
UA-46283632-1