Przyjazne Strony

Przedruk wywiadu ze strony:

http://wiadomosci.onet.pl/prasa/zycie-po-zyciu/yl7jt

 

Życie „Po.Życiu”

Mówi, że od po­cho­wa­nia żyw­cem strasz­niej­sze jest sa­me­mu po­cho­wać się za życia. Życie jest jak praca na pla­nie – nie można tra­cić ani mi­nu­ty. W 2009 zro­bi­ła w Hol­ly­wo­od swój pierw­szy peł­no­me­tra­żo­wy obraz, „After.Life” z Chri­sti­ną Ricci i Lia­mem Ne­eso­nem. Wcze­śniej na­krę­ci­ła zna­ko­mi­cie przy­ję­ty de­biut, „Pâté”, który miał pre­mie­rę na Sun­dan­ce Film Fe­sti­val.

Agnieszka Wójtowicz-Vosloo Foto: Materiały prasowe

Wie­rzy Pani w życie po­za­gro­bo­we?

REKLAMA

Wie­rzę, że ener­gia osób, które ode­szły, po­wra­ca. Kiedy pi­sa­łam sce­na­riusz do „After.Life”, czu­łam obec­ność mo­je­go taty, który gdzieś tam był, sie­dział w po­ko­ju, na ka­na­pie, za mną. Przez lata zresz­tą czuję, że jest ze mną. Wie­rzę, że się mną opie­ku­je. Czę­sto sły­szę w róż­nych sy­tu­acjach, że ktoś nade mną musi czu­wać. Oczy­wi­ście, bar­dzo łatwo jest to oba­lić, po­wie­dzieć, że po pro­stu chcę tak czuć.

Czy to, że pani tata od­szedł tak młodo, miało wpływ na to, że żyje Pani tak in­ten­syw­nie?

Był osobą, która prze­ży­wa­ła życie w pełni. Myślę, że jego do­świad­cze­nie ży­cio­we było o wiele peł­niej­sze, niż wielu osób, które od­cho­dzą, mając 33 lata. Istot­ne było też to, jak wy­cho­wa­ła mnie mama: na­uczy­łam się nie sta­wiać sobie gra­nic. Lubię wy­zwa­nia. Praca ko­biet-re­ży­se­rów jest znacz­nie cięż­sza w Sta­nach niż w Eu­ro­pie. Tutaj ko­bie­ta jest cią­gle po­strze­ga­na jako ry­zy­ko, ale ja nigdy o tym nie my­śla­łam - chcia­łam robić filmy. Gdyby było ina­czej, sama sta­wia­ła­bym sobie prze­szko­dy, a jest ich i tak wy­star­cza­ją­co dużo w tym za­wo­dzie.

Pani filmy są nie­sa­mo­wi­cie oso­bi­ste. Czy można po­wie­dzieć, że twór­czość jest dla Pani formą sa­mo­oczysz­cze­nia, we­wnętrz­ne­go roz­ra­chun­ku?

Każdy film, który zro­bi­łam, zo­stał za­in­spi­ro­wa­ny czymś z mo­je­go życia, ale to jest tylko pierw­szy im­puls, który za­wsze prze­twa­rzam, chyba po to, żeby się zdy­stan­so­wać. Nie zro­bi­łam filmu – a mo­głam prze­cież – o dzie­się­cio­let­niej dziew­czyn­ce, któ­rej tata od­cho­dzi w Wi­gi­lię. Uwa­żam, że film nie po­wi­nien być tylko te­ra­pią dla twór­cy, po­wi­nien być także te­ra­pią dla od­bior­cy. I wiem, że tak jest w przy­pad­ku „After.Life”- z ko­men­ta­rzy wi­dzów, roz­mów, li­stów jakie do­sta­ję. Jest on oso­bi­sty, a jed­no­cze­śnie na tyle uni­wer­sal­ny, że każdy po­tra­fi wpi­sać w ten film swoją in­dy­wi­du­al­ną opo­wieść.

Po­dob­no czę­sto py­ta­ją Panią, skąd w sym­pa­tycz­nej, mło­dej ko­bie­cie po­mysł na ro­bie­nie hor­ro­rów. „After. Life” to jed­nak chyba nie jest ty­po­wy hor­ror...

Dla mnie za­wsze był to bar­dziej psy­cho­lo­gicz­ny thril­ler, ale w Sta­nach wszyst­ko, co zwią­za­ne ze śmier­cią, jest au­to­ma­tycz­nie pod­cią­ga­ne pod hasło „hor­ror”, bo śmierć jest cią­gle tutaj bar­dzo wy­pie­ra­na. Myślę, że dla­te­go dys­try­bu­tor pro­mo­wał ten film wła­śnie jako hor­ror. W samym fil­mie jest istot­ne py­ta­nie, czy rze­czy­wi­ście ży­je­my, czy może je­ste­śmy tu tylko fi­zycz­nie, a tak na­praw­dę nie wy­ko­rzy­stu­je­my swo­ich szans, nie prze­ży­wa­my życia w pełni.

Z dru­giej stro­ny mocno widać w fil­mie wpły­wy ga­tun­ku.

Te mrocz­ne re­jo­ny za­wsze mnie bar­dziej po­cią­ga­ły. To się za­czy­na po­wo­li zmie­niać. Pew­nie mu­sia­łam na­krę­cić „After.Life”, żeby oswo­ić ten we­wnętrz­ny mrok. Za­wsze lu­bi­łam hor­ro­ry, ale też sta­ram się po­ka­zać pewne rze­czy ina­czej, mru­gnąć okiem, po­ba­wić się kon­wen­cją. Myślę, że ta nie­jed­no­znacz­ność, która jest w fil­mie, też była mocno wpi­sa­na w samą opo­wieść. W py­ta­nie, co de­fi­niu­je nasze życie - czy to jest tylko nasza fi­zycz­ność, czy ra­czej nasza dusza. Na to py­ta­nie nie ma jed­no­znacz­nej od­po­wie­dzi. Sądzę, że taka, a nie inna forma była je­dy­ną wła­ści­wą, aby opo­wie­dzieć tę hi­sto­rię.

Przy­go­to­wu­jąc się do krę­ce­nia filmu od­wie­dza­ła Pani kost­ni­ce i domy po­grze­bo­we. Dla­cze­go?

Nigdy nie zro­bi­łam filmu do­ku­men­tal­ne­go, ale praca do­ku­men­ta­li­sty, zbie­ra­nie ma­te­ria­łów i sta­wa­nie oko w oko z bo­ha­te­rem – a tak na­praw­dę bo­ha­te­rem mo­je­go filmu była śmierć – to było dla mnie bar­dzo, bar­dzo ważne. Zresz­tą tak samo pod­szedł do tego Liam Ne­eson. To była jedna z jego pierw­szych próśb: żebym za­pro­wa­dzi­ła go do kost­ni­cy i żeby mógł po­roz­ma­wiać z dy­rek­to­rem za­kła­du po­grze­bo­we­go. Tu jest coś, co mnie fa­scy­no­wa­ło: Man­hat­tan, tłumy ludzi na ulicy, ale w któ­rejś z tych bram jest za­kład po­grze­bo­wy – on ist­nie­je, jest tak bli­sko na­sze­go życia, tylko że my go nie za­uwa­ża­my, nie chce­my za­uwa­żać. Te wi­zy­ty były cięż­kie, ale ja tego bar­dzo po­trze­bo­wa­łam, bo jako dziec­ko tego nie prze­ży­łam. Gdzieś ta śmierć była, ale zo­sta­łam od niej od­izo­lo­wa­na, bo moja mama czuła, tak jak każdy zresz­tą ro­dzic, że byłam za mała, żeby prze­żyć to do­kład­nie, z bli­ska. W pew­nym sen­sie, mu­sia­łam tam wró­cić. To zde­rze­nie z czymś, tak bar­dzo praw­dzi­wym, po­wo­do­wa­ło, że kiedy wcho­dzi­łam na ulice, czu­łam... no wła­śnie, czu­łam jak ważne jest życie.

Głów­ny bo­ha­ter „After.Life”, Eliot (grany przez Liama Ne­eso­na) pro­wa­dzi za­kład po­grze­bo­wy. To po­stać, po­wiedz­my, dwu­znacz­na. Dla­cze­go wy­bie­ra się taki zawód?

Sama mia­łam iden­tycz­ne py­ta­nia. To czę­sto prze­cho­dzi z po­ko­le­nia na po­ko­le­nie, ale nie za­wsze. Spo­tka­łam dy­rek­to­ra za­kła­du po­grze­bo­we­go, który był wcze­śniej pro­fe­so­rem na uni­wer­sy­te­cie. Stra­cił w wy­pad­ku sa­mo­cho­do­wym żonę i dwie córki. Na pewno w roz­mo­wach wspól­nym mia­now­ni­kiem była jakaś misja, po­wo­ła­nie. Eliot też ma swoją misję. Osoby, z któ­ry­mi roz­ma­wia­łam, były sza­le­nie dumne z tego, co robią. Nie chcę po­wie­dzieć, że ko­cha­ły swój zawód. To ra­czej po­czu­cie obo­wiąz­ku, ale też głę­bo­ka wiara w to, że robią coś bar­dzo waż­ne­go i że chcą to robić jak naj­le­piej, z jak naj­więk­szą god­no­ścią. To się czuje. O tym nawet nie trze­ba roz­ma­wiać. Mówi się, że po­grze­by nie są tak na­praw­dę dla zmar­łych, tylko dla ich ro­dzin. Coś w tym jest. Część osób, z któ­ry­mi się spo­tka­łam, przy­zna­ła, że czę­sto roz­ma­wia­ją ze zmar­ły­mi, to zna­czy mówią do nich. Może nie­któ­rzy z nich coś tam też sły­szą. Można to in­ter­pre­to­wać jako coś bar­dzo dziw­ne­go, ale też tak na­praw­dę bar­dzo nor­mal­ne­go, skoro to im w tej, jakże cięż­kiej, pracy po­ma­ga.

To ma w sobie coś z ry­tu­ału.

Pa­mię­tam moje pierw­sze spo­tka­nie z Lia­mem. Zro­bi­łam książ­kę pełną wi­zu­al­nych in­spi­ra­cji, zdjęć, ob­ra­zów, wy­bra­nych ko­lo­rów. Jeden roz­dział był po­świę­co­ny wła­śnie fil­mo­wej kost­ni­cy. Dla mnie to był ro­dzaj ka­pli­cy. I to samo po­wie­dział Liam – że dla niego to jest ka­pli­ca, w któ­rej od­pra­wia ry­tu­ał, jego inner sanc­tum.

Bar­dzo boimy się mówić o śmier­ci.

Nigdy nie za­po­mnę, kiedy krę­ci­li­śmy zdję­cia w praw­dzi­wej kost­ni­cy, w szpi­ta­lu na Bro­okly­nie. Ta scena nie we­szła do filmu. W tym szpi­ta­lu też był cie­ka­wy ry­tu­ał. Kiedy ro­dzi­ło się dziec­ko, sły­chać było takie ra­do­sne dzwo­necz­ki na ko­ry­ta­rzach. Przez parę go­dzin na­sze­go tam po­by­tu sły­sze­li­śmy wiele dzwo­necz­ków, ale też wi­dzie­li­śmy wiele ciał przy­wo­żo­nych do kost­ni­cy. Dźwięk na­kła­dał się na obraz wóz­ków z ko­lej­ny­mi zmar­ły­mi. Dla mnie to wciąż jest naj­więk­szą za­gad­ką, że lu­dzie tak bar­dzo wy­pie­ra­ją śmierć.

W pani fil­mie po­ja­wia się wątek po­cho­wa­nia żyw­cem. To już jest kosz­mar...

To jeden z na­szych naj­bar­dziej pier­wot­nych lęków, bycie po­cho­wa­nym za życia, ale jed­no­cze­śnie czę­sto nie chce­my się skon­fron­to­wać z innym lę­kiem – że nie prze­ży­li­śmy na­sze­go życia w pełni. Dla mnie to też jest pier­wot­ny lęk: umrzeć nie prze­ży­wa­jąc życia.

Wi­dzo­wie na fo­rach czę­sto za­da­ją sobie py­ta­nie, czy głów­na bo­ha­ter­ka żyła, czy nie żyła...

Do­kład­nie taki za­mysł mia­łam pi­sząc sce­na­riusz. Od wej­ścia filmu do kin minął już jakiś czas, ale film nadal pro­wo­ku­je wi­dzów do dys­ku­sji. Sama zresz­tą czy­ta­łam te dys­ku­sje i są one dla mnie fa­scy­nu­ją­ce. Czę­sto za­czy­na się to pro­za­icz­nie – czy głów­na bo­ha­ter­ka żyje, czy też nie – ale idzie to o wiele głę­biej i lu­dzie za­czy­na­ją się za­sta­na­wiać, co tak na­praw­dę de­fi­niu­je życie. To była dys­ku­sja, która przez lata to­czy­ła się we mnie, w środ­ku. Ten film jest roz­mo­wą z od­bior­cą. To od­bior­ca na­rzu­ca swoją wła­sną in­ter­pre­ta­cję w za­leż­no­ści od tego, jak sam po­strze­ga życie i śmierć. Ame­ry­kań­scy wi­dzo­wie są przy­zwy­cza­je­ni do jed­no­znacz­ne­go za­koń­cze­nia i na pewno pod­ję­łam tu duże ry­zy­ko. Dla nie­któ­rych wi­dzów to, że film nie ma ta­kie­go hol­ly­wo­odz­kie­go, jed­no­znacz­ne­go za­koń­cze­nia, jest jego plu­sem, dla in­nych mi­nu­sem. Znowu nie­jed­no­znacz­ność. Mnie w ogóle przy­cią­ga­ją rze­czy, które są nie­jed­no­znacz­ne.

A samo krę­ce­nie filmu? Były ja­kieś mo­men­ty trud­ne, nie­za­po­mnia­ne?

Film po­wstał bar­dzo szyb­ko. Dla mnie za­wsze wy­jąt­ko­wy jest ten pierw­szy dzień. Nagle to wszyst­ko, co było w two­jej gło­wie przez tak długi czas, staje się rze­czy­wi­sto­ścią. Co­dzien­nie tak wiele się uczy­łam, przede wszyst­kim od ak­to­rów, z któ­ry­mi mia­łam nie­sa­mo­wi­te twór­cze po­ro­zu­mie­nie. Do tej pory po­zo­sta­ła nam przy­jaźń i wza­jem­ny sza­cu­nek. Pa­mię­tam brak snu i mo­ment, kiedy wszy­scy na pla­nie się po­cho­ro­wa­li. Była zima, mróz. Chri­sti­na bar­dzo źle się czuła, ale dziel­nie le­ża­ła nago na tym zim­nym pro­sek­to­ryj­nym stole, w nie­do­grza­nym stu­dio. Ja stra­ci­łam głos, mia­łam go­rącz­kę. Pa­mię­tam, że Liam na­zy­wał mnie ge­ne­ra­łem – każ­de­go dnia przy­cho­dził rano na plan i sa­lu­to­wał.

Ten plan to chyba tro­chę takie strasz­ne miej­sce – pre­sja czasu, walka z pro­du­cen­tem. No więc gdzie jest to „wow”? Co w tym ta­kie­go faj­ne­go?

Ja nie tylko re­ży­se­ru­ję, ale piszę też sce­na­riu­sze. Pi­sząc, jest się sa­me­mu z bo­ha­te­ra­mi sce­na­riu­sza i kub­kiem her­ba­ty. Ja bar­dzo lubię być sama, w ciszy, ale jed­no­cze­śnie mam tem­pe­ra­ment re­ży­se­ra. W ten spo­sób te moje dwie dia­me­tral­nie rożne oso­bo­wo­ści się uzu­peł­nia­ją. Na pla­nie jest ta ad­re­na­li­na i ener­gia. Smak pew­ne­go ry­zy­ka. Każda Twoja de­cy­zja jako re­ży­se­ra ma kon­se­kwen­cje. I cią­głe wy­zwa­nia. Sta­wia­nie sobie i eki­pie coraz wyż­szej po­przecz­ki. To praca ze­spo­ło­wa, cią­gła wy­mia­na myśli. Każda se­kun­da jest cenna. Tak samo po­win­no być w życiu. Tak łatwo stra­cić jeden dzień, jeden mie­siąc... Mam szyb­ki „me­ta­bo­lizm ży­cio­wy” - po­trze­bu­ję cią­głe­go szu­ka­nia, od­kry­wa­nia, prze­ży­wa­nia cze­goś. Przy „After.Life” mia­łam ekipę 180 osób. Są mo­men­ty wspól­ne­go two­rze­nia, ale też takie, kiedy jest się sa­me­mu.

Czy Pani w ogóle sypia?

Uwiel­biam spać (śmiech). Pa­mię­tam taki mo­ment przy krę­ce­niu „Pâté” – jakiś kosz­mar­ny dzień, kiedy nie udało się do­kład­nie wszyst­ko, co tylko mogło się nie udać. Wró­ci­łam do domu w nocy – zima, czwar­ta nad ranem. Byłam prze­mar­z­nię­ta, bo spę­dzi­łam sama noc na sta­rym, za­rdze­wia­łym stat­ku na rzece Hud­son, na za­chod­niej stro­nie Man­hat­ta­nu, przy­go­to­wu­jąc sce­no­gra­fię na na­stęp­ny dzień zdję­cio­wy. We­szłam do wanny, moje palce to były wła­ści­wie so­pel­ki lodu i nie za­po­mnę jak sie­dzia­łam w tej wan­nie i pła­ka­łam. Ale obu­dzi­łam się po 4 go­dzi­nach i wró­ci­łam na ten sta­tek. Wie­rzę w pracę i w to, że można nią wiele osią­gnąć. Zresz­tą, kiedy się coś bar­dzo kocha, to praca jest speł­nie­niem, po­wo­ła­niem. Nie czuje się zmę­cze­nia, ani tego, że nie było czasu na śnia­da­nie, a już pora na ko­la­cje. Dla mnie bar­dziej przy­tła­cza­ją­ce są mo­men­ty prze­sto­ju po­mię­dzy pro­jek­ta­mi.

A jak to wszyst­ko się za­czę­ło? Bycie re­ży­se­rem w Hol­ly­wo­od to chyba nie jest ty­po­we ma­rze­nie do­ra­sta­ją­cych dziew­cząt...

Jako na­sto­lat­ka na­ło­go­wo cho­dzi­łam do kina i te­atru, na wszyst­ko, na co tylko mo­głam. Cho­wa­łam się w to­a­le­cie Te­atru Stu­dio po­mię­dzy spek­ta­kla­mi, bo nie było mnie stać na dwa bi­le­ty i po dzwon­ku jakoś za­wsze uda­wa­ło mi się wejść na salę. Po ja­kimś cza­sie panie bi­le­ter­ki już tak do­brze mnie znały, że wpusz­cza­ły mnie bez bi­le­tów. Za­wsze in­te­re­so­wa­łam się wie­lo­ma dzie­dzi­na­mi sztu­ki: ma­lar­stwem, tań­cem, fo­to­gra­fią, ak­tor­stwem, li­te­ra­tu­rą... W pracy re­ży­se­ra to wszyst­ko się spaja. Sama na przy­kład zro­bi­łam sce­no­gra­fię do mo­je­go de­biu­tu, „Pâté”. To nie było tak, że usia­dłam przy stole i po­my­śla­łam: „Kim będę? Będę re­ży­se­rem!”. To przy­szło bar­dziej na­tu­ral­nie. Ma­rzy­łam, aby być neu­ro­chi­rur­giem, albo dy­ry­gen­tem, ale nie­ste­ty wszy­scy ucie­ka­ją, kiedy śpie­wam, a w szko­le mia­łam piąt­ki z przed­mio­tów hu­ma­ni­stycz­nych, a nie przy­rod­ni­czych. Z dru­giej stro­ny te tak rożne za­wo­dy wy­ma­ga­ją bar­dzo po­dob­nych cech cha­rak­te­ru. To praca z ze­spo­łem, ale jest się tak na­praw­dę sa­me­mu – kiedy umrze pa­cjent, czy nie wyj­dzie film to, od­po­wie­dzial­ność spada na jedną osobę.

A co z Pani ro­dzi­ną? Po­do­bał im się ten wybór?

W domu kul­tu­ra była za­wsze bar­dzo ważna, ale też nikt w mojej ro­dzi­nie nie jest za­wo­do­wym ar­ty­stą. Mama za­wsze sza­no­wa­ła moje de­cy­zje, nawet jeśli mogły pro­wa­dzić do roz­cza­ro­wań. W mo­men­cie, w któ­rym więk­szość mojej klasy zda­wa­ła na prawo lub za­rzą­dza­nie, nie było pytań w ro­dza­ju: „Dla­cze­go sztu­ka? Prze­cież jest za­rzą­dza­nie!”. Mama od wcze­sne­go dzie­ciń­stwa po­zwa­la­ła mi de­cy­do­wać za sie­bie.

Wy­emi­gro­wa­ła Pani w bar­dzo mło­dym wieku. Po czte­rech la­tach od wy­jaz­du Nowy Jork, szko­ła fil­mo­wa... Jak to się stało?

Kiedy byłam na­sto­lat­ką, tzw. „ame­ri­can dream” wy­da­wał mi się dziw­ny i tro­chę śmiesz­ny, a zwłasz­cza ci emi­gran­ci, któ­rzy po trzech mie­sią­cach nie pa­mię­ta­li już słowa po pol­sku. Nie ma­rzy­łam o emi­gra­cji. Nie zno­si­łam an­giel­skie­go, a moim mężem zo­stał ro­do­wi­ty An­glik, z któ­rym mówię tylko po an­giel­sku. Pra­cu­ję po an­giel­sku, myślę po an­giel­sku, śnię po an­giel­sku. Po wy­jeź­dzie z Pol­ski, po­je­cha­li­śmy do Hong­kon­gu, bo tam mąż pra­co­wał. Potem zro­bi­li­śmy sobie bar­dzo, bar­dzo długą po­dróż po­ślub­ną po Azji. By­li­śmy wszę­dzie – Chiny, Tybet, In­do­ne­zja, Indie... Nagle po­czu­łam jed­nak jakiś brak. Chcia­łam wró­cić na stu­dia, a wie­dzia­łam, że naj­lep­sze szko­ły fil­mo­we są w Sta­nach.

Za­dzia­ła­ła magia No­we­go Jorku?

To było bar­dziej pro­za­icz­ne. Do­sta­łam się na Uni­wer­sy­tet No­wo­jor­ski i Uni­wer­sy­tet Ka­li­for­nij­ski w Los An­ge­les. Nie mam jed­nak prawa jazdy. Spe­cjal­nie, po­nie­waż mój tata zmarł po wy­pad­ku sa­mo­cho­do­wym, a ja, tak jak on, za bar­dzo lubię tę ad­re­na­li­nę i szyb­ką jazdę. W Los An­ge­les nie da się żyć bez sa­mo­cho­du, więc wybór padł na Nowy Jork. Tak w ogóle to nie mam pla­nów pię­cio­let­nich, nie za­sta­na­wiam się, gdzie będę za 10 lat, bo po pro­stu gdzie mam być, tam będę. Oczy­wi­ście mam ma­rze­nia, am­bi­cje, ale zbyt in­ten­syw­ne pro­jek­to­wa­nie może nas pa­ra­li­żo­wać. Naj­lep­sze de­cy­zje w moim życiu za­wsze gdzieś tam same się na­tu­ral­nie po­ja­wia­ły.

Nagle tra­fi­ła Pani do Ame­ry­ki. Szok kul­tu­ro­wy?

Przy­znam, że nie od­czu­wa­łam spe­cjal­ne­go szoku. Bar­dzo szyb­ko od­naj­du­ję się w no­wych miej­scach. Ko­cham wszyst­ko, co nie­zna­ne. Za­sko­czy­ła mnie je­dy­nie biu­ro­kra­cja. Wy­ro­słam prze­cież w kraju, który był bar­dzo biu­ro­kra­tycz­ny i zu­peł­nie nie spo­dzie­wa­łam się tego w Sta­nach.

Za­czy­na­ła pani z ludź­mi ze Sta­nów. Im chyba było ła­twiej – mieli wię­cej pie­nię­dzy, lep­sze kon­tak­ty. Czy czuła Pani, że star­tu­je z trud­niej­szej po­zy­cji?

Wręcz od­wrot­nie. In­try­go­wa­ło mnie, że stu­dio­wa­łam z ludź­mi z zu­peł­nie innej kul­tu­ry. Ja sama to wy­bra­łam, zde­cy­do­wa­łam, że chcia­łam stu­dio­wać w Sta­nach. Za­wsze też uwa­ża­łam swoja Eu­ro­pej­skość, to że po­cho­dzę z Pol­ski za wiel­ki plus.

Skoń­czy­ła Pani pre­sti­żo­wy ame­ry­kań­ski uni­wer­sy­tet. Do ja­kie­go stop­nia ukształ­to­wa­ła Panią szko­ła?

Z mo­je­go rocz­ni­ka filmy tak na­praw­dę robią tylko czte­ry osoby. A wy­dział re­ży­se­rii jest ogrom­ny. Jed­no­cze­śnie stu­diu­je tutaj kil­ka­set osób, nie tak jak w Łodzi, gdzie na jed­nym roku jest po­wiedz­my 10 osób (choć teraz pew­nie wię­cej). Mój wy­dział na Uni­wer­sy­te­cie No­wo­jor­skim skoń­czy­li Mar­tin Scor­se­se, Ang Lee, Oli­vier Stone czy Spike Lee... Są też zna­ko­mi­ci fil­mow­cy, któ­rzy rzu­ci­li szko­łę już na pierw­szym roku, jak na przy­kład Paul Tho­mas An­der­son, który pie­nią­dze, jakie wy­dał­by na stu­dia, prze­zna­czył na zro­bie­nie filmu. Jed­nej drogi nie ma – to za­le­ży od czło­wie­ka i od tego, co ma we­wnątrz, jak po­strze­ga świat i czy ma hi­sto­rię do opo­wie­dze­nia. Szko­ła nie za­stą­pi ci ta­len­tu ani nie da ci de­ter­mi­na­cji, jaką trze­ba mieć, aby zro­bić film.

Czy Pani się nie czuje zbyt eu­ro­pej­ska na tle tych Ame­ry­ka­nów?

Tak, na pewno, bo na takim kinie się wy­cho­wa­łam, mam to we krwi, ale jed­no­cze­śnie bar­dzo cenię dobre kino ame­ry­kań­skie. Dobre kino jest do­brym kinem. Na pewno róż­ni­my się spoj­rze­niem na świat, ale to jest w tym naj­cie­kaw­sze. Co do spo­so­bu pracy, to w Pol­sce nadal re­ży­ser jest kró­lem, a na pierw­szym pla­nie jest sztu­ka. Tutaj na pierw­szym pla­nie jest nie­ste­ty biz­nes, a kró­lem jest pro­du­cent. Tutaj walka o wła­sną wizję jest czę­ścią za­wo­du re­ży­se­ra.

Z nami, Po­la­ka­mi jest tro­chę tak, że choć na cudzą kry­ty­kę re­agu­je­my obu­rze­niem, czę­sto nie do­ce­nia­my tego, co ro­da­cy zro­bi­li za gra­ni­cą. Jak jest Pani przyj­mo­wa­na w kraju?

Pierw­szy raz przy­je­cha­łam z „After.Life” na fe­sti­wal w Gdyni. Wy­je­cha­łam jako młody czło­wiek, nie­ufor­mo­wa­ny za­wo­do­wo – byłam na pierw­szym roku dzien­ni­kar­stwa. (Dla mo­je­go rocz­ni­ka nie było wtedy na­bo­ru do fil­mów­ki, więc wy­my­śli­łam sobie, że będę roz­ma­wiać z twór­ca­mi i pisać o sztu­ce.) Gdy­nia to było moje pierw­sze oso­bi­ste ze­tknię­cie się z pol­skim świa­tem fil­mo­wym i bar­dzo cie­ka­we do­świad­cze­nie, bo byłam skon­fron­to­wa­na z twór­ca­mi, któ­rych za­wsze po­dzi­wia­łam, ale także mło­dym po­ko­le­niem. Wiele osób ostrze­ga­ło mnie przed re­ak­cją pol­skie­go śro­do­wi­ska, a tym­cza­sem zo­sta­łam przy­ję­ta bar­dzo cie­pło.

Po­strze­ga­my Pol­skę jako kraj ukła­dów i ukła­dzi­ków. Z dru­giej stro­ny cią­gle obraz Sta­nów, jako kraju, w któ­rym cięż­ką pracą można do cze­goś dojść. To mit?

Ame­ry­ka jest kra­jem moż­li­wo­ści. Sama je­stem przy­kła­dem, że można, nie mając żad­nych zna­jo­mo­ści ani ukła­dów, dojść do cze­goś, o czym się marzy. Tu jest wiele ta­kich osób. Ten kraj jest z nich zbu­do­wa­ny. Nie wszyst­ko jest pro­ste i wspa­nia­łe, ale na pewno cięż­ką pracą można osią­gnąć bar­dzo wiele. Je­że­li jest się w czymś do­brym, to jest to za­uwa­ża­ne i wspie­ra­ne.

Czy chcia­ła­by Pani zro­bić film w kraju?

Nim Pani za­dzwo­ni­ła, pra­co­wa­łam wła­śnie nad sce­na­riu­szem do mo­je­go pol­skie­go pro­jek­tu. Nie lubię dużo mówić o pro­jek­cie, zanim nie wejdę na plan fil­mo­wy. Film jest taką rze­czą, że tak na­praw­dę gwiaz­dy się muszą spo­tkać, żeby po­wstał. Ale obok ame­ry­kań­skich pro­jek­tów, film w Pol­sce jest na pewno w moich naj­bliż­szych pla­nach.

Autor:

Katarzyna Kantner

Źródło: Onet

Zobacz również:

 

Comments: 0

 

 „COKOLWIEK UCZYNILIŚCIE JEDNEMU Z TYCH BRACI MOICH NAJMNIEJSZYCH, MNIEŚCIE UCZYNILI” (Mt 25,40).
– Naśladujemy Chrystusa Sługę z miłością służąc chorym i ubogim.

 

W każdym człowieku jest Jezus.

”Wierność misji”

<”Jezus świadomy swojej misji odważnie podąża do Jerozolimy, aby tam nie tylko słowami czy czynami, ale całym sobą ukazać nam nieskończoną miłość Ojca. W swojej wędrówce doświadcza odrzucenia, które budzi gniew apostołów, szczególnie Jana i Jakuba. Chcą zareagować mocno, stanowczo, od razu. Jezus jednak nie zezwala im na to. Ich reakcja pogłębiłaby jedynie krąg niezgody i wrogości. Jezus się nie narzuca, ale i nie odrzuca ludzi. Idzie dalej – wierny misji, którą otrzymał od Ojca.”>

 

„Jezu, proszę Cię, naucz mnie tej ufnej pokory i cierpliwości, bo dobro zwycięża zawsze, choć powoli.”

 

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 138,1-5)

Refren: Wobec aniołów psalm zaśpiewam Panu.

Będę Cię sławił, Panie, z całego serca, *
bo usłyszałeś słowa ust moich;
Będę śpiewał Ci psalm wobec aniołów, *
pokłon Ci oddam w Twoim świętym przybytku.

I będę sławił Twe imię za łaskę Twoją i wierność, *
bo ponad wszystko wywyższyłeś Twoje imię i obietnicę.
Wysłuchałeś mnie, kiedy Cię wzywałem, *
pomnożyłeś moc mojej duszy.

Wszyscy królowie ziemi będą dziękować Tobie, Panie, *
gdy usłyszą słowa ust Twoich,
i będą opiewać drogi Pana: *
„Zaprawdę, chwała Pana jest wielka”.


ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (Por. Ps 103,21)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Błogosławcie Pana, wszyscy Jego aniołowie,
wszyscy słudzy, pełniący Jego wolę.


Aklamacja:
Alleluja, alleluja, alleluja.

 

PSALM RESPONSORYJNY (Ps 25,4–5.6–7.8–9)

Refren:
Wspomnij, o Panie, na swe miłosierdzie.

Daj mi poznać Twoje drogi, Panie, *
naucz mnie chodzić Twoimi ścieżkami.
Prowadź mnie w prawdzie według Twych pouczeń, *
Boże i Zbawco, w Tobie mam nadzieję.

Wspomnij na swoje miłosierdzie, Panie, *
na swoją miłość, która trwa od wieków.
Nie pamiętaj mi grzechów i win mej młodości, +
lecz o mnie pamiętaj w swoim miłosierdziu, *
ze względu na dobroć Twą, Panie.

Dobry jest Pan i prawy, *
dlatego wskazuje drogę grzesznikom.
Pomaga pokornym czynić dobrze, *
uczy pokornych dróg swoich.

 

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (J 10, 27)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Moje owce słuchają mojego głosu,
Ja znam je, a one idą za Mną.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

 

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 59,2-3.4-5a.10-11.17)

Refren: Bóg jest ucieczką w dniu mego ucisku.

Od nieprzyjaciół moich wyzwól mnie, mój Boże,
*
broń mnie od tych, co na mnie
powstają.
Wybaw mnie od złoczyńców
*
i od mężów krwawych.

Bo oto czyhają na moje życie,
*
spiskują przeciw mnie mocarze,
a we mnie nie ma zbrodni ani grzechu, Panie,
*
bez mojej winy tu biegną, by mnie napastować.

Na Ciebie będę baczył, Mocy moja, *
bo Ty, o Boże, jesteś moją warownią.
Wychodzi mi naprzeciw Bóg w swej łaskawości,
*
Bóg sprawia, że mogę patrzeć na klęskę swych wrogów.

A ja opiewać będę Twoją potęgę
*
i rankiem będę się weselić z Twojej łaskawości.
bo stałeś się dla mnie warownią
*
i ucieczką w dniu mego ucisku.


ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (J 6,63b.68b)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Słowa Twoje, Panie, są duchem i życiem,
Ty masz słowa życia wiecznego
.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.



PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 59,2-3.4-5a.10-11.17)

Refren: Bóg jest ucieczką w dniu mego ucisku.

Od nieprzyjaciół moich wyzwól mnie, mój Boże,
*
broń mnie od tych, co na mnie powstają.
Wybaw mnie od złoczyńców
*
i od mężów krwawych.

Bo oto czyhają na moje życie,
*
spiskują przeciw mnie mocarze,
a we mnie nie ma zbrodni ani grzechu, Panie,
*
bez mojej winy tu biegną, by mnie napastować.

Na Ciebie będę baczył, Mocy moja, *
bo Ty, o Boże, jesteś moją warownią.
Wychodzi mi naprzeciw Bóg w swej łaskawości,
*
Bóg sprawia, że mogę patrzeć na klęskę swych wrogów.

A ja opiewać będę Twoją potęgę
*
i rankiem będę się weselić z Twojej łaskawości.
bo stałeś się dla mnie warownią
*
i ucieczką w dniu mego ucisku.


ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (J 6,63b.68b)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Słowa Twoje, Panie, są duchem i życiem,
Ty masz słowa życia wiecznego
.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.


 ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (Ps 84,5)

Aklamacja: Chwała Tobie, Królu wieków.

 

Szczęśliwi, którzy mieszkają w domu Twoim, Panie,
będą Ciebie wychwalali na wieki.

Aklamacja:
Chwała Tobie, Królu wieków.

 

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 50,8-9.16bc-17.21 i 23)


Refren: Temu, kto prawy, ukażę zbawienie.

„Nie oskarżam cię za twe ofiary, *
bo twoje całopalenia zawsze są przede Mną.
Nie przyjmę z twego domu cielca *
ani kozłów ze stad twoich”.

„Czemu wymieniasz Moje przykazania *
i na ustach masz Moje przymierze?
Ty, co nienawidzisz karności, *
a słowa Moje odrzuciłeś za siebie?

Ty tak postępujesz, a Ja mam milczeć? *
Czy myślisz, że jestem do ciebie podobny?
Kto składa ofiarę dziękczynną, ten cześć Mi oddaje, *
a tym, którzy postępują uczciwie, ukażę Boże zbawienie”.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (Ez 18,31)

Aklamacja:
Chwała Tobie, Królu wieków.

Odrzućcie od siebie wszystkie grzechy
i utwórzcie sobie nowe serca i nowego ducha.

Aklamacja: Chwała Tobie, Królu wieków.

 

 

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 103,1-2.3-4.9-10.11-12)

Refren: Pan jest łaskawy, pełen miłosierdzia.

Błogosław, duszo moja, Pana *
i wszystko, co jest we mnie, święte imię Jego.
Błogosław, duszo moja, Pana *
i nie zapominaj o wszystkich Jego dobrodziejstwach.

On odpuszcza wszystkie twoje winy *
i leczy wszystkie choroby,
On twoje życie ratuje od zguby, *
obdarza cię łaską i miłosierdziem.

Nie zapamiętuje się w sporze, *
nie płonie gniewem na wieki.
Nie postępuje z nami według naszych grzechów *
ani według win naszych nam nie odpłaca.

Bo jak wysoko niebo wznosi się nad ziemią, *
tak wielka jest łaska Pana dla Jego czcicieli.
Jak odległy jest wschód od zachodu, *
tak daleko odsunął od nas nasze winy.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (Łk 15,18)

Aklamacja:
Chwała Tobie, Królu wieków.

Powstanę i pójdę do mego ojca, i powiem:
„Ojcze, zgrzeszyłem przeciw niebu i względem ciebie”.

Aklamacja: Chwała Tobie, Królu wieków.

  

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 1,1-2.3.4.6)

Refren: Błogosławiony, kto zaufał Panu.

Błogosławiony człowiek, który nie idzie za radą występnych, *
nie wchodzi na drogę grzeszników *
i nie zasiada w gronie szyderców,
lecz w prawie Pańskim upodobał sobie *
i rozmyśla nad nim dniem i nocą.

On jest jak drzewo zasadzone nad płynącą wodą, *
które wydaje owoc w swoim czasie,
liście jego nie więdną, *
a wszystko, co czyni, jest udane.

Co innego grzesznicy: *
są jak plewy, które wiatr rozmiata.
Albowiem znana jest Panu droga sprawiedliwych, *
a droga występnych zaginie.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (J 8,12b)

Aklamacja:
Chwała Tobie, Królu wieków.

Błogosławieni, którzy w sercu dobrym i szlachetnym
zatrzymują słowo Boże
i wydają owoc przez swoją wytrwałość.

Aklamacja: Chwała Tobie, Królu wieków.

 

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 34,4-5.6-7.16-17.18-19)

Refren: Bóg sprawiedliwych uwolnił z ucisków.

Wysławiajcie ze mną Pana, *
wspólnie wywyższajmy Jego imię.
Szukałem pomocy u Pana, a On mnie wysłuchał *
i wyzwolił od wszelkiej trwogi.

Spójrzcie na Niego, a rozpromienicie się radością, *
oblicza wasze nie zapłoną wstydem.
Oto wołał biedak i Pan go usłyszał, *
i uwolnił od wszelkiego ucisku.

Oczy Pana zwrócone na sprawiedliwych, *
uszy Jego otwarte na ich wołanie.
Pan zwraca swe oblicze przeciw zło czyniącym, *
By pamięć o nich wymazać z ziemi

Pan słyszy wołających o pomoc *
i ratuje ich od wszelkiej udręki.
Pan jest blisko ludzi skruszonych w sercu, *
ocala upadłych na duchu.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (Mt 4,4b)

Aklamacja:
Chwała Tobie, Słowo Boże.

Nie samym chlebem żyje człowiek,
lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych.

Aklamacja: Chwała Tobie, Słowo Boże.

 

PSALM RESPONSORYJNY (Ps 33,4–5.18–19.20 i 22)

Refren:Mamy nadzieję w miłosierdziu Pana.

Słowo Pana jest prawe, *
a każde Jego dzieło godne zaufania.
On miłuje prawo i sprawiedliwość, *
ziemia jest pełna Jego łaski.

Oczy Pana zwrócone na bogobojnych, *
na tych, którzy czekają na Jego łaskę,
aby ocalił ich życie od śmierci *
i żywił ich w czasie głodu.

Dusza nasza oczekuje Pana, *
jest naszą pomocą i tarczą.
Panie, niech nas ogarnie Twoja łaska według nadziei, *
którą pokładamy w Tobie.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (2 Kor 6,2b)

Aklamacja:
Chwała Tobie, Słowo Boże.

Pan mówi: Nie chcę śmierci grzesznika,
lecz aby się nawrócił i miał życie.

Aklamacja: Chwała Tobie, Słowo Boże.

  

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 19,8.9.10.15)

Refren: Słowa Twe, Panie, dają życie wieczne.

Prawo Pańskie jest doskonałe i pokrzepia duszę, *
świadectwo Pana niezawodne, uczy prostaczka mądrości.
Jego słuszne nakazy radują serce, *
jaśnieje przykazanie Pana i olśniewa oczy.

Bojaźń Pana jest szczera i trwa na wieki, *
sądy Pana prawdziwe, a wszystkie razem słuszne.
Niech znajdą uznanie przed Tobą słowa ust moich i myśli mego serca, *
Panie, moja Opoko i mój Zbawicielu.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (Ps 51,12a.14a)


Aklamacja:
Chwała Tobie, Słowo Boże.

Stwórz, o Boże, we mnie serce czyste
i przywróć mi radość z Twojego zbawienia.

Aklamacja: Chwała Tobie, Słowo Boże.

  

 
PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 138,1-2a.2bc-3.7c-8)


Refren:Pan mnie wysłuchał, kiedy Go wzywałem.

Będę Cię sławił, Panie, z całego serca, *
bo usłyszałeś słowa ust moich.
Będę śpiewał Ci psalm wobec aniołów, *
pokłon Ci oddam w Twoim świętym przybytku.

I będę sławił Twe imię *
za łaskę Twoją i wierność.
Wysłuchałeś mnie, kiedy Cię wzywałem, *
pomnożyłeś moc mojej duszy.

Wybawia mnie Twoja prawica. *
Pan za mnie wszystkiego dokona.
Panie, Twa łaska trwa na wieki, *
nie porzucaj dzieła rąk Twoich.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (2 Kor 6,2b)

Aklamacja:
Chwała Tobie, Słowo Boże.

Oto teraz czas upragniony,
oto teraz dzień zbawienia.

Aklamacja: Chwała Tobie, Słowo Boże.
 

 

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 119,1-2.4-5.7-8)

 Refren: Błogosławieni słuchający Pana.

Błogosławieni, których droga nieskalana, *
którzy postępują zgodnie z prawem Pańskim.
Błogosławieni, którzy zachowują Jego upomnienia *
i szukają Go całym sercem.

Ty po to dałeś swoje przykazania, *
by przestrzegano ich pilnie.
Oby niezawodnie zmierzały me drogi *
ku przestrzeganiu Twych ustaw.

Będę Cię wysławiał prawym sercem *
gdy nauczę się Twych sprawiedliwych wyroków.
Przestrzegać będę Twoich ustaw, *
abyś mnie

nigdy nie opuścił

 Aklamacja: SłowaTwe, Panie, dają życie wieczne.
 

Dodano 13/4.3.2014. Źródła:

http://www.paulus.org.pl/czytania.html?data=2014-3-9

i następne…

***

Nie bójcie się słabości człowieka ani jego wielkości. Człowiek zawsze jest wielkim, także w słabości!"

 

Jan Paweł II

 

***

„Najgorzej jest być nikim dla kogoś, kto jest Dla Ciebie wszystkim…”

 

***

Tylko przyjaciel potrafi podnieść cię, gdy upadniesz..."

 

***

Twe Światło jest na drodze mej..."

 

Żródła: www.mojageneracja.pl

 http://www.youtube.com/watch?v=qibAjQaFS9w&list=RDTVBdfitJ-ZI

***

Miłość, Przyjacielu, to nie wyścig szczurów, kto prędzej, kto szybciej, kto więcej, kto gorzej, kto lepiej, byle pierwszy. Widocznie za mało jeszcze przeżyłeś męczarni, żebyś to zrozumiał. 

 

Maria Anna Żółtowska 

***

Nie sztuką jest kochać świętych, ale też tych, którzy sprawili nam ból, żebyśmy sami odczuli, jak to boli, gdy innych ranimy.

                              

Maria Anna

Żółtowska

***

Nie temu jest trudno przedostać się przez ucho igielne, kto nim jest, lecz temu,

kto nim nie jest

i lęka się przejść

z powodu swych grzechów. 

 

Maria Anna Żółtowska

Najukochańszy i Najszlachetniejszy

o Najpiękniejszym i Najwierniejszym

Sercu Chrystusowym 

Nasz Ojcze i Bracie

oraz Przewodniku Franciszku!

 

Niech będzie umiłowane Święte Twojej Imię przez wszystkich teraz i zawsze!

Niech będzie ukochane Święte Twoje Imię przez poszukujących i żyjących miłością Bożą teraz i zawsze!

Niech będzie uwielbione Święte Twoje Imię przez poszukujących i żyjących uwielbieniem świętości Bożej teraz i zawsze!

Niech będzie uszanowane Święte Twoje Imię przez poszukujących i żyjących uszanowaniem Bożym teraz i zawsze! 

Niech będzie z godnością czczone Święte Twoje Imię przez poszukujących i żyjących godnością i prawdą Bożą teraz i zawsze! 

Niech będzie błogosławione Święte Twoje Imię przez Boga Najwyższego,

Jezusa Chrystusa

i Ducha Świętego

oraz Wszystkich Jego Świętych,

tudzież poszukujących

i żyjących Bożą Świętością wiernych

teraz i zawsze. Amen

 

Maria Anna Żóltowska

 

„Według niezmiennego prawa Boskiej Opatrzności godność duszy jest jednak najbardziej chłostana przez bunt ciała. Człowiek, który udaje równego Bogu, upada niżej jeszcze, niźli bezrozumne zwierzę. Luter jest smutnym historycznym przykładem tej Boskiej kary. W 1521r…”   Marucha | 2014-03-22 (sobota) o 07:01:48 | Categories: Historia, Kościół | URL: http://wp.me/p1G3D-azs Rozpusta Marcina Lutra by Marucha

***

Mężczyźni zakompleksieni poszukują kwiatka do samochodu, byle się tylko dobrze układał w wazonie i prezentował gdzie i kiedy trzeba, by inni go zazdrościli.

 

Maria Anna Żółtowska

 

***

Toksyczny mężczyźna boi się miłości i z lęku nie zaryzykuje. Choć nie uznaje feministek, czeka jednak, kiedy go kobieta "poderwie". Zachowuje się jak tchórz, nie umie walczyć o miłość. Stąd bez odpowiedzialności woli przeskakiwać z kwiatka na kwiatek.


Maria Anna Żółtowska

 

***

To toksyczni mężczyźni robią z kobiet feministki.

 

Maria Anna Żółtowska

 

***

Świadoma kobieta swojej miłości wie kiedy mężczyzna ją kocha, a kiedy chce tylko wykorzystać instrumentalnie albo z braku laku, i w związku ze związkiem układa on sobie różne scenariusze, bawi się w reżysera, wymyśla różne sztuczki, które na nic i tak się zdadzą, bo nie ma w nim miłości. Wciąż tylko gra, gra, gra.

 

Maria Anna Żółtowska

 

***

Toksyczny mężczyzna boi się zaryzykować i zawalczyć o miłość lub chowa się przed miłością z obawy o utratę swej

maski aktora

i władzy nad kobietą, choć to wcale nie o władzę w miłości chodzi ani żadną grę.  

 

Maria Anna Żółtowska

 

***

Toksycznemu mężczyźnie nie chodzi o kobietę, lecz o walkę z nią, jako pozornie słabszą od niego istotą, by mógł światu udowodnić, że z nią wygrał, że jego jest na wierzchu, choć to nie takie mądre i nie takie dobre.

 

Maria Anna Żółtowska

 

***

Toksyczny mężczyzna zabija w kobiecie ducha, zamiast podnosić ją na duchu.

 

Maria Anna Żółtowska

 

 ***

Toksyczny mężczyzna nie jest zdolny stworzyć odpowiedzialnego związku opartego na miłości, szacunku, trwałości, wierności i poczuciu bezpieczeństwa. Zawsze trafia jak kulą w płot "przez chwilę". I jak ognia boi się tej prawdy, która by mogła go uzdrowić. 

 

Maria Anna Żółtowska 

 

***

Toksyczny mężczyzna nigdy nie zrobi z kobiety świętej. Wręcz przeciwnie, z jakiejś utajonej zawiści, pamiętliwości, zazdrości zabija w niej to, co najpiękniejsze, najszlachetniejsze, najcenniejsze - co w niej boskie i święte.

 

Maria Anna Żółtowska 

 

***

Toksyczny mężczyzna nie jest w stanie poznać świętości w kobiecie, gdyż patrząc przez pryzmat swojego egoizmu i próżności, widzi tylko blichtr, pozory, pogoń za zaspakajaniem swoich jedynie cielesnych potrzeb na poziomie zwierzęcym. I to według swoich cielesnych odczuć nazywa świętością, nie bacząc na to, co mówi Jezus w Ewangelii o niezakopywaniu ludzkich talentów, które każdy otrzymał od Boga i je w sobie rozpoznaje oraz pielęgnuje i rozwija. Zatem duchowy przywódca powinien jeszcze pomagać je rozwijać w wiernych w słusznym celu, a nie je uśmiercać, i życzyć, że Duch w tej osobie martwy, co wskazuje, iż głosi jakąs swoją wydumaną chyba herezję, niezgodną z Ewangelią Jezusa. A wyższe wartości takie, jak cierpliwość, zrozumienie, przebaczenie, poświęcenie, współczucie, bezinteresowna pomoc i wsparcie, miłosierdzie, subtelność, powściągliwość, szacunek, godność, uprzejmość, ofiarowanie siebie dla miłości są jemu zupełnie obce, widocznie jak sam Bóg, w którego pewnie też nie wierzy, bogiem nazywając siebie, zamiast bratem w Chrystusie Panu, który powinien służyć maluczkim, jak Chrystus służył i im pomagać nieść na ramionach swój krzyż, dawać im dobry przykład. A nie ich jak faryzeusz krzyżować jak Chrystusa. Na to nie może być zgody i nie będzie. Jezus po to umarł za grzechy wszystkich, żeby świat zbawić od wszelkiego zła, uciemiężenia, niesprawiedliwości, kłamstwa i wyzysku człowieka przez człowieka. Abyśmy stali się wolni od grzechu jak jedna Boża Rodzina wszystkich sióstr i braci Jezusa, a nie po uważaniu księży lub po osobistych z nimi  znajomościach.   

 

Maria Anna Żółtowska

 

***

Tokstyczny mężczyzna szuka zawsze stanów zakochania, czyli dobrych wrażeń, by było jedynie przyjemnie, co zaprowadza go za każdym razem w ślepy zaułek i przynosi kolejne rozczarowanie, gdyż na tym kończy się jego potrzeba cielesnej miłości i zaprzepaszczenie kolejnej  szansy na osobisty rozwój duchowy, psychiczny i intelektualny. 

 

Maria Anna Żółtowska

 

***

Toksyczny mężczyzna szuka wiecznie swojej ofiary, zaczynając od podporządkowania jej sobie. Gdy kobieta zachowuje się asertywnie, ten obraża ją i nieludzko z obsesyjną manią prześladowcy w najróżniejszy sposób nęka, bez realnych powodów mszcząc się na niej; angażuje w to nawet postronne osoby, poświęca na to całą swoją energię i czas, nie zdajac sobie sprawy, że potrzebuje fachowej pomocy. 

 

Maria Anna Żółtowska

 

***

Tylko ludzka ułomna, skarłowaciała  miłość jak zwykle zawodzi. Prawdziwa miłość jest za nic i nie ustaje, gdyż nosi się ją w sercu jak dziecko. Co może taka czy taki wiedzieć na temat miłości dziecka, nakazując dorosłym, by stali się jak dzieci, jeśli sami nigdy nie rodzili i nie mają pojęcia, jak zachowuje się dziecko. A tak a'propos - dziś dziecko tworzy programy komputerowe, to nie jest już dziecko Średniowiecza. Umie samodzielnie myśleć i wyciągać logiczne wnioski. Czy takie dziecko należy źle osądzać, podejrzewać o złe czyny, które czyni najprawdopodobieJ sam  podejrzewający, prowokując je do zwady, urazy, które nosi w sobie, jakby mało było zła wokół, a potem je karać? - Nie! Z takiego dziecka należy się cieszyć i docenić w nim to, co sobą reprezentuje, nie deptać go bezbronne! Nie zabijać, nawet słowem! A może jest to tresura zimnego chowu?  Więc najpierw trzeba zacząć ją od siebie! I samemu wprowadzić w życie! I wypełniać Dziesięć Przykazań Bożych! Nie zabijaj! Zachęcam z oskarżaniem przejść z innych na siebie - jeśli już. I nie stawać się powodem czyjegoś grzechu. Grzechu bezbronnego dziecka! 

Pozwolić dzieciom spokojnie i godnie żyć!  Również tym dojrzałym dzieciom! Albo wrócić do szkoły dobrego

      wychowania!?         

 

Maria Anna Żółtowska

 

***

Czy to nie wielki egoizm, przewrotność, rzucanie klątw i zaklęć  oraz zakłamanie niektórych "ludzi z powołaniem" (ciekawe do czego?), jeśli najpierw modlą się o Ducha miłości, a gdy przychodzi do wiernych, Go zabijają mówiąc, niech Duch stanie się w tej osobie martwy, czyli też osoba? Bo z Duchem się rodzimy. A potem znowu wzywają Go już tylko dla samych siebie, czyli "kapłanów królewskich", mając w poszanowaniu wiernych uczestniczących w kościele. Czy na tym polega mądrość prowadząca do zgody i miłość bliźniego naszych duchowych przywódców, byśmy nie zbądzili - jak oni to mówią - i zeszli z dobrej drogi, a weszli na złą, za ich przykładem? Czy może to przejaw egoizmu, egotyzmu, wyklinania ludzi ze spłeczności przez dokuczanie, krętactwa, przewrotność, różne podchody, gierki, zwodzicielstwo, podstępne, a więc falszywe podejścia do bliźniego? I podejrzewanie go o konszachty z Szatanem? Jeśli już - to może z nimi?  Może dlatego im tak bardzo na tym zależy, żeby jednak przestać do kościoła chodzić? Bo nie nadajemy się do zbiorowej szatańskiej hipnozy z piekła na ziemi rodem?

 

Maria Anna Żółtowska

 

***

Czy głośne i publiczne wypominanie w kościele przez księdza wiernym uczciwie zarobionych pieniędzy, innych dóbr materialnych oraz ich posądzanie o to, że zdobyli je po znajomości, nie jest większym grzechem tego kapłana niż każdy inny grzech maluczkiego, który mu sromotnie wypominają i przez to go piętnują i szykanują z zawiści i pomsty za coś tam "jeszcze" , co im się w głowach uroiło? A Pismo mówi, cokolwiek masz do brata swego, idź najpierw przeproś go, oddaj mu należną cześć, honor i godność, dopiero wróć, aby się modlić. Czy aby wszyscy kapłani przestrzegają tych Ewangelicznych reguł? W takim razie jakim prawem pouczają innych podczas Mszy świętej, sami nie czyniąc zawsze dobra i nie dając swoim zachowaniem dobrego przykładu? A może też sądzą innych według siebie? Sami wszystko załatwiają po znajomości? I komu chcą po znajomości? Może kościoły pobudowali po znajomośc? Jeśli chodzi o mnie, dla jasności, może wreszcie przewidzą, wszystko otrzymuję, co mi potrzeba do godnego życia, swoją pracą "otrzymaną po znajomośći" z Panem Bogiem. Bo Bóg mój jest Najpotężniejszy z potęg i jest mi twierdzą i warownym obronnym murem staje zawsze ze Swą mocą przede mną i za mną, z lewa i prawa, nade mną i pode mną. I nie brak mi niczego, a wszelkich moich nieprzyjaciół i wrogów w pył zetrze, i już ściera, i rozwiewa po pustyni, za te cięgi, co rzucają w murem otaczajacego mnie Boga, a Bóg im to oddaje co w Niego rzucają, oddala to ode mnie i mnie przed tym chroni, bo wie, że wierna Jemu jedynie jestem. A ja Bogu mojemu za to dziękuję codziennie, zaś wrogom i nieprzyjaciołom z góry przebaczam, żeby mieli sen spokojny, słodki sen!  

 

Maria Anna Żółtowska

***

Do stworzenia stałego związku kobiety z mężczyzną wg psychologów potrzebne są u mężczyzny cechy dobrego opiekuna takie jak: cierpliwość, samokontrola emocjonalna, szczerość, wyrozumiałość, odpowiedzialność, ufność, optymizm, czułość, potrzeba bliskości, kultura bycia.

 

Maria Anna Żółtowska
Dnia 6 marca 2014  

 

 

 „Zbyt silne emocje i presja, żeby już kogoś spotkać, często prowadzą do bólu i błędnych decyzji”.

 

Autor: Maria Rotkiel

wraz z zespołem Pracowni Poznawczo – Behawioralnej

[w:]

https://www.sympatiaplus.pl/artykul/1155,na-co-zwracam-uwage-i-co-pomijam.html

Dodtęp.: 24.3.2014.

 

Miłość od pierwszych chwil